- Czas potrzebny na przeczytanie tego tekstu to około 3 minuty i 50 sekund.
Wizyta prezydenta Bidena w Polsce jeszcze się nie skończyła, ba nawet na dobre nie zaczęła, a już przeszła do legendy. Choć to jedno wydarzenie to z technicznego punktu widzenia, ale i faktycznie można uznać, że przywódca Stanów Zjednoczonych w ciągu roku był w Polsce trzy razy. Podroż do Kijowa z Rzeszowa i z powrotem oznacza bowiem, że znalazł się w Polsce po raz trzeci. To sytuacja bezprecedensowa - nie było w historii Stanów Zjednoczonych przypadku, iż amerykański prezydent było w ciągu roku w jakimś kraju trzy razy.
Na tę wyliczankę należy patrzyć inaczej niż na dziecięcą zabawę polegająca na obiegnięciu jakiegoś słupa granicznego choćby na szlaku w górach i chwalenie się, że było się za granicą.
Chodzi bowiem o wielkie przedsięwzięcie logistyczne, o operację służb i wojska, o podróż przez ogarnięty wojną kraj przywódcy najpotężniejszego mocarstwa i to, że Polska to wszystko współorganizowała. Być może nawet znajdzie się ktoś z opozycji, czy jej mediów, taki jak dziennikarz Radia Zet, który przy okazji grudniowego lotu z Polski do Stanów Zjednoczonych prezydenta Żełenskiego opowiadał, że nasze władze nawet nie wiedziały kto do nas pociągiem przyjechał, kogo w Rzeszowie Amerykanie na pokład swego samolotu wzięli i teraz będzie twierdził, że podroż Bidena odbyła się bez wiedzy polskiego rządu i służb. Ludzi intelektualnie wykluczonych, zwyczajnych tłumoków nie brakuje, ale nic nie zmieni tego, że to Polacy brali udział w czymś co nie ma precedensu w amerykańskiej historii. Nasi agenci służb, wojskowi, kolejarze, ludzie z obsługi lotniska, dworców, zawiadowcy, etc, ba każdy kto tego dnia przed szlabanem na trasie stał, będzie miał o czym wnukom opowiadać. Tak rodzą się legendy.
Brothers in arms
Przygotowania trwały tygodniami i jakkolwiek by patetycznie to nie zabrzmiało, to w czasie takich przedsięwzięć wykuwa się coś w rodzaju braterstwa broni, przynajmniej wśród wojskowych i agentów służb. Choć w Kijowie było już wcześniej, w znaczniej bardziej niebezpiecznych czasach, wielu światowych przywódców, to sami Amerykanie, samo otoczenie Bidena będzie budowało legendę romantycznej przygody Bidena. Bo to wspaniała opowieść na potrzeby najbliższej prezydenckiej kampanii wyborczej jest. I sama akcja była znacznie bardziej wymagająca i karkołomna niż wszystkie poprzednie wizyty polityków, poza tą pierwszą naszego premiera a potem w kwietniu prezydentów - Polski, Litwy, Estonii i Łotwy. Amerykanie złamali z naszym udziałem wszystkie swoje protokoły i zasady. Nigdy prezydent Stanów Zjednoczonych nie znajdował się na terytorium państwa, gdzie toczy się wojna i nie biorą w niej udziału amerykańscy żołnierze. Biden to zrobił nie korzystając nawet ze swego samolotu Air Force One, czy bestii - pancernego samochodu, którym jeżdżą prezydenci. Całą operację przez następne lata będą też studiować adepci służb.
Niezależnie od patosu i opowieści poziom zaufania pomiędzy polskim a amerykańskim rządem, dyplomacją, wojskowymi, i służbami wszelkich maści, musiał osiągnąć najwyższy możliwy poziom. Jak u towarzyszy broni - brothers in arms. Kto coś takiego kiedyś poczuł, ten wie o czym piszę.
Podróż rozważna i romantyczna
To jak wielkim zaskoczeniem było pojawienie się prezydenta Stanów Zjednoczonych w Kijowie świadczy o tym, że wszystko było doskonale przygotowane. A więc podróż rozważna i romantyczna. Z tego punktu widzenia trzecia - a jak, wizyta Joe Bidena w Polsce już jest sukcesem. W relacjach jakie się dziś budują pomiędzy Stanami Zjednoczonymi, a Polską ważne są nie tylko oficjalne oświadczenia, protokoły deklarację, ale też gesty wychodzące poza sztywność procedur i dyplomatyczny protokół. Zrobienie sobie zdjęcia z prezydentem Dudą, z wnętrza pociągu na trasie Przemyśl - Kijów ma dla prezydenta Bidena i Demokratów wielką wartość, a tym samym i dla nas. Pomijam to, że niespodziewana wizyta Bidena w Kijowie to wspaniała wiadomość dla walczącej Ukrainy, bo podtrzymuje w niej wiarę w zwycięstwo, w to, że świat jest po jej stronie. To jednak na oddzielną opowieść.
Polskie władze mają wyjątkową okazję do zbudowania nadzwyczajnych, wręcz osobistych relacji z amerykańskimi. Bardzo naiwni są ci, którzy twierdzą, że sentymenty, sympatie nie odgrywają żadnej roli w polityce. Wręcz przeciwnie - bardzo dużą, a i my takim osobistym relacjom z amerykańskimi prezydentami bardzo dużo zawdzięczamy. Niezależnie od wyjątkowo sprzyjających splotów historii, to w odzyskaniu niepodległości w 1918 roku bardzo pomogła osobista przyjaźń Ignacego Paderewskiego z prezydentem Woodrow Wilsonem. Nie wiemy czy Biden, chce przejść do historii jako ten, który obok Ronalda Reagana pokonał ruskie imperium zła, ale bez wątpienia prezydent Duda obok prezydenta Żełenskiego jest w tym dziele największym jego sojusznikiem. Kijowska eskapada to jest dopiero kamień milowy w budowaniu nowego porządku w Europie, a nie jakieś tam KPO z kamieni milowych kupą. To kolejna cegła w budowaniu możliwej wyjątkowej pozycji Polski w Europie. Na ostateczną ocenę przyjdzie czas gdy zakończy się wizyta w Warszawie, po spotkaniach z Bukaresztańska Dziewiątką, ale ja już dziś ryzykuję twierdzenie, że Niemcy takie jakimi teraz są i będą w najbliższej przyszłości, są Stanom Zjednoczonym jako polityczny partner w Europie zbędne. Nie mają one Ameryce, ani NATO nic do zaoferowania. Nieprawda, że wystarczy być najbogatszym, mieć największy przemysł i eksport. Do przewodzenia potrzeba czegoś znacznie więcej niż pieniędzy i maszyn na sprzedaż. Niemcy to dziś kraj jałowy intelektualnie i pozbawiony woli i mocy sprawczej duchowy kastrat. Wszyscy wiemy, że z Scholzem taka eskapada byłaby niemożliwa. Pomińmy ryzyko ruskiej agentury w niemieckich służbach, to z powodów miałkości ducha i umysłów byłaby nie do wykonania.
Zdjęcia idą w świat. Na Ukrainie, w Polsce w Stanach Zjednoczonych wywołują one ścisk gardła, łzy wzruszenia. O tych, którzy już zrzędzą, mędzą, że Polska się puszy, a tak naprawdę nie ma znaczenia, że to wszystko tylko przypadek, a nie żadna nasza zasługa, że jakimś tam lichym pionkiem jesteśmy, dziś wspominał nie będę. Zwymiotuję sobie kiedy indziej.
Tekst ukazał się na portalu wPolityce.pl 20 lutego 2023r