Sąd ostateczny TSUE

TSUE w oczach niektórych z Polaków jest sądem ostatecznym a każdy z jego wyroków jest wyrokiem boskim zaś każdy, kto się temu boskiemu werdyktowi nie podporządkowuje jest osobą niespełna rozumu, osobą wymagającą pilnej resocjalizacji. To sąd święty i świętych. Nie ulec mu to świętokradztwo. Warto jednak te nimby i aureole spoczywające nad sędziami TSUE zignorować i powiedzieć jedno zdanie będące odpowiedzią na pytanie: a skąd się tam ci święci mężowie i niewiasty (jeżeli są - bo nie wiem) wzięli? Otóż zgodnie z art. 253 Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej sędziowie są nominowani przez rządy Państw Członkowskich na okres 6 lat. Przez rządy Państw Członkowskich czyli przez kogo? Polityków. Polityków a nie sędziów. 

Za dużo to i świnia nie chce

Albo też inaczej: co za dużo to niezdrowo. W powietrzu polskiej polityki wisi przesilenie. Formuje się w umysłach rządzących jedno krótkie słowo: DOŚĆ! Rządowe towarzystwo przez ostatnie lata gimnastykowało się, jak mogło: dyskutowało, ustępowało, ostrzyło miecze argumentów prawniczych, wskazywało jaka jest praktyka nominacji sędziów w innych państwach, starało się być koncyliacyjne, szukało konsensusu, tłumaczyło, że normy traktatowe nie dotyczą ustroju sądów,  wierzyło w możliwość przekonania do własnych racji, wierzyło wreszcie, że wykaże, iż koniec końców to, co my chcemy zrobić jest takie samo jak to, co wy robicie od lat. Skutki tej gimnastyki są żadne, w sumie trochę żałosne i mówiąc klasykiem polskiej komedii to była po prostu "krew w piach". Dalej w to brnąć szkoda czasu i atłasu. To, co chcą wspólnie sędziowie w Polsce, opozycja, TSUE to abdykacja z suwerenności. Nic więcej i nic mniej. To nowe prawa kardynalne. Prawa, które mają zapewnić trwanie i uświęcenie całej dotychczasowej zgnilizny ustrojowej i łatwość ingerowania przez obcych w polskie sprawy pod byle pretekstem. Rząd, Prezydent, politycy ZP zaczynają to wreszcie rozumieć. Res ad triaros venit. Sprawa doszło do trzeciego szeregu. Albo obrona prawa do bycia suwerennym państwem albo strefa wpływów dla obcych interesów. Nie ma czegoś trzeciego. Stop. Jest coś trzeciego: PO, które robiło propagandę tak: liczą się z nami, mówią, że jesteśmy ważni, chwalą nas, bo robimy to, co chcą abyśmy robili. Niektórym erzac znaczenia wystarczył. Mam nadzieję, że już teraz nie wystarczy tym, którzy ZP wynieśli do władzy. A czy sprawdzi się aforyzm K. Chyły, że tym, że wielka okazja nie trafia się małym ludziom pokaże to jedynie czas. W powietrzu już zawisło przesilenie i musi ono nastąpić. Gra w obecnym kształcie, m. zdaniem, dobiegła końca.

Morze patosu ma płytkie dno

Taka jest już rola handlarza, aby zarobić i na jarmarku mamić oczy kupujących pachnidłami i świecidełkami. Tanio kupić, drogo sprzedać. Tak udało się nabrać trochę Polaków na bajki o praworządności. Handlarze wiedzą intuicyjnie to, co tak ładnie ujął w jedynym zdaniu Mark Twain: "Łatwiej jest oszukać ludzi, niż przekonać ich, że zostali oszukani". Sądy od lat są jedną z gorzej funkcjonujących instytucji państwa polskiego - nie jest to wymysł PiS. To w ogóle nie jest wymysł. To rzeczywistość. Można ją zaklinać i pudrować, ale pod spodem nadal jest taka sama. Badania CBOS z 2013 roku wykazały, że tylko 1% respondentów powiedział, że sądy działają zdecydowanie dobrze a zaledwie 4% miało przekonanie, ze sędziowie są niezawiśli. Król był nagi i nadal taki jest a na dodatek kulawy i szpetny jednak są między nami osoby pogrążone jakby w amoku, którzy zachwalają nowe szaty króla utkane na salonach Brukseli i Luksemburga. Czegóż tam w nich nie widzą ci, którzy chcą to widzieć: jest nieskazitelność, błyszczy nieskalaność, lśni niezależność, mieni się niezawisłość, sprawiedliwość, odwaga, praworządność, uczciwość, szlachetność a wszystko to dla nas maluczkich. Dla nas jest całe to poświęcenie. Pomyśleliby Państwo o tym w roku 2013? Jakie klejnoty, jakie diamenty ukrywano przed nami. A żądanie jest jedno, prawie jak w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku: Wolne, Niezależne Związki Zawodowe Sędziów. Tego bowiem się żąda - sądów wolnych i niezależnych od ustaw, Konstytucji, społeczeństwa. Sądy dla sędziów! Te wolne i niezależne sądy, które mają zostać przywrócone potwierdzają, że historia, jeżeli już się powtarza, powtarza się jako farsa. Możliwe, że ta farsa, i to nie tylko praworządności, zwycięży. 

Pokoju nie będzie 

Przyjmijmy zatem scenariusz, że farsa zwycięży, że wreszcie zapanuje praworządność - cokolwiek miałoby to znaczyć. Wiem, co to znaczy dla niektórych - zemsta. Jarosław Kaczyński i Zbigniew Ziobro biegnący Alejami Jerozolimskimi wytarzani wcześniej w smole i pierzu to byłaby praworządność. Gawiedź byłaby wniebowzięta. Ale to tylko dygresja. Marzący o zwycięstwie, zabiegający o swą wiktorię sędziowie, opozycja i ich zagraniczne wsparcie zapominają o tym, co w swoim czasie napisał arcybiskup Mediolanu Karol Boromeusz: "Czasem nierealne marzenie może stać się realnym koszmarem". Zapomniano bowiem o milczącej, politycznej większości, o tych, którzy są za głęboką reformą sądownictwa i Polska jako państwo jest dla nich bardzo ważna, Polska nie jest dla nich tylko dworem na którym się intryguje, kupczy stanowiskami i kawałkiem czerwonego sukna, jakim się handluje. Zwycięzcy wyobrażają sobie, śmiem tak przypuszczać, że po zwycięstwie będzie można odpocząć: sędziowie opuszczą ulice, zasiądą za stołem sędziowskim, założą togi i będą sądzić, jakby nigdy nic się nie stało. Będzie, jak było. Nie będzie i to jest pewne. Jaki to przybierze kształt też nie wiadomo. Ale zakończy się buntem. Pokoju nie będzie. Gra nie toczy się o praworządność (a kto ją tu widział od 45 roku?), ale o to, aby uchronić Polskę od anarchii i zachować Polskę jako państwo realnie niepodległe. To trochę większa stawka i nie ma takiej możliwości, aby znacząca część mojego narodu przełożyła niezależność sędzi M. Gerdorf i jej togowej kompanji ponad niezależność własnego państwa.

Opublikowano na Salon24.pl w dniu 18 stycznia 2020,