Sądzę, iż ten tekst powinien zainteresować jakąś część mieszkańców czytelników naszej gazety internetowej. Dotyczy bowiem sprawy, która się dzieje w Dzielnicy IV PrądnikBiały. Dowiedziałem się, że Przychodnia Stomatologiczna przy ul Siewnej, pracująca dla dzieci, nie uzyskała kontraktu z NFZ.

Oczywiście Kierowniczka protestuje, ludzie będą się oburzać i ? chyba z tego nic ? choć miejmy nadzieję, że będzie coś. Choćby refleksja i opamiętanie oraz naprawienie szkód.

Dlaczego tak mówię. Ktoś postronny powie ? widać oferta tej przychodni nie uzyskała odpowiednio wysokiej punktacji konkursowej a przekazanie kontraktu komuś ? bo logicznie takie coś musi mieć miejsce ? zadziała na dobro pacjenta. Ten nowy oferent ma zapewne wyższy standard, lepsza ofertę usług.

Tak w razie potrzeby NFZ wyjaśnia tego rodzaju sytuacje.

Tak się składa, że jako co prawda kibic, ale za to w naturze, byłem świadkiem jak ta przychodnia powstawała. Powstała w dużej mierze z inicjatywy, pieniędzy i z pomocą Szwedów. Nawet patronat był odpowiednio dobrany dla dzieci ? autorka opowieści o Pippi Pończoszniczce. Samorodny hobbysta ? Pan Maltenstam (o ile dobrze pamiętam nazwisko) bardzo się przejmował swą misją doposażona i później pilotowania rozwoju placówki. Zapraszał personel na szkolenia w renowowanych placówkach w Szwecji.Wtedy jeszcze NFZ ? tu i pań tam siedzących dziś za biurkami nie było w przestrzeni publicznej.

Piszę to dlatego, by pokazać ? i to jest ważne jako punkt pierwszy, że jest to placówka wyjątkowa pod względem znaczącej i nie tak częstej tradycji - jak to urzędnicy kochają określać ? świadczenia usług dla małych pacjentów. Nie jeden z tych pierwszych pacjentów jest zapewne rodzicem (a może nawet już dziadkiem lub babcią) następnych ? dzisiejszych usługobiorców a Ci nawet nie wiedzą ze tak się Ich określa urzędowo. W machinie szału punktowego NFZ ? tu taki element jak profil wypracowany wieloletnią praktyką, nie sądzę by się mieścił a jeśli nawet się mieści, to z jakąś małą wagą. Widzę więc tu znaczący błąd systemowy ? lekceważenia doświadczenia placówki w której jej kierowniczka pracuje chyba od początku, a na pewno od dawna.

Innymi słowy personel to spece od kontaktu dziecka z fotelem od widoku którego i chłop się czasem załamuje. Prawda jest wszak taka ze na fotelu ?odjeżdżają? częstej mężczyźni niż kobiety. I to jest fakt.

Tu wyłania się następny niezwykle ważny element wpisujący się w problematykę, której najwyraźniej nie bierze pod uwagę automat NFZ ? tu . Tego jestem pewien po autentycznej sprawie ze szczebla rządowego ? ale o tym za moment.

Tym drugim elementem, współgrającym z pierwszym, jest konieczność spowodowania by mały pacjent nie bał się fotela. To fundament profilaktyki i leczenia. To dziś już oddzielna dziedzina wiedzy w obrębie stomatologii. Stanowisko tej dyscypliny musi być nieznane nawet tzw. ekspertom ministerialnym, którzy ? i to jest autentyk ? wyprowadzili, a poważnie wzięto to pod uwagę, że dziecko, które boi się fotela wiertła i dentysty ? było molestowane seksualnie. Wychodzi na to, znacząca część pacjentów stomatologicznych ma za sobą koszmar molestowania. Tego epokowego odkrycia dokonał doradca Pełnomocnika d/s Obrony Praw Dziecka. Któż zacz ? można się dowiedzieć. W każdym razie ignorancja takiego stanowiska jest widoczna nie tylko gołym nieuzbrojonym okiem ale i w kontekście wiedzy wspomnianej dyscypliny wiedzy około stomatologicznej. Na żądanie NFZ-tu mogę wskazać i literaturę i osoby zajmujące się problemem i sugeruję zorganizować szkolenie dla personelu obsługującego akcję ?negocjacji? kontraktów. Pokrótce ? jednym z ważniejszych postulatów wynikających z tej wiedzy, a nie dywagacji, jest ten, by dziecko koniecznie po raz pierwszy zobaczyło dentystę, gdy go nic nie boli, w odpowiednim otoczeniu a nawet ? o zgrozo ? nie do zaakceptowania przez posiadające władzę Sanepid i NFZ razem wzięte ? nie konieczne w fartuchach. Prawie jak w domu i z minimalna nagrodą.

Sam jestem przykładem praktycznym słuszności tych postulatów, gdyż moja śp Mama jako lekarz stomatolog prowadziła praktykę w domu. Tym samym, tak jak wszyscy mają w domu pokoje, kuchnię, łazienkę- u mnie w domu na tych samych prawach był gabinet. Mama brała mnie na fotel ? tak dla zabawy ? dla atrakcji (ileż to rzeczy się świeciło, błyszczało, kręciło) a potem nawet jak było coś do roboty ? to Mama zawsze mnie ostrzegała, że będzie bolało ? trochę, więcej - a gdy bardziej bolało palcem ja dotykałem Ją palcem i Mama wiedziała że mnie więcej boli. Ja z kolei wiedziałem, ze rzucanie się może mi tylko zaszkodzić.

W sumie ? nigdy i do tej pory dentysty się nie boję, a pamiętam jak Mama mi kiedyś nawet z konieczności robiła w tym gabinecie resekcję i szycie po tej operacji. Miałem wtedy już kilkanaście lat i wiedziałem jak to będzie wyglądało, na co mam się przygotować.

Prowadzę do tego ? że jak nigdzie indziej tak w tej dziedzinie praktyka, umiejętność rozmowy z małym pacjentem, właściwe podejście ? przekładają się też na koszty. Skuteczna profilaktyka jest tańsza niż całe procedury. Banał. Przepraszam za ten ton ważkiego argumentu ale sprawa kosztów powinna oddziałać na wyobraźnię gestorów publicznych pieniędzy.

Pozostają oczywiście pytania porządkujące, na które mam nadzieję społeczność Dzielnicy IV tej otrzyma ? i to najlepiej szybko. Przed wyborami. Tych, którzy są siła sprawczą dla systemu redystrybucji publicznego grosza. Pytanie jest proste kto i dlaczego przejął ten kontrakt, czy ma odpowiednie doświadczenie, którego specyfikę opisałem.

Ważną też kwestią w ramach tej właśnie profilaktyki jest pojęcie, z którym mały pacjent już jest zapoznany. Poruszone przez dr A.Szpakowską ? szefową placówki w wypowiedzi dla Dziennika .Polskiego. Magiczne ? moja Pani doktór, ten gabinet w którym mi głowy nie odkręcają. To dla małego pacjenta jest ważne. W tabelkach i algorytmach nie znajduje miejsca.

Sytuacja pozbawienia kontraktu placówki o takiej specyfice działania wymaga precyzyjnego i publicznego wyjaśnienia pokazanych tu kwestii. Wszak rezultaty tzw. konkursu ofert mają być i są znane a i kryteria nie są tajne.

Można postawić też takie pytanie niby nie mające związku z leczeniem, ale jednak posiadające kontekst biznesowy. Czyj jest lokal w którym działa placówka, kto jest jego właścicielem.

No i na koniec bardzo smutna, ale niestety dająca się uogólnić refleksja. I tą podnoszę To działa w wielu dziedzinach. Oto powstaje coś, w co angażują się ludzie dobrej woli ? a naszym przypadku też (bo podkreślam ? nie wyłącznie) z zagranicy. By było lepiej. Z udziałem entuzjazmu i wysiłkiem, inicjatywą coś jest budowane.

Funkcjonuje.

I przychodzi Urzędnik i jednym prztyczkiem podpisu może wszystko wrzucić do segregatora okrągłego (w żargonie urzędniczym ? tłumaczę ? to kosz) i nie ponosi za to żadnych konsekwencji, nie musi właściwie wyjaśnić dlaczego tak zadecydował. Może nawet mieć ? nie wykluczam ? w każdej sprawie jakieś argumenty i kalkulacje. Ale musi je mieć dobrze przemyślane i wyważone

Tu one muszą być silne i co ważne JAWNE

Czego się domagam. Jako mieszkaniec Krakowa.

Bo ciąg takich decyzji z grubymi stratami jest wszystkim znany. Lista nie jest mała

I opisywana choćby też na łamach tej gazety.