felekWłaśnie odbyło się spotkanie związane z kolejną rocznicą powołania Polskiego Klubu Ekologicznego.
Tyle.
Ze względów osobistych nie brałem udziału w samej uroczystości, niemniej z tej okazji popatrzyłem się w moją już odległą przeszłość i zauważyłem, że jednak warto przy tej okazji powiedzieć parę słów. Tylko po to by dać świadectwo ewolucji Klubu od - na początku - racjonalnej postawy wobec zagrożeń środowiska naturalnego wynikającymi z działalności gospodarczej, do jej wręcz zwyrodnienia w formę świadomego lub nie - narzędzia nacisku politycznego i gospodarczego. Opis owej ewolucji proszę oczywiście potraktować tylko jako konkretny przykład procesu, który dotyczy każdego bez wyjątku tzw NGO.

W końcu rok 1980 dla wielu to to samo co czas piramid egipskich a dla już tych dwóch pokoleń liczy się tu i teraz. Działanie wspólne, solidarne, pro publico bono – to dla nich są bajkami dla dorosłych. I właśnie na taką amnezję i zmianę podejścia nie tylko w tej dziedzinie liczą szalbierze. Jedną z wielu a konieczną reakcją jest danie swego świadectwa. Może subiektywnego, ale dającego relację z tego co się osobiście przeżyło.
Kto jeszcze pamięta Kraków lat 60 tych ten wie co naprawdę znaczy smog i zanieczyszczenie środowiska w tym powietrza. Praca w AGH dawała dostęp do nie ujawnianej publicznie informacji a kontakty z zakładami przemysłu ciężkiego dały przekonanie, że ochrona gatunkowa, choć jest ważna dla flory i fauny, to sama, jest walką z wiatrakami, nie dotyka przyczyn i nie pomoże, bo reakcja musi mieć oparcie w zmianie podejścia do źródeł czyli sposobu działania gospodarki. I - że zagrożenie jest realne.
Naturalnym było, że na samym początku Festiwalu Solidarności - w dwa tygodnie po kawiarnianym spotkaniu (wrzesień 1980 r) pięciu osób – inicjatorów, zapełniła się cala sala amfiteatralna Zakładu Fizyki AGH i powołano do życia Polski Klub Ekologiczny. I tak, mogę powiedzieć zostałem jednym ze współzałożycieli Klubu, który z Koła w AGH niebawem przybrał formę struktury ogólnopolskiej. Kraków nie był oczywiście jednym miejscem. za to stał się punktem zbornym wielu inicjatyw, co nalazło odbicie w zapisie Statutu. Wtedy jeszcze bez formalnej rejestracji a przy życzliwości władz Akademii – zaczęła się działalność. Naukowcy powyciągali ze szuflad swe wyniki i informacje i tak w ciągu trwania tego roku – odbyło się jak pamiętam 10 Forów Dyskusyjnych a ich materiały zostały wydane drukiem jako Zielone Zeszyty Naukowe AGH. Uczestniczyli ludzie techniki, lekarze, ekonomiści, architekci, oczywiście biolodzy fizycy jednym słowem fachowi społecznicy.
Potem stan wojenny – wtedy nasza grupka z AGH, utworzyła Wspólnotę Ekologów (przy Kościele św. Kazimierza oo. Reformatów) – w ramach której oprócz wszędzie wtedy kwitnących inicjatyw pomocowych, kontynuowaliśmy działalność jak w Klubie. Organizowaliśmy Sympozja, które nazwaliśmy „Ekonomia, Etyka, Ekologia” odbyło się ich 7 i z każdego z nich znów wydawaliśmy materiały i staliśmy się jednymi z tych, którzy wyposażyli Polska Delegację na Szczyt Ziemi w Rio de Janerio (1992r). konkretnie w osobach prof. M. Gumińskiej i prof. S. Kozłowskiego, w informacje i propozycje, Inni Delegaci zapewne też mieli swoje źródła informacji. Polska delegacja była aktywna w trakcie Szczytu promując podejście, które nabrało kształt podstawy prawa w zakresie ochrony środowiska zawartej w pojęciu zrównoważony rozwój.
I co dziś z tego zrobiono i się robi? Karykatura, w tym też narzędzie agresji gospodarczej, Zasady prawa oparte na wspomnianych regułach co prawda obowiązują, ale dziś mamy z tego wykorzystywanie haseł z katalogu „eko” i „zrównoważony rozwój” niezgodnie z tym o co w nich chodzi tyle, że w celach wspomagania działalności politycznej i biznesowej
Opisuję to nie tylko by przypomnieć jaka była myśl założycielska grupy, która powołała do życia PKE i potem w nim działała, lec też by wskazać i uczulić na ogólniej funkcjonujący mechanizm przejmowania NGO dla ` .
Prawo oparte na zasadzie zrównoważonego - nie stagnacji - a podkreślmy – rozwoju, obowiązuje, Stanowi dobrą podstawę do racjonalnego dbania o stan środowiska. Dbania lecz nie przez eliminacji działalności człowieka (i jego samego, jak bywa, dziś się w szaleństwie ekoreligii postuluje) – a równo – ważenie - interesów bytowych przyrody i człowieka jako jej elementu. Powiedzmy wprost – to oznacza, że przyznanie priorytetowego znaczenia interesów jednej ze stron lub używanie hasła zrównoważonego rozwoju w wykoślawionej formie (patrz UE) dla celów biznesowych lub politycznych, jest wprost działaniem szkodliwym i zawsze musi prowadzić do katastrofy ekologicznej i ekonomicznej. Biznes i polityka bywają ważniejsze, a hasła i słowa klucze to tylko narzędzia otwierające zamki kasy grantów i decyzji nieświadomych wyborców
Opisana podmiana pojęć i podejścia – jak dziś to widzę (wtedy nie od razu z niej zdawałem sobie sprawy) nastąpiła w PKE sukcesywnie., małymi krokami. Coraz wyraźniej można to było zobaczyć w kolejnych zmianach statutowych (a byłem delegatem - aż do VII go) - Walnych Zjazdów. Potem zrezygnowaliśmy z żyrowania obecnych działań pod hasłami „eko” i podjęliśmy samorozwiązanie naszego Koła PKE w AGH – choć w pewnym sensie macierzystego dla struktury ogólnopolskiej. Ewolucja Klubu najwyraźniej była potrzebna ale tylko osobom wchodzącym do Klubu (już nawet na początku – w 1981 r) i go skutecznie opanowujących dla - można dziś powiedzieć – swoich celów a z użyciem wzniosłych politpoprawnych słów. W organizacji społecznej osoby te nabierały znaczenia, bo przynosiły wsparcie – czyli przy ich aktywności były widziane jako wielce zaangażowane. Nie zauważono na co te cechy - wszak w sumie przecież pozytywne - aktywność i możliwości - były nakierowane. Jak się okazało ci ludzie najczęściej traktowali Klub jako odskocznię, szansę na zdobycie większej rozpoznawalności i dla przygotowania pola swego własnego działania. Oby tylko. Koneksje z dawnych lat, aktywność w dowolnych ciałach „konsultacyjnych”, kręgach władz czy to państwowych czy samorządowych. procentowały. Przeformowało to niezależność Klubu jako NGO ale też w dalszym ciągu swej kariery stały się szefami i działaczami już innych Fundacji czy obejmowały nawet jakieś stanowiska rządowe i samorządowe, a Klub za każdym razem zostawał z obcinanymi możliwościami działania i upadkiem swego prestiżu.
Z czasem, ustawienie Klubu w pozycji coraz bliżej całego szeregu tzw, zielonych NGO – słabo albo w ogóle się nie posługujących argumentacją wypracowaną w rzeczowej dyskusji, a opierających się na „nie bo nie i już” lub „bo tak mówią wielcy” albo uczestniczących w problemach suflowanych głównym nurtem zdegradowało oryginalną myśl, a Klub stawał się jednym z wielu tzw. zielonych. W tym zakresie zachowania takich NGO choćby w sprawie przekopu Mierzei czy obu awarii – jednej Czajki i drugiej Odry albo wymysłu pani jednoosobowo nakładającej wykonanie (prewencyjnie czyli zabezpieczająco!) nieodwracalnego wyroku na polską energetykę (z użyciem hasła eko, ale bez procesu) – są wystarczająco kompromitujące dla każdego posługującego się rozsądkiem. I Klub – o ile wiem, bo jestem poza Klubem - siedział cicho. Nie pierwszy raz i nie tylko w tych sprawach.
A co mówi rozsądek, wiedza i konieczność działania zgodnie z ZZR?
Zapytajmy więc na przykład czy dziś ktokolwiek rozważa sumaryczną – w całym okresie działania – proekologiczność takich choćby rozwiązań jak panele fotowoltaiczne lub elektromobilność? Poza plusami - zapytajmy o sumaryczne koszty środowiskowe ich zastosowania i użycia. Poczekajmy lat - powiedzmy - 20 na złom paneli i konieczność ich utylizacji i wymiany na nowe. Czy to ktoś to rozważa też wymuszając Fit for 55? Wojna na Ukrainie ludzie giną, Rosja używa broni energetycznej – a tu ma być realizowany na ślepo i nie wiadomo czy z sensem wyznaczony cel. Utylizacja paneli i akumulatorów (zresztą utylizuję – czynię użytecznym – widzimy z jakim kłamstwem nazewnictwa mamy do czynienia?) to obciążenie środowiska i w sumie też uzależnienie od części Tablicy Mendelejewa porównywalne do tego, które ma dziś w ręku Rosja w postaci węglowodorów. Zasada zrównoważonego rozwoju domaga się rozważań podobnych kwestii - przed zastosowaniem produktu, systemu, rozwiązania czy prawa i ogłoszeniem ich jako przyjaznych środowisku. Jak na tym tle wygląda choćby hurra.. na wyprzódki wykonana akcja Krakowa zakazu używania kominków czyli źródeł energii na paliwo odnawialne. Oczywiście pilnowanie i powodowanie by nie palono byle czym, wymaga wysiłku – lecz prościej zakazać. Po co się męczyć z oszacowaniem skutków wycofania tego źródła energii, lepiej na wszelki wypadek założyć, że każdy właściciel kominka będzie palił śmieciami. A ten zakaz – ma swoje i inne skutki – zwiększone zużycie paliwa nieodnawialnego przez monopolistę.
W sumie zwracam uwagę na zasadniczą kwestię sukcesywnego zużywania Klubu w sosie politpoprawnej eko – retoryki, dla celów biznesowych, politycznych – co już było sygnalizowane – a także ideologicznych.
Opisana ewolucja stosunku do zasad, na których opierał się Klub doprowadziła do jego degradacji
Nadal są entuzjaści wierzący w hasła ekoreligii. Czy którykolwiek z nich, w rzetelnej debacie weryfikował jej aksjomaty?
Proces przejmowania bytów pierwotnie powoływanych do życia w szczytnych celach przez entuzjastów i robienia sobie z nich spolegliwych narzędzi biznesu i polityki ma charakter ogólniejszy. Mechanizm przekształcania tych organizacji opiera się na prostej podstawie. Jest nią zasadnicza różnica pomiędzy ideą, założeniami, dobrą wolą inicjatorów a – celami tych, którzy w przejęciu tego bytu widzą jako swój interes i maja środki do prowadzenia tą drogą najtańszego i najefektywniejszego w realizacji lobbingu. Koszty włożone w chwilowe zasilenie bytu NGO i wykreowanie siebie lub grupy - na skutecznych i przynoszących środki potrzebne do działania, to niskonakładowa inwestycja biznesowo - polityczna. W końcu do działania na rzecz czegokolwiek – nie da się ukryć – dziś są potrzebne środki. To może by tak decydenci zastanowili się jaką rzeczywistą wartość ma rzetelny i faktycznie niezależny NGO a nie używanie go jako podpórki.
W takim razie można, a nawet trzeba postawić pytanie o środki zaradcze,
Wszak w demokracji samo istnienie i życie organizacji NGO są społecznie niezbędne. Te nie tylko mogą dać władzy informacje wyprzedzające, nieraz niedostępne urzędnikowi a więc i decydentowi, lecz też stanowią pomost w komunikacji pomiędzy władzą a rządzonymi. Nie wolno wylewać dziecka z kąpielą. Przejmowanie NGO i działania jakby pod przykrywką mogą się wydawać władzy nawet przydatne. Jest jednak nie tylko szkodliwe ale wręcz może mieć charakter sabotażu. Czyżby tego nie widziano?
Należy się zastanowić jakie środki mogły by być skuteczne w reakcji na opisane zjawisko. To jednak jest jak z kradzieżą – można się tylko starać, utrudniać, bo w starciu dobrej i złej woli, uznawania zasad i ich lekceważenia, łatwiej czynić zło niż bronić dobra. Na poziomie ogólnym, wskazanie działań prewencyjnych w odniesieniu do złej woli, w każdej dziedzinie, jest co najmniej trudne. Jednak zaniechanie prób jest gorsze niż poddanie się na starcie. Zauważmy, że zarówno urzędnik automat, jak i ktoś czy grupa zakładająca NGO ze złej woli – są szczególnie szkodliwi dla samego sensu istnienia takiej organizacji pozarządowej, a żadnego z tych przypadków nie można z góry wykluczyć. W takim razie próbujmy dalej.
Jednym z działań byłoby uświadomienie entuzjastom, że dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane i nie każdy w grupie działający wielce energicznie musi myśleć tak jak oni. Urzędnik musi też wiedzieć, że sama sucha rejestracja nie wnosi nic konstruktywnego. Cienka to linia – ale w interesie społecznym od strony urzędu jest realna i wiarygodna rozmowa dwóch podmiotów – jednego pilnującego prawa i drugiego organizacji społecznej kompetentnie wyrażającej interes społeczny. Proszę zauważyć, że choć organy samorządowe jako wybieralne – są już od tego by reprezentować interes społeczny, to jednak NGO może być – koniecznie niezależnym – dostarczycielem informacji w poszczególnych sprawach, mówiącym i decydentom (wyważającym racje) i samorządowcom (jako tym od wyczuwania oczekiwań), co należy brać jeszcze pod uwagę Tak należałoby widzieć podstawową rolę NGO a nie tzw. działania bezpośrednie via bojówki, które jako żywo przeczą tej roli postawą – albo wymogów branych z sufitu albo opartych o „nie i już”
Drugie to wspólne wypracowywanie i jawność działań w grupie prowadzonych w imieniu i na konto grupy. To sprawa wewnętrzna NGO - jeśli chce przetrwać. W tym mamy też wymóg jawności źródeł finansowania i transparentność przeznaczania środków. W tym zakresie często panuje zasada. że środkami de facto dysponuje ten kto je pozyskał – a to już tworzy szerokie możliwości używania szyldu danego NGO dla prywatnych - oby tylko – celów. Tak – inicjator może stać się moderatorem danego projektu, ale jego działania muszą być nie tylko jawne ale i tak motywowane.
Następna też bardzo ważną sprawą jest wymóg, by już na początku niezwykle ostrożne były formułowane zapisy Statutu – zwłaszcza w zakresie deklaracji wstępnych oraz konstrukcji władz danego NGO. Zazwyczaj te zapisy uważa się za rutynę, są one czynione wedle ustalonego dawno wzorca wręcz schematu. Tymczasem stanowią one fundamenty działań i powinny precyzyjnie uwzględniać specyfikę tego, po co dana organizacja chce zaistnieć Wszelkie zmiany zapisów statutowych - powinny wymagać wręcz oddzielnych Walnych Zgromadzeń – poświęconych tylko tym zagadnieniom. Zwracam uwagę. iż np. wnoszenie – nawet drobnych niby korekcyjnych mogło by wydawać - zmian statutu, trybem głosowania jako jednego z punktów w toku kolejnego Walnego Zgromadzenia, otwiera pole dla pochopnych decyzji nie opartych o wyczerpującą analizę skutków danej zmiany a to brama do manipulacji i podporządkowania struktury jakiemuś lobby.
Pamiętajmy też o roli Organu Nadzorczego. Ten, w jawnej procedurze i nie samotnie przy biurku, a z udziałem władz przedmiotowego NGO, szanując niezależność tej organizacji i swobodę wyrażania opinii – powinien jednak zwracać uwagę na skutki działalności w świetle dającej się wykazać prawdy, zgodności z interesem Państwa i Konstytucją. Tolerancja w tym zakresie jest przyzwoleniem na co najmniej blokadę jeśli nie sabotaż (w przypadku eko NGO) realizacji rozwoju w sposób zrównoważony – czyli zgodnie i interesem środowiska i społeczeństwa. Bywa, że zgoda na wolność bez odpowiedzialności wprost prowadzi do naruszania Polskiej Racji Stanu Czyż mało jest przykładów bezkarnego używania w ten sposób przez tzw. zielonych NGO swego statusu i słabo lub wręcz nieudokumentowanych przesłanek z przedrostkiem eko? Świadome i ważne – publicznie - ukazywanie ucinania tych możliwości jest też ważną przesłanką zniechęcającą dla zużywania, przekształcania, opanowywania organizacji społecznych w innych celach przez osoby czyniące sobie z tychże narzędzi w celach od młotkowania mózgów po lobbing polityczny i biznesowy
Mówimy tu cały czas o koniecznych już dziś staraniach o przywrócenia powagi i społecznego znaczenia stowarzyszeń NGO w ich faktycznej roli.
Dobry, rzetelny NGO – jest społecznie niezbędny

Dr inż. Feliks Stalony – Dobrzański
Kraków 27 09 – 12.10 . 22