Niemcy już dawno zdały sobie sprawę, że ich wizerunek mocno ucierpiał w związku z opieszałością czy wręcz obstrukcją pomocy dla Ukrainy, dlatego też Berlin rozpoczął energiczne działania PRowskie. Już latem każda drobna i symboliczna pomoc broniącemu się państwu była przez niemieckie ośrodki przekazu nagłaśniania i przedstawiana tak, jakby miała jakiekolwiek znaczenie dla losów tej wojny.
Groźne przemilczenia
Także politycy w Polsce, oczywiście przeważają tu członkowie Platformy Obywatelskiej, zarzekają się, że krytyka naszego zachodniego sąsiada jest „szczuciem” i tak naprawdę wsparcie Berlina jest większe niż Warszawy.

Ci politycy pomijają wiele faktów, m.in. taki, że Niemcy mają gospodarkę kilkukrotnie większą od polskiej, że pomoc z ich strony przyszła o wiele później niż polska, a przede wszystkim, że Berlin ma na koncie wiele prorosyjskich grzechów: jak wstrzymanie wsparcia na początku wojny wobec prognoz szybkiej klęski Ukrainy, ćwierć wieku finansowania projektu Nord Stream i wreszcie grzech politycznej gry na skłonienie Ukrainy do zaakceptowania przegranej (pod hasłem „zakończenia wojny”) czynią z lidera UE poważne zagrożenie dla prawdziwych europejskich wartości.
My wiemy, że bez Polski Ukrainy by już nie było. Wiedzą to też Ukraińcy i część Europy oraz Biały Dom, były nawet pomysły przyznania Polsce Pokojowej Nagrody Nobla, ale przecież wiedza ta - dziś zdawająca się powszechną - nie będzie samoistnie kwitła i rosła aż po wsze czasy. Wciąż zresztą wielu rzeczy dotyczących polskiej pomocy (zwłaszcza uzbrojenia) nie przekazuje się opinii publicznej, by o szczegółach nie dowiedziano się na Kremlu - a tymczasem machina propagandowa Berlina zaczyna się rozpędzać.

Potrzebna polska propaganda

W tym momencie zadzwonił więc ostatni dzwonek, by zdążyć z promocją polskiego zaangażowania w obronę przed rosyjską inwazją. W końcu doczekamy przecież profesorów neoGrossów i neoEngelkingów czy neoGrabowskich, którzy będą forsować tezy o polskim sabotażu obrony Ukrainy i wspaniałomyślności Niemiec w godzinie historycznej próby. Przecież mają to przetrenowane, tytuły mają nawet gotowe. „Sąsiedzi” pasowało do zniekształconego obrazu Jedwabnego, to i do sąsiedztwa polsko-ukraińskiego zagra właściwie. „Dalej jest noc” było cytatem z Miłosza a sama książka dotyczyła Holokaustu, ale da się przerobic na „noc” rosyjską, którą podtrzymywał „rząd pisoski”. Przyjmowanie Ukraińców do naszych domów i miast też da się spostponować, zapewne tak jak przy ratowaniu Żydów, także i teraz „chytre Polaczki” robiły to tak naprawdę z nienawiści albo dla prywatnych korzyści. W gotowści są też teza otoczenia Janiny Ochojskiej, że Ukraińców przyjęliśmy bo są „biali”, a nielegalnych imigrantów Łukaszenki nie chcemy bo nie są „biali”. Zresztą skoro z Polaków - pierwszej wojennej ofiary nazistowskich Niemiec - dało się zrobić współsprawców ludobójstwa na Żydach to i da się nas obarczyć odpowiedzialności za inwazję Rosji.
Kto zna historię przekłamywania historii Holokaustu ten powyższych spekulacji nie uzna za abstrakcyjne. Gdy mamy do czynienia z pomocą jednostkową to chrześcijańskim przykazaniem jest skromność i pokora, ale gdy wsparcie okazuje wspólnota polityczna i państwo, to obowiązkiem naszym jest zadbać o właściwe uznanie tego zaangażowania na arenie międzynarodowej. I wśród następnych pokoleń.

Tekst ukazał się na portalu wPolityce.pl 30 stycznia 2023r