Każda poważna dysputa na zwłaszcza ważny temat czy to biznesowa czy naukowa czy polityczna, by była owocna, musi być prowadzona w oparciu o jasne i wcześniej ustalone zasady. I tak, w biznesie – tymi ramami jest wstępne powiedzenie po co ta rozmowa jest potrzebna, i ustalenie składu osób negocjujących i ich umocowanie w stosunku do decydenta biznesowego oraz ewentualne ujawnienie swych pozycji negocjacyjnych. W nauce – naczelną zasadą jest ustalenie ram tematycznych (np. tytułu seminarium czy konferencji) przyjęcie konwencji spotkania i np. kolejności wypowiedzi oraz wskazanie prowadzących ją – przewodniczącego lub przewodniczących obrad oraz ustalenie ich trybu.

Też i w polityce – w obradach Parlamentu obowiązują ramy regulaminu i te są wspólnie uzgadniane i przyjmowane przez wszystkich uczestników obrad. Wszelkie rozmowy pomiędzy partiami – są prowadzone przez upoważnione osoby lub grupy i w oparciu o przyjęte oraz uzgodnione ramy wejściowe. Również rozmowy między politykami – na przykład w kontaktach dotyczących konkretnych spraw - wymagają wcześniejszych prac przygotowawczych pomiędzy osobami z zaplecza tych polityków. Czy można sobie wyobrazić by rozmowy polityczne – obojętne na jakim szczeblu - były prowadzone bez wcześniejszego przyjęcia i umówienia się co do ich celu i reguł na jakich te rozmowy są prowadzone? Oczywiście są też i zasady milcząco przyjmowane, a te są ujęte jako protokół dyplomatyczny albo po prostu dobry obyczaj. Zlekceważenie tych zasad – uniemożliwia rozmowy a także – co istotne – jest traktowane jak obraza, niechęć do prowadzenia uczciwych negocjacji.
Poniżej standardów się nie rozmawia bo rozmowa nie może być skuteczna.
To przyjmując za oczywiste nie da się kwestionować, że i debaty publiczne między politykami, a tym bardziej tak ważące politycznie jak debata przedwyborcza i to na finale kampanii musi się opierać o wstępne ustalenie reguł. Na wspólnie ustalone reguły muszą się zgodzić obie strony, a te bezwzględnie muszą mieć nie tylko zaufanie ale i pewność, że ustalone reguły będą przestrzegane. I tak zawsze jest w każdym cywilizowanym kraju. Przed debatą spotykają się sztaby lub ich delegaci i ustalają tryb przeprowadzenia debaty. Kolejność, czas , tryb repliki - itd
W przypadku debaty prezydenckiej – dziś obowiązek jej przeprowadzenia leży na mediach publicznych, i nie jest wolą kandydatów. Interesem i zadaniem sztabów jest podjęcie rozmów w celu ustalenia szczegółów technicznych. W sumie – debaty – są i muszą być prowadzone w ramach ustalonych przez sztaby. Oczywiście każde medium może sobie organizować swoje debaty, ale podejście do nich musi być co do zasad jasne jawne i przestrzegane. I nie może być sytuacji wezwania na debatę, czy jej podjęcie, bez sfinalizowania rozmowy wstępnej – ustalającej reguły.
To co powyżej, choć wydaje się być oczywiste – to jednak należało przypomnieć by z właściwej perspektywy ocenić sytuację, z którą mieliśmy do czynienia jako wyborcy. Była to sytuacja niebywała. Choć bezpośrednie starcie konkurentów jest w interesie każdego kandydata doszło do zablokowania możliwości bezpośredniej konfrontacji obu kandydatów. Zresztą blokowanie nawet Państwa wobec mizerii programowej to metoda. I to zostało wykazane.
Uzyskanie możliwie obiektywnej – oceny sprawy jest ważne bo mówi o stosunku do wyborców. Debata w TVN świeciła pustym miejscem Prezydenta Andrzeja Dudy, debata w terenie, w Końskich transmitowana przez TVP świeciła pustym miejscem Roberta Trzaskowskiego.
Co z tego wie widz – nic - albo i wszystko – jeśli tylko zastanowi się nad sytuacją bez emocji a w oparciu o nawet tylko te ogólnie znane fakty i przesłanki. Jedni będę mówili to Duda inni – to Trzaskowski dał ciała – mówiąc językiem obiegowym.
To teraz zbierzmy fakty.
Oto jeden kandydat – Pan Robert Trzaskowski – bezdyskusyjnie rękoma akolitów zaprzyjaźnionej PRYWATNEJ TV jednostronnie wyznacza termin tryb i teren debaty. Nie jest nam wiadome czy w tej sprawie – tak jak i w drugiej – czy sztaby się porozumiewały, ale rozmowy nie zostały sfinalizowane. Faktem pozostaje, że termin w TVN czyli w medium prywatnym został postawiony z zlekceważeniem lub co najmniej bez zasięgnięcia zdania sztabu drugiego. Z kolei TVP jako medium nie Pana A. Dudy a państwowe ma obowiązek zorganizowania debaty. W normalnym świecie jest naturalne że chciała dostosować termin debaty do uzgodnień sztabów. Skoro takiego uzgodnienia nie było to była ona zmuszona wyznaczyć takowy termin. I takowy został wyznaczony.
Drugorzędne też znaczenie ma też to, kto w sekwencji czasowej podawał terminy obu debat – lecz tu i tak kluczowe jest, że debata w TVP jest debatą oficjalną, realizowaną na zlecenia Państwowe a nie prywatne jak ta druga.
Musi się też zauważyć, że TVN jest programowo tubą propagandową i nie tylko opozycji. Stacja powołuje się, że nadaje całą dobę i samą prawdę obiektywną z poszanowaniem równoprawności stron Jednak w rzeczywistości wielokroć można było się przekonać nie jest to medium obiektywne i co ważniejsze nie zważające na reguły standardów medialnych skoro dziennikarka tej TV była w stanie wyprosić ze studia gościa, którego sama zaprosiła – tylko dlatego, że mówił nie to czego oczekiwała. Taki też sposób traktowania dziennikarzy zadających kłopotliwe pytania praktykuje Trzaskowski skoro na każde reaguje albo wyśmiewając sprawę, nie odpowiadając a atakując dziennikarza lub jego stację w gruncie rzeczy – i to jest chyba główny cel – unikając odpowiedzi i podejmując swoistą, dziecinną grę – jak się to mówi w „pomidor” lub wprost kłamiąc (nie byłem posłem, nie głosowałem, sytuacja ścieków jest pod kontrolą, nie ma możliwości badania kierowców na okoliczność użycia narkotyków itd.) Takie standardy dziennikarstwa i uprawiania polityki. W tej sytuacji jaka jest gwarancja, że nie spotkałoby coś takiego urzędującego Prezydenta jak zarzucenie Mu bezpodstawnie – np. tak jak ostatnio ochrony pedofilów – gdy to realia w tej sprawie są zupełnie inne? Czy dane by było prostować każdą podłość i kłamstwo? Wszak reguły nie zostały ustalone a standardy jakie są każdy widzi. Tak więc, nie tyle linia tego medium, bo niech to będzie i bardzo dobrze, medium opozycyjne, a panujące w niej standardy już byłyby wystarczające do odmowy Prezydenta udziału w tym wydarzeniu.
Drugi powód wiedzę ważniejszy.
Prezydenta nie wzywa się do stawiennictwa bez jakiś ustaleń wstępnych, bez liczenia się z Jego czasem i osobą. Pamiętać należy, że czas Prezydenta i możliwości jego uczestnictwa w spotkaniach nie jest tylko kwestią jego osobistej decyzji – to chyba oczywiste Czy tu coś komuś się nie poplątało? Ktoś w tym towarzystwie za dużo się naczytał poradników z dziedziny technik śledczych czy socjotechnicznych – bo najwyraźniej tak właśnie sobie wyobraża ustawienie rozmówcy w roli podrzędnej do – właśnie czego? Urzędu, Prokuratury, drugiego kandydata, z którym wszystko jak to z przyjazną postacią ma być lukrowane? To miał być chyba zabieg wstępnie degradujący, podporządkowujący Prezydenta Państwa woli nadwładzy telewizyjnej i jej faworyta.
To się chyba powinno nazywać wezwanie Prezydenta na ustawkę, a nie zaproszenie na debatę. W tym zakresie wątpliwości mieć nie można.
Zauważmy jednak, że ustawka i na ulicy i zaułku i na ringu czy boisku – sama w sobie jest dowodem słabości argumentów strony ją organizującej. Mający atuty ustawki nie potrzebuje. Nawet gdyby pominąć klasę zawodnika. W dyskusji też zbyt oczywiste i silne argumenty, zwłaszcza w tych warunkach, zawsze można zakrzyczeć. Czyż nie praktykuje tej techniki już notorycznie każdy przedstawiciel lewactwa i PO w każdym programie telewizyjnym? Wtedy interwencje dziennikarza prowadzącego – idące w kierunku uzyskania równowagi w szansach wypowiedzi są oczywiście ogłaszane dyskryminacją tej, tak zachowującej się osoby i wspomnianą wcześniej grą w pomidora. Rozmowa ma być o tacie a ten o łopacie lub o łacie – przy okazji mówiąc, że łopata jest pisowska, łata jest na spodniach przeciwnika a na niewygodne pytanie – pada odpowiedź – pomidor
Tak więc mamy drugi ważny powód, dla którego Pan Prezydent Andrzej Duda nie tylko mógł, ale wręcz musiał odmówić udziału w tej ustawce zwanej debatą. Chodziło o ochronę godności Urzędu. Bo jako osoba – konfrontacji bezpośredniej się nie boi. Wszak Andrzej Duda jako osoba – i w takiej dyskusji dał by sobie radę – co wielokrotnie i w różnych sytuacjach wiecowych udowodnił czynem, słowem i sypaniem faktami a vista. Lecz na poniewieranie Prezydenta nie wolno pozwolić. Reguły muszą być jasne i ustalone obustronnie a nie jednostronnie narzucone. Pytania mogą być a vista – niespodziewane, ale reguły muszą jakieś obowiązywać. A jakie by tu obowiązywały patrząc na metody oparte na żegnajcie reguły – jest walka w klatce ze stronniczym sędzią trzymającym w ręku pałkę. Nie może być tak, że jeden boksuje podtrzymywany za ręce a drugi boksuje mając jedną rękę związaną do tyłu.
Debata w TVP – czyli w telewizji PAŃSTWOWEJ – nie prywatnej jest jej obowiązkiem wobec wyborców. Nie tylko widzów jednej prywatnie reprezentowanej opcji politycznej konkretnej TV – a widzów – obywateli PAŃSTWA.
Telewizja ta – jak wiadomo – dotrzymała wszelkich koniecznych starań by zostały dokonane wstępne ustalenia. Zwana jest reżimową co też jest świadomym zabiegiem bez związku ze znaczeniem tego określenia. Gdzie jak gdzie, ale właśnie w tej TVP, zawsze mamy dbałość o równoprawne traktowanie – tyle, że pytania nie zawsze są wygodne. Niebywałe – widać i to jest powód tej etykietki „reżimowa”, za którą powinno się ścigać sądownie bo jej używanie jest działaniem na szkodę tej telewizji – czysto biznesowo na sprawę patrząc, a ma znaczenie gdy popatrzymy się na strukturę właścicielską obu telewizji. Nie siedzę oczywiście za drzwiami gabinetów, ale z tego co docierało do opinii publicznej i konwencja spotkania i jej czas i tryb przeprowadzenia w TVP były jawne, a do ostatniej chwili nie było pewne czy Trzaskowski przyjdzie czy nie. Niby wcześniej mówiono, że ma nie przyjść ale nie jeden raz ten Pan mówi jedno a potem robił drugie. I dlatego ten czas antenowy i warunki emisji musiały być zagwarantowane. Można powiedzieć, że dzięki Panu R. Trzaskowskiemu – wyborcy mieli okazję ocenić jak merytorycznie Pan Prezydent odpowiadał na pytania zadawane z sieci i na żywo. I wyszło też na jaw jak Trzaskowski w istocie się boi zderzenia z faktami i pytaniami, na które już nie da się nie odpowiadać bo wyśmiać i sponiewierać wyborcy na antenie się nie da. On to wie i normalnie zwiał do matecznika komfortu klakierów. Wie też jak ewoluuje w kampanii, i że łatwo może zostać to odsłonięte. Liczenie na amnezję i ślepą życzliwość swego elektoratu oraz słabe rozpoznanie faktów elektoratu pogranicza i zaślepionego ntypisizmem – może już nie wystarczyć. Prawdziwość tego co mówi .Duda jest już dowodzone rzeczywistością. Wiarygodność rzecz w polityce bezcenna – a wystarczyłoby porozmawiać z jakimś naturalnym Warszawiakiem.
Tak więc z samej konstrukcji ustalonej w państwie zasad prowadzenia kampanii – ta debata w publicznej telewizji musiała dawać gwarancję równoprawności w niej obu kandydatów. I tego właśnie się przestraszył Trzaskowski – choć miejsce na niego oczekiwało przez cały program a puste jego miejsce ziało swą wymową.
Stało się jasne - i to w obu odsłonach – że Trzaskowski po prostu boi się konfrontacji z pytaniami od ludzi a nie moderatorów – swojaków, że boi się bezpośredniej rozmowy wymagającej reakcji, a nie brania wolnego – jak w sytuacji kryzysowej w Warszawie, za którą ma odpowiadać. Wie doskonale, że nikt w tym zakresie nie miałby pretensji o zdarzenia losowe. Jednak wykazanie indolencji w zarządzaniu przez kogoś, kto ma mieć wpływ na życie całego kraju to realne zagrożenie dla wydmuszki medialnej Trzaskowski jak ognia musi się bać pytań o źródła i tryb wypełniania obietnic – w konfrontacji z dokonaniami Dudy.
Też i możliwe – prawie pewne pytania o preferencje w polityce zagranicznej i obronności – byłby dla niego wręcz krytyczne. A sprawy LGBT itd. to grzęzawisko porównań czynów i obecnych deklaracji.
On to wie.
Jego twardy elektorat i potencjalnie chętni do zaczarowania – w to dziś nie wierzą a mogliby przetrzeć oczy.
Skoro cała kampania tego kandydata została oparta na emocjach a nie argumentach i realiach – to mogłaby się ona w tej debacie równoprawnej posypać.
Co innego debata z pałkarzami w tle i na warunkach nie ustalonych.
W takiej miałby może jakieś szanse. Zapewne tak myśli
To i cała tajemnica kina z debat wraz z odpowiedzią kto ten seans i dlaczego zgotował.
Dla każdego, kto wie co widział, ma jakąkolwiek pamięć, składa fakty i informacje – nie mówiąc o znajomości historii, w tym każdemu kto ceni wartość słów – wolność nie dana a zadana – cała ta historia debat i tak ujawnia to co go może interesować jako wyborcę.