Niektórzy polscy publicyści, np. piszący w tygodniku „Do Rzeczy”, krytykując polską politykę wobec wojny na Ukrainie przeciwstawiają nasz romantyzm węgierskiemu rozsądkowi. W ich ujęciu Viktor Orban urasta do roli drugiego Metternicha, czy może Bismarcka, konserwatywnego męża stanu, który kierując się interesami własnego kraju zdecydował się obrać inny, niż liberalna większość na Zachodzie, kurs w kwestii wojny rosyjsko – ukraińskiej i w związku z tym ma cywilną odwagę wzywania do rozwagi, apelowania o pokój i nie zrywania ostatecznie, bo to może być w konsekwencji groźne, relacji z Rosją.

W tym ujęciu przeciwstawiając się dominującemu kursowi, za realizacją którego stoją Stany Zjednoczone, Orban nie tylko chroni Węgry przed niepotrzebnym ryzykiem, ale urasta nawet do roli polityka antyestablishmentowego, przeciwstawiającego się niekorzystnych trendom i zabójczym tendencjom ideologicznym wyraźnie widocznym w polityce kolektywnego Zachodu. Diagnoza ta, moim zdaniem, jest błędna i dzisiejsza postawa Orbana nie jest skutkiem kalkulacji na miarę Metternicha, ale wynikiem popełnionych błędów o charakterze geostrategicznym. Węgry nie uprawiają dziś polityki geostrategicznej rozwagi, ale są pozbawione, w efekcie popełnionych w ubiegłych latach błędów, elementarnych możliwości manewru i raczej należałoby mówić, że dzisiejsza postawa Orbana nie jest wynikiem swobody w zakresie wyboru kursu, którym Węgry mogą podążyć, ale przeciwnie, efektem braku takiej swobody. Budapeszt nie obrał innej drogi dlatego, że uznał, iż dziś realizowana polityka jest lepszą, ale w efekcie uświadomienia sobie, że nie ma możliwości zawrócenia z kursu, który w związku z wojną stał się w sposób oczywisty ślepą uliczką. To zaś oznacza, że dzisiaj Budapeszt może działać jedynie rzecz położenia kresu wojnie, której kontynuowanie osłabia pozycję Węgier, do tego stopnia, że będą one musiały w razie zwycięstwa Ukrainy zapłacić ogromną geostrategiczną cenę.
To, że Węgry nie chcą pomagać Ukrainie jest aż nadto oczywiste. Prowadzą też odmienną od państw regionu politykę w innych, istotnych kwestiach. Nie dostarczają broni Kijowowi, a na dodatek Victor Orban wzywał już wielokrotnie Stany Zjednoczone do wstrzymania pomocy wojskowej dla Ukrainy, bo tylko to, jego zdaniem, jest gwarancją rychłego zaprowadzenia pokoju. Budapeszt nie ratyfikował też jeszcze porozumienia w sprawie członkostwa Szwecji i Finlandii w NATO, co obiektywnie wspiera politykę Ankary a ostatnio, w momencie zaostrzenia relacji Polski z Białorusią po skandalicznym wyroku na Andrzeja Poczobuta minister Szijjártó pojechał do Mińska oferując Aleksandrowi Łukaszence węgierską przyjaźń i mówiąc o tym, że jego wizyta jest jednym z kroków mających prowadzić do przyspieszenia rozmów pokojowych na Ukrainie.
        Rozpatrzmy zatem kwestię dla oceny węgierskiej polityki wobec wojny na Ukrainie zasadniczą, a zatem szukając odpowiedzi na pytanie jakie mogą być przyczyny takiego kursu Orbana. Zacznijmy od wyjaśnienia najprostszego. Jeszcze w 2017 roku rosyjski opozycyjny portal The Insider opublikował wyniki dochodzenia dziennikarskiego w którym stawiał tezę, że Rosjanie mogą mieć „haki” na premiera Węgier. Chodziło w tym wypadku o kwestię rzekomej walizki z pieniędzmi, jaką w latach 90-tych młody wówczas i jednoznacznie antyrosyjski lider FIDESZU miał otrzymać od mieszkającego w Budapeszcie Siemiona Mogilewicza, gangstera, jednego z hersztów słynnej Mafii Sołoncewskiej. Nawet jeśli tę historię uznamy za niewiarygodną i kompletnie nieistotną, to trudno przejść obojętnie wobec licznych związków przedstawicieli węgierskiego establishmentu politycznego z wywodzącymi się z Rosji i mającymi tam nadal swe interesy wątpliwej konduity przedsiębiorcami. Za najbogatszych obywateli Węgier uchodzą obecnie synowie Magdeta Rachimkułowa. W przeszłości ten rosyjski przedsiębiorca z kazachskimi korzeniami stał na czele spółki – córki Gazpromu realizującej dostawy rosyjskiego gazu dla Węgier, był posiadaczem niewielkiego banku działającego na rynku ropy i gazu, który potem sprzedał, a także miał 10 % pakiet akcji we wspólnej spółce węgierskiego MOL o rosyjskiego Gazpromu. W Polsce, podobnie jak w większości krajów byłego bloku sowieckiego Rosjanie budowali podobne układy inwestycyjno – handlowe, z tą wszakże różnicą, że u nas z czasem ci którzy dorobili się na pośrednictwie w handlu rosyjskim gazem czy ropą naftową tracili znaczenie, a w krajach takich jak Ukraina, czy Węgry utrzymywali i nadal utrzymują swoją pozycję. Rachimłukow w 2008 roku wrócił do Moskwy, ale jego dwóch synów ma obywatelstwo węgierskie i znaczne inwestycje, głównie w nieruchomościach . W 2020 roku pakiet kontrolny węgierskiego producenta wagonów kolejowych, firmę z miejscowości Dunakeszi kupił fundusz inwestycyjny kontrolowany przez Kristofa Szalay-Bobrovniczkyego, obecnie węgierskiego ministra obrony i rosyjskiego przedsiębiorcę Iskandera Machmudowa, którego majątek w 2021 roku szacowano na 9,41 mld dolarów. Firma tego ostatniego Transmaszholding jeszcze w 2016 roku podpisała z Egiptem kontrakt na dostawę 700 wagonów kolejowych, który to kontrakt miał być realizowany właśnie z węgierskim producentem. Kair sygnalizował gotowość zakupu docelowo nawet 1500 wagonów pasażerskich. W roku 2022 węgierscy właściciele odkupili od rosyjskiego przedsiębiorcy udziały w spółce matce, co jednak trudno uznać za świadectwo zerwania związków Szalay-Bobrovniczkyego z Machmudowem. W podobny sposób zastanawiającą jest decyzja Budapesztu w sprawie sprowadzenia do siebie w 2019 roku Międzynarodowego Banku Inwestycyjnego IIB, który jest instytucją finansową powołaną jeszcze za czasów ZSRR, do obsługi handlu zagranicznego państw z bloku wschodniego i dziś uchodzi wprost za ekspozyturę rosyjskiego wywiadu odpowiadającego za interesy rosyjskich służb specjalnych. Pracownicy tego banku mają, co warto odnotować, status dyplomatyczny, a wśród akcjonariatu zachodzą już po wojnie istotne zmiany – Bułgaria i Rumunia poinformowały o zbyciu swoich udziałów, a „na pokładzie” prócz Rosji i Węgier zostają Mongolia, Kuba i Wietnam. Udział Rosji w kapitale tej instytucji nie przekracza 50 % (wynosi 45,4 %) co powoduje, iż nie została ona objęta międzynarodowymi sankcjami i jest idealnym narzędziem służącym do obchodzenia restrykcji.
Piszę o tym, choć osobiście jestem przeciwnikiem wyjaśniania polityki państwowej wyłącznie biorąc pod uwagę ewentualne powiązania biznesowo – agenturalne. Jeśli jednak lubimy w Polsce podkreślać, że Rosjanie za pośrednictwem Gazpromu, sieci fundacji i armii agentów współdziałających z lobbystami, wywierają przemożny wpływ na politykę niemiecką, austriacką i francuską, to dlaczego z góry odrzucamy istnienie podobnych relacji w przypadku Budapesztu? Zastanawiające relacje przedsiębiorców i polityków węgierskich z rosyjskim biznesem, gdyby miały miejsce w Polsce, z pewnością wywołałyby ożywioną debatę publiczna na temat ich natury i ewentualnych niejawnych uwikłań. Dlaczego zatem nie stawiać podobnego rodzaju pytań pod adresem Budapesztu?

Motywy ekonomiczne

Znacznie istotniejsze wydają się, jeśli chcemy zrozumieć kurs Orbana, motywy ekonomiczne. Trzeba pamiętać, że Węgry są niewielką gospodarką, kraj zamieszkuje 9,71 mln osób, a to oznacza, iż konsumpcja wewnętrzna ma relatywnie niewielki wpływ na rozwój ekonomiczny kraju, z pewnością mniejszy niż np. w przypadku Polski. Gospodarka węgierska jest też znacznie bardziej niźli nasza powiązana i uzależniona od Niemiec. Według ostatnich danych obroty handlowe Niemiec z Węgrami zamknęły się kwotą (export plus import) 65,5 mld euro a Polski 167,6 mld euro, tylko, że Węgrzy mają czterokrotnie mniejszą od nas gospodarkę (679,4 mld dolarów wobec 181,8 mld). Polityczny spór z Berlinem i Brukselą w który Budapeszt, podobnie zresztą jak Warszawa jest uwikłany od lat, w przypadku Orbana jest potencjalnie bardziej dolegliwy, bo mając gospodarkę w większym stopniu kontrolowaną przez Niemców a nie mogąc wykorzystywać siły rynku wewnętrznego jest się w oczywisty sposób bardziej wrażliwym na presję i brak alternatyw. Tym bardziej jeśli weźmiemy pod uwagę, że gospodarka węgierska rozwijała się w ostatnich latach sporo wolniej niż Polska. Między rokiem 2008 a 2021 Węgrzy zwiększyli swój PKB o 14,8 % a my o 27,3 %. To też do pewnego stopnia wyjaśnia dlaczego Budapeszt nie chce znacząco zwiększać własnych wydatków na zbrojenia i utrzymuje ich wysokość na poziomie niewiele przekraczającym 1 % PKB.
Wieloletni spór polityczny z Berlinem i Brukselą a także słabsza odporność gospodarki Węgier na presję polityczną skłoniły Orbana do budowania alternatyw, szukania nowych przewag konkurencyjnych i podjęcia próby zrównoważenia dominacji niemieckiej. Przyjęło to dwie formy. Po pierwsze szukania źródeł taniej energii oraz po drugie, podjęcia próby uczynienia z Węgier centrum logistycznego i ważnego węzła dla handlu chińskiego z Unią Europejską. Temu ostatniemu sprzyjało to, że Chińczycy kupili port w greckim Pireusie, a także rozpoczęła się budowa autostrady wiodącej z tego portu przez Serbię i Węgry, dalej do Europy, w której budowę zresztą zaangażowane sa firmy tureckie. Z punktu widzenia polityki energetycznej jednym z głównych projektów Orbana była rozbudowa elektrowni atomowej Paks z udziałem Rosatomu. Zawarta w 2014 roku między Budapesztem a Moskwą umowa na budowę dwóch nowych bloków tej elektrowni przez Rosjan (warto pamiętać, że obecny szef kremlowskiej administracji Sergiej Kirijenko był w latach 2005–2016 szefem Rosatomu) na co Rosja wyasygnowała, jak wówczas informowały media 10 mld euro kredytu państwowego, została po spotkaniu, które miało miejsce w lipcu ubiegłego roku w Stambule w którym uczestniczyli Peter Szijjártó i obecny szef Rosatomu Aleksiej Lichaczew, zmieniona. Podano wówczas informacje, że Rosjanie w całości sfinansują szacowany na 12,5 mld euro projekt. Prócz taniej energii atomowej (elektrownia Paks pokrywała do tej pory 40 % zapotrzebowania kraju) Budapeszt w ostatnich latach zainteresowany był rozbudową interkonektora gazowego łączącego turecki hub, zbudowany po oddaniu do eksploatacji rosyjskiego gazociągu Turecki Potok, z austriackim Baumgarten, w którym docelowo miały spotykać się Nord Stream 2 i gazociągi biegnące przez Morze Czarne do Turcji i dalej przez Bułgarię i Serbię na Węgry i do Austrii. Powodzenie obydwu projektów miało w rezultacie dać Węgrom zarówno dochody związane z tranzytem rosyjskiego gazu jak i umożliwić zbudowanie alternatywnej trasy dostaw, bowiem Budapeszt jesienią 2021 roku zrezygnował z odbioru rosyjskiego gazu dostarczanego tranzytem przez Ukrainę. Ten ostatni ruch związany był z zawartym we wrześniu 2021 roku 15-letnim kontraktem z Gazpromem, który miał dać Węgrom korzyści związane zarówno z perspektywą zakupów rosyjskiego surowca po niższych cenach, jak i możliwości oddziaływania politycznego na Kijów z którym stosunki na tle polityki Ukrainy wobec mniejszości Węgierskiej na Zakarpaciu były i są od lat napięte.

Ocieplanie relacji z Ankarą

Działania te, zarówno w zakresie pozyskania tanich źródeł energii, jak i próba uczynienia z Węgier hubu logistycznego, centrum handlowego Chin z Europą nie byłyby niemożliwe bez ocieplenia relacji z Ankarą, przede wszystkim dlatego, że to przez Turcję biegną obecnie główne i alternatywne wobec kontaktów kontrolowanych przez Berlin, szlaki lądowe zarówno tranzytu towarów z Chin, jak i eksportu rosyjskich węglowodorów do Europy. Tym też do pewnego stopnia, jest to również efekt kryzysu migracyjnego, tłumaczyć należy bliższe relacje Budapesztu z Ankarą i wejście Węgier do Wspólnoty Państw Języka Tureckiego.
Wojna na Ukrainie, konsolidacja państw Zachodu, zmiana kierunków importu surowców energetycznych podjęta przez państwa europejskie, co oznacza uniezależnianie się od rosyjskich dostaw a także nałożenie na Moskwę sankcji i embarga na import surowców energetycznych a także zaostrzające się, w efekcie wzrostu znaczenia Stanów Zjednoczonych, relacje między Europą a Chinami, z perspektywy Budapesztu oznacza załamanie się wieloletnich planów. Co więcej, przedłużający się konflikt wojenny powoduje narastanie presji wśród państw NATO na rzecz wzrostu wydatków wojskowych, czego Victor Orban korzystający w większym niż Niemcy stopniu z „dywidendy pokoju” pragnie uniknąć. Gdyby wojna na Ukrainie zakończyła się zwycięstwem Kijowa, to wówczas maleją też węgierskie możliwości jeśli chodzi o wywieranie presji na Ukrainę w sprawie polityki na Zakarpaciu. Polaryzacja stanowisk oznaczać też może zwłokę w przyjęciu Serbii do Unii Europejskiej, czego Budapeszt jest od lat orędownikiem, co z kolei stawia pod znakiem zapytania szanse na uczynienie z Węgier środkowoeuropejskiego centrum logistycznego. Kontynuowanie wojny równa się też zwiększeniu presji na konsolidację w ramach obozu państw demokratycznych, co z perspektywy Węgier może oznaczać zarówno kres starań o rozwój współpracy z Chinami jak i wzrost presji Unii Europejskiej, której rząd Orbana nie będzie w stanie się przeciwstawić.
Plan strategiczny obecnego premiera Węgier, polegający na równoważeniu wpływów Niemiec i Unii Europejskiej rozwojem współpracy z Rosją, Chinami i Turcją stał się w związku z wojną „niedokończonym projektem”. Koszty trzeba płacić a efektów nie widać. Jak Victor Orban mówił w wywiadzie w grudniu ubiegłego roku mimo ekskluzywnej umowy z Gazpromem Węgry za gaz sprowadzany z Rosji zamiast 7 mld będą płacić 17 mld euro. Wstrząs wywołany wojną okazał się dla osłabionej gospodarki kraju poważniejszym niźli w przypadku innych państw regionu. Inflacja cen konsumenckich utrzymuje się na poziomie 22,5 % (w przypadku żywności jest to nawet 40 %) Bank Centralny zmuszony został do skokowego podwyższenia podstawowych stóp procentowych do poziomu 13 % (w Polsce i Rumunii wynosi ona 6,75 %), polityka subsydiowania cen paliw dla konsumentów węgierskich zakończyła się fiaskiem a gospodarka kraju już w IV kwartale 2022 roku znalazła się w recesji.

Węgry znalazły się w rozpaczliwym położeniu

W największym skrócie rzecz ujmując, obecnie Węgry znalazły się w rozpaczliwym położeniu, jeśli brać pod uwagę sytuacje gospodarczą, presję polityczną wywierana na Budapeszt przez Brukselę, która nie maleje a na dodatek na tle stosunku do wojny na Ukrainie można mówić również o politycznej izolacji Orbana, przynajmniej w naszej części Europy. Nie jest przypadkiem, że tzw. Grupa Wyszehradzka jest w praktyce tworem już z politycznego punktu widzenia martwym. Perspektywy wejścia Ukrainy do Unii Europejskiej, nie mówiąc już o budowie nowego systemu bezpieczeństwa w naszej części kontynentu położenie Budapesztu, obiektywnie rzecz biorąc, osłabiają. Podobnie jak przedłużająca się wojna, bo jej kontynuowanie i przechodzenie świata do nowego porządku przypominającego relacje z czasów Zimnej Wojny oznacza, że Węgry nie zbudują systemu dzięki któremu mogliby równoważyć wpływy Niemiec. Będą musiały zapłacić za swą dzisiejszą politykę cenę, podobnie zresztą jak Victor Orban, który albo podporządkuje się dyktatowi Brukseli, ale to też nie gwarantuje utrzymanie władzy, albo odejdzie w niesławie. Węgierski Metternich jest dziś raczej politykiem który dostrzega, że pole jego manewru ulega gwałtownemu kurczeniu się a przedłużająca się wojna dla jego polityki jest katastrofą. W takim ujęciu linia polityczna, którą Orban stara się realizować, obliczona na możliwie szybkie zakończenie wojny na Ukrainie, jest, nie tyle efektem kalkulacji męża stanu, wyborem najlepszej z punktu widzenia Węgier opcji, ale przeciwnie, więźniem popełnionych w ostatnich latach fundamentalnych błędów strategicznych, które w efekcie spowodowały zawężenie pola manewru Budapesztu.

Tekst ukazał się na portalu wPolityce.pl 26 lutego 2023r