Nowa koalicja rządząca w Niemczech uznała, że nadszedł właśnie czas przedstawienia jej planów co do nowej konstrukcji Europy. W planie mówi się o usuwaniu z drogi wszelkich przeszkód, przyspieszeniu, o konieczności zmiany traktatów, dalszym rozwoju federalnego państwa europejskiego, o bardziej konsekwentnym i szybkim korzystania z instrumentów dotyczących praworządności, karaniu nieposłusznych państw, a nawet przejmowaniu rządzenia tymi państwami przez komisarzy europejskich.Niezależnie od konsekwencji politycznych zjazdu zwołanego w Warszawie przez Kaczyńskiego, każdy rozumny człowiek musi przyznać, że jego wprowadzające przemówienie z intelektualnego punku widzenia stało o poziom lub dwa wyżej od przemówień polityków europejskich i różnych gazetowych analiz.

(Osobne pytanie to, czy to dobrze, że polityk wchodzi na taki poziom, który wyklucza ze zrozumienia i chęci pełnego wysłuchania 90% potencjalnych odbiorców. Ale kto ma zrozumieć, ten zrozumie). Przykładowo, wywiad z Piotrem Zychowiczem na Salonie to w porównaniu za analizą Kaczyńskiego płytkie amatorskie dywagacje. (Brak zauważenia, że stosunki z Niemcami maja zupełnie inny charakter niż stosunki z Rosją, i rozważanie sytuacji w kategoriach potencjalnego konfliktu z dwiema potęgami to takie spłycenie sytuacji, że aż zęby bolą).

Gdyby plan budowy Europy zarysowany przez nowa koalicję w Niemczech powiódł się, to oznaczałoby, że w stosunku do naszej sytuacji z lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku zmieniłaby się stolica, skąd przychodzą dyrektywy, podniósłby się poziom życia (w końcu minęło pół wieku) i bylibyśmy mieszkańcami Związku Europejskiego zamiast Układu Warszawskiego, co bardzo wielu zakompleksionym mieszkańcom kraju nad Wisłą, poprawiłoby samoocenę. Niestety istnieje poważna obawa, że inne elementy życia mieszkańca tego nowego tworu byłyby bardzo podobne do życia w PRL (chociaż oczywiście z modyfikacjami odpowiednimi dla nowego etapu ideologi neo-marksistowskiej).

Sądzę że ten plan się nie powiedzie, chociaż amok ideologiczny w parlamencie europejskim i wśród lewicowych europejskich elit, oraz łatwość z jaką kolejne grupy społeczne poddają się dyktaturze poprawności sprzecznej ze zdrowym rozsądkiem, oraz szybkość z jaką ta epidemia szerzy się w środowiskach uniwersyteckich i artystycznych, nie pozwalają spać całkiem spokojnie. Same się – ten plan i to zbiorowe szaleństwo – nie wywrócą. Trzeba walczyć! Potrzebna jest międzynarodówka obrony zdrowego rozsądku. I krokiem w tym kierunku był szczyt warszawski zorganizowany przez Kaczyńskiego. To, że pani Le Pen widzi interes Francji w dobrych stosunkach z Rosją, że ma inne niż my poglądy na kilka innych spraw, nic nie znaczny wobec natychmiastowej konieczności obrony europejskich wartości (tych tradycyjnych), obrony demokracji (tej zwykłej, klasycznej, bez przymiotników modyfikujących) oraz obrony suwerenności państw członkowskich. Jest nadzieja, że Niemcy swoim przedwczesnym ujawnieniem planów budowy nowej Rzeszy (Europejskiej Narodu Niemieckiego), tym razem opartej na ideologii neo-marksistowskiej, uruchomili właśnie proces przeciwny.

Ktoś musiał zacząć i trudno dziwić się, że wziął to na siebie właśnie Kaczyński. Histeria przejawiająca się w głosach zwolenników "hołdu berlińskiego" połączona jest charakterystycznym dla tego typu myślenia brakiem logiki. Przecież nawet jeśli Niemcy się dziś obrażą, to nie na Polskę, tylko na Kaczyńskiego. Przeciwnicy Kaczyńskiego powinni się cieszyć – a oni biegają i krzyczą "aj-waj! wypomniał Niemcom III Rzeszę! Biada nam! Trzeba było siedzieć cicho!" A może podświadomość im mówi, że Kaczyński właśnie łapie wiar w żagle?

Nam Polakom potrzebny był ktoś, kto w tej sytuacji przypomni Niemcom, że w tym kraju jeszcze żyją ludzie, "którzy się budzą się z krzykiem w środku nocy!" Nie nadszedł jeszcze czas, żeby Niemcy mogli zrzucić jarzmo poczucia, że im wolno mniej! Ta dotychczasowa wstrzemięźliwość Niemców dobra była dla Europy i dla samych Niemców. Obecne pokolenie Polaków zna historię zbrodni niemieckich na terenie okupowanej Polski bardzo dobrze, bezpośrednio od ojców i dziadków, i w przeciwieństwie do nowego pokolenia Niemców, nie zapomina o największych w historii świata bestialstwach popełnianych przez jeden naród na innych narodach. Dlatego też potrzebny jest Instytut Strat Wojennych, choćby tylko po to, żeby utrudnić Niemcom jeszcze na jakiś czas marzenia o nowej Rzeszy.

"Bo tu są ludzie, którzy jeszcze, budzą się z krzykiem w środku nocy..." to cytat z piosenki Andrzeja Garczarka wykonanej na festiwalu Piosenki Prawdziwej, 31 sierpnia 1981 roku. My dzieci i wnukowie tych, którzy z bestialstwem niemieckim zetknęli się bezpośrednio – tak! – my mamy antyniemiecką fobię! Boimy się nowego niemieckiego zbiorowego szaleństwa i przemiany członków tego narodu w nieludzkie bestie. Ale dzisiaj wiemy też, na podstawie lewicowo-liberalnych mediów, że bardzo wielu Polaków jest potomkami tych drugich, którzy podczas niemieckiej okupacji jakoś sobie radzili, a nawet (ponoć bardzo wielu było takich) korzystali na niej. Oni antyniemieckich fobii nie mają. Wielu z nich uważa, że pod niemieckim zwierzchnictwem lepiej będzie można się urządzić, niż przy łopocie biało-czerwonych flag.

Tekst ukazał się na Salon24.pl  6 grudnia 2021r