Gdyby nie wczorajsza debata w Parlamencie Europejskim, nie miałbym bladego pojęcia, że w tym unijnym cyrku mandatem europosła legitymuje się aż tylu idiotów, pogubionych w meandrach podstawowych faktów, określeń i definicji dotyczących unijnej Europy i unijnej Polski. Hiszpańska komunistka broni emerytur dla polskich eSBeków, niezrównoważony Belg grozi Polsce rozbiorami, Niemiec o fizjonomii wielkiego mistrza krzyżackiego definiuje polskich patriotów, a sama niemiecka Przewodnicząca Komisji Europejskiej mówiła, że ostatnio to stan wojenny (Jaruzelskiego) niweczył walkę o niezależne sądy, słowem: nieustający, wszechobecny bełkot o praworządności, nigdzie nie zdefiniowanej, o rzekomych europejskich wartościach.

Nie sposób wyliczyć wszystkich bredni, które w tym żałosnym cyrku dało się usłyszeć. Usłyszeliśmy więc znów o wydumanym polexicie, o "ścieżce totalitaryzmów i agresji”, którą rzekomo idzie rząd w Warszawie, o "odmawianiu kobietom prawa do wolności seksualnej” (sic!). Domagano się od szefowej Komisji Europejskiej, by ta wreszcie wyciągnęła konsekwencje wobec Polski i zmierzała do niewypłacania należących się nam środków. Zresztą Ursula von der Leyen pozwalała sobie na karygodne uwagi – o nieuznawaniu polskiego Trybunału Konstytucyjnego, braku w Polsce niezawisłych sądów, czy wykładając nam naszą historię. Szkoda, że nie zająknęła się o tym, kto wielokrotnie próbował nasz naród upodlić, zgnębić, zdeptać. Kto jest winien milionów mordów, a do dziś nie chce wziąć na siebie pełni za nie odpowiedzialności. Osobny rozdział to wystąpienia renegatów z Polski, niemających nawet cienia przywiązania do własnego kraju. A już wyjątkowo obrzydliwe były pouczenia wobec rządu Mateusza Morawieckiego wypowiadane przez "starych komuchów” Leszka Millera, Włodzimierza Cimoszewicza czy Marka Belkę.

Z wielu powodów nie jestem ostatnio jakimś oddanym bezkrytycznie zwolennikiem Mateusza Morawieckiego. Jednak w zderzeniu z tym "jewropejskim" motłochem w drogich kreacjach i garniturach, polski premier wypadł jak profesor wśród bardzo źle przygotowanych studentów, celnie punktując i pacyfikując całą antypolską narrację nieuków. Kto po przemówieniu Morawieckiego nie przyjął polskich argumentów, ten po prostu nie chce ich przyjąć, ma w sobie złą wolę uderzenia w Polskę i uczynienie z niej peryferii unijnego superpaństwa. Bo w całej tej brudnej grze idzie właśnie o europejskie superpaństwo, które formalnie powstać nie może, bo na razie nie ma na to szans, ale właścicielom Unii wcale to nie przeszkadza. Pod płaszczykiem uprawnień, praw człowieka i pseudowolności realizuje się plan komunisty Spinelliego. Unia Europejska zmierza w jasno określonym kierunku , o którym wszyscy wszystko wiedzą, a ci, którzy nie wiedzą, to prawdopodobnie udają że nie wiedzą.

W 2004 roku Polska wstępowała do Wspólnoty Europejskiej, nazywaną już powszechnie w prasie i nawet w wewnętrznych dokumentach Unią Europejską, choć ta osobowość prawną uzyskała później, po Traktacie z Lizbony (2007). Jak zwał, tak zwał, na pewno przyjęto nas do konfederacji suwerennych państw Europy. Lata mijają i obywatele RP, którzy w referendum głosowali za wstąpieniem do UE mogą zacząć cierpieć na dyskomfort dysonansu poznawczego. W głosach docierających z Brukseli – oprócz zwyczajowego zapewniania, że w UE będziemy żyli zdrowi, we wzajemnym szacunku , z szczególnym uwzględnieniem szacunku do mniejszości i coraz bogatsi – na czoło zdaje się wybijać wartość jedności. I nie wygląda na to, że postulowana jest jedność w wielości, raczej odwrotnie.

Wiele wyjaśnia obrazek znad głównego wejściem do gmachu Parlamentu Europejskiego: widnieje tam duży napis: "Altiero Spinelli”. Mogłoby się wydawać, ze na pewno imię i nazwisko kogoś, kto musiał położyć ogromne zasługi dla Unii. Inaczej takiego napisu w takim miejscu by nie było. Altiero Spinelli, jak podaje Wikipedia, urodził się w rodzinie o tradycjach socjalistycznych, czyli marksizm wyssał z mlekiem matki. W wieku 17 lat wstąpił do Włoskiej Partii Komunistycznej, z której go wyrzucono za odchylenie trockistowskie. W 1941 roku wraz z socjalistą Ernesto Rossim napisali "Manifest na rzecz Europy Wolnej i Zjednoczonej” zwany powszechnie "Manifestem z Ventotene”. Nad wcieleniem tez z Manifestu w życie Spinelli pracował do śmierci w 1986 roku. Po czym poznać marksistę w mowie i piśmie? Po tym, ze nie ma wątpliwości. Ciąg faktów historycznych układa mu się w "naukowy” opis praw historii, konieczności dziejowych itp., z których, jak leczenie dżumy cholerą, wynika naprawa świata dla szczęścia przyszłych pokoleń. Fakty nie pasujące do „naukowej” analizy się starannie pomija. Ale w końcu dochodzimy do clou: Kwestia, która musi być rozwiązana jako pierwsza, bo bez niej wszelki postęp w innych dziedzinach będzie jedynie pozorny, to zniesienie podziału Europy na suwerenne państwa narodowe.
Na podstawie "Manifestu z Ventotene” w 1954 r. został opracowany tzw. Plan Spinelliego, będący pierwszym projektem konstytucji nowego, federalnego państwa w Europie. W 1992 roku Plan Spinelliego stał się oficjalnym programem Wspólnoty Europejskiej, a potem Unii Europejskiej. To od tego czasu Altiero Spinelliemu jest poświęcony główny budynek Parlamentu Europejskiego w Brukseli. W 2011 roku w 25 rocznicę śmierci Spinelliego, ówczesny Przewodniczący Parlamentu europejskiego, Jerzy Buzek powiedział, że "Manifest (z Ventotene) jest wiecznie żywym źródłem europejskiej integracji”. 22 sierpnia 2016 roku, w 30 rocznicę śmierci Altiero Spinelliego do jego grobu na Ventotene udali się Angela Merkel, François Hollande i Matteo Rienzi, żeby złożyć tam kwiaty w kolorach niebieskim i żółtym. 25 marca 2017 roku w Rzymie przywódcy Europy "zjednoczeni w pokoju i przyjaźni” podpisali "Białą Księgę w Sprawie Przyszłości Europy”. Dokument zawiera pięć scenariuszy rozwoju UE do 2025 roku a we Wprowadzeniu powołuje się na dziedzictwo "Manifestu z Ventotene”. Zamieszczono tam też skan okładki jego pierwszego wydania. " Przez pokolenia Europa była zawsze przyszłością. Po raz pierwszy idea ta pojawiła się w manifeście Altiero Spinellego i Ernesto Rossiego, /.../ Manifest z Ventotene wzywał do stworzenia wolnej i zjednoczonej Europy, w której znikną dotychczasowe podziały, a byli sojusznicy i wrogowie będą ze sobą współpracować, aby nie dopuścić do powrotu dawnych absurdów Europy.” O wdzięczności dla " wizjonerskich umysłów” więźniów z Ventotene wspomniano też na końcu dokumentu. Komuniści Spinelli i Rossi to jedyne osoby wymienione z nazwiska w tym dokumencie. A Manifest z Ventotene to jedyny tekst, na który się dokument powołuje. W "Białej Księdze” okazuje się, że nie było Roberta Schumana, Alcide de Gasperiego, Jeana Moneta i Konrada Adenauera.

W tym kontekście wczorajsza konfrontacja Polska versus Unia Europejska nabiera bardzo wyraźnego tła. Polska i Węgry to właściwie jedyne dwa państwa unijne, które bardzo uparcie przeciwstawiają się koncepcji Planu Spinelliego i dlatego są brutalnie zwalczane na każdym możliwym obszarze polityki unijnej. Presja, kary, wieczne strofowanie i wyroki TSUE: tak się wymusza podległość i posłuszeństwo. Oczywiście najlepiej cel osiągnąć poprzez instalację w opornych państwach "odpowiednich" rządów. które trzymają w ryzach buntującą się konserwatywną opozycję Tyle, że w Polsce i na Węgrzech na razie to nie jest możliwe. Ale powoli jesteśmy wprowadzani w ten nowy, komunistyczny system totalitarnego superpaństwa - przed czym zresztą Schuman przestrzegał. Wczorajsza debata pokazała jedynie, że wszyscy wszystko wiedzą, mowa przykrywa prawdziwe intencje a nam, Polakom, pozostaje póki co tylko opór. Chociaż, co cholernie smutne, nie wszyscy podzielają taki pogląd.

Tekst ukazał się na Salon24.pl 20 października 2021r