Dziś rząd i posłowie PiS będą konsultować z handlowcami kolejny projekt ustawy o podatku sklepowym – bez progresji za to z bardzo dużą kwotą wolną od opodatkowania. To dobry moment, by wyjaśnić Polakom o co tutaj tak naprawdę chodzi i przy okazji obalić kilka mitów…
Pewnego razu PR-owcy z dużej, globalnej firmy wpadli na szatański pomysł i postanowili zmienić treść modlitwy „Ojcze nasz” tak, aby każdy chrześcijanin wołał do Boga: „chleba naszego, powszedniego i… coca-coli daj nam dzisiaj!”

Na specjalnej audiencji zaproponowali więc wpłatę do watykańskiego banku niebotycznej sumy w zamian za „kosmetyczną” zmianę modlitwy. Papież, nie kryjąc obrzydzenia, natychmiast wyrzucił bezczelnych PR-owców za drzwi. Przybici porażką przedstawiciele globalnego koncernu, usiedli zrezygnowani na Placu Świętego Piotra i zachodzili w głowę, zadając sobie tylko jedno pytanie: ile musieli zapłacić piekarze?
Ta zmyślona, obrazoburcza historyjka to oczywiście dowcip, czarny humor i to bardzo stary, ale dobry, bo pokazuje, że istnieje pewien poziom zasobności portfela, który sprawia, że człowiekowi się czasem wydaje, że wszystko można kupić i zmienić na własną modłę. Gorzej, gdy takie zapędy trafiają na podatny grunt i decydent przyjmuje ofertę. Z taką właśnie sytuacją mieliśmy do czynienia przez ostatnie 8 lat w Polsce. Zagraniczne sieci handlowe zdominowały nasz rynek detaliczny przy pełnym przyzwoleniu ówczesnej władzy.
Dziś ta sama ekipa tyle, że w opozycji usiłuje przekonać Polaków, że to podatek sklepowy zabija polski handel. Prawda jest jednak taka, że ten podatek – jeśli wejdzie w życie - polski handel uzdrowi i uratuje. Zaraz wam to udowodnię, obalając jednocześnie mity głoszone przez wszelkiej maści wrogów podatku sklepowego.

Mit pierwszy: trwa debata publiczna o podatku od sprzedaży detalicznej.

Taką narrację skutecznie narzuca nam dzisiaj większość tzw. mediów głównego nurtu. Tymczasem prawdziwym tematem, toczącej się od dłuższego czasu debaty publicznej, wywołanej de facto przez Prawo i Sprawiedliwość podczas kampanii wyborczych, nie jest żaden podatek. Tematem tej debaty jest wolność gospodarcza.
Dyskutujemy tak naprawdę o uzdrowieniu polskiego handlu jako takiego i wyrównaniu szans dla wszystkich Polaków w dostępie do podstawowej formy działalności gospodarczej jaką jest handel. Krótko mówiąc chodzi o to, żeby każdy z nas mógł sobie otworzyć sklep i spokojnie w ten sposób zarobić na życie. Tak, to jest możliwe. Jednym z podstawowych warunków tej dobrej zmiany jest wejście w życie podatku sklepowego – kto wie, być może w takim kształcie jaki dziś zaproponuje rząd, czyli bez progresji i z dużą kwotą wolną od opodatkowania. Sęk w tym, że ten podatek w rzeczywistości jeszcze nie istnieje. Istnieją projekty, założenia i propozycje ale żadnego podatku jeszcze nie ma.

Mit drugi: polscy kupcy protestują przeciwko zabijaniu polskiego handlu.

Polscy kupcy protestowali przeciwko zabijaniu polskiego handlu w 2008 roku w Warszawie pod Pałacem Kultury i Nauki gdy siłą usuwano ich z Placu Defilad. Było ich ponad 2 tys., byli pałowani i traktowani gazem łzawiącym przez czarne komanda agencji ochroniarskich, działające na zamówienie polityków Platformy Obywatelskiej (konkretnie całą tą zadymą zawiadywał Andrzej Jakubiak, wówczas wiceprezydent Warszawy, a dziś szef Komisji Nadzoru Finansowego). 

Teraz polscy kupcy poczuli się zaniepokojeni zaskakującymi założeniami projektu, ogłoszonego przez ministra finansów Pawła Szałamachę. Poszło głównie o propozycję objęcia podatkiem małych, polskich sklepów z sieci franczyzowych. Ale sprzeciw wobec tego zapisu ograniczył się do  akcji PR w mediach (zorganizowanej przez Polską Izbę Handlu).
Wszystko wskazuje na to, że - nie tylko w tej kwestii – rząd po raz kolejny wysłuchał handlowców. Na dzisiejszym spotkaniu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów kupcy usłyszą, że projekt uległ kolejnej zmianie i zakłada, że podatkiem będą objęte tylko sklepy powiązane kapitałowo z franczyzodawcą. Problem zostanie rozwiązany w cywilizowany sposób.



Mit trzeci: podatek od sprzedaży detalicznej zabija polski handel.

No to jeszcze raz: nie ma takiego podatku, więc jest to założenie z gruntu fałszywe. Po drugie, polski handel był mordowany w latach 2008-2014, gdy według analityków firmy Roland Berger z rynku zniknęło ponad 25 tys. małych sklepików. Żadna ekipa rządząca Polską po 1989 roku nie zanotowała tak haniebnego wyniku jeśli chodzi o degradację polskiego handlu. W czasie gdy małe, rodzinne sklepy znikały z powierzchni polskiej ziemi ich miejsce zajmowali giganci z zagranicy – sieci dyskontów, twardych franczyz i hipermarketów. Konkrety? Bardzo proszę, oto dane z portalu Money.pl: roczne obroty portugalskiej Biedronki, największej sieci dyskontowej w Polsce (ponad 2,6 tys. sklepów) przekraczają 35 mld zł. Roczne obroty portugalskiego Eurocashu, największego operatora franczyzowego w Polsce (12,7 tys. sklepów) to 16,9 mld zł. Roczne obroty francuskiego Auchan, największej w Polsce sieci hipermarketów (62 sklepy wielkopowierzchniowe) to 7,7 mld zł.
Według GFK Polonia pod koniec 2014 roku w Polsce było 77,5 tys. sklepów małoformatowych. Euromonitor w prognozie sprzed kilku lat, która nie uwzględnia projektu podatku sklepowego Prawa i Sprawiedliwości, stwierdza, że w 2025 roku liczba sklepów osiedlowych w Polsce ledwie przekroczy 30 tys., osiągając tym samym najniższy poziom w Europie.
Dzieła zniszczenia nie dokonał zatem projekt podatku PiS lecz nieodpowiedzialna i destrukcyjnie wpływająca na polski handel polityka PO, która w różny sposób promowała kapitał zagraniczny, kosztem nas wszystkich. I co najważniejsze na poziomie samorządów PO wciąż tak postępuje. Przykład? Bardzo proszę, pierwszy z brzegu. Kilka tygodni temu polska sieć Top Market podała, że musi zamknąć ponad 40 sklepów w Warszawie w wyniku braku możliwości uzyskania zezwolenia na sprzedaż alkoholu jako części asortymentu sklepu. Drakońskie przepisy zafundowało Top Marketowi miasto zarządzane przez Hannę Gronkiewicz-Waltz z PO.

Mit czwarty: podatnikami nowej daniny będą wszystkie sieci handlowe oraz sprzedawcy detaliczni.

Z gruntu nieprawdziwa informacja, którą polskie media bezmyślnie powtarzają w kółko, jak mantrę. Według założeń projektu, zaproponowanego niedawno przez Ministerstwo Finansów kwota wolna od opodatkowania to 1,5 mln zł netto miesięcznie. Dziś na spotkaniu z handlowcami w KPRM padnie propozycja zwiększenia tej kwoty do 3 mln zł. Podatnicy, którzy nie osiągną takich obrotów będą zwolnieni z podatku i nie będą nawet musieli składać deklaracji podatkowych. Gołym okiem widać, że od samego początku projekt PiS-u zakłada, że nie wszyscy będą „podatnikami nowej daniny” lecz tylko tacy sprzedawcy, których miesięczne obroty przekroczą kwotę wolną od podatku.
Przy proponowanym progu obrotów na poziomie 3 mln zł miesięcznie, podatku nie zapłacą małe i średnie sieci franczyzowe, spółdzielcze i pozostałe. Nie wspominając już o handlowym planktonie, który może tylko pomarzyć o takich obrotach. Przykład? Bardzo proszę. Dobrze prosperujący, średniej wielkości sklep spożywczy w dobrym punkcie przy ul. Czerniakowskiej w Warszawie osiąga w ciągu miesiąca obroty rzędu 150-200 tys. zł. Sklepiki osiedlowe generują po 60-80 tys. zł miesięcznie. Takie podmioty to sól polskiego handlu! Ci ludzie wyczekują podatku sklepowego jak kania dżdżu, bo jak wejdzie w życie to ich konkurencyjność względem dużych sieci handlowych znacząco wzrośnie.


Mit piąty: franczyza to jedyna forma obrony przed zagranicznymi sieciami handlowymi.

To może najpierw o tych sieciach franczyzowych. Największym operatorem sieci franczyzowych FMCG w Polsce jest portugalski Eurocash (ok. 12,7 tys. sklepów). W portfelu marek tej grupy znajdują się m.in. takie sieci jak: abc, Delikatesy Centrum, Gama, Lewiatan i Groszek.
Druga co do wielkości jest Żabka Polska (około 4 tys. sklepów) z sieciami Żabka i Freshmarket. Kapitał właścicielski tej spółki portal Money.pl określa jako „europejski”. Zapewne dlatego, że należy do Virida Holding II Sa, zarejestrowanej w Luksemburgu. Według magazynu „Pierwszy Milion” jedną z największych jest także niemiecka sieć Odido zarządzana przez Metro Group, dystrybutora hurtowego numer dwa na polskim rynku (2 tys. placówek).
W tym kontekście argument, że wejście do sieci franczyzowej jest dla polskich handlowców jedyną formą skutecznej walki z ekspansją zagranicznych sieci, brzmi jak ponury żart.
Jedyną, skuteczną formą uwolnienia polskiego rynku od dyktatu zagranicznych sieci (którymi niejednokrotnie są właśnie franczyzy), jest wprowadzenie podatku sklepowego. Tylko taki podatek, przynajmniej częściowo, przywróci polskim kupcom łatwy dostęp do polskich klientów. W jaki sposób? Będą zwolnieni z płacenia tego podatku i dlatego ceny towarów w ich sklepach będą bardziej atrakcyjne – po prostu.
Ale ten podatek to tylko pierwszy krok do całkowitego uwolnienia polskiego handlu. Przed nami jeszcze długa droga do odbudowania rynku handlu detalicznego, by wyglądał on tak, jak chociażby w Niemczech, Francji, Wielkiej Brytanii, Holandii, całej Skandynawii czy we Włoszech. Tam od dawna rynkiem niepodzielnie rządzą narodowe sieci do spółki z małymi sklepikami.
Zagraniczny kapitał w handlu jest tam traktowany jak atrakcyjny klient, którego trzeba profesjonalnie obsłużyć, żeby najpierw dobrze na nim zarobić, a potem kulturalnie pożegnać. We wszystkich cywilizowanych krajach rządy nie ulegają pokusom oferowanym przez kapitał zewnętrzny tylko pielęgnują kapitał własny. I tego się trzymajmy.

Tekst ukazałsię na portalu wPolityce 10 lutego 2016r