Po chwili zastanowienia wkurzyło mnie – jako obywatela i krakusa, hasło skandowane w sprzeciwie wobec odwołania dyrektora teatru im J. Słowackiego w Krakowie przez grupkę aktywistów, Krzyczeć i wyrażać sprzeciw każdy może i w każdej sprawie – byle z sensem i z logiczną a merytoryczną motywacją.
Choć więc nie znam dokładnych drobiazgów kulis sprawy i mówiąc szczerze mało mnie one obchodzą - a dlaczego to inna sprawa – to i tak gołym okiem widać bezsens owego hasła a za tym i jednak oby tylko bezmyślność owego protestu.
Teatr jest nasz – tak brzmiało owo hasło.
Hola Hola drodzy total aktywiści.
Użyłem określenia aktywiści – gdyż wszak mowa o grupce ludzi mało licznej w stosunku do choćby widowni jednego spektaklu, nie mówiąc o ogóle obywateli, jakby nie było, przez podatki finansujących teatr. Wojewoda –jako gestor pieniędzy z budżetu reprezentuje tu tych to obywateli. Ogół a nie tylko chciejstwo grupki. Wojewoda ma stać na straży jak są wykonywane zadania jakie ma zlecone Teatr jako instytucja. Interes Państwa nie jest też tym samym co orientacja partii bo państwo nie jest ani PiS owskie ani PO ani Lewicy. Właśnie sowieckie myślenie składało w jedno interes partyjny z interesen czy orientacją partii. Teatr też nie jest prywatną własnością jego dyrekcji – może warto to przypomnieć dla porządku.
Czyli – by było jasne w przypadku tego protestu mówimy tylko o akcji aktywistów a nie reprezentantów powszechnej opinii a ujawnia to wprost owo skandowane hasło.
Trudno nie odnieść wrażenia, że tej grupce w jej wyobraźni, dla wzbudzenia emocji społecznej, odbijają się wspomnienia z legendy spektaklu Dziadów Dejmka z 1968 r. Wydaje się im że to jest metoda – ale jaki jest oddźwięk społeczny? Żaden.. Śni im się coś w tym przekręceniu zadania krzewicieli i strażników słowa ducha polskości i kultury obyczaju we wszystkie odwrotności tych zadań. Tamten spektakl z 1968 r, jak wiadomo, pociągnął za sobą zdarzenia i wydźwięk społeczny będące zaskoczeniem i dla władzy o dla samego twórcy spektaklu. Tak ale to masowo reagowali ludzie mający dość cenzury, zniewolenia, ceniący szlachetność myśli i słowa oraz polskość. Legenda – jest w tym przypadku świadectwem pamięci wtedy autentycznego buntu, ale nie grupki - a społecznego – odruchu ludzi serca i kultury narodowej. Ci dzisiejsi od kopiowania, odwołując się do tamtych nie tyle i tylko emocji, co do stanu powszechnego zniewolenia chyba nie wiedzą jak trafiają w próżnię i jak są po prostu swa karykaturalnością śmieszni. Tak – karykaturalnością - bo jak inaczej nazwać coś sztucznego, oderwanego od realiów. Jak poważnie podchodzić do celebrytów mających dbać o słowo i kulturę Polski wygłaszających manifesty typu (cyt) codziennie ktoś mi s…a na głowę, lub podniośle lżących na scenach patriotyzm, pamięć, wiarę, wartości podstawowe dla wspólnoty, za które wcześniejsze pokolenia oddawały życie. To już nie jest śmieszne a stanowi świadectwo dyskwalifikujące. Inna sprawa, że te poprzednie pokolenia nie były co prawda tak nasycone tak zdrajcami i pożytecznymi idiotami (to określenie Lenina).
Karykatura wcześniejszej autentyczności mającej źródło w wartościach – bo oparta na ich zaprzeczeniu.
Grupka krzyczy – teatr jest nasz. Nasz? To znaczy czyj? Tej grupki – jak widać twierdzącej, że są tymi wszystkimi, których interesów ma pilnować Wojewoda – co ważne – nie tylko jako gestor pieniędzy budżetowych ale i tu, na miejscu, strażnik wartości ważnych dla wspólnoty czyli Państwa. Ważnych bo fundujących spoistość społeczeństwa w zakresie leżącym ponad różnicami poglądów politycznych. Tak nawiasem mówiąc – właśnie z tego punktu widzenia, postawa totalsów jest po prostu haniebna bo jest apaństwowa co wyłazi jak szydło z wora w dzisiejszym czasie próby fizycznego zagrożenia Ojczyzny. Niestety to, że prawie połowa wyborców ich popiera fatalnie rokuje dla istnienia Polski jest przerażające i powinno otrzeźwić zapalczywość plucia na wartości elementarne. Tym wyborcom wystarczy przypomnieć jak się skończyły harce targowiczan i dla Polski i nawet dla nich samych. Dlatego i tylko dlatego pozwalam sobie wyrażać to tak zasadniczo bo mowa o zagrożeniu naszego bytu,
Niby nic, taki protest w sprawie organizacyjnej teatru (choć ważnej sceny) a jest świadectwem znacznie szerszego i znaczącego zjawiska albo mającej miejsce ze ślepoty albo – nie chcę myśleć – agenturalnej skłonności umysłu do poparcia trwającego już od lat demontażu podstaw kulturowych społeczeństwa.
Podkreślmy - to nie są tylko sprawy wiary choć ta jest celowo wybranym przez atakujących polem bitwy a ogólnie i wielu wymiarach spraw publicznych. Wystarczy na przykład popatrzeć na wręcz subkulturowy poziom debaty publicznej. Ta jest już przez społeczeństwo przyjmowane za normę ubraną w wyrażanie poglądów I ludzie ten rynsztok i kakafonię kłamstw przyjmują za normę. Zaczynają uważać – tak najwyraźniej widać – ma wyglądać polityka choć ta, z definicji, ma być działaniem dla dobra wspólnego.
Jest brana za wolność wypowiedzi
Ładna mi wolność – prowadząca do zniewolenia.
To musi zostać powiedziane.
Ten tekst adresuję do wszystkich tych, którzy wydają pieniądze kupując bilety na spektakle których hałaśliwa grupka broni jako czegoś „artystycznego”– bo jest skandal jest zabawa, którzy klaszczą w reakcji na np. tzw skecze kpiące z Komunii Świętej - operując skrótem oczywiście.
Redakcja poleca wczesniejszy artykuł Pana Kacpra Kity m.in. na temat aktualnych "dokonań" Teatru im. Juliusza Słowackiego