Mówię to żartem bo niegdyś była dla mnie zaskoczeniem opinia człowieka, którego poważam za Jego działalność, że Pana Prezydenta Krakowa mam jak się to mówi – na widelcu. Niestety tak to dziś jest, że nawet próba ostrzejszego wyrażenia swego zdania (czym innym jest knajackie chamstwo byle wyplute przez ichniejszy autorytet), porównania racji, żądanie zweryfikowania swojego i wzięcia pod rozwagę innego spojrzenia na jakąś sprawę, nazwanie po imieniu danej postawy, są traktowane jako wręcz oszołomskie i co najmniej poddające pod wątpliwość rzetelność intencji poruszającego temat. Nawet w nauce – wyjście poza obiegowe osądy i interpretacje – z góry kwalifikują autora do sekty czcicieli płaskości ziemi.
Prawda najwyższa jest podana w Internecie i przez daną kastę.

Wcale nie mam takiego wrażenia jakobym miał jakąś awersję do osoby, Pana Prezydenta Krakowa, wręcz uważam pana prezydenta za sympatycznego gościa wyrażającego się z namysłem nad słowami, niemniej czasem krew mi się burzy gdy widzę co się w różnych sprawach wyczynia - a to nie może się zdarzać bez wiedzy Pana Prezydenta nie mogą mieć miejsca, I te usiłuję czasem pokazać właśnie razem z dość oczywistą zależnością podobnych zdarzeń czy decyzji z wiedzą lub co najmniej uprawnionego przypuszczenia co do wiedzy Pana Prezydenta w tym zakresie.
Zauważanie takich spraw i mówienie o nich, nie oznacza wcale jakieś relacji osobistej niechęci – raczej jest krytyczną oceną konkretnych faktów i efektów traktowania miasta i mieszkańców. Listę takowych mam sporą.
Zachowując więc proporcję chcę wyrazić swą opinię na temat tekstu „Betonowanie Miasta – fakty i mity” będącego jakby obroną urzędników wobec zarzutów co do właśnie – dyktatu deweloperskiego. A takowe zarzuty są nie tylko częste ale i uznaję je za – bez uogólnień – za - bywa - mające podstawy.
Pominę nawiązanie tytułem omawianego tekstu do pisma o konkretnym profilu redakcyjnym i takiej właśnie nazwie. Szkoda klawiatury. Jednak patrząc na treść tekstu, jego czytelnik musi się jednak czuć skołowany. Intencje sobie a odbiór sobie. Nie moja to sprawa. W końcu dla opinii czy odczucia mieszkańców liczy się to co ich otacza a nie to co widać z wysokości fotela decydenta a tekst właśnie o tym traktuje. Broniąc się przed czymś, co uznaje się za nierzetelne – wręcz należy nawoływać do znanego – znaj miarę mocium panie – czyli warto zachować rozważenie racji, dostosowując jednak argumentację do tej używanej w formułowaniu zarzutu – jeśli w ogóle tak traktować głosy obywatelskie. Tak na marginesie – już samo podejście do tego co mówi mieszkaniec – zasadnie czy nie to inna sprawa – wprost tylko jako zarzutu daje sygnał – my na pewno robimy dobrze a ty się przypinasz niezasadanie – właśnie stawiasz zarzuty. Na ogół wszak powinna być mowa o przedkładaniu argumentów i pytaniu czy takie a takie sprawy były brane pod uwagę przy podejmowaniu decyzji. Z tego urzędnik tylko mógłby skorzystać do czego zachęcam.
Przywoływany tu tekst - owszem – niby broni Urzędu przed zarzutami o betonowaniu ale jakoś nie przekonuje. Właśnie – w moim odczuciu chybioną argumentacją. Oczywiście w tekście jest gęsto cytowany łańcuszek liczb lecz proszę się zastanowić jak zwykły człowiek może je na tym poziome ogólności zweryfikować? Mając przed oczami to co się dzieje w mieście w tych sprawach człowiek nie posiadający dostępu do pełnej (a skąd wiadomo czy nie wybiórczo przytaczanej) informacji ogólnej, może wręcz mieć ochotę wybrać się do okulisty. Suma liczbowa – kupno – sprzedaż - zagospodarowanie – zabudowa, nie ujawnia ani zamian ani ewolucji struktury własnościowej ani jakości zabudowy czy zmian starych substancji na nowe wnętrza i zabudowane już prawie podwórka itp. Aż czasem razi - jak można wykazywać – suma drobnych zezwoleń, zmian – które prowadzą do realizacji zarysowującego się większego celu. Zabudowa czy zagospodarowanie Młynówki czy takie rzeczy jak zmiana dawnych terenów obiektów lekkoatletycznych Cracovii w areał deweloperski w skojarzeniu z budową apartamentowca przy Oleandrach składa się z pytaniem co z Rotundą (już był ogłaszany stan zagrożenia katastrofą budowlaną) rzucają się w oczy i muszą być traktowane jako kroki w jakimś całościowym planie i nogą być oglądane pod tym kątem. Mamy też przykład kamienicy przy ul Kościuszki, z której została jedynie dosłownie atrapa ściany frontowej – zabezpieczona tylko dla dalszych działań wzmocnieniami utrzymującymi ją w pionie – aż strach tamtędy przechodzić.
Takie rzeczy widać i cyferki ich nie przykryją.
Z drugiej strony – stwierdzenia, że ludzie mają sprzeczne a równocześnie wyrażane oczekiwania – są oczywiście prawdziwe. Nie da się mieć ciasteczko – wszech zieleni miejskiej i zjeść ciasteczka – spełniając oczekiwania budowy mieszkań. Szkopuł jest w tym, jaka, w jakim trybie i dla kogo oraz gdzie ta zabudowa powstaje. Tu ludzie swoje wiedzą i to co wiedzą wyciągają. Czy zawsze znają prawdę? Nie można się więc dziwić, że górę biorą przyzwyczajenia do tego co jest, a to pociąga protesty wobec każdej bez wyjątku zmiany. Prawie bezmyślny automat. Może by na tym popracować i to rzeczowymi wywodami odwołującymi się do interesu miasta i mieszkańców. Tak – lecz jak uruchomić taką argumentację przy ewidentnym odejściu od wypełniania wielu ważnych funkcji miasta wynikających z jego pozycji w historii, kulturze i w obliczu powinności wobec Polaków dokonywanym na rzecz eksploatacji miasta jako - skrótem mówiąc – pubu Europy. To odejście zresztą mające chyba budować nowego człowieka odciętego od korzeni – mści się właśnie w dobie pandemii.
Źródłem postawy ludzi w tych sprawach jest jak sądzę niewiara, że w konkretnych przypadkach przedkłada się nie prawdę a właśnie żonglerkę liczbami i paragrafami. Popularnie mówiąc – bujanie na ścianie. Bez względu naprawdę. W efekcie bez względu na realia ludzie nie kupują mowy urzędników – i to już jest wyćwiczone przyzwyczajenie. Urzędnik na to odpowiada – swoją reakcją mówiąc; ręce opadają - robię to co uważam, że trzeba robić. Jednak czy zawsze urzędnik musi się chować za takim na przykład powiedzeniem – wedle prawa nie mogę nie wydać zezwolenia? Argumentacja natychmiast pachnie kłamstwem grubymi nićmi szytym (choć może i bywa prawdą). Wystarczy ponownie popatrzeć na budowę kolosa apartamentowca tuż obok Domu im J, Piłsudskiego Wedle urzędu – lege artis - dla zdrowego rozsądku i kontekstu – skandal. Trudno nie przypomnieć jaki był oryginalny zamiar inwestycyjny dla tego terenu i założenia i co z tego konsekwentnie się z nim robi łącznie z operacjami politycznymi. To ważne – wraz z całym otoczeniem – bo pierwotnie obecny Dom im Józefa Piłsudskiego był częścią znacznie większego założenia a dziś nawet zabrakło miejsca na pomnik Marszałka. Albo inny przykład – był sobie Szpital Kolejowy – nie ma szpitala a powoli a nie żółwim tempie wyłania się kolos apartamentowca - może jak ten na Oleandrach – formalnie pół biurowiec.
Takie przykłady pokazują – że krytyka działań UMK w sprawach deweloperskich skupiająca się tylko na jednym aspekcie problemu (np. ogólnikowym powiedzeniu o dyktacie lobbingowym), dla urzędnika wyposażonego w dane niedostępne ludowi, choć jest możliwa do odrzucenia to pozostaje nie tylko niezadawalająca lecz wręcz działa odwrotnie – wzmaga podejrzenia, że mataczą – widać mają powód. Jeśli chce się poważnie ludzi traktować, to w każdym przypadku argumentacja powinna być osadzona w szerszym kontekście. Za każdym razem jest ona oczywiście inna – niemniej zawsze da się ją sprowadzić do zupełnie tu nie poruszonej a fundamentalnej rzeczy. Najważniejszej w tym wszystkim a tej jak rozumiem w tym zestawie rządzących miastem lepiej nie dotykać. Na dziś, teza o niezależności miasta od lobby deweloperskiego jest co najmniej trudna do rzeczowej obrony.A trzeba by było ją opierać na wyprowadzaniu że dane działania są zgodne z tym na czym miasto powinno opierać swą przyszłość i funkcję. Czyli że są podporządkowane dążeniu do oparcia interesu miasta na wypełnianiu jego zadań i powinności w kontekście nie tylko pamięci historycznej i artystycznej ale spłacania długu wobec całej społeczności Polaków. Brzmi koturnowo ale fakty są takie że Kraków jest wyjątkowym miejscem – należy do wiedzieć, cenić i temu podporządkować realne interesy mieszkańców i samego miasta. Tyle że na dziś to takie nienowoczesne, nie pasujące do kreowania człowieka nowego, wykorzenionego z tradycji i pamięci. Nie na darmo już wmawia się ż patriotyzm to wprost – faszyzm. I ludzie wiedzą że to jest szwindel – a Kraków pamięci, historii, świętych i kultury lecz nie tej opartej na knajackich iventach jest wart odwiedzenia i zabiegów. To Polacy wiedzieli i cenili od wieków
I na koniec – co warto po tym powiedzieć - czym innym jest rzeczowa współpraca z deweloperami i ukierunkowanie ich zainteresowań a czym innym jest spolegliwość wobec nich – a tą właśnie ludzie postrzegają jako realny problem Miasta
W tym sensie – zmiana myślenia o wykorzystaniu potencjału Krakowa i to w wielu dziedzinach – jest konieczna - bo jest szansą.
Nawet też biznesową.
Wniosek ? Na stołkach decydentów należy – w demokracji wyborami – osadzać ludzi, którzy będą mówili – wiemy jak to zrobić by Kraków znalazł a właściwie odzyskał swe wyjątkowe miejsce na mapie Polski i drodze Polaków. Ma wygrać ten co powie - wiem co zrobić. Tacy co to tylko gwarantują stabilność kast korzystających z istniejącej sytuacji powinni się stać niewybieralni Każdy przecież wie, że obecny Pan Prezydent – jeszcze mając takich adwersarzy skaczących co najwyżej do kostek i podnoszących „zarzuty” z których urzędnik zawsze się wyślizga – będzie nam panował przez niejedną kadencję - bo wbrew pozorom – wprowadzona ustawowo kadencyjność przecież niewiele tu zmieni.
Zmienić się musi myślenie o Mieście i jego wartościach
A obecny Prezydent?
Rutyna i ideologia – dają tylko pewność braku zmian.
To nie ma nic wspólnego z personaliami choć schodząc na ten poziom najłatwiej oskarżać kontrargumentujących o stronniczość fobie i inne bezeceństwa
I jak tu wykazywać żeś nie wielbłąd?