Nie ma to jak rozwiązania prawne jak najbardziej słusznie motywowane a wykonywane tylko w wersji praktycznie sprowadzającej śmieszność i wściekłość.
Takich się boję – choćby ich intencje były oczywiste i dobre. Wprowadzanie takich w życie i szkodzi celowi i realizatorom. Niby karanie odbieraniem samochodu ma być skutecznym uderzeniem w zabójców komunikacyjnych. Oby nie było z tym jak jest z szumnie zwaną Konstytucją dla Nauki ją demolującą.
Wszak wiadomo, że prawo ma być zrozumiałe w motywacji, możliwie impregnowane na widzimisię jego wykonawców – i egzekwowalne możliwie nieuchronnie i realistyczne.
Właśnie te uwarunkowania powagi i skuteczności wprowadzanego prawa – ten pomysł rekwirowania samochodów jako karę skazują na nieskuteczność. Nie tylko, a jedynie tak przy okazji, ze względu na podatność jego używania jako broni podburzania społeczeństwa przeciw władzy. Ważniejszą jest kwestia porównania intencji i zapisów z realiami wykonania tego prawa, które mogą te unieważnić. Powtarzam – nie kwestionuję konieczności ostrych reakcji wobec pijanych kierowców mówię tylko o skuteczności w tej konkretnie sprawie.
Sam pomysł i to obligatoryjnego odbierania samochodu kierowcom na gazie, jako żywo przypomina mi jedynie słuszną działalność i radosną twórczość gościa od organizacji ruchu w Krakowie, jakby nie było byłego policjanta, chyba pełnego przekonania, że prawo i zapis kształtuje rzeczywistość. Bez względu na realia.
Problem jest ogólniejszy i należy go sprowadzić do objawów rezygnacji polityków z używania rozsądku na rzecz wygodnego oddania realnych sterów w ręce urzędników. Rzekomo – znawców, Ci wierzą, ze wiedzą najlepiej wszak siedzą w problematyce od lat. I rutyna ich często gubi.
Co do pijanych za kierownicą. Faktycznie dość tragedii. Samochód w rękach napitego gościa to narzędzie zbrodni, nawet potencjalnie możliwej, prawie pewnej. Człek nalany jest oczywiści pewien,. że da radę – tylko przecież kawałek drogi, to tylko dla kurażu i wzmocnienia.
Czyli cel, intencja zapisów prawa – oczywista.
Zapis – a realia?
Kara ma dotknąć bandytę. Czy pomoże ukaranie właściciela pojazdu i to obligatoryjne i co jeszcze bardziej kuriozalne – bez możliwości uwzględnienia wyroku sądowego? Policjant z drogówki staje tu ponad wyrokiem sądowym. To już nie są żarty – złamanie zasad wykonania prawa.
Życie niesie wiele wariantów i nie da się bez osiągnięcia dna niesprawiedliwości i śmieszności wprowadzać prawa uznającego, że jeden przepis dyktuje rzeczywistość. Choćby samo założenie, że po drodze jeżdżą tylko ludzie we własnych samochodach – przeczy sytuacjom życiowym. Poza tym – każda sytuacja życiowa jest inna – a jaka - powinien wykazać przewód sądowy a nie pan co prawda w mundurze ale tylko na podstawie swego osądu i bez możliwości podjęcia głębszego rozpoznania sprawy, A czy nie powinna zastanowić choćby perspektywa przecież możliwego przypadku pijanego złodzieja samochodu i sytuacji okradzionego właściciela tego pojazdu. Podobne sytuacje powinien badać i rozstrzygać sąd rozpatrując realia, a nie pan w mundurze i suszarką Trzeba nieć wyobraźnię stanowiąc prawo, które ma nieuchronnie dotykać – ale przestępcę a nie tego który został przypadkowo wplątany. A sytuacji biznesu rodzinnego w którym samochód jest narzędziem które może być obsługiwane przez kogokolwiek. Za czyn obwiesia ma odpowiadać byt rodziny? Znów – nie kwestionuję karania w ten sposób ale tego kogo trzeba ukarać a nie siejąc karą na oślep
Zresztą w całej ostatniej twórczości prawa w zakresie ruchu drogowego rażą dwie sprawy Jedna to stworzenie wręcz zachęt do zapędów kłusowniczych niektórych –podkreślam niektórych - lecz najbardziej kompromitujących służbę w oczach społeczeństwa - policjantów drogowych. Niestety można się spodziewać ich uaktywnienia z racji głębokiego przekonania twórców prawa – że to ono jest w stanie, samym swym zapisem kształtować realia. Wie to każdy kto doświadczył wszystkiego tego co możemy znaleźć w repertuarze wówczas milicji wyśmianej w „Misiu” Tu ta tradycja nie znika.
Na drodze, samotny kierowca jest wydany na łup takiego policjanta żądnego wykonu i realizacji poczucia władzy. Łajdactwo kierowcy nie może być puszczone płazem – to niezaprzeczalne ale zasadzki, wnyki pokrętne interpretacje rodzą tylko sprzeciw. Tak jak sędziowie będą się wspierali nawet do absurdu tak i interwencje w sprawie wyczynów policjantów rozbijać się muszą o proste zdanie ze znanego dowcipu o przepisie szefa – patrz punkt pierwszy. Prowadzę do tego, że oddanie funkcjonariuszowi uprawnień karania sięgającego co najistotniejsze - ponad właściwości Sądu, który obligatoryjnie z mocy ustawy miałby zakaz zmiany nałożonej kary raz, że łamie zasady Państwa kierującego się zasadami prawa w tym prawa do obrony a dwa, poważnie kwestionuje poczucie szacunku dla Policji.
Gdzie w tym konieczność zastosowania prawa broniącego społeczeństwo przed bandytami. Bo czym się różni zalany kierowca od bandyty czyhającego z nożem w ręku na ofiarę w jakimś zaułku. Tak ale kara ma dotknąć bandytę a nie jego rodzinę znajomych czy ofiary jego rozboju – kradzieży i kara ma być nieuchronna.
Jakoś autorom pomysłu nie wpadło na myśl, że wszak już są zapisane drakońskie kary – to czy aby bardziej masowe testy trzeźwości kierowców co najwyżej owocujące lokalnymi i chwilowymi korkami wraz z ewakuacją takiego kierowcy na pobocze do odholowania na parking i zawsze wzięcia takiego gościa na dołek i obciążenia go kosztami tych operacji – nie zadziałałyby skuteczniej, Znika problem własności pojazdu. Czy jak bandyta użyje w rozboju lub morderstwie skradzionego mi mojego noża – to ja mam iść za kratkiW obecnie proponowanym rozwiązaniu konfiskatą powstają dwie poważne kwestie. Jedna to działanie zasady jeden zawinił innego ukarali – i druga – co ze skonfiskowanym samochodem – na czyją własność by przechodził. Na licytację? Czy komornicy już nie dowiedli potencjalnych możliwości kręcenia super lodów na takich sytuacjach.
Tak- pomysł takiego rozwiązania wymaga czegoś więcej niż podpis na uchwale, rozporządzeniu, krótko mówiąc – na kartce papieru. I w to w tym jest problem oddania sprawy w ręce urzędnika, Ten w sprawie nie jest wykonawcą a wprost decydentem. Papier przyjmie wszystko – łącznie z rozwiązaniem sabotującym dobry cel.
W zakresie spraw ochrony środowiska – to też główny systemowy problem, Korzystają z niego pełnymi garściami kręgi polityczne – patrz rozwiązania niby antysmogowe czy handlu emisjami o czym właśnie boleśnie się przekonujemy.
Nad wszystkimi tymi zastrzeżeniami w sprawie rekwirowania samochodów (coś to nam, swoją drogą, powinno przypominać) wręcz królują zachowania ludzi – nie organizacji a ludzi – policjantów. System musi widzieć, że mundur nie wyklucza ludzkich słabości. A z tym naprawdę jest różnie.
Mam prawo jazdy od wielu lat i mam na koncie parę mandatów. Na ogół słusznych. W tym jednak przynajmniej dwa ewidentnie nałożone po uważaniu i na potrzeby wykonu. Te z pilnowaniem porządku nie miały nic wspólnego. Za to poważnie nadwyrężyły wszystko to dobre, czego doświadczyłem od policjantów z drogówki po pewnym wypadku, którego skutkiem były na szczęście tylko straty materialne. Mówię to jako kierowca. Wystarczyło to czego doświadczyłem w wyniku chciejstwa gości z lizakiem, bym wiedział, że na drodze działa bezprawie a to czy przestrzegam przepisów czy nie – nie ma większego znaczenia. I tak – wiem, że jak w dżungli – współuczestników wędrówki należy ostrzegać przed wnykami i unikać kłusowników.
Organizacja ruchu w Krakowie – zmieniająca miasto w miasteczko komunikacyjne – to właśnie podkład dla skuteczności podobnych pomysłów nadaktywnych władców mandatów. Nawiasem mówiąc takie miasteczko marzeń zza biurka organizatora ruchu w mieście robi z kierowców producentów smogu spalin z krążących w kółko samochodów a to tz. ekologom jakoś nie przeszkadza. Szczęście, że zimy ostatnio łagodne i jako tako dzięki temu mamy zachowujące się oznakowanie poziome – bo ma się większe szanse na dobry przejazd np. ul J, Dietla przez skrzyżowanie z ul. Stradom-Krakowska w kierunku Grzegórzek bez narażenie się na serię wykroczeń. A ziarno do ziarnka. Wystarczy stanąć za skrzyżowaniem z bloczkiem i lizakiem. Daje tylko przykład potencjalnych możliwości. A kult rowerzystów – ma pomagać w walce ze smogiem? Wolne żarty.
I jak mawiał J.T> Stanisławski - to by było na tyle/
Fsd
Kraków 13.02 22