Aby wszystko było jasne: słowa "wydyma" w tytule nie użyłem w znaczeniu "nadmie lub wybrzuszy np.: żagle", bo jako stary żeglarz nic przeciw takiemu wydymaniu nie mam, ani w znaczeniu "potraktuje instrumentalnie odbywając stosunek seksualny", bo jako małżonek - monogamista nie mam ochoty na stosunek z jakimś nieznajomym wiatrem. Użyłem jego w znaczeniu "oszuka". Jest to oczywista polemika z tymi, co jak bloger Kemir (i kilku innych) wielką nadzieję widzą w "Konwoju wolności".
Zamiast zdrowego rozsądku - sztucznie stworzona, pozorna alternatywa

W Polsce (a może i na świecie - nie wiem, tak dogłębnie nie badałem) od samego początku stworzono sztuczną alternatywę pozornie binarnego wyboru pomiędzy dwoma radykalizmami: koronohisterycznym i koronosceptycznym. Ta diabelska alternatywa nie pozostawiała żadnego skrawka zdrowego rozsądku umiejscowionego gdzieś pośrodku. Obie narracje były tak skrajne, że pozostawało tylko albo - albo. W pierwszych dniach było to albo "rząd ukrywa prawdę, mamy już dziesiątki zachorowań i zgonów w Polsce tylko nie ogłaszają tego bo czekają aby przykryć tą wiadomością kongres Platformy" albo "wiadomości podsyłane przez włoskie media to jedno wielkie oszustwo - nikt nie umiera, żadne konwoje ciał nie wywożą". Później, gdy Szumowski skutecznie powstrzymywał I falę, więc mieliśmy kilkakrotnie mniej zachorowań i zgonów w przeliczeniu na milion obywateli było albo "wypadamy tragicznie na tle państw zachodu, bo tam koronawirus już się kończy, a u nas liczba zachorowań do tej pory narastała, a teraz utrzymuje się na stałym poziomie", przy czym posługiwano się tak daleko idącą manipulacją, że w wykresie dla Polski dawano o jedno zero mniej niż dla porównywanych z nami państw (proszę się przyjrzeć - skala dla Polski kończy się na 12 500 a dla pozostałych państw na 125 000)

albo "cały ten koronawirus to jedna wielka ściema - czy znasz choć jednego człowieka, który by zachorował lub umarł?" Spęd dziwolągów od Tanajno i Brauna (w momencie przełożenia wyborów prezydenckich) to był prawdziwy wysyp świrów (co najlepiej pokazuje ten film ze "strajku przedsiębiorców"). A później było jeszcze gorzej: najpierw niszczenie autorytetu Szumowskiego wszelkimi, najbardziej niegodziwymi metodami z jednej strony i teksty o "statystach w szpitalach z drugiej" a jak Ministrem Zdrowia został Niedzielski, to doszło do tego że obydwie skrajne narracje zdały się w swym absurdzie okrążyć pół globu i spotkać się na antypodach - jedni krzyczeli o "pisowskim ludobójstwie", a drudzy wygrażali "będziesz pan wisiał" - mimo skrajnie różnych przesłanek ten sam wniosek - filozofom się nie śniły takie jaja! Te skrajności nie pozostawiały także miejsca na zdrowy rozsadek także w żadnej z kwestii szczegółowych. Przykładowo dla youtubowych domorosłych "ekspertów od wszystkiego (jak na przykład bijący rekordy oglądalności - przepraszam, ale muszę to napisać wprost: idiota "Dziki Trener") też jest albo - albo. Albo lekarze i naukowcy znają się na wszystkim, znają odpowiedzi na wszystkie pytania, potrafią bezbłędnie przepowiadać przyszłość - zwłaszcza jeśli pojawia się nowy, niezbadany wirus, albo "są do d..y, ch.ja warci i on - Dziki Trener ku..a je..na mać im tu pokaże co to jest mądrość i logika" (nie przesadzam - takim językiem posługuje się ten bardzo popularny "ekspert od wszystkiego"). A przecież dla każdego myślącego człowieka większe zaufanie powinien budzić lekarz lub naukowiec pokorny i znający swoje granice, potrafiący przyznać się że czegoś nie wie, nie jest w stanie w tej chwili dokładnie przewidzieć lub nawet przyznać się do błędu, niż zarozumiały buc, który wbrew dewizie Socratesa upiera się, że wie wszystko. I zaznaczę, że tym bucem może być "Dziki Trener" jak i doktor nauk medycznych... ale o tym na koniec.
Oczywiście w realiach tak kretyńskiego (a dokładniej: sztucznie zachęcającego do kretyńskich postaw lub niemal do nich przymuszającego) podziału trudno by było naiwnie wierzyć, że nie dosięgnie on także tematu szczepionek. Najpierw jedna strona krzyczała, że Narodowy Program Szczepień się wlecze i z tym tempem chętni do zaszczepienia w sile wieku będą czekali na szczepionkę trzy lata, a młodzi jeszcze dłużej, zaś druga strona krzyczała, że szczepionka zawiera mikrochipy zmieniające człowieka w posłusznego robota, jest apokaliptycznym "znamieniem bestii" powodującym wieczne potępienie, powoduje bezpłodność, mutacje genetyczne i więcej zgonów niż przechorowanie COViD-19 (którego według tej grupy ponoć wcale nie ma... jak to możliwe?) Niestety przy okazji wyszło na jaw, że "inteligencję" w Polsce mamy tak bardzo "wykształconą", że co drugi pracownik służby zdrowia bardziej wierzy internetowym ploteczkom niż stuletniemu doświadczeniu w pracy nad szczepionkami, zaś przykładowo taki profesor Kuna nie potrafi odróżnić grupy koronawirusów (które zostały wykryte w pierwszej połowie XX wieku) od konkretnego patogenu SARS-COV-2 który pojawił się na przełomie roku 2019 i 2020. Dlatego mimo 18 milionów Polaków (około połowa społeczeństwa) zaszczepionych dwiema dawkami liczba nieprzejednanych przeciwników szczepień zbytnio się nie zmniejszała. Wręcz przeciwnie, wiele spośród osób dotychczas niezdecydowanych stało się antyszczepionkowcami. Oczywiście większość obecnych antyszczepionkowców będzie twierdziła, że żadnymi antyszczepionkowcami nie są, bo są przeciwni podawaniu tylko szczepionkom (uwaga: WSZYSTKIM) przeciw tylko jednej chorobie, a pozostałe akceptują. Ich retoryka ewoluowała w kierunku przekonywania, że to jest "eksperyment", że ta szczepionka jest "niebezpieczna" bądź "nieskuteczna" (co poniekąd w świetle medycyny jest prawdą - żadna szczepionka nie jest w 100% bezpieczna ani w 100% skuteczna, a im szybciej mutujący wirus, tym mniej skuteczna i bezpieczna jest szczepionka... tylko to jest prawda, dla której zrozumienia potrzebne jest trochę rzetelnej wiedzy, a nie "wiedzy tajemnej" antyszczepionkowców). Należy tu jednak przypomnieć, że choć ich ideologia ewoluowała i w najnowszej odsłonie antyszczepionkowcy już "zeszli z drzewa", to nie zmienia faktu, że przejęli ją od kompletnych świrów (takich jak ta wariatka z filmu pod linkiem) którzy negowali nie tylko szczepienia przeciw WSZYSTKIM chorobom, ale także głosili wiele innych teorii wobec których nauka kona ze śmiechu (stąd określenia takie jak "foliarze", "płaskoziemcy" itp..) Tak się zastanawiam, czy stwierdzeniem "zeszli z drzewa" kogoś niechcący nie obraziłem (bo małpa ma instynkt samozachowawczy, a "antyszczepy" nawet tego nie mają).
Ta ogromna, sztucznie nakręcana polaryzacja praktycznie wyeliminowała z pola widzenia dwie ogromne grupy "normalsów".
• Tych, co zdecydowali się podjąć ryzyko przyjęcia dwóch dawek szczepionki, gdyż oceniają je jako niższe od ryzyka przejścia SARS-COV-2 bez żadnej wstępnej odporności, nie panikują z powodu koronawirusa, nie mają zamiaru w ciemno przyjmować dawki trzeciej, czwartej, piątej i dziesiątej tylko swoje dalsze postępowanie uzależniają od swojego stanu zdrowia oraz od dalszego rozwoju sytuacji i postępu medycyny, są zwolennikami szczepień, ale nie zmuszają do niego członków swojej rodziny ani innych osób. Ja przykładowo przyjąłem dwie dawki, trzeciej dawki nie zamierzałem przyjmować wcześniej niż na jesieni bieżącego roku (choć teoretycznie mógłbym ją przyjąć już teraz, a rok od drugiej dawki mija mi 24 czerwca), bo jestem w średnim wieku, w miarę silny, dwie dawki dają mi wstępną odporność, a latem ten wirus prawie nie atakuje (dlatego plany odłożenia trzeciej dawki na jesień). Jednak pod koniec listopada ubiegłego roku leciutko przeszedłem "deltę" więc teraz mam taką odporność, że przyjęcia trzeciej dawki wcale nie planuję.
• Tych, co nie zdecydowali się podjąć ryzyka przyjęcia szczepionek i zdecydowali się podjąć ryzyko konfrontacji z SARS-COV-2 bez wstępnej odporności, ale innych nie straszą szczepionkami, nie rozsyłają fake-newsów i "wiedzy tajemnej", nie zabraniają swoim rodzicom i współmałżonkom szczepić siebie i własne dzieci, nie traktują zarażania innych antyszczepionkową psychozą jako swojej misji i po prostu uważają, że każdy powinien na podstawie własnego rozeznania wybrać to, co jest najlepsze dla niego i jego rodziny.
A przecież te dwie grupy "normalsów" stanowią prawdopodobnie ogromną większość zaszczepionych i spory odsetek niezaszczepionych Polaków.
Dlaczego więc 99% aktywnych na Salonie 24 (tudzież innych forach) antyszczepionkowców pod każdym artykułem, który w 100% nie podziela ich antyszczepionkowej obsesji natychmiast wciska swoje komentarze, że autor albo jest opłacony, albo głupi, frajer, sra ze strachu, szczepi się setną dawką itp itd...??? A z drugiej strony dlaczego jeśli słyszymy o osobie niezaszczepionej, to dlaczego z automatu mamy przed oczami takiego właśnie fanatyka lub jego bezpośrednią lub pośrednią ofiarę?

Aż wreszcie się stało, co stać się musiało

Tak, to było wiadome od samego początku, że ten moment kiedyś nastąpi (i nawet miałem nadzieję, że nastąpi on jakieś pół roku wcześniej). Panie i Panowie - pandemia się zwija! Zgodnie z moimi przewidywaniami z przełomu roku Omikron zachował się tak, jak zgodnie z rachunkiem prawdopodobieństwa powinien się zachować: stał się bardziej zaraźliwy, ale znacznie mniej śmiertelny. I co? I jaja jak berety! W Polsce koronahisterycy rzutem na taśmę próbują zmusić rząd do podjęcia nerwowych działań i wprowadzania drakońskich praw (które od strony medycznej w tym momencie są zupełnie niepotrzebne) np.: obowiązkowych szczepień lub zdobyć pretekst do oskarżania rządu, że "nic nie robi". Trzynastu spośród siedemnastu "ekspertów" z rady medycznej przy premierze właśnie w tym momencie zapowiada Armagedon, obraża się na rząd, który ich nie słucha i składa rezygnację. A jednak Armagedona niet - okazuje się, że pierwszy z brzegu bloger- amator będący kompletnym laikiem w dziedzinie medycyny i znający temat koronawirusa wyłącznie z powszechnie dostępnych artykułów, które przeczytał (a kilka artykułów na ten temat na podstawie przeczytanych sam napisał) jak ja potrafi "na oko" (nawet bez wrzucania dokładnych danych do Excella) bezbłędnie przewidzieć rozwój (a w zasadzie zwinięcie się) pandemii w Polsce, a szanowna rada tego nie potrafi! I nie są to akurat ci naukowcy, którzy potrafią powiedzieć "wiem, że nic nie wiem - mogę się mylić, ale według mojej wiedzy na dzień dzisiejszy..." (takich czwórka jeszcze została) tylko tacy co się domagają bezwarunkowego posłuszeństwa z wyłączeniem jakiejkolwiek ich odpowiedzialności, a jak nie, to się obrażają, zwijają zabawki i idą do innej piaskownicy. Zamiast Armagedonu i przerabiania obiektów sportowych na kostnice - święty spokój. W Polsce zachorowania gwałtownie podskoczyły, ale później stało się to, co dało się przewidzieć już dwie niedziele temu: tyle osób wylądowało na kwarantannie (dlatego piszę "dwie niedziele" - wchodzę z dziećmi do kościoła na Maszę dla dzieci, a tam pustki... od razu domyśliłem się co będzie), że w połączeniu tej liczby z dużą ilością uodpornionych przez Deltę Omikron stracił "bazę" do zarażania, więc liczba zachorowań tydzień do tygodnia zaczęła spadać. Dania, Włochy i Wielka Brytania znoszą całkowicie covidowe obostrzenia, kolejne państwa także przygotowują się na ten ruch. No cóż... dogryzałem antyszczepionkowcom, że dopiero zeszli z drzewa, a po drugiej stronie takie "autorytety", że banany u nich też w cenie.

Stało się coś jeszcze. Z najnowszych badań wynika (to się może jeszcze zmienić, bo ten wirus wielokrotnie robił naukowcom psikusa... ale w tym przypadku nie sądzę, aby się zmieniło), że najsilniejszą i najbardziej długotrwałą odporność można nabyć na jeden z dwóch sposobów: albo przechorować COViD-19 jakiś czas po zaszczepieniu dwiema dawkami, albo zaszczepić się dwiema dawkami (i tylko dwiema - więcej nie potrzeba) jakiś czas po przechorowaniu. Okazuje się więc, że "normalsi" z pierwszej grupy (czyli ci, co się zaszczepili, ale nie szaleją z dawkami) mają rację. Nie Izrael, nie WHO, nie koncerny farmaceutyczne, ale także nie antyszczepionkowcy, tylko właśnie ci umiarkowani "normalsi".
Właśnie! Co w tej sytuacji robią antyszczepionkowcy? W Kanadzie właśnie zorganizowali "Konwój wolności". Rychło w czas, gdy pandemia się zwija - ale mają timing, niech ich "Gumowy Kaczor" kopnie (niezorientowanym wyjaśniam, że to aluzja do filmu "Konwój" z czasów mojego dzieciństwa - opowiada on właśnie o spontanicznym buncie kilku kierowców ciężarówek, którzy jadą przed siebie autostradami stanowymi olewając policję i zyskując aplauz znudzonych obywateli, a przywódca protestu ma pseudonim "Gumowy Kaczor"). A w Polsce podniecają się tymże "Konwojem wolności" jakby miał on się stać przełomowym wydarzeniem w dziejach świata. Cóż... mam tutaj mieszane uczucia... Z jednej strony moją sympatię zyskuje każda inicjatywa, która może pokrzyżować szyki neokomunistom tak w Europie jak i za oceanem, a zwłaszcza w mateczniku neototalitarnej politpoprawności, czyli w Kanadzie (mam Kumpla, który jest rodowitym Kanadyjczykiem, a pracuje i mieszka w Polsce... niestety w tej kwestii się ze mną zgadza - kocha Kanadę, ale obecny rząd taki właśnie jest: totalitarno - politpoprawny). Więc paradoksalnie w tej jednej dziedzinie (zwłaszcza, że z pandemią i tak już niebawem będziemy mieli spokój) wypadałoby życzyć antyszczepionkowcom powodzenia (aż nie wierzę, że to napisałem). A z drugiej strony, gdy widzę jak Kemir i inni (niegdyś rozsądni i wielotematyczni, a dziś monotematycznie antyszczepionkowi) blogerzy porównują "Konwój wolności" ze słynnym "Wind of Change" z roku 1989, to odczuwam dziwny niepokój. Dlaczego?

Oj, pamiętam ja tamten "Wind of Change"!

Doskonale pamiętam radość, z jaką witaliśmy obrady "Okrągłego Stołu" (6 lutego była rocznica ich rozpoczęcia). Później okazało się, że był to (wraz ze stołem w Magdalence) ów stół z Folwarku Zwierzęcego, przy którym neoliberałowie i komuniści zgodnie z przewidywaniami George'a Orwella wcale nie mieli zamiaru "obalać komuny" tylko dogadali się jak zręcznie wyeksportować komunizm na zachód dokonując jego dyfuzji z najbardziej drapieżną formą kapitalizmu. Od tej pory "zwierzęta w ogrodzie patrzyły to na świnię, to na człowieka, potem znów na świnię i na człowieka, ale nikt już nie mógł się połapać, kto jest kim". Ale musiało minąć kilka lat, zanim zobaczyliśmy zdjęcia z Magdalenki jak "opozycja" wznosi toast "za pomyślność Folwarku Zwierzęcego" (choć niektórzy ślepo wierzą w tamten "Wind of Change" nawet mimo rozbrajająco szczerego wyznania Czarzastego "Drogi Władysławie Frasyniuku! Żeście komunistów pokonali? No nie. Wyście się z nami, k...wa, przy Okrągłym Stole i 4 czerwca 1989 r. do-ga-da-li!"). Doskonale pamiętam, jak kredą dorysowywałem koronę nad Orłem w naszej klasie jeszcze zanim Sejm zatwierdził zmianę godła i nazwy państwa. Pamiętam nasze marzenia, że jeszcze jakieś 8 lat (4 lata "kontraktowej" + 4 lata normalnej kadencji), a będzie u nas wolność i dobrobyt jak na zachodzie. Później zobaczyliśmy jak Wałęsa, Tusk, Moczulski i cała reszta obalają pierwszy rząd wybrany przez obywateli w wolnych wyborach (7 czerwca przypada rocznica śmierci Premiera Jana Olszewskiego). Pamiętam jak świat świętował upadek muru berlińskiego. Świat świętował, "a mury rosły, rosły rosły" i osiągnęły takie rozmiary, że nawet w czasach RWPG nie wyobrażała nam się aż taka skala arogancji i cynizmu z jakim UE obecnie traktuje kraje, których rządy im nie odpowiadają: Grecję, Włochy, Węgry a obecnie Polskę (aby jednoosobową decyzją zamykać całe kopalnie w Polsce to musiałaby być decyzja samego Stalina lub Breżniewa a nie płotki takiej jak Rosario Silva de Lapuerta). Pamiętam, jak grupa "Scorpions" (nota bene jedna z moich ulubionych... taki ze mnie antyniemiecki, pisior, że wśród ulubionych grup rockowych mam dwie niemieckie: znaną "Scorpions" i nieznaną "The Circumcised"... i ta druga to nie jest żaden zespół antysemicko-neofaszystowski - bo z czym innym może się kojarzyć słowo "Obrzezany" w ustach Niemca, tylko rockowa grupa chrześcijańska) śpiewała "Let your balalaika sing What my guitar wants to say", bo Europa Wschodnia kojarzyła im się głównie z Moskwą i upadkiem ZSRS, a dziś modlimy się, aby zamiast bałałajki nie zagrały u naszej granicy "organy Stalina" (tak w żargonie nazywano pierwsze wyrzutnie niekierowanych pocisków rakietowych "Katiusza"). Pamiętam, jak w Polsce krótkowzroczni idioci w sutannach i biskupich purpurach cieszyli się, że instytucje kościelne odzyskują bogactwa i wpływy... jak co więksi idioci zachłystywali się całkowitą bezkarnością dopuszczając się przestępstw seksualnych i finansowych. A teraz dziwią się, że mają puste kościoły i rewolucję LGBT siłą narzucaną w Polsce. Ale nie oni jedni byli tak naiwni. Sam pamiętam jak ślepo wierzyłem w to, że dzięki akcjom takim jak rozkręcana przeze mnie (tak, tymi oto rękami dźwigającymi kolumny estradowe, palcami walącymi w klawiaturę i mocno zdartym gardłem, bo nagłośnienie było do D... a buntowniczego rocka nie da się grać cicho) Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy już nie będzie dzieci umierających w oczekiwaniu na operację na którą brakuje pieniędzy. Zrobiliśmy z Jurka Owsiaka bohatera, a on nas zdradził - od II Finału włącznie Orkiestra przestała zbierać na leczenie dzieci dla których brakuje pieniędzy na operacje, a zaczęła zbierać na sprzęt. Niby to dobrze, bo sprzęt może ratować życie wielu dzieci (mój Sewerynek też leżał pod C-pap'em z orkiestrowym serduszkiem), ale przestali liczyć się LUDZIE a zaczęły liczyć wyłącznie REKORDY ZBIÓREK, a dzieci czekających na drogie operacje wciąż przybywa (jak nie wierzysz - otwórz Facebook lub wejdź na stronę Siepomaga.pl). Wraz z licytacją pierwszego cholernie drogiego złotego serduszka zdradzona została cała idea akcji organizowanej dla POTRZEBUJĄCYCH przez UBOGICH - całe to punk-rockowe "mrowie jeżów i wytartych skór" które wraz z nami - muzykami amatorami - rozkręcało tę akcję, teraz mogło Owsiaka w d... pocałować, bo liczyli się już tylko milionerzy, których stać jest na licytację i powieszenie sobie w gablocie złotego serduszka. Całą ideę jedności w różnorodności też diabli wzięli - kiedyś kwestowaliśmy razem: od zbuntowanych punków których ulubionym rymem protest-songów do "bogatego księdza" było słowo "nędza" (nawiasem mówiąc: jaki wzorcowy przykład "zastępczego obiektu nienawiści" - dla punków wrogiem nie była komuna ani Balcerowicz, tylko podstawiony w tej roli kler) jak i tacy chrześcijańscy idealiści jak ja gnający grać na I Finale ze swoją rockową kapelą prosto z grania na Mszy o 9:00 ze scholą młodzieżową (ha, dziewczyny ze scholi śpiewały u nas gościnnie w chórkach). Dziś jak nie chcesz ***** *** to ci każą wypier*****! Zarówno patronujący I Finałowi WOŚP profesor Zbigniew Religa jak i autorzy hymnu WOŚP bracia Pospieszalscy zostali "wygumkowani" z historii orkiestry, bo za bardzo Owsiakowi "śmierdzieli PiS-em". Czyli jak widzisz, Drogi Czytelniku "tacy byliśmy jeszcze wczoraj... i gdzie to wszystko jest?" Tylko Jacek Cygan w skomponowanej zaśpiewanej po mistrzowsku przez Ryszarda Rynkowskiego piosence "Czemu nie tańczę na ulicach" przyznał, że "byliśmy pierwsi, lecz ciężko jest dzisiaj tryumf znieść". Bo my się cieszyliśmy jak dzieci, a "oni" w tym czasie przejmowali majątek, sadownictwo, media, wpływy...

Tak samo będzie tym razem

Antyszczepionkowcy cieszą się, że wieje "Wind of Change" zza oceanu, tylko właśnie tam za oceanem (dokładnie w USA) zmiana Prezydenta z Trumpa na Bidena dokonała się właśnie ich siłami. Niebawem to samo dokona się na Węgrzech i w Polsce, bo "antyszczepy" podzielą i zdemobilizują elektorat PiS (część dlatego, że PiS nie jest antyszczepionokowe i wprowadza restrykcje, a część dlatego, ze jest za bardzo antyszczepionkowe i nie radzi sobie z pandemią), zaś skutecznie zmobilizują elektorat anty-PiS (bo jak tu nie zagłosować przeciwko takiej ciemnocie - bez względu na to czy za "ciemnotę" uzna się akceptację szczepionek czy ich odrzucenie). Już to widzę, jak w najbliższej przyszłości antyszczepionkowcy świętują, że nie dali się zaszczepić, a jednocześnie UE nam jeb "Fit for 55"! Już to widzę, jak się cieszą, że "powstrzymali obowiązek szczepień" a UE naszym dzieciom w szkołach jeb obowiązkowe lekcje z "tolerancji" według LGBT! Wiwatują, że zostały zniesione wszelkie restrykcje covidowe (co i tak musiało właśnie teraz nastąpić) tylko jak się chce jechać z dziećmi na wakacje, to trzeba jak za PRL-u, przepełnionym pociągiem, bo na cholernie drogie auto elektryczne nikogo zarabiającego średnią krajową nie stać, a na zatankowanie drogiego prądu lub jeszcze droższej benzyny w ilości takiej by wystarczyło na kurs z łajbą na przyczepce na Mazury i z powrotem (czyli to, co lubię najbardziej) nawet nie będzie stać dobrze zarabiającego programisty lub innego przedstawiciela "klasy średniej". Jedna różnica w stosunku do PRL-u będzie polegała na tym, że pociągi będą dużo droższe (noclegi zresztą też). Więc "antyszczepy" będą się cieszyć z ochłapów, a "oni" w tym czasie zabiorą wolność - i "antyszczepom" i nam - wszystkim pozostałym. Ale może przynajmniej ktoś na ten temat jakąś ładną piosenkę napisze, którą będę mógł sobie grać przy cyfrowym pianinku... jak długo nie odłączą nam prądu.

 Tekst ukazał się na Salon24.pl 8 lutego 2022r