Jeśli ktoś miał wątpliwości co do tego, czy usadowienie w Warszawie jako ambasadora AFL, syna adiutanta Hitlera i byłego szefa wywiadu RFN było dobrym rozwiązaniem, to jego wypowiedzi w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" muszą rozwiewać wszelkie wątpliwości. Pan były ambasador z tradycyjnym niemieckiem poczuciem wyższości, wymądrza się formułując oceny, które muszą go jednoznacznie kompromitować. Jest oczywiście pewien walor tej sytuacji - oto na koniec, nie kryjąc się ze swoimi poglądami ujawnia, jaki był istotny sens jego warszawskiej misji.

Przypomnijmy zatem, że AFL wyjeżdża po niecałych dwóch latach. Już tylko to mówi wiele o tej jego misji. Widać że nawet władze RFN uznały, że jego dalsze przebywanie w Warszawie nie przyczynia się do stanu relacji polsko - niemieckich.
Nie może to specjalnie dziwić, bowiem trudno oceniać wysłanie byłego szefa wywiadu RFN do Warszawy przez Angelę Merkel inaczej, niż w kategoriach zdynamizowania działań niemieckich, w kierunku dokonania zmiany władzy w Polsce. W swojej istocie - jak twierdzą znawcy przedmiotu - głównym zadaniem pana AFL było przygotowanie gruntu pod powrót do Polski Oppisitionsführera Tuska, a następnie prowadzenie go w destrukcyjnych rozgrywkach przeciwko rządowi PiS.
Jeśli przyjrzeć się jak fluktuował po 2015 roku budżet BND i w jakim stopniu zwiększane były nakłady tej organizacji na działania w Polsce, to powyższe przypuszczenie wydaje się być w pełni uzasadnione. Jeśli więc Merkel zdecydowała się na wysłanie AFL do Warszawy - mimo jego rodzinnego bagażu i mimo jego poprzedniej afiliacji - pokazuje to jak wielką wagę do tej misji przywiązywanio w Berlinie.
I decyzja nowgo rządu niemieckiego aby AFL z Warszawy przegonić, dowodzi już niemal wprost powyższej tezy.
AFL jednak w swoim charakterystycznym dla duszy niemieckiej poczuciu wyższości wychodzi z założenia, że Polacy są idiotami i tej "subtelnej niemieckiej rozgrywki" nie rozgryźli. Oczywiście takie wrażenie z pewnością odniósł obcując z redaktorami "Rzeczpospolitej". Zamiast więc skorzystać z dawnych porad Chiraca i wyjechać w ciszy, postanowił opuścić Warszawę z przytupem. Jak na rasowego "dyplomatę" przystało. Niektórzy spece mogliby powiedzieć, że coś tam wyssał z mlekiem matki i ojca.
O tym że AFL usiłuje traktować nas jak idiotów, świadczy kilka jego wypowiedzi. Pozwolę sobie je przytoczyć, aby pokazać że wyrzucenie AFL z Warszawy musiało być dla obecnego rządu federalnego absolutnym priorytetem. Utrzymywanie tu tak pozbawionego rozsądku przedstawiciela, kompromitowało bowiem RFN i to nie mniej, niż obecne slalomowanie tegoż rządu wokół wojny na Ukrainie.
Mówi zatem AFL:
"W środowisku PiS od dawna istnieje bardzo wyraźna skłonność do publicznego atakowania Niemiec dla zdobycia przychylności prawicowego elektoratu kosztem dobrych relacji polsko-niemieckich."
No tak - wystarczy przejrzeć "niezależne" niemieckie media począwszy od 2005 roku. Ów pieszczotliwy ton z którym odnoszono się do śp. Lecha Kaczyńskiego, do premiera Kaczyńskiego i rządu PiSu. AFL oczywiście udaje, że tego nie było. Że nie było nic w stosunku do "prawicowo-nacjonalistycznej, populistycznej formacji" nie tylko w niemieckich mediach. Trzeba przyznać, że pan ambasador ma dużą zdolność do wypierania rzeczywistości.
I dalej z trsoką, bo jakżeby inaczej:
"Zadaję sobie pytanie, jakie intencje mają obecne władze w Warszawie? Czy chcą one, aby Niemcy były silnym sojusznikiem Polski, czy też potrzebują nas w roli kozła ofiarnego dla rozgrywania własnych problemów wewnętrznych? To szczególnie niepokojące w dzisiejszych czasach, gdy Rosja stara się wykorzystać każdy podział, jaki rysuje się na Zachodzie. Nie jestem więc w stanie pojąć logiki takiego działania."
Ciekawe czy AFL zadał sobie kiedykolwiek pytanie, czy Niemcy chcą aby Polska była ich silnym sojusznikiem czy po prostu przyzwyczaiły się że tak jak za rządów ich wasali z SLD i z PO, była po prostu junior-partnerem. I kto kreował i kreuje podziały, chowając się - jak zwykły kundel - za plecami unijnych marionetek którymi kręci brutalnie i ostentacyjnie, udając że "to nie ja!".
"PiS już w ogóle nie mówi o pojednaniu. Na przód wysuwane są wyłącznie kwestie winy, reparacji."
No jak to możliwe, żeby Niemcom ktoś coś wypominał. Oczywiście rząd federalny cały czas ledwo mafluje słuszne roszczenia "wypędzonych", ale to jest "moralnie zasadne". Niemiecka telewizja państwowa promuje po świecie swoje dzieło czyniące z Polaków nazistów i oprawców Żydów, ale to też jest przecież prawda. Za to ci Polacy "nie chcą pojednania", bo żądają od Niemców (przecież ofiar nazizmu) kajania się i płacenia. To po prostu wstrętne.
"Ataki na Niemcy są przy tym asymetryczne: nie przypominam sobie żadnego przykładu podczas mojej misji tutaj, aby niemieckie władze w podobny sposób publicznie postawiły Polskę pod pręgierzem. Chcemy różnice zdań rozstrzygać rzeczowo i nie podsycać nawzajem nastrojów."
Tak jak wskazałem - schowani za unijnymi marionetkami sterują atakami na Polskę, sami udają zatroskanych o stan demokracji. Nasi niezawoni übermensche.
A w ogóle, o oczywiście PiS jest sojusznikiem Putina, a niemieckie rządu federalne od lat konsekwentnie Putina kontrolowały i dyscyplinowały.
Zaryzykuję twierdzenie, że pan AFL już żadnej placówki niemieckiej nie obejmie. W każdym kraju do którego zostanie ewentualnie wysłany, powinni uważnie przeczytać brednie, które wygadywał J. Bieleckiemu. Takiego "dyplomatę" każdy szanujący się kraj powinien trzymać z daleko od siebie.