Nie jestem Jackiem Bartosiakiem ani Markiem Budziszem więc moje pojmowanie wojny i obecnego rosyjskiego zagrożenia może być jedynie instynktowne i opierające się na wiedzy zasłyszanej, informacji przekazywanych przez znacznie lepiej poinformowanych i z pewnością bardziej doświadczonych w kwestiach bellony niż ja. Nie mniej jednak, opierając się na tym czego się dowiedziałem i na przeczuciach, jakie taki stary pisior jak ja może w tej kwestii mieć, spróbuję zmierzyć się z tematem naszej, polskiej obronności.
Nie jest tajemnicą ani teoretycznym rozważaniem, że trzydzieści lat Polski pookrągłostołowej to okres wojskowej mizerii.

Armia przycięta do minimalnych rozmiarów, zlikwidowane całe jednostki i duże formacje wojskowe jak choćby rozformowana w 2011 roku 1 Warszawska Dywizja Zmechanizowana im. Tadeusza Kościuszki w Legionowie. Jakiś czas temu starałem się w internecie dotrzeć do informacji o mojej byłej jednostce, w której służyłem jako żołnierz służby zasadniczej. Udało mi się, lecz to, co ujrzałem nie było przyjemne. Zobaczyłem zdjęcia zabitej deskami i zarośniętej chwastami ruiny koszar mojej jednostki. Obraz ten zapadł w pamięci i stał się symbolem sytuacji w jakiej przez lata znajdowało się wojsko polskie.
Pollscy premierzy nie dbali o wojsko. Zapatrzeni na zachód, pewni, że rosyjski kolos upadł i już się nie podniesie oraz przekonani o końcu historii przestali dbać o wojsko, odsuwając je na bok swoich politycznych interesów.
O wojsko nie dbał także Tusk, w końcu, jak mówił Komorowski, dobry lotnik poleci nawet na drzwiach od stodoły, więc dobry żołnierz pewnie, jak będzie musiał to i z kija wystrzeli. Owe podejście do wojska i armiI zmaterializowało się w postawieniu przez Tuska na czele resortu byłego lekarza psychiatry Bogdana Klicha. Pod rządami przyszłego prezydenta Europy polska armia przypominała bardziej niechciane, psychodeliczne dziecko w zielonym, harcerskim mundurku niż siły zbrojne mające moc obrony ojczyzny. Jedno jest pewne, nie było wtenczas żadnej koncepcji wykorzystania wojska polskiego w wojnie obronnej przed agresorem ze wschodu. U Tuska, mimo napaści wojsk rosyjskich na Gruzję, Rosja była na topie. Przechadzki z Putinem po Sopockim molo i spijanie sobie z dzióbka, zaproszenie króla Europy do Moskwy, wszystko to powodowało dreszcz rozkoszy na rudych plecach i jakże dla Tuska ważne, poczucie ważności, choć nieco zważone określeniem jakiego dorobił się w rosyjskich gazetach: "naszego człowieka w Warszawie". Owej pro putinowskiej i pro rosyjskiej sympatii nie zachwiał ani zamach smoleński, ani rosyjska inwazja na Ukrainę. Na jotę nie zdefiniowano nowego rosyjskiego zagrożenia i nie zreformowano pod tym kątem polskiej armii, a tym bardziej jej nie wzmocniono. Tusk cały czas trwał w przyjaźni z Rosją, tak jak Jaruzelski w przyjaźni że Związkiem Radzieckim.
Trzeba być jednak uczciwym! Kiedy do władzy doszło Prawo i Sprawiedliwość, błędem niewybaczalnym było postawienie na czele resortu obrony Antoniego Macierewicza, który z upodobaniem otaczający się młodymi mężczyznami za pomocą jednego z nich, niejakiego Misiewicza spowodował niezłe zamieszanie w resorcie. W ogóle Macierewicz będąc człowiekiem konfliktu i konfrontacji takie właśnie emocje wniósł w resort, który na drogę rozwoju wprowadził dopiero jego następca Mariusz Błaszczak. Jedną rzecz trzeba jednak Antoniemu Macierewiczowi oddać, to on utworzył WOT - Wojska Obrony Terytorialnej.
Niedawno Jarosław Kaczyński i Mariusz Błaszczak podpisali nową koncepcję rozwoju armii. Mimo, że w niej wojsko ma liczyć trzysta tysięcy żołnierzy, którzy według zapowiedzi będą mieli służyć w nowych, zreformowanych strukturach, to jednak ów drogowskaz rozwoju wojska wydaje się spóźniony i mało realny. Chociaż PiS , jak nikt przed nim, rozpoznał rosyjskie zagrożenie i zaczął systematycznie zwiększać środki, wzmacniające wojsko to w konfrontacji ze skalą zagrożenia owe wzmacnianie zdaje się być nieproporcjonalne i zbyt powolne. Dopiero niedawno podjęto próbę zreformowania tej części ministerstwa obrony, odpowiedzialnej za zakupy sprzętu, które nadal nie są przeprowadzane tak szybko jakby mogły, zaś otwartość odpowiedzialnych za zakupy wojskowych budzi wyjątkowe duże wątpliwości, co do uwzględniania wszystkich wartościowych, polskich producentów techniki wojskowej.
Innym problemem są duże, polskie firmy zbrojeniowe, które nie działają tak prężnie jakby mogły, zaś podpisane z resortem obrony umowy często się ślimaczą i powielokroć na nowo negocjowane są końcowe terminy dostarczenia sprzętu i wykonania remontów. W ogóle wydaje się, że polskich firm jest za mało albo część z nich z jakichś nieokreślonych powodów, nie jest dopuszczana do przetargów
Powołana została, stacjonująca na wschodzie 18 Dywizja zmechanizowana "żelazna", jednak zanim zostanie w pełni ukompletowania miną lata. Podobnie wygląda sytuacja pozostałych trzech polskich dywizji. O tym jak są ukompletowania wie tylko ministerstwo obrony, ale z pewnością nie jest to ukompletowania pełne. Problemem jest także szybkie znalezienie rekruta, który będzie chciał zostać żołnierzem. Mizerota demograficzna robi swoje, zaś coraz bardziej konsumpcyjnie zdegenerowane społeczeństwo powołuje na świat tabuny chipsterów którzy głęboko w swoich pryszczatych odwłokach mają Boga, Ojczyznę i Honor, a tych którzy reprezentują pożądane wartości jest zwyczajnie za mało. Odejście przed wieloma laty od obowiązkowego poboru, zaprzestanie prowadzenia lekcji przysposobienia obronnego i porzucenie idei państwa patriotycznego skutkuje powstaniem pustyni poborowej i mimo tego, że Prawo i Sprawiedliwość próbuje wrócić do starych, dobrych wartości, miną dziesięciolecia nim pustynia pokryła się bujną trawą o ile, rzecz jasna, PiS będzie rządził. Powrót do władzy PO ponownie zaorze rodzący się patriotyzm i sprowadzi Polskę do roli przedłużenia Niemiec i bezideowego oraz bezbronnego państwa fasadowego.
Czasu jest mało. Rosja szczerzy kły i jest pewne, że nie zostawi Rzeczpospolitej w spokoju. Sojusznicy stają się niepewni, zaś Polska, która powinna przestawiać się na militarną gotowość, przypomina zardzewiała zwrotnicę z zapieczonymi przekładniami. Odnosi się wrażenie zwlekania z wykonaniem przez polskie władze stosownych ruchów i obawy przed działaniem, albo nieprzygotowania do stawienia czoła zagrożeniom. Już dziś, z dnia na dzień należałoby znacząco zwiększyć środki na obronność i propagandowo przygotować społeczeństwo do możliwej wojennej konfrontacji. Jeśli takie istnieją, należy wdrożyć natychmiast scenariusze wojny obronnej i przygotować do konfliktu wszystkie jednostki jakie posiadamy. Należy wojennie usposobić wojska OTK i jak najszybciej odbudować obronę cywilna bazując na starszych poborowych nie podlegających w pierwszym rzucie poborowi. Wszystko to należy robić już teraz nie oglądając się na zdegenerowana opozycję i głosy z zagranicy aby nie drażnić Rosji. Każdy dzień, kiedy tego nie robimy, przybliża nas do klęski.
Nad polską granicę, ponoć w celu przeprowadzenia wielkich ćwiczeń z Białorusią, ściągnięte z dalekiego wschodu ma zostać 200 eszelonów (od 100 do 200 tysięcy ludzi) rosyjskich żołnierzy. Być morze atak na Ukrainę to rosyjska "maskirowka", a prawdziwym celem, uzgodnionym z Niemcami będzie Polska?! Niemożliwie? Bynajmniej!

Tekst zamieszczono na Salon24.pl 31 stycznia 2022r