Rozwinięcie samego tytułu – słów humanitaryzm i ochrona zwierząt - jak się wydaje – wymaga naświetlenia. Głównie dla przyjęcia istoty tego wystąpienia zgodnie z jego intencją. Sprawa bowiem, o której mowa - łatwo może się stać – rodzajem następnego wytrycha do realizacji starej leninowskiej zasady.  Brzmi ona „To wróg ma przynieść sznur, na którym go powiesimy”  Aż tak.

I nad tym warto się zatrzymać mając za przykład ową ustawę. Co do niej – pełny entuzjazm i sama dobroć. Mruczą coś przeciw tylko lobbyści prywatnych interesów. Hodowla norek tak przeszkadza sąsiedztwu i środowisku a to tylko o norki chodzi. Już zupełnie na marginesie mówiąc – gdyby nawet – to nie warto się zastanowić nad jakością całej argumentacji?
Aktywiści zieloni o różnej kompetencji często na poziomie młodzieżowym +emocje+odruchy i zootechnicy, ekonomiści – to suma argumentacji do rozważenia – byle obustronnego.
Takiej możliwości jak stosowanie reguły samego Lenina na ogół się nie zauważa, nie bierze za możliwą, choć mamy coraz więcej przykładów zastosowania tej metody. I to też polecam do zobaczenia jako tło nie tylko w tej jednej sprawie. Metoda tow. Ulianowa zakłada działanie co prawda nierychliwe, za to skutecznie oddziaływujące i sposób na wykonanie zasadniczej i parcjalnej roboty cudzymi rękoma i to koniecznie pod mile im brzmiącymi hasłami. One muszą brzmieć atrakcyjnie. Jednak na końcu nagle mamy ciężkie zaskoczenia – jak się to mogło stać. No właśnie – jednak - dzieje się.
Przykłady? Proszę pod tym kątem zanalizować zahamowanie zmian w Sądach, ostateczne oddanie Nauki w ręce naukawców a z ostatnich dni – pozostanie Pana Bodnara na stanowisku kluczowym dla zmian kulturowych i obrony interesów (patrz brak jego reakcji na skandaliczną cenzurę informacji publicznej – do czego ze stanowiska jest teoretycznie zobowiązany). Z krakowskiego poletka niejedno by się znalazło – nawet sam Dom im Józefa Piłsudskiego chyba wystarczy taka to klasyka - byle się przyjrzeć sprawie porzucając politpoprawność powiazania oraz nieformalne porozumienia. Bo akurat w tej sprawie formalne rozmowy jakby nie obowiązywały – są po prostu wykręcane w ósemkę. .Mój osąd w tej sprawie może być niestety (obym nie miał racji) niebawem zweryfikowany przez obecny obrót tej sprawy. U notariusza mogę złożyć osąd – który wielokroć wyrażałem – o co tu naprawdę chodzi, o co lewactwo walczy i czyich to rąk używa w sprawie. Jeśli się ziści moja opinia – będzie z tego hańba na pokolenia – jeśli ktokolwiek będzie jeszcze pamiętał, co tak naprawdę znaczy konkretne nazwa Oleandry. Rzecz dla celów lewicy ma realne szanse być załatwiona rękami prawicy a ta potem powie – nie tak miało być. A myśmy myśleli. No właśnie. Final – to zniszczenie idei założycielskiej, faktyczne utopienie zbiorów Muzeum, wyrzucenie do kosza wysiłku społecznego budowy tej jednej części całego pierwotnego założenia. To minimum. Maksimum – to nawet uwolnienie placu niezwykle atrakcyjnej lokalizacji jako ważnego ogniwa zabudowy co najmniej pierzei Krakowskich Błoń. Warszawiacy – politycy mają prawo być na to ślepi to i idą w tango – dla dobra sprawy. Pewne że dla dobra? .
By problem opisywanej metody w ogóle zauważyć, trzeba się pochylić nad pytaniem o interesy lewicy – a nawet może nie lewicy a lewaków i kręgów biznesowych, co często można łączyć. Bo akurat – dziwnym trafem, biznesy ludzi prawicy mają z reguły pod górkę. Pan Kluska jest tu symbolem. Nie są ważni rządzący a ważne jest to, co Im się podaje do wierzenia jako prawdziwe i racjonalne. Jedni mają za sobą doświadczenia rozwiązań siłowych – które się nie sprawdziły to przeszli do atakowania podstaw kulturowych i demontażu autorytetów oraz pamięci tożsamości czyli budowy nowego człowieka inną, skuteczniejszą metodą. I ta się sprawdza. Któż by słuchał profesora Andrzeja Nowaka i nie na darmo –do tej pory dr hab. Zybertowicza. Takich przykładów jest więcej.
Dziś mówię i to wyraźnie - jeśli prawica się nie ocknie – bezkompromisowo idąc w oparcie się w proste i odwieczne a wynikające z Dekalogu oraz obowiązku moralnego mówienie A jest A, B jest B a nie być może C – co właściwie idzie w kierunku Z, to możemy się obudzić w sytuacji, w której nawet zdziwienie już nie będzie dopuszczalne i poprawne. Politpoprawność wszak to pokłosie, inna forma, knebla zakładanego na umysły właśnie tą pełzającą metodą. Dziś idzie się już dalej - jak u Orwella – trzódka sama się - i to ochoczo - kontroluje. Nawet nie tylko nazizm, komunizm czy socjalizm, a podejście do społeczeństwa uformowane i udoskonalane jeszcze w czasach kolejnych Rewolucji – od Francuskiej po Sowiecką a w końcu wprost okupacyjną – wypracowały praktykę metod towarzyszy. Zauważmy, że wszystkie owe formy kształtowania społecznych stosunków – zaczynały górnolotnymi inwokacjami i celami, a były i są krwawymi reżimami. Kto nie z nami jest przeciw nam i godzien jest skrócenia o głowę – gwarantuje posłuszeństwo i ślepe wykonywanie poleceń nawet już tylko z czystej rutyny.
Nigdy wszystko naraz, a tylko kolejne małe kroki – jak wchodzenie do zimnej wody – dające przyzwyczajenie i zwiększające entuzjazm dla sprawy aż po akceptację i przyjęcie tego, co na początku zostałby odrzucone i na starcie bronione do upadu. Pomocne jest tu tez ciągłe podsycanie emocji podrzucaniem zupełnie pobocznych tematów, co odciąga uwagę od głównego nurtu. Pozbawieni wyobraźni i czasem nawet wprost wiedzy - pierwotnie wyrażający zgodę – ba – nawet entuzjazm – dla pozornie ładnie wyglądających posunięć – budzą się ciężko zdziwieni. Mało tego – nie łączą przyczyny z tym co ich nawet osobiście dotyka – czyli ze skutkami. Do powyższych operacji wpływu na emocje i decyzje, idealnie się nadają organizacje będące – lub tylko ubrane w formę - NGO – czyli społecznego entuzjazmu do jakiejś idei, myśli, postawy.
Teraz już nawiązując do głównego tematu - przykładu owej ustawy.
Któż może mieć zastrzeżenia do konieczności bycia humanitarnym czy podjęcia ochrony zwierząt. Któż nie kocha zwierząt i nie popiera humanitarnego ich traktowania. Kto coś ma w tej sprawie do powiedzenia niezgodnego z taką uogólnionym osądem – ten obwieś i jako żywo – przedstawiciel jakiś interesów. Czyli – lobbysta. Jakoś nikt się nie zastanowi, że właśnie owa ślepa miłość do zwierzątek może być narzędziem gry i to znaczących interesów. Kto i jak ten temat wrzucił i czy na pewno nie jest on pierwszym krokiem – i trzeba mieć wyobraźnię do czego. Miłość do zwierząt? Oczywiste – to i całe środowisko prawicowe – zauważmy przy jakiej - takiej obojętności lewicy (która zazwyczaj wystawia w tej sprawie swoje bojówki młodzieżowych arbuzów - z wierzchu zielonych w środku czerwonych z licznymi pestkami interesów) pełna entuzjazmu i bezwarunkowej rezygnacji z rozpatrzenia argumentów. Dla tych lobbystów antyfutrzarskich – zwierzątka są pionkami w grze. By uzmysłowić problem - w innej dziedzinie a przy pokrewnej metodzie i przez analogię zauważmy co cały ruch czy raczej ideologia LGBT ma wspólnego z prawdziwymi homoseksualistami? Ci są raczej zainteresowani tym, by nikt nie wściubiał nosa do ich łóżek i popędów – tak jak żadna osoba hetroseksualna nigdy nie obnosi się z tym, że jest hetero. To już każdego indywidualne rozrachunki z Panem Bogiem i normami. Nawet hetera nie przyzna się szybko albo nawet nie wie, ze jest heterą.
Moim osobistym doświadczeniem w obserwacji opisanej techniki jest naoczne i ponad 30 letnie jak nie więcej jest bycie świadkiem jak to entuzjazm założycieli Polskiego Klubu Ekologicznego, jego wielka merytoryczna siła – właśnie tą przywoływaną tu socjotechniką – został przekształcony. Stał się czymś co bardzo często wręcz można wykazywać – szkodzi środowisku poprzez lekceważenie konieczności poszukiwania równowagi a nie dominacji którejkolwiek stron relacji – człowiek – środowisko a jest rodzajem bojówki ideologicznej. Myślący i próbujący działać zgodnie z założeniami – są na bytowym wymarciu. Nie są poprawni – nie należą do klaki obiegowych opinii, nie są trendy – to i tak mają.
Zdrowa relacja między potrzebami człowieka i środowiska musi przecież uwzględniać, że człowiek jest elementem środowiska. To akurat wszyscy podnoszą. Od tych, co to głoszą kontynuację bytu człowieka tylko i wprost od dinozaurów, ryb czy małp, aż po tych którzy mają na względzie i „czyńcie sobie ziemię poddaną” i Franciszkowe – „brat wilk z Gubio” i szanując zwierzęta jednak ich nie uczłowieczając. Co to naprawdę znaczy zrozumiałem dzięki o.Rufinowi ze Zakonu OO.Reformatów będąc we Wspólnocie Ekologicznej w czasie przed okrągłostołowym. I ten Ojciec zakonny – nie bez powodu został wtedy brutalnie potraktowany przez kogo? Właśnie przez lewactwo przypięte do „zdrowego ruchu ludu miast i wsi”. Wtedy też w tym czasie – gdy zaatakowało mnie środowisko Federacji Zielonych – przez ich organ „Zielone Brygady” (nie dobra retoryka?), że to chrześcijaństwo a katolicyzm na bank – jest winne degradacji środowiska, bo właśnie „czyńcie sobie ziemię poddaną – zobaczyłem na czym polega owa manipulacja. Czyńcie – to wezwanie do aktywności a nie bierna zgoda na to co się staje. Drugie słowo – poddaną – czyli rzeczywiście do używania, do służebności - ale żaden gospodarz nie może być eksploatatorem – bo by podcinał gałąź na której sam siedzi. Gospodarujcie a nie rabujcie.
Dziś jakoś tego się nie widzi. Zęby bolą jak się słyszy wypowiedzi ludzi prawicy w tej sprawie. Lewactwo tylko basuje albo siedzi cicho i czeka jak samo się spełni to czego od dawna oczekują. Bojówki młodzieżówek zielonych zrobiły swoje. Pozostaje tylko wzmacnianie efektu poprzez „lobby futrzarskie” i to bez spokojnego rozważenia racjonalnych argumentów. Jak mawiali protoplaści – ruki po szwam – wobec lewactwa UE.
Osobiście doświadczałem i to od 1980r na jakiej drodze postępuje ewolucja Polskiego Klubu Ekologicznego. Tej przemianie od entuzjazmu do lewackiej polipoprawności nie zapobiegały kolejne wskazania zagrożeń dla idei założycielskiej i istoty celów statutowych jakie powstawały właśnie takimi z pozoru nawet atrakcyjnie wyglądającymi zmianami - a to spraw organizacyjnych, a to doboru argumentacji i tematyki, a w końcu i nawet zapisów Statutu a także sposobu reagowania w sprawach relacji pomiędzy potrzebami gospodarczymi człowieka a wymogami ochrony dóbr naturalnych, zasobów, energii i ogólnie mówiąc – środowiska. Któż dziś poważa argumentację zielonych. Powszechnie, zieloni ze szkodą i dla siebie i dla sprawy są niestety odbierani jako bojówka ideologii i biznesu. W oczach opinii publicznej – działa tu tylko politpoprawność i obawa przed siłą jej poparcia przez kręgi interesów. I tak z entuzjazmu, organizacja o dziś – wielkich tradycjach – staje w jednym szeregu z zielonymi bojówkami – najtańszej formy agentury wpływu. NGO – w tym okręgi PKE – usiłujące sięgać do podstaw pozostają bez najmniejszych podstaw finansowych. Niezależna informacja nie jest mile widziana. Nie chcę zajmować tu miejsca przykładami. Wystarczy tylko zwrócić uwagę na to jak histeria globalnego ocieplenia dziś już zostaje zamieniana na problem emisji CO2 co równolegle mniej lub wcale nie przeszkadza budowie nowej kopalni węgla i to brunatnego w Niemczech a wyprowadza konieczność likwidacji polskiego węgla. Czy rozsądek w sprawie zeroemisyjności czy elektromobilności nie jest już potrzebny? To co piszę nie oznacza kwestionowania tych kierunków – niemniej podpowiada konieczność rezygnacji z szarży na rzecz szukania rzeczywistej i pełnej równowagi pomiędzy interesami człowieka i środowiska.
Po tej tyradzie ogólnego naświetlenia problemu już można wrócić do problemu tytułowego a w tym się zastanowić co znaczy humanitarne w odniesieniu do zwierząt co znaczy .
Homo – człowiek, humanitarnie – odnosi się więc do człowieka. Czy właściwe jest uczłowieczania zwierzęcia? Jaka jest różnica w takim razie między człowiekiem, który umiera – czy jak się teraz częściej mówi – odchodzi a obdarzonym przywiązaniem, wręcz jakąś relacją – np. psem. Pytanie o duszę psa a więc i niebo psie jest mało sensowne. Można je zadać kynologowi czy każdemu właścicielowi (co to za słowo – własność – jak to ma być ktoś mi równy) a odpowiedź umieścić tylko we własnej projekcji właściciela. Sam miałem kolejno dwie wyżliczki – przełagodne psy – domownicy. Sam jednak nie wiem czy nie robiłem im krzywdy – trzymając je w mieście – gdy ich natura wymagała ostrego wysiłku fizycznego. To więc była „miłość”? Kolega ma psa – dla świata zewnętrznego często zabójcę – taka jego natura. I on tego psa też ”kocha” Jestem świadkiem ile mu poświęca.
Dobre traktowanie, zabieganie o unikanie bólu, dawanie komfortu bytowania – to nie może być uznaniem zwierzęcia za homo – czyli za zabiegi humanitarne i odejścia od nakazu gospodarowania w przyrodzie. To jest stanem naturalnym
Przyroda ma swój naturalny cykl- czyli kolejność nawet w łańcuchu pokarmowym i potrzeb każdego stworzenia. Czy roztkliwiamy się nad samcem modliszki dekapiującej go po akcie prokreacji? Na kolejnych piętrach są kolejne gatunki – które są w stosunku do siebie albo obojętne albo konkurencyjne. Działają wedle potrzeb. Tylko człowiek działa w tym bez umiaru bez koniecznej rozwagi i umiaru, choć te są jego cechą jako istoty rozumnej i .. straszne słowo – Bożej. Czy antylopa jest traktowana humanitarnie przez lwa? Lecz czy lew zabija ją gdy nie jest głodny? W tym człowiek też w stosunku do przyrody ożywionej ma swoje potrzeby – i ma też prawo – albo już dziś można powiedzieć - powinien mieć prawo i do osobistej obrony przed np. niedźwiedziem czy mrówkami i do pozyskiwania pożywienia czy wszystkiego co jest – i tu ważne słowa – niezbędnie potrzebne. Grzech ekologiczny polega na rozpasaniu w konsumpcji i nadużywaniu a nie samym używaniu środowiska. Równowaga w tym względzie jest nawet nakazem prawa. Człowiek różni się tym od zwierzęcia, że myśli, czuje, a nie tylko odczuwa i wie, czym jest zbędne zadawanie bólu. Używanie pojęcia – humanitarne zabijanie jest podwójnie sprzeczne. Zabijanie to nie jest w ogóle czynność przyjazna życiu a humanizm – odnosi się z nazwy do człowieka.. Humanitarna hodowla nie może oznaczać – wyjścia z łańcucha pokarmowego czy rezygnacji z zaspakajania swych potrzeb życiowych – a jedynie przez analogię - jest wymogiem odejścia od zabijania bez potrzeby i z zadawaniem dodatkowego bólu czy dodawania dawki przerażenia.
W samej ustawie – z tego co słyszymy szczególnie powinno zastanowić stosowanie odpowiedzialności zbiorowej, brak rozważenia jakie inne rozwiązania w ich całym i zamkniętym cyklu są bardziej przyjazne dla środowisku.
Do zupełnie już kuriozalnych, niebezpiecznych – i czego się nie zauważa – wypełniające to co za wczesnych etapów terroru komuny nazywało się trójkami robotniczo – chłopskimi jest oddanie uprawnień kontrolnych i karnych organizacjom społecznym typu NGO.
Każdy kto wie jak można powołać NGO z dowolnym przedrostkiem eko zdaje sobie sprawę z tego czym pachnie nadanie takich uprawnień.
Karać za niewłaściwe warunki hodowli czy czyny typu pokazanego niegdyś przez pana Stokłosę – to jedno a likwidować ku uciesze konkurencji całą dobrze funkcjonującą część gospodarki – to drugie.
Zarówno walczący o wręcz idiotyzmy szkodzące środowisku w ogólnikowych zapisach zakazu używania paliw stałych jak i ci broniący branży futrzarskiej są odsądzani od rzetelności zarzutem – lobbyści.
Czy jeśli nawet są w tych branżach – i z tego tytułu mają swą wiedzę, informacje i argumenty – to tylko dlatego należy te argumenty lekceważyć?
Może zbyt obszernie opisywałem i zwracałem uwagę na nową technikę osiągania swych celów przez biznes tak ideologiczny jak i materialny – niemniej dla własnego interesu warto się zastanowić i przyłożyć do każdego problemu pytanie czy aby nie jest właśnie realizowana owa wspomniana na początku maksyma Lenina.
Czasy się zmieniają ale cele lewactwa i biznesu nie.
Eko i miłość do zwierząt jest tylko łatwą przykrywką.
Taka nowomoda – już wszczepiona jako poprawna oczywistość.

Feliks Stalony –Dobrzański