Niemiecka minister spraw wewnętrznych twierdzi, że zagrożenie zamachem stanu było bardzo realne. Środowiska „Obywateli Rzeszy” jakie miały za spiskiem stać liczą kilkadziesiąt tysięcy osób. Polscy politycy, dyplomaci, europosłowie powinni więc podejść do sprawy poważnie, domagać się od Berlina wyjaśnień i wszcząć europejską debatę na temat stanu praworządności w Niemczech. Polska po latach bycia reaktywną powinna przejść do propagandowej ofensywy wobec wszystkich osób, państw instytucji, podejmujących wobec niej nieprzyjazne akcje.

Jedni uważają, że „Obywatele Rzeszy”, którzy mieli planować przeprowadzenie w Niemczech zamachu stanu to nieszkodliwi wariaci. Ot, ekscentryczni dziwacy. Ich zatrzymanie przez służby i policję w sile 3 tysięcy uzbrojonych po zęby funkcjonariuszy miało być przedstawieniem pod niemiecką publiczkę. Zwłaszcza, że czas i miejsce akcji znali dziennikarze. Wszystko więc było groteską, farsą, propagandową hucpą. Być może to przygotowanie pod dalsze ograniczanie praw obywatelskich w Niemczech, bo minister spraw wewnętrznych Nancy Faeser zapowiada lustrację urzędników i funkcjonariuszy pod kątem prawidłowości ich poglądów politycznych. Kto się lewicowym władzom nie spodoba ten straci pracę, ze służby zostanie wyrzucony. Tak czy owak żadnej groźby zamachu nie było uważają eksperci, publicyści, niemcoznawcy wszelacy.

 

Zupełnie innego zdania są przedstawiciele niemieckich władz. I tak minister spraw wewnętrznych Faeser twierdzi, że „Obywatele Niemiec”, którzy stali za spiskiem, to bardzo groźna terrorystyczna organizacja prawicowych ekstremistów. „Deutche Welle” powołując się na dane Federalnego Urzędu Ochrony Konstytucji twierdzi, że organizacja, która w ubiegłym roku miała 2 tys. członków dziś ma ich 23 tysiące. W akcji służb i policji zatrzymano bardzo groźnych potencjalnych terrorystów. Większość została tymczasowa aresztowana, a wśród nich sędzia, była poseł do Bundestagu. (Kiedy Polacy doczekają się, że jakiś przestępca w todze w lochu wyląduje). Minister spraw wewnętrznych Bawarii Joachim Herrmann opowiada, że spiskowcy mają swoich ludzi w sektorze bezpieczeństwa. Szef parlamentarnej frakcji Partii Lewicy Jan Korte określił rozmiary odkrytego spisku jako „przerażające”. Mówi, że od wielu lat istnieje zagrożenie ze strony dobrze wyszkolonych i uzbrojonych żołnierzy i policjantów. Minister spraw wewnętrznych Dolnej Saksonii Boris Pistorius powiedział radiu Norddeutscher, że spiskowcy penetrują urzędy i policję.
Komu więc wierzyć: komentatorom, publicystom, ekspertom, czy niemieckim władzom? Zależy od tego kto ma na takie pytanie odpowiedzieć. Polskie władze powinny publicznie oświadczyć, że zdecydowanie wierzą władzom niemieckim, powtórzyć, że skala spisku jest przerażająca, potencjalnych puczystów i zamachowców są dziesiątki tysięcy, że spenetrowane przez nich są niemieckie wojsko, policja, urzędy. Polska ma prawo być więc bardzo zaniepokojona sytuacją u swego zachodniego sąsiada, zwłaszcza, że u wschodniego toczy się wojna. Dalej polskie władze powinny publicznie wyrazić swój głęboki niepokój tym, że w Niemczech zagrożona jest demokracja, praworządność, że może dojść do zamachu, a kto wie czy nie wojny domowe. Sprawę tę podnieść trzeba na szczeblu międzynarodowym - unijnym i NATO. Skoro władze Niemiec twierdzą, że zamach u nich może być to znaczy, że tak jest i trzeba odpowiednio na to zareagować. Pisałem już o tym tutaj.
To był jak najbardziej poważny żart, bowiem farsa groteska może być wykorzystana do poważnej akcji politycznej, propagandowej do budowania nacisku na Berlin i Brukselę. Kiedy likwidowano pucz, kanclerz Olaf Scholz w magazynie „Foreign Affaires”” obwieszczał światu o niemieckich ambicjach przewodzenia Europie i gwarantowania jej bezpieczeństwa. I to naprawdę jest groteskowe, ale tez bardzo groźne.
       Teraz dochodzi kolejny kontekst. Jak podaje agencja DPA, cztery niemieckie landy: Berlin, Brandenburgia, Saksonia oraz Meklemburgia-Pomorze Przednie, domagają się, by Polska zrezygnowała z planów budowy elektrowni atomowej. Najwyższy czas by i polskie władze zaczęły podejmować podobne akcje wobec nieprzyjaznych, próbujących wtrącać się w nasze wewnętrzne sprawy państw. Afera z zamachem stanu niech będzie ilustracją, przykładem, bo pretekst jest znakomity, by podjąć wobec Niemiec akcją polityczną i propagandową. Berlin sam go podsuwa, sam wpycha nam narzędzia.
Nigdy nie słyszałem o tym, by polskie władze próbowały cokolwiek w Niemczech zablokować: budowę kopalni, farmy wiatraków, tor wodny, by protestowały w sprawie smrodu jaki się niesie z niemieckich rzeźni. Tymczasem sami pozwalamy, by Niemcy całkowicie bezkarnie blokowali nasze inwestycje, nasyłali swoich agentów w postaci ekoterrorystów i chcieli decydować o tym jaką gospodarkę leśną mamy prowadzić i czy drzewa w naszej Puszczy Białowieskiej możemy wycinać. Czy wolno nam rozbudować port w Świnoujściu, węgiel wydobywać, Mierzeję Wiślaną przekopać, Odrę spławną uczynić. Ile można znosić to bezczelne, aroganckie dyktowanie nam jak się mamy urządzać w naszym własnym kraju. Ile razy można wysłuchiwać bredni o zagrożeniach faszyzmem, o antysemityzmie. Całkowite poczucie bezkarności ich rozzuchwala zwłaszcza, gdy po polskiej stronie mają nieraz do czynienia z ludźmi tak nędznej konduity jak marszałek województwa Lubuskiego pani Polak, dla której ważniejsze było to, co na temat śnięcia ryb w Odrze mają do powiedzenia Niemcy, niż polscy, badający przyczynę katastrofy naukowcy. Albo takimi jak prawnik Tuleja, który odbierając od Niemców nagrodę miał bezwstydną czelność mówić im, że w Polsce rządy prawa i demokracja są bardzo kruche. Więc czują się zachęceni przez takich jak Tuleja, Polak i wielu innych.
Dość tej bezkarności. Przestańmy się wiecznie bronić, wiecznie tłumaczyć. Zacznijmy atakować, Branndenburgia, Saksonia, Berlin niech się martwią o zamach stanu u siebie, a nie o elektrownie u nas. Trzeba im to brutalnie uświadomić, podobnie jak Scholzowi wybić mniemanie, że Niemcy mają nam przewodzić, albo bezpieczeństwo gwarantować. Niech się publicznie tłumaczy ze stanu demokracji, praworządności i bezpieczeństwa w swoim kraju. Trzeba go do tego publicznie wezwać. Nie zechce - nie szkodzi, świat się dowie, że tchórzy, ucieka, ukrywa coś.
       Domaganie się od Niemiec reparacji i związana z tym ofensywa polityczna i propagandowa wszystkiego nie załatwią. To bowiem wielka, obliczona na dekady batalia jest. Tymczasem trzeba też toczyć bieżące boje i wygrywać je. Także te z Unią, która służy Niemcom jako karbowy do pilnowania i tresowania nas. I wobec niej i Berlina powinniśmy stosować zasadę wybitej szyby - żadnego kłamstwa, oszustwa, sankcji czy szerzej żadnej niegodziwości nie pozostawiać bez reakcji. One nie powinny być już adekwatne, symetryczne. Powinny być znacznie bardziej brutalne niż cokolwiek sobie eurokraci, czy Niemcy wyobrażają.
        Unia to też tylko ludzie i oni są najsłabszym ogniwem w tej machinie. Nie rozumiem dlaczego polskie władze, nasi europosłowie nie pilnują śledztwa w sprawie szczepionek. Dlaczego nie są w czołówce tych, którzy domagaj się dzień w dzień wyjaśnień od von der Leyen w sprawie konszachtów z Pfizerem, wielkich unijnych dotacji dla firmy jej męża. Boimy się? Mamy nadzieję, że jak będziemy mili, to nam łaskawie wreszcie czek z KPO wypisze? Powinno być odwrotnie. To ona powinna mieć nadzieję, że jak nam ów czek wypisze, to my w spokoju ją zostawimy. Niech się dzień w dzień boi, że padnie wniosek o jej odwołanie i pytania do prokuratury jak się śledztwo w sprawie jej podejrzanych sprawek posuwa.
Zilustrujmy sprawę jeszcze inaczej. Właśnie aresztowano za domniemane przyjmowanie gigantycznych łapówek wiceszefową Parlamentu Europejskiego Evę Kaili. Grecka socjalistka miała dwie specjalizacje: wychwalanie Kataru i szczucie na Polskę, przy czym to pierwsze za pieniądze w tytkach i walizkach. Pozostawmy z boku rozważania, czy aby za darmo, z przekonania, kłamliwą nagonkę na Polskę prowadziła. Była jedną z dwóch najbardziej gorliwych w tym osób w PE (pomijam polskich podleców). Druga to należący do tej samej grupy Socjaliści i Demokraci, były hiszpański minister sprawiedliwości europoseł Juan Fernando López Aguilar. Człek ten słynie z wielu inicjatyw i tyrad przeciwko Polsce. Nic o Polsce nie wie, jest jakimś tam zwykłym plwaczem na zlecenie, który strzyka tym, co mu podsuną. Ale jest to też nędzna figura oskarżana o znęcanie się nad własną rodziną - dziećmi, byłą już żoną. Cała Hiszpania o tym wie. Więc jak się tylko ośmieli coś złego na temat Polski powiedzieć, knuć przeciwko niej, to należy mu wszystkie oskarżenia publicznie przypomnieć. Nie raz, a 10 razy z cytatami z prasy, z relacji żony, sąsiadów, znajomych, lekarzy, którzy pobitego dzieciaka oglądali. Za każdym razem, gdy ośmieli się odezwać. Ma dostać rozstroju nerwowego i bać się rękę przeciwko Polsce podnieść. Polacy też mają prawo wiedzieć kim są kanalie do wynajęcia, kim się opozycja wysługuje, kto drze się na temat praw człowieka, praworządności tolerancji, jakie autorytety stoją za wszystkimi takimi akcjami. Mają też prawo do tego by ich przedstawiciele stawali w obronie ich godności.
       Sprawa z zamachem w Niemczech, oskarżeń wobec Niemki von der Leyen, czy damskiego boksera, dzieciobijcy Aguillara to tylko przykłady, ilustracje, przyczynki do pokazania pewnego problemu. Tego, że Polska publicznie zdaje się być całkowicie bezradna wobec ataków na nią przypuszczanych. Co innego rozmowy, twarde nieraz negocjacje, spory na wokandach rożnych instytucji, a co innego propaganda, publiczne demonstrowanie swej siły, determinacji, brutalności, bezwzględności w dochodzeniu swych racji. To budowanie wizerunku kraju z którym lepiej nie zadzierać, który nie daruje żadnej niegodziwości. Ci którzy lubują się w salonowej dyplomacji zdają się nie widzieć z kim mamy do czynienia. Salonowe lwy powinny zostać przeniesione na zaplecze, by tam w cieple przygotowywać się do pracy w spokojnych czasach, o ile takie nadejdą. Dziś potrzebni są wojownicy, ludzie jak Jacek Kurski, a nie telewizyjni opowiadacze o subtelnej sztuce kompromisów. Z oszustami, szantażystami się nie negocjuje, tylko z nimi walczy.

tEKST UKAZAŁ SIĘ NA PORTALU W.POLITYCE.PL 16 GRUDNIA 2022R