felekOpinię publiczną powinno chyba zastanowić kolejne obudzenie tematu mandatów, cen za parkowanie w mieście, wysokości kar za brak wniesienia opłaty za parkowanie i w ogóle wielkości stref i czasu ich obowiązywania. Tak wszystko naraz?
Ostatnio – kolejny niezaprzeczalny a medialnie utrwalony już krakowski autorytet w tych sprawach – niedawny policjant, obecnie Dyrektor stosownej placówki – udzielił wywiadu.

Barwnie a monotonnym głosem motywował dlaczego mandaty ok 3 tys. – to ma być wysokość, która ludzi czegoś może by nauczyła. Do tego, że rozwiązania komunikacyjne w mieście są dobre, tylko ludzie do nich nie dorośli (to nie cytat a moje streszczenie) a poruszanie się po ulicach i trasach wymaga szczególnej ostrożności (zaprzeczyć się nie da), a samochody powinny być eko - to było.
Jak dla mnie, to jednak pogranicze realiów i SF czyli myślenia życzeniowego. Ściślej wszystko to by było w miarę dobre, gdyby nie realia.
Po kolei.
Prawnicy – karniści w szczególności - mówią, że skutecznie działa nie tak wymiar kary, co jej słuszność i nieuchronność zarówno nałożenia jak i egzekwowania. Być może dla Pana Dyrektora z mundurową, funkcyjną emeryturą wyższego rangą policjanta – 3 tys to niedużo. Może. Tyle, że dziś samochód nie jest wyznacznikiem luksusu – bo tak było w tych czasach, które ten pan pamięta ze swej praktyki, a raczej zbliża się do statusu butów a czasem wręcz gumiaków – patrząc na stan krakowskich, zwłaszcza peryferyjnych ulic i objazdów po totalnej i wkurzającej, trudnej już do wytrzymania blokadzie co ważniejszej arterii miasta. Pensje i emerytury na poziomie 3 tys. nie należą do najniższych jednak zrównanie mandatu z pensją – ma być skuteczne? To nie przesada? Dziś już nie działa dogmat, że ten, kto jeździ samochodem jest bogaczem. Czyżby chodziło o łupienie ludzi czyli też ich wkurzenie?
Jest i inny odcień tej samej sprawy – to rozważenie za co i jak, nakłada się mandaty. Bez względu na ich wysokość – należy oczywiście uznać, iż samo ich nakładanie w sytuacjach czasem rzeczywiście groźnego łamania przepisów – czyli sprowadzania niebezpieczeństwa jest konieczne. W końcu prawo jazdy to tak jak prawo do używania broni. Można zabić i zabijają. Jednak realia obraz ten psują. Każdy zwykły kierowca wie, kiedy otrzymuje mandat słusznie a kiedy krew mu się burzy na jawne bezprawie uprawiane pod przykrywką pilnowania prawa. Sam mam prawo jazdy od 1957 (motor) – 1970 (samochód) i mniej więcej od tego czasu jestem uczestnikiem ruchu drogowego. Niejedno widziałem, miałem parę kolizji i zaliczyłem parę mandatów. Dokładnie wiedziałem, że jeden wypadek – sam sobie sprokurowałem, jadąc lotnym Trabantem na śliskiej szosie, gdy jeszcze miałem mniej niż skromną praktykę i wydawało mi się, że co jak co, ale jeździć to ja umiem. W tym wypadku byłem absolutnie bezradny, sam sobie zrobiłem szkodę i Bogu dziękuję, że tak się skończyło jak się skończyło. Nauka jednak pozostała na dalsze używanie samochodu. Brzmi ona do dziś - najpierw masz dojechać. Kiedy? – to nie jest tak ważne jak ci się wydaje, a też i są inni z tobą na drodze. Inne to – dosłownie parę stłuczek i mandaty do policzenia na palcach. W nich – w kratkę – do części nie miałem wątpliwości, w paru przypadkach uważałem je jednak za wynik pułapek. Bezradność i brak najmniejszych szans na obronę mnie wkurzały.. Jakieś 4 lata temu po kilkunastoletniej przerwie dostałem mandat i punkty karne za przekroczenie prędkości, w sytuacji, w której „myśliwi” mogli wymyślić wszystko. Jawny kant i to wykonany na żywca jak się to mówi. Ale nie mając tachometru, kamery, dysponując tylko logiką – a i ta za mną by przemawiała, jakie mam realne szanse obrony? Zerowe. Rok minął, przeszło. Jednak od tego czasu mam już pewność, że policjanci w tej sytuacji nie tylko są panami sytuacji (i to przecież z istoty dobrze) ale co gorsze - mogą sobie dowolnie wybrać ofiarę do wyrobienia planu i też wiedza, że są bezkarni. I nie jest to fikcja. Kiedyś trafił mi się nawet w internecie filmik – rejestracja zatrzymania kierowcy za rzekome przekroczenie prędkości. Ten człowiek miał cały czas włączoną kamerkę i rejestrację rozmowy z policjantem. Zaczął się upierać przy swojej racji. Ciąg dalszy – zmierzał do odebrania mu dowodu rejestracyjnego za całą listę jakoby usterek w samochodzie. Pełna gama szykan wobec uparciucha. Zwrócenie się kierowcy o podanie danych patrolu – spowodowało następny atak. Ten człowiek z żoną i małym dzieckiem mało brakowało – musiałby dalej wędrować na piechotę. Wiem, incydent. Tyle, że zarejestrowany, nie wiem czym się skończył – a okraszony filmem z eksperymentu pokazującego, że przy jakimś tam typie suszarki – ta, przy włączonej klimatyzacji pokazuje prędkość 40 km/h w pomiarze stojącego samochodu. Obie te historyjki przytaczam, by wyjaśnić temu Panu Dyrektorowi ex- policjantowi – że do jakiegokolwiek ruchu w kierunku oddania policji prawa do kasowania ludzi na kwoty rzędu (lub ponad) ich dochodów miesięcznych, niezbędne jest obudowanie zaufania czyli i przekonania, że policja jest dla ludzi, a nie ponad nimi. To drugie przekonanie jest czymś co jest stałe w policji w kontynuacji myślenia zaszczepionego przez komunę, dla której milicja czy policja była zbrojnym ramieniem panowania nad ludem, a nie służby dla niego. W tym zakresie niestety, ale zmian, jako obywatel nie widzę i nie doświadczam. W odniesieniu do drogówki doświadczam tego nawet w banalnych sytuacjach dojazdu do cmentarza w trudnych dniach. Nie oznacza to, że nie doświadczyłem bardzo dobrego podejścia - ale ludzi w mundurach, a nie systemu. Ten, cały czas jest otwarty na działania kwestionujące naturalne oczekiwanie, że mandat, punkty itp. nie mogą być środkiem represyjnym w rękach gościa niewyżytego w posiadaniu okruchu władzy i działającego pod przymusem wykazania się tzw. wykonem. Ma być narzędziem dyscyplinowania a nie nękania kierowców. Do czasu realnej zmiany, każde podniesienie taryfy mandatów i opowiadania Pana Dyrektora będę uważał tylko za wyciąganie kasy i bajanie ludu. A o bezpieczeństwo można dbać rzetelnością nałożenia kary i inną postawą wobec kierowcy. Bo warto wiedzieć, iż są obok zabójców i kierowcy, a tych jest większość. Mam opisywać pułapki? Samo ich istnienie – wystarczy. O Straży Miejskiej, której chyba jedynym zadaniem jest polowanie lub inaczej odwiedzanie miejsc - wręcz bankomatów – lepiej nie mówić. W mojej okolicy paru kwartałów od ul Lelwela do Mlaskotów na Półwsiu Zwierzynieckim – mogę wskazać co najmniej 4 miejsca, w których odbywają się polowania z blokadami. I nie są to wcale miejsca groźne dla płynności ruchu – opierają się one na zapomnianych lub niezbyt łatwych do wyinterpretowania zakazów. Plus szał palikowania. O funkcji minimalizacji rozmiaru stref, czasu ich działania już kiedyś pisałem. Niebawem będzie objęte całe miasto i w niedziele, całą dobę za kosmiczne pieniądze – choć nie wszyscy i nie przez cały rok mogą jeździć rowerem. I znów – nie jest to sprawa tej jednej okolicy. To metoda pozyskiwania kasy i … oczywiście ….. wkurzania ludzi.
I tak to proszę państwa dochodzę do tego, co może być istotnym celem tej całej akcji. Tak! Swoją drogą - dbałość o bezpieczeństwo – to rzecz, której nikt nie zaprzeczy – ważna w perspektywie życia. Życia, a nie jego utrudniania.
Staje się dość oczywiste, że tu na poziomie lokalnym po cichu – pod powyższym szczytnym i słusznym hasłem dbałości o bezpieczeństwo odbywa się akcja pozyskiwania kasy i wkurzania ludzi. Kasa ? Można zrozumieć – choć metod nie da się akceptować. Lecz wkurzać? Niby po co.
W takim razie, by podjąć próbę zrozumienia popatrzmy na to z szerszej perspektywy. Cały czas trwa i jest pobudzana z nadzieją na sukces – akcja destabilizacji Państwa. To co wyrabia Kasta we fioletach – budzi mój niesmak i największe obawy. W akcji tej, cały czas jest np. akcentowane – zmiany miały usprawnić działalność Sądów a efekty są odwrotne. Tak? Tyle, że nikt jakoś nie dodaje – nie tylko, że ileś tam fartuszków z przedszkola - to nie mój wymysł a określenie togi, zastosowane przez ważnego prawnika (właściwie prawniczkę by być poprawnym politycznie) - jest zajętych przez aktywność, która Sędziom nie przystoi – a zajmuje im czas. Nie mówi się też, że tempo organizacyjne działania Sądów, obsadzanie wokand, terminarz leży w rękach ludzi, którzy gdy tylko tego chcą, mogą stosować metody strajku włoskiego. Eliminacja Sędziów ostatnio wskazanych nominacją Prezydenta, podprowadzenie pod haos działania Sądów wzajemnym podważaniem uprawnień sędziowskich - to nic innego jak program destabilizacji państwa. Po co? Właśnie po to bo - mamy co? Wkurzanie ludzi. To ważny element działań, mających prowokować by lud w końcu wybrał zmianę, ze zmiany na inne niż było, na to jak było – bo wtedy podobno – było lepiej. Sąd Apelacyjny w Krakowie tego dowodzi, ale ludzie nie wiedzą dla kogo było lepiej i chyba już zapomnieli, kto ferował wyroki w całym łańcuchu niesprawiedliwości pod pozorami sprawiedliwości.
Nie miejsce tu by wymieniać po kolei.
Czy nie można więc postawić całkiem uprawnionej hipotezy, że akcja z tym podnoszeniem mandatów i dawaniem wolnej ręki w drakońskim karaniu – akurat teraz podjęta, przed kluczowymi wyborami - nie ma przypadkiem w tle tego samego celu – wkurzyć ludzi. Może być ona jedną z wielu podejmowanych też w innych dziedzinach – bo działanie ma być totalne. Jest wiele dziedzin leżących w rękach i to nie tylko władz lokalnych i samorządów, w składach zainteresowanych nieraz bardzo konkretnie – by było jak było. Tak zobaczmy akcje wielu samorządów i w innych sprawach. Podobnie – choć ludzie tego nie widzą – biegną sprawy np. w Nauce. Warto się rozglądnąć wokół siebie i pod tym kątem. Jak totalnie to totalnie – gdzie się da.
Dla nas jednak jest ważne by wybory były dokonywane myślą a nie emocjami wkurzenia.
A jesteśmy wkurzani. Jaki w tym może być cel?
Banalnie prosty – z którego każdy musi sobie zdać sprawę.
Gdy ten elektorat, który wedle totalsów – i to parokrotnie - źle zagłosował, w końcu się na dobre wkurzy to i zagłosuje wedle opowieści antypisu uznając, iż dobra zmiana wcale nie jest dobra. Walka o równoprawne miejsce w Unii w miejsce serwilizmu – ma być obrócona w jakiś zamiar polexitu. Matrix? – co z tego, że fikcja - skoro naród wkurzony może tego nie zauważyć w lejącym się szumie medialnym.
I tu zostaje ujawnienie to, czego totalsi się autentycznie boją
Otóż – ulica – nie wyszło. Zagranica – jakoś topnieje. Kluczem są wybory.
Dziś coraz wyraźniej widać – iż świadome głosowanie w obronie tego by nie powróciło to, co było – stanowi dla totalsów realne zagrożenie a zbliżające się wybory mają już kluczową wagę, iż mogą zdecydować na lata. Niegdyś targowiczanie przeważyli – otwarli drogę zaborcom na 120 lat
W takim razie musi zostać powiedziane co następuje.
Czy dziś będą w nas siły na ewentualność następnych lat przenoszenia Polskości i czy wiemy co to znaczy nie mieć wolności, czy pamiętamy że ta jest nam zadana a nie dana na stałe z automatu? W tym zakresie komuna do niby wolności jako do stanu normalnego nas przyzwyczajała a III RP w niej utwierdzała w innej formie serwilizmu a nie postawy równoprawności wobec Unii Europejskiej. Dziś walczymy o własne, w pełni własne miejsce. I nie walczą oni – PiS a my wszyscy. Będziemy mieli to, co wybierzemy.
Atak bierze się z wystawienia głowy siłą ekonomii i inwencji co robi wrażenie. Mamy wybór, w którym opisane tu rzeczy mają nas wyprowadzić w pole. Hucpa fioletowych kołnierzyków i wiele innych akcji – w tym też to co tu opisuję ma i ten sens.
Zastanówcie się Państwo czy nie mogę mieć racji.

 

Dr inż. Feliks Stalony-Dobrzański
Kraków 25.01.2020 r.