felekKolejność określeń porządkuje istotę problemu, a to uporządkowanie zawdzięczam prof. Jackowi Rondzie jako pierwszemu czytelnikowi tego tekstu. Ten, jak to rasowy naukowiec, podjął redakcyjną i krytyczną dyskusję tego co napisałem. Za tą pomoc, nie tylko redakcyjną, w ułatwieniu czytelniczego odbioru, przyznaję z konieczności dość długiego tekstu, należą Mu się właśnie na wstępie moje podziękowania Zwrócił mi On mianowicie słusznie uwagę, że kolejność nazw w tytule wcale nie jest obojętna. Ma ona wskazywać bowiem na proces i metodę, których jako jeden wspólzałożycieli PKE byłem świadkiem od 1980 r . I te uwagi klarują tok mojej opowieści.

Tak więc, zachęcam do przyjęcia tego tekstu jako informację, nad którą warto się przynajmniej pochylić. Temat jest wszak dziś używany już tylko instrumentalnie i co gorsze ze szkodą społeczną, ekonomiczną i dla środowiska
I to spróbuję uzmysłowić.
I
Ostatnie wyskoki ekopomysłów z zakazami wszystkiego i perspektywą kartek na mięso, przy których wyczyny stanu wojennego w sprawach bytowych to bogactwo, wprost zadają pytanie o co tu chodzi. Tak na zdrowy rozum. Według powiedzenia – jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze - mamy jako pierwszoplanowe ekointeresy. Nie żadne tam środowisko, co też zostanie wykazane, choć to się narzuca – wystarczy przecież znajomość zasad dbałości o środowisko i pomyślunek.
Lewactwo – bo eko to właśnie stało się ich sztandarowym hasłem, ma wyćwiczone, że na początek każdej akcji, ludowi należy pokazać ideologię szczęścia jak nie już natychmiastową to przynajmniej przyszłych pokoleń co w rozpatrywanym przypadku pociąga pomysł kreowania ekoreligii. Ta z kolei, jako rodzaj wiary, musi mieć oparcie w aksjomatach czyli twierdzeniach nie podlegających dyskusji. W dzisiejszych czasach nalepka – naukowości jest konieczna by lud już z twierdzeniem czegokolwiek nie dyskutował a przyjął je jak aksjomat. W końcu mądrzy powiedzieli i tak widać jest jak mówią. Jakoś się nie zauważa, że Nauka wymaga oglądania problemu w świetle ścierających się informacji Wywołanie efektu fanatyzmu ideologicznego (rodzaju bigoterii) jest możliwe tylko w oparciu o jednostronny i bezkrytyczny dopływ informacji –koniecznie wytworzonych na bazie pseudo naukowych dociekań. Tak je trzeba niestety nazwać bo eliminujących z dyskursu niewygodne wyniki nazywane prewencyjnie nienaukowymi, choć ich metodyka, strona merytoryczna i gotowość do starcia poglądów w krytycznej dyskusji są faktem. Tyle że dyskurs jest eliminowany, opinie nie pasujące do aksjomatów są ogłaszane za nienaukowe i oszołomskie – śmichu warte. Tak wyprodukowane jednostronne dociekania, którym nadaje się rangę niewzruszalnych aksjomatów ekowiary powodują ekogłupotę, a ta za objaw skutecznego działania ma ekoterroryzm objawiający się metodami realizacji zadania. Jak? Nie tylko przez spektakularne akcje a’la Palikot, KOD, Babcia Kasia czy przykuwanie się do drzew. Skuteczniej działa przymuszanie i wdrażanie cudownych planów wiecznej szczęśliwości przyszłych pokoleń, poprzez stosowanie metod „łagodnego?” wymuszenia powszechnego przyzwolenia na ograniczanie wolności jednostki jakie oferują narzędzia ekoterroryzmu. To taka wersja niby miękkiego terroru w codzienności. Dyktat nie podlegający wątpliwościom.
Ekoreligia gładko uzupełnia działania administracji państwowej i jest przemycana do świadomości obywateli jako niezbędne uzupełnienie działań administracyjnych w zakresie ochrony środowiska.
Każde działanie, które ma za podstawę którąkolwiek z tych tyłowych nazw, ściśle współdziała na pozostałych polach. To już sieć, której często się nie zauważa. W końcu troska o środowisko jest oczywistym dobrem i któż temu zaprzeczy. To, że działania pod dyktatem owej sieci nacisku powodują skutki analogiczne do powodowanych swoistym pociskiem rozpryskowym tyle, że wymierzonym w społeczeństwo i gospodarkę, a jakoś się nie zauważa, choć najczęściej – co istotne - te też i to wręcz znacząco, szkodzą środowisku. Dziś już nie potrzeba bomb i rakiet by demolować gospodarkę i społeczeństwo. Nawet to drugie ważniejsze bo bombami takich efektów nigdy się nie osiągnie.
Nazwy użyte w tytule – tworzą silne i współpracujące wzajemne powiązania. Doktryner – świadomie czy nie - obojętne - dostarczy paliwa ekoterroryście i ekobiznesowi lub lobbyście czyli też biznesowi. I na odwrót. Także, jak ma podważać „skuteczne” działania ekorerrystów doktryner, lub człek mający w tym interes? Instytucja niezależnych – tyle, że zależnych - pod sztandarami NGO, to ważne narzędzie krzyżowych związków w sieci.
            Dziś pomysły ekoklimatyzmu absurdalne dla zwykłego zdroworozsądkowo myślącego człowieka, są poważnie traktowane a lewactwo, mające ku temu środki, wpływy i zewnętrzne wparcie je stosuje dla swych celów ideowo-biznesowych. Błędem byłoby lekceważenie nawet ewidentnych absurdów, które niesłusznie uważa się tylko za jakieś w istocie niegroźne wariactwo. Zdajmy sobie sprawę, że mówimy o ludziach dysponującymi środkami i narzędziami i są to kręgi, dla których nie ma barier dla wprowadzania i to nie takich rzeczy Dowodzi tego czas już ponad dwóch wieków działań lewackich postaw.. Dzisiejsze pomysły np. eliminacji transportu poprzez ułudę przeniesienia go w całości i to natychmiast w elektromobilność wydaje się być jedną z tych doktrynerskich fikcji, jednak nawet już cząstkowa realizacja pomysłu rodem z sowieckiego kraju, reglamentacji i niedostępności wszystkiego dla wszystkich – z wyjątkiem wybranych, powinna ostrzegać. Mało tego – pozostając przy tym przykładzie – rzecz pozornie wydaje się dobra – bo samochód elektryczny jest cichy, nie emituje spalin czyli jest eko i ok. Czyli wygląda na przyjazny środowisku. O tym za chwilę. Pamiętajmy, onegdaj też zaczęto od miłych haseł a skończyło się tragicznie. Osoby młode, które obozy i łagry mają za fikcję, są skłonne już dobrowolnie takowe akceptować tyle, że w wersji bez drutów choć ze strażnikami. Młodzi już widać zostali uformowani polityczną poprawnością i sami zgadzają się na sformatowany świat. Tego nigdy wcześniej nie było – a jest strasznym signum temporis.
Nic bardziej błędnego niż lekceważenie ekogłupoty, która głupotą tylko bywa a częściej jest tak naprawdę cynizmem lub doktrynerstwem posuniętym do odrzucenia wiedzy i rozumu - dla osiągnięcia jakiegoś celu. Do tego, zamiast porównania argumentów, potrzebne jest narzucanie jako jedynie słusznych stwierdzeń, stąd nazwa ekoreligia. W niej bowiem aksjomat zastępuje wynik dysputy nad informacjami czy ocenami, a te zawsze powinny poprzedzać decyzje i działanie. Zastanówmy się - czyżby nie było na przykład innych informacji, niż te przyjmowane jako prawdy niewzruszone, prawie objawione np. takie jak te mówiące o realnym w skali globalnej - wpływie człowieka i to tylko tego żyjącego w Europie, na globalną emisję CO2 i powiązanie tego oddziaływania z globalnym ociepleniem. Gdzie tu wiedza o skutkach cykli ruchu planet w Układzie Słonecznym z jego bliskim i dalekim sąsiedztwie. Ociepleniem globalnym a nie tym mającym miejsce w cyklu naturalnym i lokalnie czy o emisji z oceanów. Argamedon potopu ma być za drzwiami.
II
Wyprzedzając dalszy tok, powiedzmy, że na końcu realizacji tych tzw tylko eko-pomysłów na horyzoncie mamy skutki gospodarcze, blokadę i kontrolę przemieszczania się ludzi. twardy monopol w wielu dziedzinach a także deficyt takich pierwiastków jak srebro, lit, antymon aluminium i właściwie spora część pozostałego pola Tablicy Mendelejewa. O monopolizacji i reglamentacji dostępu do procesów wydobywczych, hutniczych i przetwórczych, także oczywiście dostępu do ogólnie energii. To nie są żarty – mowa o ścisłej kontroli podstaw gospodarki. Gdy do tego dodamy dostęp do wody – ten też się pojawia - to mamy kontrolę funkcji życiowych i wojny o jej zasoby. Gdy mówimy o gospodarce – to rozmowa dotyczy energii nie w tych wielkościach jakie można uzyskać np. z wiatru (a ta też nie koniecznie musi mieć dodatni bilans szkód środowiskowych). A energia przecież jest potrzebna ba każdym kroku. Od pozyskania i przetworzenia surowca, wytworzenia z niego czegokolwiek użycia wyrobu oraz – ważne – jego utylizacji. Tak więc energia potrzebna do działania jakiegoś urządzenia może być nawet niska i to się podoba, ale cala reszta może ten zysk sumaryczny przekształcać w stratę wobec środowiska. Kontrola przepływu informacji i wręcz jej irracjonalna a jawna cenzura, nadzór nad osobami i myślą, kierunkami badań, zmarginalizowanie udostępniania i wykorzystywania wyników niezależnych badań naukowych a ogłoszonych bez dyskusji jako niepoprawne, z punktu widzenia oczekiwań kartelu opisanego tytułem tego wystąpienia, reglamentacja warunków życia, odżywiania, to świat, który już był. On nie jest przeszłością, nadal żyje w enklawach (np. FR vel neoSowiety, Korea Północna, Chiny) i jak widać pozostał w zsowietyzowanych umysłach. Powrót zalążków tego świata jak widać, już jest naszym udziałem. Wszystko to mamy - oczywiście - pod szczytnymi hasłami liberalizmu i dbałości o środowisko oraz troski o byt przyszłych pokoleń. Jak ktoś nie widzi na horyzoncie terroru superpaństwa na wzór Sojuza tyle, ze wprowadzonego nie siłą a sposobem na ekologizm - to jest ślepy albo nie zna historii. To co mówi np. Pan Trzaskowski albo Pani Spurek nie może śmieszyć – powinno przerażać i ostrzegać.
          Jak widać jest szansa na uzyskanie efektów biznesowych pod pięknymi hasłami, bo któż nie poprze przyjazności dla środowiska.
Coś takiego w generalnych zarysach i na podobnych zasadach próbowali realizować i realizują zsowietyzowani ideolodzy. Nawet oni chyba nie przewidywali, że to wszystko zostanie tym razem przyjęte z akceptacją społeczną jako coś dobrego, Wcześniej swoje pomysły wdrażali terrorem i głodem. Ostrzegali przed czymś takim i G. Orwell i S. Lem Pierwszemu nie wystarczyło wyobraźni i osobistego doświadczenia. Drugi miał to osobiste doświadczenie i okazał się zbyt ostrożny, chyba dla realiów, w których żył. Może tylko nie mówił, ze opisywanym przez Niego areozolem szczęśliwości będzie informacja a rozpylaczami tegoż media.
III
Teraz popatrzmy i zastanówmy się w czym mamy jakąś obronę przed tą lawiną agresji tak naprawdę gospodarczej, realizowanej przez powoływanie się na oczywiste dobro – troskę o środowisko. Zamiast dobrem zło zwyciężaj mamy dobrem zlo umożliwiaj. Klasyka odwracania kota ogonem czyli fałszu. Zajmijmy się tym, co należy w pierwszym rzędzie powiedzieć broniąc się przed światem – koszmarem, w którym człowiek jest wrogiem. W nim, samo pytanie czyim wrogiem, już pachnie prawie prowokacją. Tego rodzaju pytań ma nie być. Znamy tą frazę i nie z przeszłości. To dziś jest przecież jawnie i wprost głośno na wiecach mówione Pytań ma nie być, rozum i wiedza mają spać.
Użyjmy więc broni – odwołania się do „świętości” samych eko itd. – jako swoistych soli trzeźwiących z amoku. Pokazanie takich rzeczy jest skuteczne co udowodnił np. śp. prof. J. Szyszko i dlatego był tak naprawdę wrogiem nr 1 bo stanowił wyrzut sumienia i obrazy rozsądku. To drugie jest o tyle groźne dla tytułowego tu kartelu, że przemawia do ludzi, a Ci mogą i wybierają, Póki działa na nich areozol głupoty ekologicznej, kartel biznesowy jest bezpieczny, Działanie demokracji i rozsądku oraz wiedzy – jest dlań zagrożeniem.
Skoro Ci nazwani w tytule, mówią o trosce o zachowanie i dobrostan środowiska – to odwołajmy się do zasady tak przez nich czczonej i uznanej za wykładnię prawa oraz absolutny fundament. Owa zasada zrównoważonego rozwoju - dla tych tytułowych wszech-eko - przynajmniej w deklaracjach - ma być podstawą racjonalności działań na rzecz środowiska i to już od Szczytu Ziemi w 1992 r. Inna rzecz, na ile tak naprawdę jest ona tą podstawą, bo wszak dla lewactwa zasadą jest brak zasad (a tu nie mówimy o środowisku a o ideologii), lub tworzenie zasad pod potrzeby etapu jak oni mówią. Niemniej, odwołanie się do tej wykładni pozwoli ujawnić na jakim fałszu jest budowany ekologizm. Mówiąc szczerze zadziwia mnie, dlaczego w dyskursie o tych sprawach, porusza się tylko jawne pokraczności i nieracjonalności rozwiązań eko-doktrynerów a nie wykazuje się, że owe działania na gruncie zasady zrównoważonego rozwoju wprost są szkodliwe dla środowiska. Może by tak kierować rozmowę na te tory?
         Przypomnijmy więc, że dbałość o środowisko ma się opierać na dążeniu do zrównoważenia – równego uwzględnienia - istotnych (ważne słowo) potrzeb człowieka i - interesów środowiska. Owo zrównoważenie ma zostać osiągnięte za każdym stosowanym rozwiązaniem, wprowadzanym produktem, technologią po uwaga! dokładnej ocenie wpływu każdego z nich na środowisko – i teraz ważne - w analizie pełnej, wieloaspektowej i uwzględniającej pełny cykl ich stosowania z punktu widzenia sumujących się szkód środowiskowych. Pełny, to znaczy rozpatrywany w całym ciągu i całkowity, czyli sumaryczny wpływ na środowisko. Innymi słowy – należy mieć na uwadze jaki wpływ na środowisko ma cały ciąg - poczynając od pozyskania surowców, ich przetwarzania, potem kosztów środowiskowych wyprodukowania czy wytworzenia danego produktu, następnie, a nie tylko wyłącznie, używania, i w końcu nazwijmy to skrótowo utylizacji tego co po nim lub w nim, zostaje. Dodajmy, że zasada ta wymaga by te rozważania i oszacowania były robione na gruncie najlepszej dostępnej wiedzy i ważne – z uwzględnieniem wszystkich dostępnych punktów widzenia. Wszystkich, a nie dobranych pod tezę. Bywa że dzisiejszy naukawiec nie pyta o prawdę tylko pyta zleceniodawcę – a jak ma być? To poważny problem nauki.
Z przykładów, najprościej by było sięgnąć po żarówkę energooszczędną.. W trakcie – i to ciągłego – jej używania, ta faktycznie zużywa mało energii czyli jest przyjazna dla środowiska. Mniej różowo sprawa wgląda gdy zapytamy o sumaryczne obciążenie środowiska pozyskaniem koniecznych surowców, wytworzeniem jej elektroniki, samą produkcją takiej żarówki, potem jej – umownie nazwijmy - utylizacją. Sumę należałby porównać z takim samym cyklem bciążenia środowiska zwykłą, żarową żarówką Czy wynik jest znany?
Dziś byłyby też bardzo aktualne przykłady - zastanowienia się nad rzeczywistą przyjaznością dla środowiska samochodów elektrycznych czy ogólnie – elektromobilności a także fotowoltaiki. Obydwa te, są doskonałym przykładem zaprzeczenia zasadzie zrównoważonego rozwoju, a co najmniej zawężania oceny przyjazności środowiskowej rozwiązania technicznego do części całego cyklu jego zastosowania. Gdzie bowiem mamy ocenę sumarycznego obciążenia środowiska takimi rzeczami jak produkcja akumulatorów już n-tej generacji i to nie byle jakiej nie tylko jakości ale i wielkości, z zużyciem choćby litu jako surowca nieodnawialnego, a którego zużycie i pozyskanie to też energia czyli następny koszt środowiskowy. Zapytajmy na ile tego litu jako surowca wystarczy, gdy mamy mówić nie o telefonach komórkowych a potężnych baterii akumulatorów ach bateriach zasilających samochody, i to produkowanych w skali masowej. Reglamentacja dostępu do transportu i jego zamrożenie – staje się oczywistym efektem.
Czy nie widać perspektywy super monopolu i wysłania zwykłych ludzi do aresztów domowych? Już dziś, eko – politycy na konferencje klimatyczne latają samolotami – opowiadając o śladzie węglowym, a nie przybywają na nie na piechotę a przyjęć to im już nie wyrzucam. A gdzie koszty środowiskowe strat na przesyle energii do zasilania akumulatorów, a ta też musi zostać gdzieś wyprodukowana. Nie poruszam pytań o praktyczną użyteczność rozwiązania – i konieczność budowy całej nowej infrastruktury bo byle kablem takich mocy się nie dostarczy. A to oznacza lawinowy wzrost zużycia surowców – wymieńmy tylko Cu, Sn Ag itd Poza miastami i większymi skupiskami też żyją ludzie to zasadne jest rozważanie co z odbiorcami na wsi w zabudowie rozproszonej. Łatwo zauważyć, ze w pomysłodawcach żyje myśl tow. Miczurina i Wielkiego Przyrodnika Stalina co to Jenisiej chciał odwracać w jego biegu. Też niby drobiazg - ścisłe zastosowanie elektromobilności eliminuje transport towarowy, w zakresach, który nie jest do zastąpienia przez transport kolejowy czy wodny. Ten drugi zresztą, wedle eko – tych jak w tytule, jest szkodliwy.
Dla rzek oczywiście.

IV
W sumie – warto by żądać oceny jak się ma koszt środowiskowy używania samochodu spalinowego do tegoż jaki wnosi wytworzenie – wystarczy – tylko akumulatora (i to nie jednego a kilku w ciągu całego czasu użytkowania samochodu) i ich utylizacji. Samo to już odpowie na pytanie. które rozwiązanie sprawy transportu jest bardziej szkodliwe a które przyjazne środowiskowo czyli które w istocie działa na szkodę środowiska. Krótko mówiąc – jest usprawiedliwione powiedzenie, że co prawda samochód elektryczny jest przyjazny środowiskowo ale tylko w miejscu i momencie użytkowania, to w sumie może być o wiele bardziej obciążający środowisko niż samochód spalinowy. Spotkałem się z informacją że samo wyprodukowanie akumulatora do samochodu elektrycznego jest znacznie bardziej szkodliwe dla środowiska niż kilkuletnie użytkowanie samochodu spalinowego. Jaka jest prawda na gruncie poważnej dyskusji, tego się jakoś nie rozważa – a wymaga tego zasada racjonalnego podejścia do dbałości o środowisko - propagując jako coś zbawiennego przejście na samochody elektryczne. Nie bierze się pod uwagę, że opisany cykl (i jak) może tworzyć znacząco większe obciążenie środowiska niż sama jazda samochodem spalinowym w całym cyklu życiowym jego działania? Czy mobilność ma być tylko dla bogatych i blokować rozwój gospodarczy? To jest realny efekt. Trzeba się zastanowić nad odpowiedzią na pytanie jaki ładunek mógłby przewieźć i na jaki dystans TiR o napędzie elektrycznym. Oprócz własnej baterii akumulatorów oczywiście.
Nie bierze się pod uwagę, że opisany cykl (i jak) może tworzyć znacząco większe obciążenie środowiska niż sama jazda samochodem spalinowym w całym cyklu życiowym jego działania? Mobilność tylko dla bogatych i blokująca gospodarkę? To jest realny efekt. Ile ładunku mógłby przewieźć i na jaki dystans TiR o napędzie elektrycznym. Oprócz własnej baterii akumulatorów oczywiście.
Widzimy że tak rozumiana i tak jak dziś realizowana elektromobilność jest najwyraźniej podporządkowana monopolizacji i reglamentacji dostępu ludzi do przemieszczania się, wytworzeniu nowych środków nacisku gospodarczego na wzór dzisiejszego rynku ropy tyle, że już rynku dostępu do sporej części Tablicy Mendelejewa.
Bez dokonania oceny i to w świetle wieloaspektowych informacji wymaganych jako podstawa działania, wymuszające elektoromobilność są kardynalnym błędem.
Następny poruszony przykład - .
        Fotowoltaika – nie rozwijam tematu – jedynie przypominam, że sprawność paneli po 15-20 latach spada do 60% czyli zawsze trzeba je wymieniać. Nowe to też energia i surowce potrzebne na ich wytworzenie. Mowa o energii na wytworzenie struktur warstwowych, a w nich z materiałów monokrystalicznych (lub orientowanych), Krzem – jako pierwiastek nie jest problemem ale jego przetwórstwo do struktur właściwych do zastosowania to już spore zapotrzebowanie na energię bo produkcja tych struktur warstwowych do formy paneli - już dziś – nie potrzeba przewidywań bo to fakt – w dużej części jest pod monopolistyczną kontrolą. A monopol to nie gra a szulerka na rynku.
W tle mamy też oczywiście zużycie srebra.

V
Czyż nie widać jak hasła eko działają w rozwiązaniu pytania nie o zdrowie planety a o walkę interesów. Zauważmy też, że mamy myśleć o obniżeniu negatywnego oddziaływania działalności człowieka na środowisko Ono ma sumarycznie się zmniejszać. We wszystkich przypadkach takich jak tu przytoczone w tym też np. w koncepcji handlu prawami emisyjnymi mamy do czynienia tylko z przerzucaniem szkód środowiskowych na kogo innego Gdy się zastanowić to w przyrodzie jest coś takiego. To metoda znana od kukułki – podrzucania problemu komuś innemu.
Dziś jesteśmy skłonni zaliczać śmiertelnie poważne traktowanie drastycznego dostępu do spożycia mięsa a tu mamy zwalenie całej gałęzi gospodarki. Równowaga potrzeb człowieka i interesów środowiska? Rzewne żarty. Najwyraźniej zieloni mają zlecenie - coś w tej Polsce rolnictwo jest za bardzo rynkowo konkurencyjne i to ze skłonnością do przyjazności dla środowiska w swych tradycyjnych formach a nie jako produkcja taśmowa ze zużyciem chemii i innych środków rażenia zdrowotnego. Nie ma to jak żywienie śmieciowe a tych biznesmenów cena nowości robakowych przyciągnie. U Lema ludzie mieszkali w psich budach biorąc je za apartamenty, jedli odpadki poprodukcyjne jako wykwintne dania i poruszali się na deskach z kółkami odpychanymi ręcznie od podłoża uważając, że jeżdżą super samochodami. S.Lem przewidział to, co ma być naszą eko-realnością. Nie przewidział tylko, że to eko stanie się areozolem szczęśliwości
Dziś więc, z tej też perspektywy, szczególnie krytycznie należy oceniać polityków i ogół ludzi, którzy dają sobie zakładać na oczy i uszy bańkę informacji co to całą prawdę całą dobę.
Wystarczy i należy jednak pytać i żądać odpowiedzi od tych którzy mieszczą się w kartelu opisanym tytułem, bo to ich słuchają politycy a ci patrzą tylko na słupki. Gdy ludzie zobaczą, o co idzie gra, że dla kartelu środowisko tylko pięknie brzmi a słowo jest lewarem słupków – to słupki pójdą w dół a politycy sięgną po racjonalne podstawy do decyzji
A przecież decyzje – mają wpływ na realia naszego życia.

Dr inż. Feliks Stalony Dobrzański
Kraków 20.02. 2023 r