Wybory parlamentarne 2023 zbliżają się powoli i choć do ich terminu jeszcze cały rok, to jednak już nikt nie prognozuje, że będą one organizowane w terminie przyspieszonym. Da niedawna opozycja przy każdym potknięciu PiS przewidywała, że wybory będą lada chwila, że Zjednoczona Prawica się rozlatuje, itp., itd., a jak się okazuje, to przeciwnicy rządzących do wyborów są ciągle niegotowi. Tej niegotowości opozycji nie pomaga i zaangażowanie po jej stronie KE, i nie pomaga trudna sytuacja w naszym kraju związana z wojną na Ukrainie, ani ogromny kryzys energetyczny, jaki UE zafundowała sobie na własne życzenie, ani zmieniająca się sytuacja na politycznej scenie „zagranicy”, która z polską „ulicą” miała przywrócić do władzy PO.

Samej PO nie pomaga też jej nowy/stary szef, czyli Donald Tusk, który, po powrocie z „wygnania”, albo raczej wygnany z „wygnania” (z Brukseli), miał reanimować swoją partię. Wprawdzie Tusk reanimację PO przeprowadził, partia, jako tako dycha, ale ciągle jest pod kroplówką, która sączy się z UE (ciągłe pohukiwania na Polskę, blokada KPO, straszenie karami za brak „praworządności”, „wole sądy”, itp. głupoty). Niemcy, jako Niemcy, swoje przysłowiowe „pięć groszy” do reanimacji rządów PO dokładają, Tusk jest przez nich zawsze miło witany, choć UvdL, żegnając go w Rotterdamie na kongresie EPL dała mu wyraźnie polecenie, masz zdobyć władzę we własnym kraju, bo PiS nam absolutnie nie leży.
Dla Tuska&Comp nadchodzą czasy nie najlepsze. Nie pomogła im „ulica”, nie pomogła i nie pomaga „zagranica”, a ta druga swoimi ostatnimi działaniami wręcz szkodzi. Atmosfera wokół lewicowo-liberalnych rządów państw należących do UE coraz bardziej się zagęszcza. W Niemczech i we Francji ludzie coraz częściej wychodzą na ulicę, by dać wraz swemu niezadowoleniu z polityki uprawianej przez ich rządy (Ukraina, ekologia, energetyka, inflacja), w Szwecji wybory wygrała prawica i to samo, mimo gróźb UvdL skierowanej do Włochów, wydarzyło się w Italii. Straszenie Włochów, że, jak nie wybiorą „kogo trzeba”, to spotka ich to samo, co Polskę i Węgry (blokada unijnych funduszy) obnażyło prawdziwe oblicze UE, której z praworządnością, sprawiedliwością i demokracją jest coraz bardziej nie po drodze. Czy przypadkiem nie powtórzy się to, co o Polsce już słyszeliśmy, najpierw od Amerykanów, potem od Niemców, a wreszcie i od samej UvdL, że trzeba było jednak słuchać głosów z Polski i z państw bałtyckich, które nawoływały, że trzeba inaczej układać relacje z Rosją, bo kierunek, który wyznaczyła UE, czyli Niemcy, może doprowadzić Europę, a jak się okazało teraz i cały świat, na skraj wybuchu III WŚ? Czy za chwilę nie usłyszymy, że to Polska ma rację w sporze z UE, a szczególnie z KE, o przestrzeganie unijnych traktatów, które to KE zawłaszczyła, modyfikuje i interpretuje „po swojemu”, czyli tak, jak życzą sobie obecni unijni decydenci? Czy, za przyczyną nowego włoskiego rządu nie będzie bardziej słyszalny polski głos sprzeciwu wobec genderowej ideologii, która niszczy tradycyjne wartości z rodziną na czele, bez której żadne społeczeństwo nie może normalnie funkcjonować?
       Donald Tusk nie walczy teraz o Polskę, ani o „praworządność”, „demokrację”, o „sprawiedliwość”, on walczy o swoje polityczne życie i, chce, czy nie chce, o życie własnej partii, która tak bardzo jest potrzebna decydentom UE i, co oczywiste, Niemcom, by ci mogli całkowicie podporządkowywać sobie nasz kraj. Bez PO, takiej, jaka ta partia teraz jest, to się nie uda, bez Tuska to się nie uda, dlatego nasz były premier został tak „z buta” potraktowany przez „przyjaciół” … Niemców i został zesłany do Polski, z dobrobytu, jaki miał w Brukseli. PO jest za słaba, by objąć niekwestionowane przywództwo na opozycji, ale jej czołowi działacze, łącznie z Tuskiem, „nadają” tak, jakby już te nadchodzące wybory wygrali. Robią to zresztą nie od teraz, ale „od zawsze”, z różnym natężeniem, od chwili, kiedy przegrali w podwójne wybory w 2015r. Tak zachowują się ci, którzy bardzo się boją kolejnej klęski, sami sobie chcą wmówić, że do tej klęski nie dojdzie.
        PiS nie musi tych wyborów w 2023r wygrać, co nie znaczy, że nie chce tego zrobić. Gdyby PiS te wybory przegrał, a nawet wygrał, ale niewystarczająco wysoko, by rządzić w dotychczasowej formule, to świat się nie zawali. Szansa, że „zjednoczona” opozycja dłużej POrządzi jest minimalna, to towarzystwo (PO, PSL, Polska 2050, Lewica) „ w życiu” się nie dogada, co do podziału wyborczych „łupów”, to widać po ich rokowaniach, jak mają iść do wyborów. A jak PO wybory przegra, jak nie będzie rządzić, to Platforma zniknie, a przede wszystkim z polityki zniknie Tusk, któremu pewnie marzy się, co najmniej, polska prezydentura, która miałaby być dla niego trampoliną do dalszej kariery międzynarodowej.
Przejawem ogromnego strachu opozycji przed wynikami zbliżających się wyborów jest zapowiedź PiS, że zechce ze szczególną starannością dopilnować prawidłowego liczenia głosów oddawanych w poszczególnych komisjach wyborczych. Co złego jest w propozycji, by głosy były liczone wspólnie przez całą komisję, a nie indywidualnie przez jej poszczególnych członków? To, co było praktykowane przez ostatnie lata, to liczenie „indywidualne”, samo w sobie, co potwierdził były przewodniczący PKW, bynajmniej nie zwolennik PiS, jest niezgodne z prawem, ale i jego kontrargumentem na to jest zbyt długi czas grupowego zliczania głosów, co ma opóźniać ogłoszenie ostatecznego wyniku wyborów. Czy to nie dziwny argument? Wybory, to nie zawody sportowe, gdzie wyniki rywalizacji poznaje się zaraz po zakończeni konkurencji. Wybory to zbyt ważna sprawa, by pozostawiać choćby cień podejrzenia, że ogłaszane wyniki nie są prawidłowe. Uciekanie od skrupulatności liczenia oddawanych głosów jest wyraźną sugestią, kto boi się tej dokładności i ukrócenia „sposobów” na kreatywne metody dochodzenia do ostatecznych wyników tuż po zamknięciu lokali wyborczych. Co złego się stanie, jak D.Tusk i PO dowiedzą się parę dni później, że jednak wybory ... przegrali?

Opublikowano: na Salon24.pl 27 września 2022,