Po śmierci każdego człowieka – a szczególnie, którego się ceniło, siłą rzeczy i niezależnie od czasu przewijają się przed oczami zwłaszcza te momenty, które uczyniły dla nas ową Postać ważną. Gdy mowa o kimś sięgającym wyżej niż codzienność – by umotywować ów osąd, refleksja ogólniejsza staje się koniecznością. Sądzę też, iż jest to nie tyle i tylko sprawą sentymentu co raczej obowiązkiem wobec następców. Chodzi o przekazanie owych najważniejszych doświadczeń oraz okazania i przekazania postaw, faktów, wartości, które razem stanowią o ciągłości – jako wspólnoty.
Mówmy o świadectwie wartości, które są podstawowe, są czymś co nas spaja i pozwala się bronić przed zniszczeniem. Co z tym przekazem zrobią i jak do niego podejdą nasi następcy – to już ich sprawa i odpowiedzialność. Przed kim? No właśnie, przed ich następcami czyli też i Bogiem i Ojczyzną. Tak było od czasu gdy powstało nasze Państwo – upadek był właśnie owocem zerwania ciągłości a odzyskanie niepodległości nastąpiło przez przedłożenie wartości nad często – własne życie. Dziś musimy to uszanować, choć połączenie prawa i odpowiedzialności słabo wygląda a szkoła i rodzina wciąż nie mówią jednym głosem. I to grozi realną samolikwidacją, wchłonięciem, zniewoleniem. Tak więc, kiedy jak kiedy ale dziś – przy uwiądzie przekazu rodzinnego – zrywaniu ciągłości pokoleniowej - te sprawy nabierają już bardzo dużego znaczenia. Wręcz decydują o wolności lub – zniewoleniu. Dodatkowo, ileż to razy o znaczeniu przekazywanych wartości, zasad i ocen faktów przekonujemy się w ogóle je nawet zauważając, dopiero po jakimś czasie.
Stare to bo Bibilijne - mówiono wam a nie słyszeliście, mieliście przed oczami a nie widzieliście. Gdy ktoś – depozytariusz wartości i przekazu odejdzie - wtedy to dopiero zaczyna brakować rozmowy, świadectwa, oceny czegoś z czym się właśnie zmagamy. I tak zanika nauka z historii czyli pamięć zbiorowa. Społeczeństwo ślepnie i głuchnie. Oczywiście, każdy ma swoje świadectwo i swoją fragmentaryczną pamięć. Jednak dopiero z wielu takich cegiełek, zbieranych przez pokolenia może się złożyć cała mozaika przekazu o doświadczeniu. Każde pokolenie zaczyna jakby od zera. Czy może się tak odbyć jakikolwiek rozwój?
Te parę zdań było koniecznych, by zaproponować przyjęcie mojej relacji tylko jako cegiełkę do trwałej pamięci o świadectwie życia człowieka, który właśnie zmarł. Zmarł w wieku 98 lat. Całość opowieści będzie trzeba dopiero składać, ja mogę tu opowiedzieć tylko, i aż, swoje osobiste doświadczenie nabyte z kontaktu z osobą, Sądzę, że składać dalej - warto. I do tego namawiam każdego świadka życia takich ludzi jak Pan Władysław Zawiślak.
Właśnie ku pobudzeniu refleksji nad sensem i skutkami niedbałości o Tenkraj zwany czasem Polską. Tenkraj bywa dziś już dla niektórych niepolską.|
Dla Pana Władysława tak często dziś obśmiewane wartości były i to od młodości jedną osią, drogowskazem wystarczającym powodem, do uporu i widzenia dalej niż własny pępek. Przedwojenne Harcerstwo, Szare Szeregi, konspiracja, po wojnie - udział w próbie odbudowy harcerstwa – w konsekwencji późniejszy – jak sam napisał Czas Wielkiej Próby, czyli kazamaty bezpieki i więzienia po wyroku, Inżynier, Działacz Solidarnościowy, twórca i moderator myśli o pracy u podstaw w zakresie dbałości o Patriotyzm, Polską gospodarkę, Polskie Środowisko w jej najlepszym jakościowo segmencie – rolnictwie. Łącznie. To pokolenie tak miało – należy się zachować jak trzeba.
Czy dzisiejsze tak też ma? Warto pomyśleć.
Wyraźnie powiedzmy, iż mowa o człowieku zwykłym w codzienności i niezwykłym w czynach, na dodatek wraz ludźmi podobnie myślącymi, działający przy braku elementarnego zrozumienia przez ważnych i tego, co przedkładał, i na podstawie jakich myśli to robił i … co oznacza to co czyni, i inicjuje. Równocześnie mówmy o osobie w pełni i bezwarunkowo przyjmowanej i lubianej przez otoczenie. Mnóstwo odznaczeń, a jednym dla Niego – wiem, że ważne – Order Uśmiechu i drugie - ranga Harcmistrza, Nie mówiąc o awansach wojskowych i kombatanckich.
W tym tekście spróbuję opowiedzieć tylko o tym czego sam doświadczyłem, czego sam byłem świadkiem i co z tego chcę zachować oraz przekazać.
Pana Władysława poznałem niby dawno, ale jednak i tak późno jak na Jego aktywność. W drugiej połowie lat 80 tych. Nawet nie Solidarność, a okres mojego działania we Wspólnocie Ekologów przy kościele OO, Reformatów. Bliżej zacząłem z Nim współpracować dopiero w połowie lat 90 tych – gdy zaangażowałem się w działania utworzonej z Jego inicjatywy Fundacji Ekorozwój – to koniec lat 90 tych. To ściślejsza współpraca w tej Fundacji w ramach i nie tylko jej ogólnej działalności, ale i przy tworzeniu oraz realizacji programu „Ekozlewnia” O nowatorstwie tego projektu można w skrócie powiedzieć tyle, że z losów tego programu i z niewykorzystania - do tej pory - myśli i propozycji w nim zawartych, czynię władzom tych terenów od Rabki po Dobczyce wręcz fundamentalny zarzut hamowania jego rozwoju. Dlaczego? – Tego tu nie roztrząsam – skutek się liczy czyli zaniechanie. Tyle, że w tym kontekście, aż irytujące mogą być dziś, dla mnie - bezsensowne narzekania na nieudostępnianie turystyczne zalewu, na ucieczkę młodzieży z lokalnej aktywności, na degradację zawodową i kulturową terenu.
Środki zaradcze - mieliście ludzie dane na tacy.
Chciałby się powiedzieć – macie co chcieliście i czego się nadal trzymacie jak pijani płota. Byle od wyborów do wyborów. Od obiecanek do wskazywania winnych tam gdzieś – w Krakowie, Małopolsce w Warszawie. Fatum nad Dobczycami? Zdziwienia i narzekania nie przyjmuję do wiadomości.
Właśnie ze względu też na pamięć o Panu Zawiślaku.
Szkoda rozwijać wyjaśnianie problemów – bo tu nie o tym mowa, Ważne, że te koncepcje były dziełem – choć właściwie większego środowiska, to On właśnie te myśli przekładał na realia i czyny. On - ów inżynier – formalnie budowlaniec.
I proszę sobie wyobrazić, iż pomimo prowadzenia z nim i to paroletniej współpracy społecznej – nie miałem bladego pojęcia z kim mam do czynienia. Choć sygnał klasy charakteru otrzymałem, Byłem świadkiem zdarzenia, które mi już powiedziało, że mam do czynienia z jakimś niezwykłym człowiekiem. Oto w czasie zamkniętego spotkania jeden ze stosunkowo młodych jego uczestników zachował się mało powiedzieć – po chamsku, w stosunku do leciwego już Pana Władysława, Tego bym chyba nie wytrzymał i potraktował tego chama – jak się to mówi z buta. Pan Władysław popatrzył tylko na niego jak na śmiecia, spokojnie strzepnął klapę marynarki – i kontynuował prowadzenie spotkania. Mnie sparaliżowało. Nie zdążyłem nawet nic powiedzieć bo chamidło wyszło i już potem go na szczęście już nie spotkałem. Dziś wiem, że u Pana Władysława zadziałało doświadczenie z przesłuchań w ubecji.
Bo oto z kim mam do czynienia dowiedziałem się nieco później. Oto pewnego razu – Pan Władysław – zaprosił mnie – takim oto niezobowiązującym tekstem - wiesz może być wpadł do Domu Polonii – tam będzie spotkanie dotyczące mojej książki. Jakiej, o czym? Nie powiedział. To było spotkanie w związku z wydaniem Jego książki „Wielka próba”. Dopiero tam – i z tej książki, się dowiedziałem z kim mam do czynienia. Rocznik 1922 czyli w momencie wybuchu wojny był człowiekiem 17 to letnim – naturalna kolej - Szare Szeregi. I już po wojnie pobyt w Tarnowskim więzieniu to można powiedzieć – cudowne ocalenie przed wywózką do Auschwitz. Konspiracja, po wojnie tajne harcerstwo organizacja od Tarnowskiego po Śląsk - i wpadka – wsypa - nieudana ucieczka – w czasie której złamał sobie nogę – co jak mówił – uratowało mu życie o tyle, że nie został zastrzelony w czasie próby ucieczki. Dalej ciężkie śledztwo – chłopak wtedy dwudziestoparoletni. Mówił mi, że przetrzymał to tylko dlatego, że współwięźniowie – czasem pospolici przestępcy - pomagali po „przesłuchaniach”, w leczeniu złamanej nogi oraz dlatego, że jak twierdził miał wsparcie w wierze, znajomości pieśni i modlitw – które też dały silne wsparcie i oparcie.
W czasie wspomnianego spotkania – jakiś staruszek - Jego kolega - zadał pytanie – Władziu ty chyba wiesz kto wsypał –powiedz. To był rok 2001 czyli rozmawiają panowie w wieku już przełomu 70/80 ciu lat Po takich przejściach! Odpowiedź - wiem, ale nie mam twardych dowodów – to nie mam prawa powiedzieć. Nie na darmo w konspiracji przysięga harcerska była uznawana za przysięgę wojskową. W wojsku podziemnym nie była powtarzana. Dalej byłem świadkiem pracy społecznej wiekowego pana o umyśle i energii młodzieńca. Wiem, że wysoko sobie cenił harcmistrzostwo, kontakty z młodymi ludźmi – którzy - o dziwo - go słuchali i chcieli słuchać. Byłem uczestnikiem kilku takich spotkań. On prawie nigdy nie opowiadał o sobie a o sprawach. Kawaler Orderu Uśmiechu. Kiedyś trafił przeze minie do Niego pewien uczeń klasy wtedy 8 – mej z prośbą o wywiad. Przyszedł nań przygotowany – w aparaturą do rejestracji, przygotowaną myślą i pytaniami. Za pracę przygotowaną na podstawie tego materiału otrzymał I-wszą nagrodę w Konkursie Ogólnopolskim. Dziś ten chłopak już kończy studia. Ta sprawa bardzo mnie przyznam pocieszyła.
Pan Zawiślak – wciąż przekazywał i chciał to robić – dosłowne i praktyczne znaczenie słów Bóg Honor i Ojczyzna.
Dziś w około połowie społeczeństwa wygląda na to, że te słowa są traktowane jako niepotrzebny balast. To nie są moje przypuszczenia a wyniki wyborów. Kartek nie wrzucają krasnale, a ludzie. W PE pojawiają się wybrani legalnie – neotargowiczanie, Sądy szaleją w wyrokach kompromitujących pojęcie sprawiedliwości i po prostu przyzwoitości.
I tu pojawia się konieczność zupełnie zasadniczej refleksji.
Pan Zawiślak przez całe życie podejmował kolejne formy swojej nie tylko walki ale wierności zasadom. Miał 17 lat – a potem całe koleje życia – Jemu się udawało – zachowywanego aż do naturalnej śmierci.
To teraz wyobraźmy sobie – ba – nawet nie musimy sobie wyobrażać – wybuch wojny burzącej wszystko co wcześniej było pewne i najcenniejsze. Tak jak Jego to spotkało we wrześniu 1939. Piszę tak, bo dziś wojna trwa – nie bombami zapalającymi a nalotami dywanowymi antywartości i interesów. Jakby nie zauważana a jednak realna.
Wtedy – w 1939 r – praktycznie wszyscy zabrali się za przeróżne formy obrony Ojczyzny. A dziś? Kto sobie mówi – poświęcę święty spokój dla wartości i znaczenia słów. Połowa myśli – po co nam Przekop, po co nam CPK skoro będzie lotnisko w Berlinie. Po co rozwijać rolnictwo, przechowalnictwo, energetykę skoro UE nakazuje natychmiastową rezygnację z węgla w imię teorii globalnego ocieplenia co oczywiście nie przeszkadza budowie elektrowni na węgiel brunatny po wycince hektarów lasu tuż za polską granicą. Trwa – nie czarujmy się – wojna gospodarcza, jak w sumie zawsze, każda miała i ma takie podłoże. Trwa ale środkami bojowymi z wyrzutniami w bankach i gremiach politycznych. Tyle że dziś na dodatek mamy też i „naszych” naciskających cyngle. Niestety. Hańba im wieczna.
Ilu mamy dziś zdeterminowanych do obrony, walki o wartości i nie o Tenkraj a o Polskę. Nie ma się co dziwić dlaczego i kto podnosi raban przy każdym kroku oswobodzenia się od komunistów w Sądach, nie można mieć złudzeń dlaczego pojawienie się człowieka pokroju prof. Przemysława. Czarnka działa jak płachta na byka. To wszystko są działania kontr ofensywne w tej nowoczesnej wojnie i „grożą” pojawieniem się aktywnych i świadomych następców Pana Władysława Zawiślaka.
Popatrzmy - samo pojawienie się formacji terytorialsów – jaki wywołało jazgot. Czy ktokolwiek może zaprzeczyć potrzebie podobnej formacji? Te są na całym świecie – u nas są rzekomo zagrożeniem. Czego? Praworządności i demokracji. Na psa urok.
Patrząc na postać i pamięć o Panu Władysławie i widząc co się dzieje dookoła – i musi się to powiedzieć właśnie jako Jego Testament Życia - zobaczmy swoją odpowiedzialność i spróbujmy przed wrzuceniem karki wyborczej czyli czynnym uczestnictwem w dostarczeniu amunicji i narzędzi – dobrze się zastanowić. Nad prostym pytaniem – ilu dziś jest Zawiślaków a ilu uważających, że Tenkraj wymaga tylko uległości a nie walki o swoje miejsce. Ilu dziś stanie do nowych Szarych Szeregów – te dziś są walką w codzienności o pielęgnację tego samego, nie przebrzmiałego – a mającego nowe formy Bóg Honor i Ojczyzna.
Czy nawet rozsądna jest zamiana tej triady na gościa siedzącego na balkonie w pozycji małpy, na pojęcie opłaca się – lub nie opłaca i na internacjonalizm. Powstańcy nie pytali czy się opłaca. Kto dziś mówi o zbrodniczym Powstaniu Warszawskim – dzięki któremu nie byliśmy kolejną Republiką. Krajem okupowanym, pod butem ale jednak z szansami na wyrwanie się.
Internacjonalizm mości sobie wpływy od XIX w. i został zatrzymany Cudem nad Wisłą, nazwany zbrodnią, w Katyniu, na Syberii, w kazamatach UB, na Wołyniu – lista nieugiętych z B-pem Baraniakiem Kardynałami Stefanem Wyszyńskim, Adama Sapiehą z Karolem Wojtyłą – świętym włącznie – jest długa.
Czy są dziś ci, którzy są otwarci na takie poświęcenia? Może i trudniejsze do podjęcia – bo nie narzucane terrorem fizycznym a terrorem poprawności politycznej. To z nią należy walczyć dostarczając podstaw do utrzymania Wolności i Niepodległości. Trudno wątpić.
Takie to myśli przywołuje postać, której byłem świadkiem i to wyrywkowo tylko przez relatywnie krótki czas.
Ale wystarczy i to proponuję przemyśleć.
Dr inż. Feliks Stalony-Dobrzański
Kraków 07.10.2020 r