Po przeczytaniu swojego artykuliku w sprawie Puszczy zauważyłem dwie rzeczy. Pierwszą taką oto. Niestety szybkość mojej nieco żywiołowej reakcji na sprawę protestów „ekologów” odnośnie decyzji ministra i profesora Jana Szyszki – pociągnęła rzecz tyle niedopuszczalną co niestety mającą miejsce. Sporą liczbę błędów redakcyjnych w tym nawet składniowych Mam nadzieję, że te błędy nie zabiły głównej treści przekazu sprowadzającej się do refleksji nad tym kogo należałby nazywać ekologiem, jaką manipulacją jest używanie tej nazwy wobec kogoś kto jest w istocie lobbystą.

Podkreślam - bez względu na intencje. I drugiego motywu tegoż wystąpienia – wskazania, że w mojej opinii to właśnie minister swymi decyzjami stosuje się do zgodnej z prawem i jego wiedzą profesorską – ochrony tego dobra jakim jest Puszcza.

Wypada mi za to PT czytelników i Redakcję przeprosić i … obiecać zwiększenie uwagi i powściągnięcie żywiołowości w pisaniu.

Co nagle to po diable.

I zauważyłem rzecz drugą – ważną chyba do przekazania dla świadomości PT Czytelników. To pokazanie jak i w którą stronę ewoluuje myślenie o kondycji człowieka w swoim aktualnym środowisku.

Otóż, obok wspomnianego mojego artykuliku wyświetla się portret prof. J. Aleksandrowicza.

Różnie różni o Nim mówili i mówią. Tak to jest – nietuzinkowa postać to i spokój nie jest możliwy i w zasadzie dobrze, bo od zbrązowienia robi się niedobrze i powstaje fikcyjny obraz. Profesor miał format, wiedzę i był humanistą nie tylko medykiem - to się Go pamięta.

Jest za co. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że sama postać Profesora jest znacząca dla kształtowania humanistycznych postaw i ważna – dla praktycznych działań w zakresie wskazywania związków pomiędzy degradacją środowiska a zdrowiem człowieka. Warto też podkreślić, iż nie mówimy o dzisiejszych czasach, gdy słowa z przedrostkiem eko – są używane, a nawet nadużywanie swobodnie- a bywa i bez sensu, Mówimy o czasach, w których nawet wiedza na te tematy miała pieczątkę wiedzy antysocjalistycznej. Bo jak wiadomo Polska rosła w siłę, a choróbska wszelakie zrzucała CIA wraz ze stonką ze szpiegowskich samolotów. Mówienie, a tym bardziej czynienie czegoś więcej w zakresie ochrony środowiska niż pochylanie się nad sasanką i żubrem (nie piwem lub napitkiem z trawką) często pachniało zdradą stanu, a odwaga cywilna miała wysoką cenę.

I na tym tle warto przypomnieć coś, co właśnie ma związek ze złą – w mojej ocenie – ewolucją myślenia w sprawach sytuacji człowieka wobec środowiska

Jak było ?

Gdy w roku 1980 powstał Polski Klub Ekologiczny – u jego podstaw koncepcyjnych leżała wtedy obrazoburcza i antypaństwowa chęć wywierania obywatelskiego nacisku na rządzących poprzez wskazywanie jakości i skutków degradacji środowiska

Wtedy to – dla nas ludzi techniki słowa prof. W,Goetla – co technika zepsuła – technika musi naprawić, oraz właśnie postać i informacje prof. J. Aleksandrowicza – były ważne i pobudzające. Wskazywały jakie w tym zakresie są możliwe reakcje, jakie konieczne naciski i co może robić każdy w obrębie swych zróżnicowanych specjalności i kompetencji dla poprawy stanu. Dziś niestety nadal myśli się o sile sprawczej zarządzeń wydawanych zza biurka. Najlepiej centralnego.

Wtedy jednak w sposób naturalny – przy kształtowaniu Klubu jako struktury ogólnopolskiej – w Statucie zapisano powołanie Kapituły im prof. J. Aleksandrowicza i jako odznaczenia honorowego PKE – ustanowiono Medal im Prof. J, Aleksandrowicza

Zadaniem Kapituły było przyjęcie roli strażnika idei założycielskich, a Kapituła Orderu miała je przypominać przyznając odznaczenie dla wybitnych w tej pracy.

Myśl założycielska była jednoznaczna. Inicjowanie, wspieranie, oddziaływanie obywatelskie na rzecz wszelkiej racjonalnej współrealizacji rozwoju gospodarczego w tym i technologicznego z ochroną środowiska w szerokim znaczeniu tego określenia.

To z tego, mogę powiedzieć - naszego kręgu wyszło postawione w 1992 r w czasie Szczytu Ziemi w Rio de Janeiro pojęcie zrównoważonego rozwoju (prof. M. Gumińska) przepracowane do formy dziś już powszechnie uznawanej wykładni prawa. Nie byliśmy oczywiście jedynymi, ale za to wkład naszej, Polskiej delegacji był oparty o rzeczowe argumenty, a nie o doktrynalne hasła.

Upłynęło parę lat – ściślej dwadzieścia parę – i takie rzeczy jak pamięć o fundamentach założycielskich i o Orderze jako widomym znaku ich przenoszenia – już tak zaczęły doskwierać, iż w końcu już mocą kolejnego Walnego Zjazdu uwolniono Klub od tego balastu. Balastu oczywiście dla tych, którzy zobaczyli Klub jako wygodny byt prawny podporządkowany zieloności nagradzanej dobrymi koneksjami ze sponsorami oraz władzą. W dzisiejszych czasach – któż by się przejmował ideami krępującymi dzisiejsze rozumienie skuteczności działania? Nie koniecznie trzeba być dla środowiska – wystarczy, że się jest dla samego istnienia pod słusznymi hasłami.

Niegdyś, w okresie stanu wojennego, owszem - próbowano Klub podporządkować ale ten się wtedy obronił przed opanowaniem przez „nadspodziewanie skutecznych”. Taktyka komuny była przecież jasna i powszechnie stosowana. Niewygodne byty można było likwidować siłowo, terrorem, infiltracją i przejęciem, oraz ewentualnie zakładaniem wspieranych bytów nazwijmy to równoległych – wspieranych a dublujących już właściwie – ten byt zwalczany, który pozbawiany podstaw istnienia – sam znikał. Tak to choć wtedy Klub się obronił przed wrogim przejęciem – to teraz już ci sami czasem ludzie - jako zupełnie nowi – a jakże – skuteczni, powoli się na powrót instalują. Kapituły Klubu i Orderu już nie ma – to i cóż ma stać na przeszkodzie w rozwoju zielonej myśli skutecznie kultywowanej za kolejnymi w miarę upływu lat zmianami Statutu. Klub się coraz silniej wpisuje w doktrynalne, podejmowane na wezwania i hasła centralnie rzucane przez tzw. zielonych.

Arbuz – to dobry model tej konstrukcji.

W tej sytuacji, nie chcąc jako założyciele legimityzować tych zmian – i jak oceniamy odejścia od tego o czym myśleliśmy powołując Klub już parę lat temu podjęliśmy decyzję likwidacji naszego Koła PKE w AGH – powtarzam – założycielskiego organizacyjnie dla całej dziś struktury ogólnopolskiej

Dość świecenia oczami i wspierania autorytetem tytułów naukowych.

Dorobek naszych Forów i inicjatyw – może kiedyś komuś się przyda.

Kapituła i Order miały zupełnie fundamentalne znaczenie moralne jako narzędzie wskazywania właściwych postaw. Order w swym kształcie plastycznym jest autorstwa prof. W. Korskiego z Politechniki Krakowskiej (załączone zdjęcie) i parę razy został przyznany i wręczony. Dziś - jako krążek pozostał w rękach członków Kapituły – w charakterze rodzaju pamiątki, w szczególności w rękach Pani red. Michaliny Białeckiej. Jednej Osoby - ze ścisłego grona czterech osób które Klub wymyśliły dosłownie – z głębokiego wcześniejszego przemyślenia – przy kawiarnianym stoliku w Klubie pod Gruszką. W roku 1980 –tym Warto pamiętać nazwiska ludzi, którzy rzucili myśl tak do dziś niewygodną. Wtedy politycznie – dziś biznesowo a silnie uwierającą widać dla politycznej poprawności.

Byli to Red Michalina Białecka, Krystian Waksmundzki – dziś gnębiony na wszelkie sposoby i wszelkimi metodami Komendant Naczelny – dodajmy dla estabilishmentu niewygodnego Związku Legionistów Polskich, Roman Lazarski - fizyk, Stefan Maciejewski – dziennikarz, Aleksander Kalmus prawnik. Myśl tą błyskawicznie podjęło przede wszystkim środowisko krakowskie – tak że w krótkim okresie festiwalu Solidarności końca roku 1980 i trzech kwartałów roku 1981 zorganizowaliśmy w AGH aż 11 spotkań tematycznych o charakterze Forów Dyskusyjnych, z których za każdym razem były wydawane tzw. Zielone Zeszyty w ramach Wydawnictw Naukowych AGH Wiele tematów jest aktualnych do dziś.

Jak się okazało – tego rodzaju działalność na rzecz nie tylko diagnozy ale i podejmowania refleksji nad racjonalnym uzgodnieniem argumentów wielu stron wspólnie myślących o ochronie środowiska – nawet dziś jest faktycznie dla niektórych kręgów kłopotliwa. Lepsze są same zielone hasła i doktrynalne – nie i już. Z obu stron. Rozmowy – niby negocjacje prowadzone tak naprawdę dla wypełnianie formalnych wymogów w zakresie tzw. konsultacji społecznych.

Szkoda, że to poszło w tą stronę Też i dla realnych strat. Co inwestycja, co dokument strategiczny Gmin – mamy z zaniedbania podobnego myślenia, same straty

Ale to już oddzielny i szeroki temat pod generalnym tytułem „ mówiliśmy – i co z tego”

Czy w tym zakresie przyjdzie nowe? Jak przyjdzie – to zostanie odkopany z szuflady nie tylko prof. J.Aleksandrowicz, prof. M.Gumińska, prof. A.Manecki – lista długa, ale i sam Medal im J.Aleksandrowicza może powróci.