Wszystko wskazuje na to, że rząd Olafa Scholza rozkazał niemieckim mediom przeprowadzenie kampanii przeciwko Polsce. W ciągu ostatnich dni w Niemczech ukazało się tyle publikacji na nasz temat, iż niemal pewne jest, że mamy do czynienia ze skoordynowaną akcją.
Mogłoby się zdawać, że z powodu wizyty prezydenta Bidena w Warszawie naturalne jest większe zainteresowanie Polską, gdyby nie to, że to co Niemcy o nas piszą, czy mówią wcale jej nie dotyczy. To nie znaczy jednak, że nie ma związku pomiędzy ich medialnym wzmożeniem na naszym tle, a tym wydarzeniem. Dwudniowa wizyta przywódcy największego mocarstwa świata w Warszawie wskazuje na coraz większe, w tej chwili już bardzo duże, znaczenie polityczne, gospodarcze i militarne Polski, jako jednego z najsilniejszych sojuszników w NATO.

Polska zyskuje kosztem Niemiec i skutecznie podważa ich uzurpację do bycia liderem Europy. Stąd według mnie bierze się propagandowy atak niemieckich mediów. Chodzi o to, by pokazać Polskę w jak najgorszym świetle i mobilizować swoją ekspozyturę w naszym kraju.
Ofensywa jest rozpisana na wiele kierunków więc poszczególne media zajmują się różnymi tematami. Z wielu przykładów wybraliśmy dwa, które nie dotyczą bezpośrednio polityki, ale dobrze pokazują mentalność Niemców, stopień ich umysłowego i moralnego upadku i stosunek do Polski.

 Fałszerze historii


Szczególnym cynizmem, nikczemną wręcz perwersyjnością popisał się tygodnik „Der Spiegel”, który opublikował artykuł o tym, jak polscy badacze fałszują w Wikipedii historię Holocaustu. Brudną robotę za Niemców wykonał Jan Grabowski - człowiek, który twierdzi, że Polacy byli współorganizatorami zagłady Żydów i doprowadzili do śmierci 200 tysięcy tych, którzy uciekli z gett. Punktem wyjścia jest opublikowany w „Journal of Holocaust Research” artykuł Grabowskiego i amerykańskiej historyk Shirę Klein o tym, jak polscy historycy fałszują Wikipedię i teksty w niej o Zagładzie. W lutym Grabowski i Klein napisali o swych odkryciach w „Gazecie Wyborczej”. Zaczęli mocno i już po pierwszych zdaniach wiadomo było, że czytać tych bzdur nie warto:
„Nacjonalistyczna” grupa porozumiewa się ze sobą poza Wikipedią, uzgadniając sposoby atakowania autorów „wrogich” wpisów o stosunkach polsko-żydowskich. Przedstawiamy wnioski z naszego dwuletniego śledztwa…
Przyznacie Państwo, że taki tekst do „Wyborczej” jak znalazł. Na początku marca temat podjął „Der Spiegel”, a jego publikację omówiły kolejne niemieckie media. Hamburski tygodnik pisze, że Grabowski i Klein przestudiowali 25 artykułów o Zagładzie w angielskiej Wikipedii i dyskusje na 300 stronach internetowych. Odbyli też rozmowy z „bardzo poważnymi autorami, którzy uczestniczyli w pisaniu tych tekstów”, ale „Spiegel” nazwisk nie podaje, za to pisze że się przeraził. Grabowski i Klein sprawdzali czy artykuły są celowo tendencyjne, kłamliwe. „Wynik (śledztwa- przyp. red) jest przerażający” - podsumował „Der Spiegel”.
Niemiecki tygodnik tak pisze o odkrytej przez Grabowskiego i Klein tajnej organizacji polskich fałszerzy historii.
W centrum znajduje się grupa prawicowych nacjonalistycznych autorów z Polski, która ma jeden wspólny cel: przedstawić rolę polskiego społeczeństwa podczas niemieckiej okupacji w możliwie najlepszym świetle, zarówno jako ofiar Niemców, a jednocześnie jako bohaterów, którzy uratowali wielu Żydów.
Szok i niedowierzanie. Prawdziwy wstrząs dla potomków zbrodniarzy - Polacy przedstawiają się jako ofiary Niemiec. 6 milionów zamordowanych to za mało, by naród, społeczeństwo mogło czuć się ofiarą.
I dalej brednie za Grabowskim, że za manipulacje i fałszowanie historii odpowiada: Grupa prawicowo-narodowych autorów, którym udało się przejąć Wikipedię jako jedno z centralnych źródeł informacji dla tego typu tematów.
Oczywiście autorzy to „nacjonaliści”, z Instytutu Pamięci Narodowej wspierani przez PiS. Zatyka, mowę odbiera, gdy czyta się coś takiego. Niemcy nadal nie rozumieją, że ze względu na obciążające ich do dziś nierozliczone zbrodnie, nie mają żadnego prawa odnosić się do tego jak Polacy o Holocauście, o zagładzie 3 milionów swych obywateli żydowskiego pochodzenia dyskutują.
Oczywiście Niemcy nie wspominają, że twierdzenia Grabowskiego były wielokrotnie podważane, falsyfikowane i nie jest on żadnym autorytetem jako badacz zagłady Żydów w Polsce, że to owładnięty rodzajem antypolskiej obsesji, wyjątkowo nędzny człek. Powtarzają też jego kłamstwa i manipulacje o liczbie ocalałych z Holocaustu Żydów na dowód fałszowania historii przez polskich badaczy.

Niemcy wzywają: pokażcie narządy rodne

O ile ze względu na cień zbrodni, wymyślone przez Niemców kłamstwo o polskich obozach śmierci, artykuł „Der Spiegla jest podły, obrzydliwy, o tyle to co opublikował „Frankfurter Allgemeine Sonntagszeitung” (FAZ) jest groteskowe i zwyczajnie idiotyczne. Florian Rendchen w artykule „Kultura pod nóź” pisze o zamachu na wolność sztuki w Polsce. Przyznają Państwo, że Niemcy są jednak niepodrabialni. Trzeba mieć specjalny rodzaj mentalności, żeby w kraju o tradycji nocy długich noży, walnąć taki tytuł artykułu o kulturze państwa, które ograbiło się z setek tysięcy dzieł kultury, i którego dziesiątki tysięcy artystów wymordowało.
Jedną z ofiar pisowskich siepaczy od kultury jest była już (na szczęście) dyrektor Teatru Dramatycznego w Warszawie Monika Strzępka. To ta pani, która zasłynęła tym, że w teatrze, którego patronem jest Gustaw Holoubek wystawiła narządy rodne. W foyer tego legendarnego przybytku stanęło duże coś nazwane „wilgotna pani”, coś co miało być pomnikiem waginy. Z kształtu i owszem - nadawało się by eksponować to w Berlinie w witrynie sklepu z seks zabawkami obok stojaka z pejczami, kagańców, budy dla psa i skórzanych majtek z metalowymi ćwiekami. „FAS” pisze iż wojewoda Radziwiłł zarzucał Strzępce skrajny feminizm, angażowanie się na rzecz LGBT i zwalniając ją posłużył się argumentami „ultrakonserwatywnej katolickiej organizacji Ordo Iuris”. Autor artykułu pisze i kłamie, iż sprawa zwolnienia Strzępki
wywołała oburzenie w całym polskim świecie kultury
Nieprawda, nie w całym. Może i gdzieniegdzie tak, ale większość „polskiego świata kultury” była bardzo zadowolona, że pozbawiona talentu, smaku, wyczucia osoba nie będzie zarządzać jednym z najbardziej legendarnych polskich teatrów.
Dalej cytowana jest wiceprezydent Warszawy, która mówi Niemcom, że zwolnienie Strzępki było „czystą cenzurą”. A niemiecki autor tak podsumowuje sprawę pokazywania przez Strzepkę narządów rodnych:
Teatr Dramatyczny stał się w minionych tygodniach w Polsce symbolem sporu o to, czym jest kultura. Od przejęcia władzy w 2015 roku, narodowo-konserwatywna partia PiS narzuciła swoją linię licznym instytucjom kultury. Po obsadzeniu stanowisk dyrektorskich nowymi ludźmi – ostatnio w Zachęcie i Centrum Sztuki Współczesnej - spektakle lub wystawy krytyczne wobec rządu zniknęły z programu”.
No cóż, częściowo to zwykłe brednie, a częściowo prawda. PiS z nadania obywateli sprawuje w Polsce władzę, więc kierowane przez niego instytucje pełnią też rolę publicznego mecenasa sztuki. Finansowana jest ta, którą obywatele akceptują, a nie taka, która budzi ich zażenowanie, czy wręcz wstręt. Bardzo możliwe, że w Niemczech wystawione publicznie narządy rodne wzbudziłyby zachwyt. Takie akty wydają się być znaczącą częścią niemieckiej kultury. Polacy jednak nie zaliczają takich obiektów do dzieł sztuki. Mają inną wrażliwość, nie tylko moralną, ale też estetyczną. To kwestia smaku. Tak, czy owak Drodzy Niemcy, gdybyście chcieli, tak jak to macie w zwyczaju i tradycji, ukraść w Polsce jakieś dzieło sztuki, to jeśli o mnie chodzi, nie krępujcie się, zajumajcie tę całą waginę. Na pewno wam się przyda i gdzieś wkomponuje.

Niemiecka macica

W dalszej części artykułu autor Rendchen pisze, iż ofiarą pisowskiego reżimu padła też niezależna aktorka Dorota Glac, która założyła grupę artystyczną „Teraz Poliż”. Jeden z jej nowych projektów to przedstawienie „Lipa w cukrze” o erotycznych fantazjach Polek. Wcześniej był spektakl o kobietach, które dokonały aborcji. Glac zwierza się Niemcom, że ma teraz jednak za mało kochanych pieniążków, bo odkąd PiS doszedł do władzy, resort kultury nie finansuje jej wybitnej twórczości. O pomoc zwróciła się więc do Niemców i to oni dali jej pieniądz na najnowsze dzieło „Macica to moja republika” - video o polsko-ukraińskiej parze lesbijek. Sponsorami, ba mecenasami owej macicy został więc niemiecki resort spraw zagranicznych i Instytut Goethego. Ha, jednak Niemcy mają poczucie humoru. Nikt inny by nie wymyślił, by wielki poeta Goethe „firmował” video o macicy i lesbijkach z Polski i Ukrainy.
Niemiec Rendchen tak pointuje swój artykuł:
Wielu obawia się, że w przypadku ponownego zwycięstwa PiS, ostatnie wolne instytucje kultury utracą swoją niezależność.
Szanowny Czytelniku. Oni, ci Niemcy są naprawdę… swoiści. To może wydawać się niemożliwe, ale w całym artykule o tym jak PiS niszczy kulturę, wolność sztuki, opisano tylko dwie prześladowane przez reżim artystki i dwa przykłady dzieł odrzuconych - Strzępek i narządy rodne oraz Glac z republikańską macicą. Wszystko to Niemcy oparzyli tytułem „Kultura pod nóź”. Ten artykuł to sam w sobie jest jakimś dziełem sztuki.
Należy spodziewać się najbliższym czasie wzmożenia niemieckich mediów i podobnych bredni, idiotyzmów na temat Polski. Im u nas będzie lepiej, z tym większą agresją, złością na rozkaz rządu będą nas atakować. Niemieckie media nie potrafią też skryć swej tęsknoty za poprzednimi rządami w Polsce. No cóż jako osobnik z polskich mediów, mogę tylko zapewnić, że w Polsce nikt za Merkel, ani nawet za jej dawnym pryncypałem Erichem Honeckerem z NRD nie tęskni.
Autor

Dariusz Matuszak

Tekst ukazał się na portalu wPolityce.pl 5 marca 2023r