Nie wiem co robią obecnie politolodzy, część z nich zapewne analizuje układy geopolityczne w czasach kanclerza Bismarcka, jednak chcę nieśmiało zauważyć, że to, co się w tej chwili dzieje w Europie i na świecie powinno być przedmiotem głębokiej analizy, z której należałoby wyciągnąć pewne wnioski praktyczne (a o to jest niestety najtrudniej). Żyjemy w momencie przełomowym dla historii świata. To co się stanie w ciągu najbliższych lat zadecyduje zapewne o historii całego stulecia. Uporządkujmy fakty, mając zwłaszcza na uwadze sytuację Polski.

Główny cel Niemiec? Federalizacja

Unia Europejska jest już w zasadzie zupełnie opanowana przez Niemcy. Głównym celem naszego zachodniego sąsiada jest w tej chwili federalizacja Unii i stworzenie z niej jednego państwa, które formalnie zarządzane byłoby z Brukseli, faktycznie zaś z Berlina. Głównym sposobem działania ma być „ekologizacja” Europy poprzez nałożenie rozmaitych i bardzo kosztownych podatków i obostrzeń prawnych mających na celu redukcję emisji CO2. Niemcy chciały ta metodą ograniczyć znacznie i utrudnić produkcję przemysłową i wytwarzanie energii przez inne kraje unijne – w tym Polskę. Byłoby to wymierzone w konkurencję dla ich towarów, które stają się obecnie coraz słabsze jakościowo (Niemcy mają już ujemny bilans handlu zagranicznego). Celem Berlina jest także zamiana Europy Środkowej w ich kolonię – niedorozwiniętą gospodarczo, ale dostarczającą taniej siły roboczej i surowców. Berlin zdawał sobie sprawę, że cała operacja doprowadzi do ogromnego spadku konkurencyjności towarów europejskich na świecie i do zubożenia obywateli Unii i utrudnienia im normalnego funkcjonowania (np. przez narzucenie drogich, zawodnych i nie nadających się do dalszych podróży samochodów elektrycznych). Niemieckim planistom to nie przeszkadzało i nie przeszkadza.
W celu realizacji tych zamierzeń Niemcy zawarły (prawdopodobnie zimą b.r.) układ z Rosją. Z jednej strony wyraziły zgodę na zajęcie Ukrainy przez Putina, zainstalowanie w niej prorosyjskiego rządu i aneksję kolejnych terytoriów ukraińskich do Rosji. Z drugiej strony Rosja obiecała przesyłać Niemcom tani gaz (Nord Stream 2 miał także zostać uruchomiony), na którego dystrybucji w Europie Berlin miał jeszcze dodatkowo zarabiać i wzmacniać swoje wpływy. Gaz rosyjski, obok ekologii miał stać się drugim czynnikiem ułatwiającym federalizację Europy. Niemcy liczyły nas to, że wojna na Ukrainie potrwa najwyżej tydzień. Zakładały też, że będą trochę protestować pro forma, a potem po kilku tygodniach wszystko wróci do tzw. normy.
Realizacja planu napotkała jednak na trudności. Bohaterska obrona Ukraińców trwa już prawie pięć miesięcy, Rosjanie dokonują straszliwych aktów terroru i ludobójstwa. Niemcy muszą więc dołączać (niechętnie i niemrawo) do protestów przeciwko agresji i zbrodniom rosyjskim, aczkolwiek broni przekazują Ukrainie bardzo niewiele. Jednak zniecierpliwieni Rosjanie straszą Berlin zupełnym odcięciem dostaw gazu, co wywołało ostatnio niesłychaną panikę nad Szprewą.

Rola Polski

Nasz kraj w tej całej układance odgrywa istotną rolę. Podporządkowanie Polski i ustawienie jej w klasycznej roli neokolonialnej Niemcy uważają za jeden z pierwszorzędnych celów. Byłoby to dla nich także równoznaczne z odzyskaniem (w jakimś sensie) terytoriów straconych w 1945 r. o których pamiętają (chociaż udają, że nie pamiętają). Niemcy dążą więc za wszelką cenę do zainstalowania w Polsce rządu, który będzie im sprzyjał (jak mówił Kisiel: „zgadnij Koteczku czyj to ma być rząd?”). Dla Angeli Merkel i jej następcy narzędziem blokowania funkcjonowania polskiego przemysłu są sankcje finansowe aplikowane Polsce przez Niemców za pośrednictwem Komisji Europejskiej. Zablokowanie nam dotacji i pożyczek covidowych wysokości 70 miliardów euro za karę za rzekome łamanie praworządności, to wyłączna zasługa naszych sąsiadów zza Odry. Jeden z ich motywów to obawa, że tak wielka suma może jeszcze bardziej rozkręcić naszą gospodarkę. Najbardziej oburza fakt, że obecnie, gdy Polacy udzielają tak znaczącej pomocy uchodźcom ukraińskim (których liczba dochodziła do 4 milionów) i wydają na to olbrzymie pieniądze, Niemcy (oczywiście pod płaszczykiem Unii Europejskiej) blokują nam dotacje, każą też płacić odszkodowania za nie zrealizowanie, a przy tym bezprawne i absurdalne postanowienia TSUE. Pomijam już te kwestię, że nie udzielono nam żadnego wsparcia finansowego w naszych szeroko zakrojonych i kosztownych akcjach pomocowych dla uchodźców ukraińskich. Naiwnością byłoby zresztą oczekiwać czegokolwiek od najbardziej skąpego i pazernego państwa na świecie, a takim są właśnie Niemcy.
Owe „kamienie milowe” i puste obietnice Urszuli von der Leyen służą tylko mydleniu nam oczu. W żadne słowa tej pani nie można już wierzyć. Wykonuje ona zresztą nie polecenie gremiów unijnych, ale po prostu rządu federalnego Niemiec, chociaż pod płaszczykiem Komisji Europejskiej. Spełnianie wymagań owej Komisji Europejskiej (np. w kwestii Likwidacji Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego) powoduje tylko wysuwanie coraz to nowych i coraz to bezczelniejszych postulatów. Można się domyślać, że wkrótce pojawią się żądania typu: zezwolenie na małżeństwa homoseksualne, na adopcję dzieci przez homoseksualistów, na wpisywanie do dowodów osobistych opcji płci „niebinarnej” itp.

Antypolskie działania Berlina

Już od wielu miesięcy twierdzę, że Polska tych pieniędzy nie dostanie. Antypolskich posunięć ze strony Berlina jest tylko ostatnio tak wiele, że można by o nich napisać grubą książkę. Należy więc zastanowić się czy nie przyjąć po prostu, że mamy obecnie dwóch wrogów: Rosję i Niemcy. Fakt, że państwo niemieckie jest naszym wrogiem (mimo wspólnej przynależności do Unii Europejskiej i NATO) niestety nie dociera jeszcze do świadomości większości Polaków. Berlin chciałby przeprowadzić wasalizację Polski wykorzystując Komisję Europejską, TSUE i inne struktury unijne. Są to bardzo skuteczne narzędzia w rękach dzisiejszych rozzuchwalonych następców Fryderyka II i Bismarcka. Powstają więc pytania: czy rzeczywiście opłaca się nam pozostawać w Unii? Czy w warunkach gdy nakłada się na nas jakieś absurdalne kary finansowe, odbiera się nam należne pieniądze (70 miliardów euro to prawie 3/4 rocznego budżetu Polski) i każe się płacić jakieś makabryczne podatki za emisję CO2, a także podważa się naszą suwerenność w dziedzinie ustroju sądownictwa i w dziesiątkach innych spraw, a wszystko to służy budowaniu dominacji Niemiec nad nami, mamy nadal udawać, że przynależność do Unii jest dla nas korzystna? Czy nie lepiej podziękować Niemcom oraz ich adherentom i pójść swoją drogą? Odpowiedź jest oczywista. Z pewnością wybranie wolności będzie nas sporo kosztowało i wywoła niemałe perturbacje polityczne, ale nie ma innego wyjścia.
Gdy w kwietniu b. r. Rosja zablokowała Polsce dostarczanie gazu, żaden kraj europejski nie zadeklarował chęci udzielenia nam pomocy. Niemcy oczywiście nabrały wody w usta. Dzisiaj, gdy to Niemcom grozi brak gazu w wyniku knowań Putina Komisja Europejska postuluje, aby wszystkie kraje, w tym także Polska zobowiązane były przymusowo do dostarczania gazu Niemcom. Na takie dictum powinniśmy eurokratom odpowiedzieć krótko: odczepcie się od nas i zajmijcie się np. prostowaniem bananów (aby stały się zgodne z normami unijnymi), albo zbieraniem szparagów (w Niemczech). My sobie bez was damy radę!

Tekst ukazał się na portalu wPolityce.pl 17 lipca 2022r