W Polsce mikroskopijny koronawirus SARS-CoV-2 stał się olbrzymim koronawirusem politycznym, który zaraził całą opozycyjną część naszych elit partyjnych. Gdybym był wirusologiem, to poważnie zastanawiałbym się, czy SARS-CoV-2, oprócz opisywanych szeroko objawów i skutków, nie wywołuje zaburzeń psychicznych, spotęgowanej agresji i nienawiści, objawiających się w działaniach destrukcyjnych i sabotujących racjonalne działania innych.

Tonący brzytwy się chwyci, żeby tylko nie pójść na dno. W Polsce opozycja - jak ów tonący brzytwy - chwyciła się koronawirusa, czyniąc z niego oręż już nie tylko do walki w kategorii rządzący - opozycja, ale wręcz politycznej wojny domowej, z której tylko jedna strona może wrócić z tarczą. SARS-CoV-2 spadł opozycji jak manna z nieba, ponieważ każdy kataklizm losowy pokazuje słabości państwa, które z większym lub mniejszym cynizmem wykorzystuje opozycja, starając się jak najbardziej owe słabości uwypuklić. Dzieje się tak wszędzie: każdy na świecie rząd, który z przyczyn losowych ( niezawinionych) musi minimalizować skutki katastrof i kataklizmów, spotyka się z krytyką i różnymi zarzutami ze strony rodzimych ugrupowań opozycyjnych. Cóż, chciałoby się powiedzieć - polityka. To zwykle kryzysy powodują upadki rządów i całych ugrupowań politycznych, to opozycja na kryzysach pasożytniczo żeruje i dzięki nim niekiedy dochodzi do władzy. Problem w tym, że kryzys kryzysowi równy nie jest - kryzys spowodowany globalnym kataklizmem ma się nijak do kryzysów spowodowanym błędami zarządzania, niewłaściwych procedur, czy powszechnymi błędami zaniechania. Zatem - choćby z punktu widzenia etyki rozróżniającej gatunek i przyczyny kryzysu - można założyć, że istnieją jakieś granice w wykorzystywaniu kryzysów do przejęcia władzy.

Polityka i moralność - oba te pojęcia na pierwsze spostrzeżenie wydają się całkiem przeciwstawnymi hasłami, nie mającymi ze sobą nic wspólnego. Można wręcz napisać, iż jedno sformułowanie wyklucza drugie. Moralność, rozumiana jako całokształt pozytywnego postępowania widzianego z punktu widzenia dobra i zła, to przyjęcie w życiu codziennym kodeksu postępowania zgodnego postępowaniem godnym. Godnie oznacza ograniczone ramy pewnych pozytywnych wartości o charakterze uniwersalnym - bez względu na wyznawany światopogląd. Polityka to natomiast bezwzględna walka o władzę, w której moralność - jeżeli w ogóle jest dla niej miejsce - jest zwykle nieudolnie udawana i sprzedawana wyborcom jako produkt o bardzo krótkim okresie trwałości. A jednak w zderzeniu z katastrofalnymi wydarzeniami uderzającymi w społeczeństwo, staje się ona wartością znaczącą, w której brudna polityka schodzi na dalszy, zupełnie nieistotny plan. Dowodem na to jest np. popularność i nietykalność jaką zyskał burmistrz Nowego Jorku Rudy Giuliani po 11 września. Co prawda on kończył wtedy swoją kadencję i władzę przejmował Bloomerg, ale niewątpliwie Giuliani stał się wtedy marką, osobą rozpoznawalną na całym świecie, którego nikt politycznie nie śmiał atakować.

Giuliani miał chyba jednak szczęście, że nie miał w Nowym Jorku POKO, "Borysława" Budki, Kidawy oraz całej tej rozhisteryzowanej ferajny, dla której nie ma żadnej moralnej granicy, żeby obalić demokratycznie wybraną władzę w Polsce. Gdyby ich politycznym wrogiem był ówczesny burmistrz Nowego Jorku, zrzuciliby na jego barki każdą śmierć spowodowaną atakiem islamskich terrorystów. Na szczęście jest tak, ż katastroficzne dramaty kreują bohaterów: walące się wieże WTC wykreowały Giulianiego, epidemia COVID-19, też ich kreuje - w Polsce takim bohaterem staje się minister Szumowski, który cieszy się uznaniem wszędzie - poza polską opozycją.

"Konstytucja jest ważniejsza od ludzkiego życia": to stwierdzenie Kidawy - Błońskiej jest wreszcie jasną cezurą postrzegania opozycji w Polsce. Jest jasnym wyrazem jej dążeń, bytu i frazesów wygłaszanych publicznie. Jest miernikiem moralności i etyki, która nawet nie jest zerowa: ona nie istnieje. Ich "moralność" polityczna polega na negowaniu, wyśmiewaniu i krytykowaniu wszelkich działań rządu i prezydenta. Niszczyliby Giulianiego, tak jak tutaj starają się niszczyć i sabotować działania rządu i prezydenta Dudy , który - nawiasem pisząc - jest drugim po Szumowskim bohaterem na froncie walki z SARS-CoV-2. Tu objawia się cały paradoks kryzysów, które - oprócz pożywki dla partii opozycyjnych - mają taką właściwość, że radzenie sobie z nimi sprzyja tym, którzy mają już władzę, a nie tym, którzy aspirują do jej przejęcia. Rosnące z każdym dniem poparcie dla Dudy, to ość w gardle opozycji, która nie może przełknąć, iż prezydent sprawdza się jako samodzielny lider, który stawia czoła zagrożeniu i jest niezwykle aktywny.

Histeria z przełożeniem wyborów prezydenckich, to gra na przeczekanie, ponieważ opozycję dopadły dwa nieszczęścia: społeczeństwo docenia działania prezydenta Dudy, dostrzegając jednocześnie niekompetencje Kidawy - Błońskiej, której nikt poważny nie powierzyłby straganu z kapustą, a co dopiero państwo. Widać też coraz wyraźniej, ze Kidawa jest uosobieniem całej antyrządowej opozycji, dla której ludzkie życie nie ma znaczenia ani w dążeniu do objęcia władzy, ani wtedy, kiedy już tą władzę by sprawowali. Wystarczy przypomnieć decyzje takie jak podniesienie wieku emerytalnego - czyli praca do śmierci - czy nacjonalizację pieniędzy z OFE.

I tak właściwie - skoro "Konstytucja jest ważniejsza od ludzkiego życia", to wybory 10 maja muszą się odbyć. Przy obecnym wskaźniku zachorowalności w Polsce, o ile nie nastąpi jakiś dramatyczny wzrost, a raczej przewidywane wyhamowane epidemii, nie może być mowy (i nie będzie) przełożenia czy odwołania wyborów prezydenckich. Każdy kij ma dwa końce - opozycja uderzając jednym z nich, drugim powala się na glebę.

Opublikowano: na Salon24.pl 26 marca 2020