felekWokół tego powiedzenia należałoby chyba osnuć opowieść o Dobczycach widzianych i doświadczanych przez kogoś, kto choć nie jest stałym mieszkańcem, jednak nie jest tu przelotnym turystą. Zakładając, że poszukuje się kierunków, na których należałoby oprzeć jakieś nowe działania na rzecz rozwoju, to może warto byłoby w końcu wziąć pod rozwagę inne propozycje, dotychczas pomijane, poszukać ludzi i metod do oceny i przełożenia tych propozycji w realia. Do tego potrzebna jest praca z odrzuceniem łatwizny schematów i przyzwyczajeń. Rzecz musi się opierać na przyjęciu a nie odrzuceniu a priori tego, co jest nowe.

Niestety w Dobczycach kolejne Strategie dumnie uchwalane jako dokumenty Gminy, kręcą się wokół tych samych biadoleń i tych samych kierunków działań. Są to; udostępnienie Zbiornika Dobczyckiego dla rekreacji, dopływ pieniędzy z UE i zyski z działania Strefy Przemysłowej a z biadoleń – króluje wraży Kraków i okowy rządowe . Słowa – nie da się inaczej – bo – są początkiem rezygnacji z czegoś innego. Pamiętajmy jednak - nowe pomysły realizują tylko ci, którzy nie wiedzą. że się nie da i co ważne – odrzucają schematy. Sam postęp w nauce jest usiany umysłami stawiającymi pytania o prawdę, a nie słuchających obiegowych poglądów i wiedzy. W zakresie np. samorządu cóż by zrobił prof. J. Dietl gdyby nie był rogatą duszą a w nauce – dosłownie nic by nie szło do przodu gdyby nie kamikadze atakujący poprawność i niechciejstwo. A jak już coś, i to od lat, jest podawane na tacy – to natychmiast mamy podejrzenie o niecne cele co alibi dla niepodejmowanie tematu. Z daleka pachnie albo niekompetencją albo wprost niechęcią i wygodnictwem a jednak zaniechanie urzędnika czy polityka jest zawsze do usprawiedliwienia. I jest spokój.

        Nie mam oczywiście zamiaru i nawet możliwości, by w tym, z założenia, krótkim tekście podejmować się kompleksowego omawiania takich spraw. Nie moje to zresztą zadanie. To przecież ludzie – i warto by z tego sobie w końcu zdali sprawę - powołują wykonawców zadań i powinni w końcu wiedzieć, że wolność nie jest dana a zadana. Truizm ale jakoś nie traktowany dosłownie. I wybierają bo aparycja bo itd. A o program i odpowiedzialność jakoś nikt nie pyta.
Korzystając ze swych wieloletnich doświadczeń i wspomnianego już zewnętrznego spojrzenia na Dobczyce - spróbuję jednak odwołać się do jednego przykładu, w którym koncentrują się codzienność, specyfika i niezwykłość miejsca, ślepota na szanse rozwojowe – i co najbardziej martwi - niedocenianie i zaprzepaszczanie myśli i czynów ludzi, których warto by było przynajmniej słyszeć, o ile nawet nie słuchać. Jednak nie da się zwięźle mówić choćby o wieloletnich już stratach wynikających z sugerowania nadziei w narzucanym w celach czysto socjotechnicznych, już wspomnianym a traktowanym poważnie micie deszczu pieniędzy mających spaść po jakoby (od lat) tuż, tuż, mającym nastąpić udostępnieniu Zbiornika Dobczyckiego do użytkowania rekreacyjnego. Mit to wiecznie żywy, wyciągany z szafy na potrzeby wyborcze, choć to wprost jest pomysł na samobójstwo gospodarcze. Sprawa była wyjaśniana, i w detalach, przedkładana nawet od pierwszej kadencji samorządu. Były nawet w tym zakresie podejmowane i kompletnie odrzucone działania niezależnego podmiotu społecznego. W skrócie - jak na ten tekst – złożona to kwestia.

         Inercję myślenia o interesie Miasta, konkretnie Dobczyc, można, warto i należy prościej wykazać na nieco innym przykładzie. To przykład potencjału przez lata podsuwanego, a nie zauważanego – z racji jego codzienności. Mowa o podejściu i traktowaniu tzw. Starego Miasta a w nim Kościoła pw. Św. Jana Chrzciciela i samego Zamku. Nie mówmy o tym tylko w kontekście spraw kościelnych, choć musi się tu przywołać działalność oraz rolę wieloletniego Proboszcza Dobczyckiego ks. Michała Mikołajczyka jako człowieka, który działając ściśle w ramach swych możliwości, podsuwał myśl o szansach związanych z tym, co to miejsce niesie swym istnieniem. Tymczasem – a jestem tego świadkiem. w odniesieniu do Jego osoby i działań, socjotechnika hejtu zastosowanego onegdaj, w moim przekonaniu opartym o znajomość faktów, z potrzeb biznesowo politycznych, okazała się skuteczna i … szkodliwa dla samych Dobczyc. I tu, jak zawsze, zacietrzewienie (to dziś znamy i doświadczamy pluciem nawet via ulica i zagranica) wszczepione pomówieniem i wprost kłamstwem, tak dziś nas rujnujące – zaowocowało. Fatalnie bo odrzuceniem samodzielności myślenia w sprawach interesu Miasta czyli i mieszkańców i w to miejsce, zajęciem ludzi niby sensacjami lokalnymi Tak nawiasem mówiąc – też i na tym przypadku - warto zauważyć, jak są groźne i społecznie i gospodarczo dzisiejsze próby zakazu prawa do nazywania kłamstwa i manipulacji tym, czym one są. Bo kłamie się i manipuluje zawsze po coś.
Na użycie przykładu Starego Miasta, w szerszym kontekście rozwoju miasta i gminy, naprowadziła mnie obserwacja wieloletnich, prowadzonych konsekwentnie dużym wysiłkiem działań tegoż Proboszcza. Wyprowadzały one kościół – w istocie przecież – parafialny, pw. Jana Chrzciciela, ze stanu popadania w ruinę, do formy i wyposażenia, które powinny być zaczynem dumy Miasta i osią działań przyciągania turystów. Przykro patrzeć jak ta myśl i dokonania są obecnie właściwie nie tylko zapominane, ale i nadal wprost niszczone. To tylko przykład – ale warto go rozważyć właśnie w szerszym a nie tylko kościelnym aspekcie.

      Na starcie myślenia o rozwoju Dobczyc takiego bez nacisku na blichtr wystarczyłby docenić, że ogólnie, miejsce - Stare Miasto, łącznie z zamkiem i kościołem – są jakby nie było, żywą mieszaniną pięknej historii i już mniej pociągającej cepeliady Miejsce niby otwarte na odwiedzających a tak naprawdę trudno dostępne, a dla osób niepełnosprawnych wręcz zamknięte bo zupełnie niedostępne. I to w dzisiejszych czasach. Za to policja pilnuje by gdy się da ściągać mandaty. I czy jest to też w ogóle miejsce przyciągające szerszą ofertą?
A sam Kościół? Lista działań wspomnianego księdza proboszcza nad przywróceniem do życia samego kościoła jest długa. Co ważne, a nie zawsze spotykane, z zasady i zawsze, działania te były prowadzone pod nadzorem konserwatorskim czyli świadomie i lege artis. Prace, o których mowa oczywiście mają znaczenie dla samego kultu, jednak każdy krok w tym zakresie dostarczał cząstkę ważnego przekazu dla wspólnoty czyli Gminy. Mówił, podawał myśl – popatrzmy na wartości naszej przeszłości osadzonej w Polskiej historii, kulturze i tradycji, popatrzmy na potencjał korzyści z wyciągnięcia z niepamięci naszych naturalnych i odwiecznych tradycji, wiedzy, umiejętności i wartości życia wspólnotowego, podstaw początków Polski Jagiellonów czyli Polski podstaw Europy suwerennych Narodów. Wysokie C? A może to jest to, czego się dziś nie ceni, bo politpoprawność zakazuje realnie te rzeczy widzieć jako wartościowe, choć ro w istocie może zawsze stanowić podpowiedź podjęcia innego podejścia do spraw rozwoju nie tylko miasta ale i gminy? Wszak nie my jesteśmy tu pierwsi, po nas przyjdą następni, a ci też mają mieć tu swe zakorzenienie i tu mają móc znajdować szanse lepsze niż gdzieś daleko w budowlance czy na zmywaku. Niby exodus młodych jest bolączką gminy ale co Ich tu wiąże? Jeszcze gdy ks. M. Mikołajczyk zaczynał swe proboszczowanie byli tu ludzie – świadkowie lokalnej specyfiki rzemiosła i rolnictwa które nawet zostało opisane w stosownej książce. Od siebie dodam – na tym tle, można i należy wykorzystać aktywa jakie przynosi czas. Ten, dodał Dobczycom już dawno temu dar szans na wyciąganie korzyści z pielęgnowania, a nie powodowania strat z niszczenia. perły – zbiornika wody I wszej klasy czystości. Tu widzianego jako prawie kłopot dla Gminy, a co jest ewenementem w skali nie tylko kraju i wartością utrzymywaną na dodatek metodycznymi, instytucjonalnymi wysiłkami Nic, tylko się włączyć do tej pracy współdziałaniem w zakresie dostępnym gminie i wspólnocie i z tego zrobić dziedzinę lokalnej gospodarki czyli - zysku. Nie wiadomo jak? Było mówione pod koniec lat 90 tych – trzeba było uważać, a nie traktować niepoważnie. W tym zakresie były już nie tylko stawiane, a nawet społecznie realizowane konkretne działania, niestety i zostały zlekceważone, nie podjęte w kontynuacji. Nawet dumnie się nazywający Związek Gmin Dorzecza Górnej Raby i Krakowa wziął swego czasu te rzeczowe propozycje za rodzaj komiwojażerki ciemnych interesów. Aż żal było patrzeć jak ci formalni włodarze zajęci własnymi stołkami, nic z tego nie pojmowali. Dziś, gdzie indziej, o takich inicjatywach mówi się jako o nowościach i robi się na nich interesy, a nie biadoli.

     Należy wprost powiedzieć – że i to, co Gmina i Wspólnota otrzymała i otrzymywała jako symbol przekazu wynikającego z przywrócenia do życia Kościoła Parafialnego - na dziś jest – o dziwo – nadal nawet blokowane o ile nie wpychane w niepamięć. By to widzieć trzeba było lat życia tu, dla ludzi i między nimi, i równocześnie mieć chęć i format myślenia poza lokalnymi utartymi ścieżkami A jest dobrym zaczynem myślenie o szansach jakie miasto ma posiadając cały kompleks Starego Miasta i o jego przekazie. Są w Dobczycach entuzjaści, lokalni patrioci, lecz są traktowani jak hobbiści a nie źródła wiedzy i myśli – choć na Nich - inny program dla miasta i gminy się nie kończy. A wszystko się kręci tylko w kółko wokół sztampy powtarzanej w Strategiach. Zakładam, i mam nadzieję, że nie jest to działanie świadome a właśnie wynikające z rutyny, przyzwyczajenia i …niewiedzy. Dlatego jako w pewnym sensie osoba postronna – to piszę.
Dziś, tu - Stare Miasto – to peryferia i coś na kształt muzeum na uboczu.

Zacznijmy a w zasadzie wróćmy więc od samego kościoła

       stosunku do centrum obecnego miasta, Kościół stoi na wzgórzu w granicach jego średniowiecznych murów, bo tu było miasto – dziś - Stare Miasto. Poprzedni kościół został zamknięty i rozebrany po 1790 roku. Obecny, nadal formalnie parafialny - został wybudowany w latach 1828–1834 sumptem Jana Turnaua - właściciela Dobczyc (od 1818) i jego syna Jakuba Jest założeniem klasycystycznym, murowanym, jednonawowym, orientowanym.
Z perspektywy historii całego tego miejsca – pierwsza wzmianka 1266 r. - prawa miejskie to rok 1340 - czas istnienia kościoła w obecnej formie - 200 lat to tylko część czasu. Jednak o tyle ważna, że jako żywo, świadcząca o korzeniach, początkach, też o kontynuacji bytu, przemianach i rozroście miasta. Wystarczyło te 200 lat, by w tym miejscu i w kościele, jego otoczeniu i Zamku (choć tak naprawdę w dużej części odbudowanego z ruin) – świadka czasów Jagiellonów) pozostał zapisany ślad lokalnej kultury, zwyczaju, rzemiosła. Nie sposób przecenić tego, co zainicjował ksiądz M. Mikołajczyk podejmując wysiłek nie tylko przywracania społeczeństwu pamięć i funkcję kościoła parafialnego. lecz też dając tym społeczności pole do myślenia o zmianie kierunków rozwoju. Nic, tylko właśnie docenić to, co otacza (i niestety często już tylko otaczało) każdego mieszkańca Gminy i Miasta. Ów proboszcz robił to konsekwentnie podsuwając wskazania korzeni. W tym jako szczególnie znaczące należy widzieć wykonanie siłami fachowymi konserwatorskiego uratowania obrazów z zetlałych już paramentów – chorągwi liturgicznych. Te, po trudnych pracach konserwatorskich pozostały jako obrazy oprawione w ramy, dając świadectwo przeszłych wspólnot i tutejszych rzemiosł oraz ich Patronów. Któż dziś Ich rozpoznaje? Któż zauważa znaczenie pracy nad ich przywróceniem do kultu, choć obrazy te są świadectwem bezpośredniego związku z życiem i kulturą tych wszystkich, którzy fundowali te obrazy. Co prawda nie znamy ich autorów niemniej są to obrazy mające wartość artystyczną, co wprost świadczy – fundatorzy i ówcześni księża mieli nie tylko rozeznanie w sprawach artystycznych, ale też nie były im obce kanony ikonografii i symboliki biblijnej. To dzisiejszych wiernych, ślepych na przekaz biblii pauperum, powinno nie tylko zawstydzać ale i na powrót edukować.

W wyposażeniu tego kościoła są inne obiekty, którymi warto byłoby się pochwalić

Na przykład dziecięce epitafium Sebastiana Lubomirskiego powstałe w XVI wieku. To nagrobek wykonany z białego marmuru nosi cechy stylu renesansowego.
W kościele jest pięć ołtarzy, stacje Drogi Krzyżowej wykonane w XVIII wieku. Z dodanych przez księdza Mikołajczyka, jest przyjęty przez Niego do wyposażenia i umieszczony w bocznym ołtarzu witraż Ukrzyżowania Pańskiego. Witraż ten pracą i nakładem firmy p. Wiesława Druzgały został pracą Jego syna Krzysztofa godnie oprawiony do podświetlenia. Witraż ten jest kwaterą z całego okna witrażowego i ma szczególny przekaz. Autorem projektu witraża jest Adam Stalony-Dobrzański, który swą bogatą twórczością (ok 50 świątyń z jego polichromiami i witrażami) łączył sztukę ikonograficzną chrześcijaństwa wschodu i zachodu, osiągając tym spójny przekaz obrazu i tekstu nauczania biblijnego obu rytów. To, oprócz samej wartości artystycznej prac Adama Stalony-Dobrzańskiego musiało być jednym z powodów, dla których ówczesny Biskup, potem Arcybiskup, Karol Wojtyła – dziś św. Jan Paweł II, nie tylko podejmował z nim współpracę i rozmowę w sprawach ekumenicznych a też i działania z tym artystą, Człowiekiem prawosławia lecz i z uwarunkowań rodzinnych, doskonale rozumiejącym ryt i istotę wiary katolickiej. Łączenie ciągłości ikonograficznej stanowi ważne tło dla oryginalności i uniwersalności Jego prac i stanowi jeden z powodów, że coraz częściej w Europie są przyjmowane wystawy jego prac i właśnie została obroniona praca doktorska p. Anny Siemieniec na temat tej oryginalnej twórczości. To naturalne połączenie kultur o wspólnych korzeniach jest polską specyfiką dla ludzi z zewnątrz coraz częściej – fascynującą Nigdzie bowiem nie mamy do czynienia z tak silnym związkiem spraw wiary budujących wspólnotę, jak w wielu polskich rodzinach a więc i kulturze będącym klasyką świadectwa dziejów, zaborów, zesłań, zrywów i .. dobrze rozumianej wielokulturowości sięgającej I – wszej RP. I nigdzie też – co widzimy po reakcji ludzi na wojnę na Ukrainie – człowieczeństwo tak dominuje nad interesami. My z tego sobie nie zdajemy sprawy bo to takie zwykłe – ale dla ludzi zanurzonych po uszy w materializmie – stanowi błysk światła i budzi zdziwienie. To mówi też ważna jak widać myśl tego artysty osadzonego w realiach, dziś coraz bardziej w Europie - doceniana. To z niej,. od autora witrażu – profesora krakowskiej ASP – Jego asystent – Jerzy Nowosielski podjął - ale niestety - tylko wątek samej formy. A treść? Dziś zawsze można ją przeinaczać na nowomodłę - taka to nowoczesność mająca zatrzeć istotę rzeczy. Po tym szerszym wyjaśnieniu, można dopiero ocenić, że choć inni - miejmy nadzieję. tylko dla braku wiedzy o tym co mają w ręku - witraż ten, darowany Kościołowi, w dość niewybredny i dyletancki sposób odrzucali, to jego wartość sakralną i artystyczną docenił w jego kontekście ks. M. Mikołajczyk. Przyjął witraż do kościoła dla jego ubogacenia, ceniąc w tym witrażu nie tylko jego wartość artystyczną lecz też opisany i zaznaczony jego formą kontekst powiązania w nim sacrum ikonografii chrześcijaństwa wschodu i zachodu.

       Wracając do samego kościoła pw. Św. Jana Chrzciciela najwyraźniej już wcześniej zauważono umieszczone w nim świadectwa przeszłości, skoro do nowego kościoła w samych Dobczycach przeniesiono: kamienną chrzcielnicę i późnogotycką rzeźbę Piety. Muzeum Narodowe w Krakowie też się wzbogaciło o inne obiekty pochodzące z tej świątyni. Działania te można powiedzieć, były w owym czasie rozsądną decyzją ochrony tych zabytków wobec upadku samego kościoła. I tu zauważmy, że ks. M. Mikołajczyk podejmując trud przywracania tej świątyni do funkcjonalności, reagował i w tym zakresie – utrzymania a nie sukcesywnego wytracania wartości ważnych i dla Kościoła i dla Gminy.
Mając powyższe na uwadze – z przykrością musi się wskazać, iż po odejściu ks. M. Mikołajczyka na emeryturę, rozpoczął się i to prowadzony na wielu płaszczyznach – proces ponownego wpychania tego kościoła choć parafialnego – w niepamięć, na margines. Należałoby w końcu zauważyć jaki potencjał biznesowy (jeśli już tym językiem trzeba już mówić) leży w odejściu od traktowania Starego Miasta i zamku jak fasad cepeliowskich. Mówmy o szansach ulokowanych w podjęciu większej troski o choćby funkcje Zamku i Skansenu a nade wszystko w powrocie do kontynuacji a nie destrukcji inicjatyw księdza, Jego inicjatywy w ponad 50 letniej posłudze, głęboka znajomość lokalnych uwarunkowań oraz osobiste doświadczenie złego traktowania podejmowanego w celach stricte politycznych, przedkładają władzy lokalnej i mieszkańcom cenną wskazówkę do poszukiwania innych niż dotychczasowe kierunków rozwoju.
Tą całą opowieść o Starym Mieście warto spuentować wyrażeniem konieczności zauważenia niezwykłości i atrakcyjności tego, co tu jest uważne za rodzaj tylko i to wątpliwej atrakcji dla przypadkowego turysty. Ta jak w tytule Mówmy o znaczeniu przywrócenia - w miejsce fasady – pamięci ale nie tej łzawej czysto retrospektywnej a nakłaniającej do kultywowania tradycji kulturowej, jej przekładania na dzisiejsze potrzeby.
Eksponowanie oraz wykorzystywanie walorów miejsca tak się by to nazywało..
Puentę spróbuję ująć w prostych pytaniach stawianych ku refleksji i wyprowadzenia działań choćby tylko w otoczeniu Zamku i Kościoła z myślą o wydobyciu tego miejsca z odosobnienia i uczynienia zeń centrum myśli rozwojowej tego regionu. Powtórzę – sami nie wiecie co posiadacie.

Tak więc czysto ćwiczebnie pytajmy

1/Jak dziś wygląda zagospodarowanie i ekspozycja znaczenia Starego Miasta. Rekonstrukcja murów – to dobry ruch ale co powinno iść za nim?
2/ Jaka – i to w dzisiejszych czasach – jest faktyczna dostępność i funkcjonalność tego miejsca?
3/ Jak jest wykorzystywany kościół pw Św Jana Chrzciciela i pod kątem liturgicznym i pod kątem dostępności w celach wprost promocji miasta? W tym też mieści się kompletne zlekceważenie przekazu wyposażenia kościoła w tym zrestaurowanych obrazów – świadków lokalnej historii i naprawdę wyjątkowej inicjatywy księdza ich uratowania wysiłkiem fachowych konserwatorów.
4/ Dlaczego te parę osób mieszkających na terenie Starego Miasta widzi turystę nie jako miłego gościa i nosiciela zarobku, a jako zakłócacza błogiego spokoju?
5/ w końcu czyż nie warto przemyśleć i odpowiedzieć sobie na pytanie o rolę i znaczenie zamku, jego świadectwa – z Kazimierzem i Długoszem – jako elementu wspomagającego ochronę Zbiornika i ważnej dźwigni nie tylko turystycznego rozwoju i nie tylko miasta a całego regionu. Te propozycje były stawiane i traktowano je mówiąc wprost i kolokwialnie – z buta.
Innymi słowy - jak na początku było powiedziane – sami nie wiecie co posiadacie a najgłębszego przemyślenia wymaga traktowanie z lekceważeniem wysiłków wręcz pojedynczych osób. Pan Władysław Kowalski – postać entuzjasty historii i odnowy zamku nie jest wcale tu osamotniona, mówimy o całej grupie pasjonatów i inicjatorów działań pod kątem turystów. Tyle że działają tylko w tym jednym kierunku i trwając tak naprawdę w statusie tak naprawdę hobbystów. Inne możliwości są lekceważone,
Ze stratą dla miasta i gminy

 

Feliks Stalony-Dobrzański
Kraków – Kornatka 11.01.2023 r