Jestem przekonany, że warto zabrać głos w sprawie dyskusji dotyczącej problemów smogowych w Krakowie, a która znajduje swe odbicie w dwóch kolejnych artykułach zamieszczonych na łamach krakowskagazetainternetowa.eu Waham się nawet czy słowo dyskusja jest tu właściwa.

Może, ale tylko częściowo tak, bo jak nazwać serię ciosów udzielnych przez Urząd Marszałkowski mających być odpowiedzią na zabranie głosu przez naukowców z AGH- połajanką ? to szybciej trudniej dyskusją.

Nie jest oczywiście prawdą, że sprawa smogu zaistniała w końcu lat 90-tych i na początku lat 2000- nych. Jeszcze w latach 80 –tych ten problem był poruszany właśnie przez naukowców z AGH – w ramach działań społecznych w postaci Forów PKE (nie mówiąc o innych) a te owocowały tzw Zielonymi Zeszytami wydawanymi w ramach wydawnictw naukowych AGH. Również musi się przypomnieć nie tak znów szumne, ale jednak konkretne zainteresowanie sprawą i najpierw dyr. S. Garlickiego a potem już na większą skalę dyr. J. Wertza, z udziałem tak obsobaczanego przez urzędnika, obecnie prof. .M. Mazura

Powiedziałbym więc raczej, że istotą czy osią nazwijmy go – sporu jest sposób rozumienia swych zadań i rozpoznanie sprawy przez urzędników. Coraz to bardziej utwierdzających się w swej władczej roli i przekonaniu o powszechnym obowiązku obywateli śledzenia i wyprzedzania poczynań i oczekiwań Urzędu.

Kto u kogo jest na służbie – oto jest pytanie?

Proszę zwrócić uwagę na zupełnie podstawową sprawę. Z zasady urzędnik – decydent – w każdej sprawie ma 1/ rozpoznać wielostronne i wieloaspektowe problemy w niej występujące 2/ dobrać i przeciwstawić sobie różne opinie fachowców 3/ rozważyć te opinie i na tej podstawie zadać pytania przywołując zdania rozjemcze 4/podjąć decyzję.

Na te działania urzędnik ma do dyspozycji władzę i kasę i za to jest opłacany.

Dla mnie więc zupełnie kuriozalnie brzmią pretensje, że naukowcy sami się nie rzucili do Urzędu Marszałkowskiego z wyłożeniem na stół swej wiedzy w czynie społecznym. Urząd – jak z tego wynika, oparł się na przywołaniu jednej firmy guru. Sam wielokroć doświadczałem – też i ze strony zakładów przemysłowych niechęci, nie przyjmowania do wiadomości istotnych uwag.Potem tylko pozostawało „a nie mówiłem?” Ludzie pracujący naukowo w swoich dziedzinach wcale nie mają obowiązku nadzorowania poczynań urzędników i bezwarunkowego dostarczania im swojej wiedzy, która może być i bywa albo przyjęta albo odrzucona.

W tym świetle na sformułowania, że zacytuję Pierwsze konsultacje projektu Programu ochrony powietrza dla województwa małopolskiego odbyły się od 20 grudnia 2012 r. do 31 stycznia 2013 r. Obejmowały one również otwarte spotkanie 16 stycznia 2013 r. dla wszystkich zainteresowanych z prezentacją założeń dokumentu. Ani w trakcie spotkania, ani pisemnie w ramach konsultacji nie zostały ze strony AGH zgłoszone zastrzeżenia co do przyjętej metodyki wyznaczania emisji zanieczyszczeń oraz źródeł odpowiedzialnych za jakość powietrza w Krakowie należy problem postawić zupełnie inaczej. Nawiasem mówiąc warto zauważyć daty w jakich odbywały się „konsultacje” i ich tempo szanujące możliwość poważnej rozmowy. To już rutyna – znak rozpoznawczy traktowania tzw. konsultacji. Postawić należy kwestię - Pytał się ktoś naukowców będących tu, pod bokiem i niewątpliwych znawców problemu o zdanie? Wypada powtórzyć pytanie o kryteria doboru firmy wykonującej opracowanie i jeszcze ważniejsze – o tryb przyjęcia wyniku jako podstawy do działań decyzyjnych. Stwierdzenia, że ludzie Akademii nie wnieśli uwag czyli swojej wiedzy w trakcie „konsultacji społecznych” muszą zostać zestawione z pytaniem dla jakich powodów nie zwrócono się do nich o opinię w sprawie, a oczekuje się, że będą społecznie wnosili swoje uwagi do opracowania, za które ktoś wziął pieniądze i jak wyglądał tryb i odpowiedzialność za wykorzystanie wyników tej firmy. Czy aby nie zostały one użyte jako proteza decyzji? Nie może być tak, by swe uprawienia decyzyjne decydent przenosił na wykonawcę opinii i jeszcze miał pretensje, że jego obowiązek weryfikacji wyniku nie został wykonany w ramach konsultacji przez kogoś innego hobbystycznie.

To stawia po raz kolejny problem, na który każdy urzędnik i decydent musi sobie odpowiedzieć – co, w jakim zakresie i z kim konsultować. Praktyka ogłaszania tzw. „konsultacji” czyli organizowania formalnego spotkania tematycznego, które trwa godzinę, a może i parę godzin, jest nazywając rzecz po imieniu hakerską metodą pozyskania rzeczowej informacji i nie ma nic wspólnego z faktycznymi konsultacjami jest żenującą praktyką. Urzędnicy UM najwyraźniej oczekiwali, iż po ogłoszeniu, że odbędzie się jakieś spotkanie, wszyscy kompetentni rzucą się na wyścigi do udziału w spotkaniu i pomocy firmie wykonującej opracowanie, by ta mogła je skorygować czy opracowywać korzystając z wiedzy przyniesionej w ramach tych „konsultacji”

Nawiązując do meritum.

Sam – czysto obywatelsko – właśnie na lamach gazety, w której toczy się obecny spór pokazywałem swe poważne wątpliwości co do zasadności walki ze smogiem w skoncentrowaniu się tylko na likwidacji palenisk. Nawiasem mówiąc w piśmie UM – raz palenisk, raz pieców, a raz kotłów. Mniejsza z tym. Czy to oznacza, że mam ochotę podważać zasadność akcji likwidacji palenisk? Stwierdzam tylko, że to akurat dla urzędnika jest najtańsze i najłatwiejsze w realizacji. Rozpoznanie i walka z innymi źródłami – nie mówiąc o tym co napływa z kierunku zachodniego na Kraków – jest o wiele bardziej złożona i kosztowna. Nie znaczy, że można stanąć na zwalczaniu jednego czynnika, zaniedbując inne i w tym względzie argumentacja ludzi z AGH mnie w pełni przekonuje. Są tu też w tej sprawie nawet elementy, które są ewidentną winą szczebli rządowych, które dopuściły do uczynienia z Polski złomowiska samochodów z Zachodu. To wszak był i jest niezwykle lukratywny interes środowiskowy dla - w szczególności – Niemiec. Za chwilę się okaże, że walka ze smogiem będzie wymagała likwidacji tych wszystkich wraków lub pół wraków, ale już u nas a nie w miejscu powstania produktu który stał się odpadem i źródłem wszelkich zanieczyszczeń. I będzie to na koszt już tym razem obywateli. Ile to roboty wydać zarządzenie zakazujące użytkowania niektórych samochodów? Jeden podpis tak jak z zakazem używania węgla. Czysty biznes – tak jak automatyczna likwidacja palenisk napędza klientów monopoliście – EC Łęg. Była o tych rzeczach wielokrotnie mowa – słyszeliśmy, że są to ogólniki. Najwyraźniej urzędnikom brakuje kompetencji lub chęci do przyjmowania tego co słyszą. Dosadnie to odczułem gdy była dyskutowana sprawa odpadów.

Do sporów o ilościowe udziały w smogu różnych źródeł – co do których sami urzędnicy jak widać odnoszą się jak do niepewnych danych – trudno się wtrącać. Nie ja dysponuję źródłową, wiarygodną informacją Niemniej sam zdrowy rozsądek każe stawiać następujące stwierdzenia:

1/ program likwidacji lokalnych kotłowni i wymiany pieców węglowych na inne sposoby ogrzewania, był realizowany jeszcze na początku i w połowie lat 90 – tych przez UMK w porozumieniu, o ile wiem z UM. A nie w latach 2000 z hakiem.

2/ od tego czasu spadła liczba działających zakładów, a pozostałe - i w ramach wymogów prawnych i w ramach zmian technologicznych - zmieniły swe emisje i zrzuty zanieczyszczeń. To pewne.

3/ drastycznie wzrosła liczba samochodów, za czym nie nadąża bo nadążyć nie może infrastruktura drogowa. Przez cały okres komuny aż po dzień dzisiejszy Kraków jest w tym względzie traktowany ze specyficzną anty troską(patrz choćby S7 czy domknięcie obwodnicy) i na tym tle należy docenić wysiłki samego Miasta – a już chyba mniej Urzędu Marszałkowskiego, choć mogę się i chciałbym się mylić.

4/ rozwijające się budownictwo jednorodzinne na pewno w jakimś stopniu wzmaga zjawiska smogowe. Budownictwo to jednak w sporej części rozwija się na obszarach peryferyjnych miasta.

To razem, każe raczej, odpowiedzialnie i na konkretnych warunkach (czyli nie oczekując tak jakby porady lekarskiej przy okazji spotkania medyka u cioci na imieninach) rozważyć jakie ma znaczenie opracowanie firmy z Opola w zestawieniu z wiedzą ludzi z AGH. Odpowiedzi UM nie idą w tym kierunku, co mnie martwi. Ci naukowcy szanowni Urzędnicy to naprawdę nie są ludzie niekompetentni, mają swoją i do dobrze umotywowaną wiedzę. Obsobaczanie Ich takim pismem jakie wystosował UM – jest tylko świadectwem z jego strony wielkiej choroby. Choroby odmowy wiedzy. Dla decydenta ta choroba ma początkowo takie objawy, a jest niestety kompromitująca i śmiertelna.

Łatwo jest jak napisałem skoncentrować się na jednym czynniku powodującym smog i podejmować decyzje używając opracowania jako dyktatu.

Nie tędy droga!

Opinię tą wyrażam jako opinię obywatelską, a wnoszę ją na podstawie swego 35 letniego doświadczenia w działaniach społecznych na rzecz poszukiwania równowagi pomiędzy niezbędną niestety antropopresją, a wymogami środowiska To ujmuje prawo – którego podstawy były wypracowywane jeszcze w latach 90 – tych.

Namawiam do pochylenia się nad istotą, a nie tylko formalnymi zapisami prawa.

Znajomość tych zagadnień jest konieczna do podejmowania decyzji zaś postawa władcza, jeszcze nie przekuwa się na sprawczą. Co dla urzędnika pewnego swej omnipotencji bywa niemiłym zaskoczeniem.

Myślę i oczekuję, iż Urząd Marszałkowski – podejmie rzeczową rozmowę z ludźmi, którzy właśnie społecznie, w ramach zadań Uczelni i w jej murach wyrazili swoją opinię. Że niewygodną, niechcianą? Może – lecz to nie powinno  być przeszkodą, a raczej zachętą do współpracy rzetelnej, szanującej i ceniącej wymianę informacji. Ping-pong nie ma sensu.

Król, który ścinał głowy posłańcom niechcianych wieści – zawsze źle kończył, A co dopiero ktoś z wyboru i to kadencyjnego.

Dr inż. F, Stalony –Dobrzański

Kraków 12.12.14