Rewolucja antykulturowa nabiera tempa, a tym bardziej go nabiera im bliżej jesteśmy Wielkiego Resetu globalnego, który to reset ma za zadanie przemodelować światową gospodarkę. O resecie przyjdzie jeszcze czas napisać, na przykład w styczniu przyszłego roku, kiedy na forum ekonomicznym spotkają się światowi liderzy by debatować nad nową formą totalitaryzmu. Ten wpis chciałem jednak poświęcić czemu innemu. Otóż starym zwyczajem Unia Europejska naciska na Polskę w sprawie tak zwanej praworządności, co ma być niby warunkiem przyjęcia unijnego budżetu.

Sprecyzujmy o co dokładnie chodzi i co tak naprawdę stoi za słowem praworządność. Praworządność dla UE nie znaczy więcej niż wszystkie traktaty, które złamały Niemcy przy okazji kryzysu imigracyjnego, to po prostu słowo, które ładnie i poważnie brzmi. W praktyce chodzi o blokowanie Polsce funduszy za każdym razem kiedy władze w Warszawie odmówią realizowania wytycznych unijnych komisarzy. I to w dowolnej sprawie. Unia, wbrew temu jak głosują poszczególne społeczeństwa, chce narzucić standardy tak zwanej liberalnej demokracji wszystkim państwom członkowskim. Jak w każdym totalitarnym tworze, ma tu panować jedna ideologia, której będą podporządkowane wszystkie dziedziny życia. Będę jeszcze bardziej precyzyjny, ponieważ mam wrażenie, że do wielu naprawdę nie dociera z czym mamy do czynienia i nie piszę tutaj o lewicowo liberalnych zwolennikach Unii, a o ludziach mieniących się prawicą.
Jest oczywistym, że UE się nie zmieni i o tym od dawna piszę. Natomiast założeniem tego projektu, jest wdrażanie rozwiązań dla całej wspólnoty na każdej z możliwych płaszczyzn. Czyli ujednolicenie całego obowiązującego prawa. A więc: związki partnerskie dla osób tej samej płci, docelowo "małżeństwa" homoseksualne z możliwością adopcji dzieci, edukacja seksualna w szkołach zgodnie z wytycznymi WHO, gdzie o masturbacji mają się uczyć czterolatki, aborcja na życzenie, relokacja "uchodźców" czyli po prostu przymus przyjęcia dużej liczby imigrantów, wymuszenie całkowitej rezygnacji z węgla i przy okazji zakaz budowania elektrowni jądrowej, cenzura wymierzona w treści konserwatywne, w tym nauczanie religijne, wykorzenienie tradycji i zwyczajów, do tego cała masa mniejszych lub większych absurdów od których roi się w krajach, w których liberalna demokracja święci triumfy od dłuższego czasu. Czy zdajecie sobie sprawę z tego, że oni tego od nas chcą i to wszystko co wymieniłem podepną pod słowo praworządność kiedy tylko nadarzy się okazja?
Nie łudźmy się, że UE nam odpuści. Mamy obecnie dwa wyjścia. Albo godzić się na pozostanie w UE i w konsekwencji przyjąć wszystko, co Unia nakaże, albo opuścić UE. Nie ma trzeciego rozwiązania, a jakieś bajdurzenie, że zmienimy Unię, że "UE ok, ale nie taka", jest wręcz szkodliwe, bo opóźnia proces ewakuacji z eurokołchozu. Ludzie, zwracam się tu do wszystkich prawicowych unioentuzjastów, bądźcie choć uniorealistami, co w tym wypadku oznacza potrzebę realnego spojrzenia na to, jakie jest nasze miejsce w Unii Europejskiej. Niczego nie zmienicie, ani niczego nie ugracie gadaniem, że Unia jest dobra, ale nie taka jak teraz, tylko taka jaką my chcemy. Nie ma takiej Unii i nie będzie. Już chyba najwyższy czas by dostrzec kto rozdaje karty w UE i jakie są jej cele. Stara Unia dyktuje warunki, choćbyśmy nie wiem jak się starali, dwa do dwóch każdy potrafi dodać, a stara Unia jest lewicowo liberalna i to już od dziesiątek lat. Europejskie elity mają swoją wizję Europy, Europy antykulturowej, marksistowskiej i teraz już tego nawet za bardzo nie ukrywają. Zaś Europejski Bank Centralny, odpowiedzialny za podaż euro, położony jest we Frankfurcie nad Menem. Niczego nie zmienicie droga unioentuzjastyczna prawico. Są dwa wyjścia o których pisałem. Popierając bycie w UE godzicie się na dyktat UE także w tych wszystkich sprawach przeze mnie wymienionych. Proste i logiczne.


Opublikowano na Salon24.pl  29 listopada 2020,