felekTo co napiszę jest propozycją refleksji wynikającej z 40 –to letniej historii Polskiego Klubu Ekologicznego. Erygowanego w wyjątkowych okolicznościach i na bardzo nowatorskich wtedy założeniach. Jak się to potoczyło? Skończyć się nie skończyło – to i może warto pomyśleć o początkach, od czego się zaczynało. Rocznica zazwyczaj nakazuje przypominanie dat, osób, wydarzeń. Adresatem jest każdy entuzjasta dowolnego NGO.


W przypadku Polskiego Klubu Ekologicznego jako organizacji społecznej działającej w - dziś newralgicznej – dziedzinie, wydaje się być ważną opowieść nie tylko o początku i trwaniu, a też i o ewolucji postaw i podstaw, na których powstało i działało stowarzyszenie. Warto pokazać ewolucję podejścia od - wtedy - nowatorskiej myśli w sprawie troski o środowisko do obecnego stanu - stowarzyszenia jednego z wielu w rzędzie tzw. Zielonych. O osądzie działalności tychże w obiegowej opinii publicznej i wyrażanym podejściu władz – szkoda tu mówić. Nad samą więc ewolucją Klubu warto się zastanowić bo to jest już chyba nawet ważniejsze niż metodyczna kronika faktów, dat, uchwał, inicjatyw itd.
Dziś trudno by było ująć całą kronikarską i faktograficzną opowieść o dowolnym NGO – w tym i o PKE, skoro ten prowadził obszerną i wielowątkową a jednak żywiołową działalność w całej Polsce, będąc organizacją społeczną a więc bez solidnej obsługi administracyjnej.
Na ogół tego się nie przypomina – a szkoda – u podstaw powstania Klubu była myśl rzucona przez konkretne osoby przy stoliku w krakowskim dziennikarskim Klubie po Gruszką. Połowa września 1980 r. Sam początek rozlewania się Solidarności i budzenia się ludzi ze strachu. Wspomniane osoby to Michalina Białecka, Stefan Maciejewski, Krystian Waksmundzki, Aleksander Kalmus i Roman Łazarski. Dwie pierwsze osoby – to dziennikarze, kolejny – w tym czasie już wyrzucony z pracy pracownik UJ i PAN, następny to architekt a ostatni z wymienionych to fizyk - pracownik naukowy Akademii Rolniczej. Ten, ostatni, gdy Go pierwszy raz spotkałem – przedstawił się jako - Roman Łazarski jestem – zapluty karzeł reakcji, a tytuł ten uzyskałem w salonach bezpieki. Piszę to, by uzmysłowić jak i dlaczego w czasie pierwszego haustu Solidarności zadziałała koncepcja postawiona przez osoby tak różnych profesji i dlaczego natychmiast przyłączyli się inni. Bo wiedzieli i byli świadomi, że to system polityczno-gospodarczy ma znaczący wkład w niszczenie środowiska. Gdzie jak w gdzie, ale w Krakowie – każdy to widział i czuł. Trzeba wiedzieć i jacy to byli ludzie i jak dotkliwy był stan środowiska.
Dzisiejszy smog – to istne sanatorium. Co nie znaczy rzecz jasna - jakiejkolwiek jego funkcji zdrowotnej – nadal oczywiście – nie - i jest z czym walczyć.
Dynamika zawiązywania się powszechnego i interdyscyplinarnego porozumienia ludzi mających wiedzę i bardzo często schowane po szufladach gotowe wyniki badań oraz zasoby osobistego doświadczenia – czyli siła informacji – z natury stała się bardzo silna. Stąd to świat nauki był motorem działań. Rzetelna i udokumentowana wiedza stała się orężem. Jej połączenie z energią społeczną dało siłę oddziaływania. Dziś ekologiem może się nazwać samozwaniec, lobbysta – nie oglądający się na kompetencję. Ekspertów od ekologii – u nas dostatek. Jak u Stańczyka – każdy znal się na medycynie. Cała rzecz zawiązania Klubu z pomysłu kawiarnianego - działa się w przeciągu dni – skoro już na początku października 1980 r – tylko z obiegowej informacji zapełniła się sala amfiteatralna Fizyki AGH. Trzeba uzmysłowić, że ta uczelnia – jak niewiele innych i to od momentu powstania (1919 r), swymi zainteresowaniami naukowymi obejmowała praktycznie wszystkie dziedziny przemysłu – zwłaszcza ciężkiego i przetwórczego. Czyli i głównych winowajców sytuacji w środowisku naturalnym Krakowa. Huta im Lenina, Huta Aluminium w Skawinie, Zakłady Sodowe – Solvay, Bonarka – by tylko te wymienić. Współpraca Uczelni z przemysłem obejmowała też i inne zakłady w całej Polsce. Tu ludzie Uczelni znali prawdę a nie info-propagandę Siwiejące czarne marmury na Wawelu to był fakt, destrukcja maszkaronów na Sukiennicach i attyk – stan katastrofy budowlanej w Solvay’u to były widoczne gołym okiem. Apostołowie sprzed kościoła Piotra i Pawła też ledwo już stali.
Owo spotkanie w AGH – stało się założycielskim stowarzyszenia – które nazwano Klubem Ekologicznym. Można powiedzieć, że równolegle powstawały podobne porozumienia w innych ośrodkach w całej Polsce i tylko podłączały się do Krakowa. I tak – ów Klub błyskawicznie i samorzutnie rozrósł się w strukturę ogólnopolską mającą swe agendy regionalne jako Okręgi. Statut sprecyzował, że siedzibą Zarządu Głównego jest Kraków. Myśląc o innych ośrodkach w Polsce, szczególnie należy tu wspomnieć powstanie Okręgu Dolnośląskiego i głównego inicjatora tej sprawy A. Mikłaszewskego – też człowieka techniki – wcale nie przyrodnika z wykształcenia a górnika. To zainteresowanie sprawą osób innych specjalności też było ważnym kluczem powstania całego ruchu. Przyrodnicy z natury koncentrowali się - z racji swych kompetencji – na zwalczaniu objawów – a technicy wiedzieli – jak to mawiał Prof.W.Goetel –że co technika zepsuła – technika musi naprawić. To w antropopresji jest źródło destrukcji środowiska i napawa leży w rękach ludzi techniki. Prawnicy, lekarze, dziennikarze, każdy wiedział – ze nie ma działań i informacji nie ważnych. Entuzjazm i kompetencja oraz chęć pomocy w działaniach w każdej formie – to było u podstaw.
W kontekście rocznicy, zastanawiając się nad obecnym stanem Klubu i jego perspektywą należy zauważyć jeszcze jeden ważny element.
Teraz odrzuca się naturalną kolejność zdobywania doświadczenia i uznając za racjonalne bezrefleksyjne dostosowywanie się do aktualnej poprawności poglądów w danej sprawie. To ma gwarantować sukces, zastępując przekaz od poprzedników i przejmowanie zdobytej przez nich wcześniej wiedzy, w szacunku dla hierarchii i trudu mówienia swoim głosem, po dogłębnej refleksji nad daną sprawą. Świat wyścigów i punktowania nie dopuszcza też innej postawy jak tylko demonstracja dobrego samopoczucia, powtarzanie opinii powszechnie uznanych za właściwe, oczywiste i poprawne oraz okazywanie, że to jest właśnie własna opinia i to odkryta na nowo. Poprzednicy? Jakby - nie istnieli. Widzimy to w każdej organizacji – nowy wymiata poprzedników – ich się ma nie pamiętać. To tak naprawdę jest zacieranie śladów, odsuwanie świadków swej niekompetencji Tej zasadzie ulega też Nauka ku swemu niszczeniu i podlegają też ruchy społeczne. I tu mamy różnicę. Polski Klub Ekologiczny zaczynał od wskazywania nie tylko objawów, ale i źródeł i to w oparciu o wcześniej pozyskaną wiedzą, czyli w połączeniu świata nauki, wcześniej nabytej wiedzy, z odwołaniem się do autorytetów (W.Szafer, W. Goetel) w powiązaniu z ruchem – dziś byśmy powiedzieli – obywatelskim. Służebność sprawie a nie kariery.
Te dopiero później robiono używając Klubu jako odskoczni.
Dziś jako wniosek można powiedzieć ogólnie - póki tej wady systemowej zerwania kontynuacji i niechęci do wcześniej zdobytej wiedzy, odejścia od poczucia służebności się nie przewalczy – o tworzeniu i szacunku dla elity jako swego rodzaju mózgu społeczeństwa i o faktycznej skuteczności – można zapomnieć.
W momencie powstania, Polski Klub Ekologiczny proponował nową jakość podejścia do dbałości o środowisko w czym należy upatrywać przyczyny jego początkowej dynamiki
W idei PKE – działać skutecznie – to znaczy prowadzić do symbiozy potrzeb człowieka i środowiska. To podejście właśnie zaowocowało – o czym się nie mówi – tym, że to właśnie polska delegacja na Szczyt Ziemi w Rio de Janerio w 1992 r (z prof. S.Kozłowskim i prof. M. Gumińską) była ważącym promotorem koncepcji zrównoważonego rozwoju, który wszedł do obiegu światowego jako wykładnia prawa. To, że dziś o prawdziwej funkcji pojęcia zrównoważonego rozwoju często się nawet nie wie, to i używa się go jak elementu nowomowy, wytrycha, nośnika propagandy. Skutek? Działania i decyzje mające być korzystne dla środowiska – mogą nawet mu szkodzić, Ale to już inny temat .
Jako, mogę powiedzieć współzałożyciel Klubu mogę i chcę przedłożyć jedynie moją, indywidualną – opowieść. Być może da ona coś do myślenia następcom. Co prawda od co najmniej 11 lat mam do Klubu tylko stosunek sentymentalny - nasze Koło AGH rozwiązaliśmy właśnie te 11 lat temu. Należy wprost powiedzieć - nie chcieliśmy już żyrować obecnych działań tzw, Zielonych, z którymi Klub jest utożsamiany, nasza wiedza, doświadczenie i informacje przestały być odbierane i z racji wpisywania się samego Klubu w nurt zieloności można powiedzieć ideologicznej. Śmiem sądzić, że nie jest to osąd tylko mój – czy Osób naszego Koła.
Hasło ekologia brzmi dumnie, choć dziś nie często jest używane sensownie, w tym – co jest szczególnie groźne – jako narzędzie lobbingu i manipulacji ze szkodą dla środowiska.
Sensu podobnej opinii niestety jestem gotów bronić.
Wracając myślą do roku 1980. Pierwsze, co warto sobie przypomnieć, że czas powstania Solidarności – w tamtych warunkach – na tle wcześniejszych doświadczeń z różnymi formami totalitaryzmów – był wyjątkowy. Po ciemnicy stalinizmu i dalszych form swoistego społeczno - politycznego akwarium oraz gospodarczej grabieży (patrz ówczesna relacja dolara do pensji i warunki nazwijmy je umownie rynkowe z udziałem RWPG) – odrzucenie strachu, który przeszedł na rządzących politycznie – wyzwoliło energię ludzką i właśnie czasem aż irracjonalną w tamtych warunkach mogło by się wydawać - społeczną solidarność. Środowisko naukowców po raz pierwszy od dawna i tylko niestety na ten czas, odważyło się wprost mówić o swoich wynikach badań i głosić swobodnie swoje poglądy na nich oparte. W tym zakresie dziś mamy drastyczny regres – czego dowodzą dzisiejsze losy wielu naukowców wychylających głowy ponad poziom poprawności naukowej i politycznej, nie mówiąc o zdecydowanej obronie postaw etycznych opartych na podstawach – straszne – chrześcijańskich.
To tylko przyczynek do dzisiejszego rozumienia tolerancji i równości.
Wtedy było powszechną wiedzą, że w sprawie stanu środowiska sposób gospodarowania a więc i stosunek władz do ludzi i otoczenia ma zasadnicze znaczenie. Stąd, samorzutnie tworzący się ruch, widzący sprawy o wiele szersze niż przedmiotowa ochrona środowiska był zawiązany oparciem o ruch Solidarności.
Przynajmniej na początku.
Sprawa przeprowadzenia Klubu od entuzjazmu i ideałów do lewactwa i poprawności wobec schematów oraz rzucanych haseł – to temat do poważnego studium politologiczno- socjologicznego. Pokazuję tylko sam fakt. Przestrzegam przed tym błędem i próbuję szukać jakim sposobem się to stało. Ważne jest też stwierdzenie, że tak naprawdę to ten proces odejścia od niezależności opartej na rzetelnej informacji podkopał albo i zakopał jakość Klubu jako poważanej, ogólnopolskiej organizacji proekologicznej, odróżniającej się od wielu innych organizacji. Te często skupiają się na pojedynczych objawach i wadliwościach stanu środowiska, szkodliwościach inwestycji itp. Bywa nawet – kulą w płot.
Poważną trudnością w wymienianiu osób, które stały się – po postawieniu koncepcji - organizacyjnymi założycielami Klubu jest to, że w tym czasie Klub powstawał spontanicznie w wielu środowiskach, stając się ruchem interdyscyplinarnym. Mówmy o fali entuzjazmu do organizacji, mówiącej o środowisku bez zatrzymywania się na poziomie działań czysto objawowych. To było siłą i specyfiką Klubu.
Organizacyjnie rzez ujmując - powiedzenie, że Koło powołane na początku października 1980 r w AGH – jest założycielskim dla całej struktury Klubu formalnie można uznać za prawdziwe. Jednak, skoro, równolegle – w wielu miejscach zawiązywały się grupy identyfikujące się z ideą Klubu, przekonane do tej samej myśli i dołączające się do całej powstającej struktury - to i tym nie można im odbierać statusu założycielskiego na terenie danych środowisk społecznych. Zresztą - rozmowa, w podobnym duchu – tak w ogóle, byłaby czysto akademicką. Na terenie AGH – należy w szczególności wymienić – oprócz wymienionych już inicjatorów - A, Gułę, W. Włodarczyka, A. Siwka, A. Maneckiego a z innych środowisk - S. Bielawkę – lekarza – dziś byśmy powiedzieli – pierwszego kontaktu – praktyka posiadającego szeroką wiedzę na temat stanu zdrowia ludzi Krakowa a w szczególności Śródmieścia. Dalej oprócz wymienionych już pomysłodawców, należy wskazać takie osoby jak K.Bonnenberg, M.Gumińską, J.Bogdanowskiego K.Goerlicha, A. Łopatę B. Konarzewską, K. Hurko – Romejkę, J.Fijała, A. Łopatę czy też i moją osobę – które tworzyły zręby Zarządu Okręgu i Zarządu Głównego – w przygotowaniu do I Walnego Zjazdu– Zresztą nie sposób wymienić wszystkich Wielką zasługą prof. A. Maneckiego było, że w czasie trwania – jak się to mówi – festiwalu Solidarności zorganizowaliśmy aż 11 Forów Dyskusyjnych – które ujawniały informacje o środowisku naturalnym Krakowa i regionu do tego czasu leżące w szufladach Naukowców. Te zostały jako propozycje i rzetelne informacje zapisane w cyklu Zielonych Zeszytów Naukowych AGH, Tematy – np. Quo Vadis Cracovie, Huta im Lenina, Siarka. Powietrze nad Krakowem, Skawina – to tylko niektóre z nich. Realizacja Forów i edycja materiałów jako Zielonych Zeszytów AGH była to możliwa – o czym się na ogół nie mówi - też i za przychylnością JM Rektorów kolejno prof. R.Neya i prof. A.Kleczkowskiego Pierwsze Walne Zjazdy – już po Stanie Wojennym odbywały się w Auli AGH. a potem w salach wykładowych Akademii Medycznej, a to już za sprawą Pani prof. M. Gumińskiej.
Lokale klubowe się zmieniały, ale na opisy w tym zakresie – szkoda miejsca. Tyle, że pożar w Pałacu pod Baranami pozbawił Klub wielu źródłowych dokumentów. Również losy siedziby w oficynie kamienicy przy ul Sławkowskiej wyremontowanej staraniem i za pośrednictwem PKE warte są pogłębionej co najmniej refleksji.
Warto za to dopowiedzieć, że mniej więcej w czasie Stanu Wojennego i po nim – część członków PKE utworzyła Wspólnotę Ekologów przy kościele p.w św Kazimierza Królewicza czyli u krakowskich OO. Reformatów. W ramach jej działalności zdołaliśmy zorganizować sześć Sympozjów z cyklu 3xE (Etyka, Ekonomia, Ekologia). To w ich trakcie powstały myśli między innymi wspomagające wspomnianą polską delegację na Szczyt Ziemi. Wspominam ową Wspólnotę gdyż traktuję ją jako pole działalności części PKE, w czasie gdy inne formy były praktycznie zatrzymane lub co najmniej trudne. Dodatkowo, praca we Wspólnocie dała zupełnie inną jakość podejścia do spraw związków – jak w tytule wspomnianych sympozjów – pomiędzy etyką, ekonomią i sposobem podejścia do środowiska naturalnego/ Dla mnie było to, z wielu powodów, znaczące doświadczenie. Na przykład – przemyślenie istoty słów „bracia i siostry w stworzeniu” czy - „czyńcie sobie ziemię poddaną”, postaci św. Franciszka – biedaczyny - ale z wyboru - i całkiem skutecznego organizatora jak dziś byśmy powiedzieli, Dekalog Ekologiczny – ukazanie roli ascezy w używaniu środowiska, również spotkania – wykłady to były formy formacji. Należy też wskazać na rolę O. Rufina Maryjki – któremu oddaję szczególne wyrazy szacunku za duchowe prowadzenie Wspólnoty zwłaszcza po tym, co Go spotkało. Zdążono Go przesunąć do Rzymu – tak to przynajmniej widzę. Teraz powrócił do Domu,. Tu też wypada mówić o kosztach działalności niezależnej od władz
To wszystko dawało inną perspektywę patrzenia na sprawy źródeł degradacji środowiska naturalnego
Dziś wspomniane wyżej słowa „ekolog” czy „zrównoważony rozwój”, z niewiedzy, niezrozumienia lub wręcz w celach manipulacyjnych i dla walki z wiarą i z opieraniem ochrony środowiska o jej podstawy ontologiczne, także i w innych celach – są wykręcane, przeinaczane i fałszywie używane. Jak potrzeba – bez względu na logikę i prawdę. Dziś - jaka jest potrzeba - takie te słowa mają nadawane znaczenie.
Ten odprysk działalności PKE w Krakowie – zaistnienia Wspólnoty - bo tak można to ewentualnie nazwać –– to oddzielna historia – a o niej wspomniałem, bo należało. Podobna wspólnota była w Gdańsku za przyczyną J. Jaśkowskiego
Przepraszam oczywiście Tych wszystkich, których tu nie wymieniam jako założycieli PKE – bo to jest niemożliwe, tak naprawdę należałoby przecież wymieniać wszystkich, którzy pojawili się w Klubie w tym 1980 r. Może Tych, którzy znaleźli się w Klubie później i w nim działali przed stanem wojennym. Podkreślam też, że tekst ten piszą z pozycji świadka tego co się działo w AGH i w Okręgu Małopolska. Tylko krótko w tym czasie byłem formalnie aktywny w Zarządzie Głównym Regularnie też byłem delegatem Małopolski na Walne Zjazdy, stąd w sumie sądzę, iż mam pojęcie o tym jak i na podstawie jakich decyzji następowała opisywana ewolucja Klubu pk Przepraszam też za pomijanie tytulatury. Na potrzeby tego tekstu uznałem to za racjonalne i jednak chyba wybaczalne - raz, że z biegiem lat tytulatura się zmieniała, a po drugie – w samej pracy Klubowej grała ona mniejszą rolę, choć oczywiście i tu jest ona jednak bardzo ważna jako, że tytuł naukowy – był i powinien być też oczywistym atestem źródłowości sprawdzonej, naukowej informacji, kompetencji i co tu dużo nie mówić siłą napędową znaczenia Klubu. Tak było, i było to ważne - bo klub z założenia walczył rzeczową i źródłową informacją, co stanowiło o jego sile. Ten tekst od samych nawet ówczesnych tytułów naukowych – by się zaroił. Późniejsze wejście niektórych ogniw organizacyjnych Klubu (czy to Okręgów czy nawet Kół) w działania zgodnie tylko z poprawnością, a bez głębszej weryfikacji informacji, postawiły Klub w rzędzie może i entuzjastycznych ale już czysto propagandowych i lobbystycznych organizacji typu eko, które z biegiem czasu zaczęły już masowo powstawać. Dość przypomnieć opracowanie P. Glińskiego jako wtedy relatywnie młodego socjologa – z 1996 r - zawierające na ok 500 set stronach (Polscy Zieloni) tylko sam rejestr i skrótowe omówienie niektórych z eko-NGO tamtego czasu. Dziś wyrażam przekonanie, że ten wysyp był efektem wykorzystania i co tu nie mówić, opanowania i skanalizowania energii społecznej ludzi skłonnych tylko do mówienia – dość psuciu środowiska. Jak sądzę - w ówczesnej technice sprawowania władzy było wtedy konieczne dla zniwelowania efektu oddziaływania głosów mówiących – bez dobrych i rozważnych racji merytorycznie zasadnych - nic się nie zrobi. To te głosy były i to nawet w tamtych warunkach - realnym zagrożeniem dla władzy, ujawniało niekompetencję politycznych decydentów – zresztą to mniejsze – ale mogło silniej oddziaływać na nastroje społeczeństwa, które już odczuwało i widziało bez pudru co się dzieje ze zdrowiem, z otoczeniem – nawet z budynkami.
Oczywiście – na niepoprawności poglądów i opinii nie zyskuje się poparcia, to i jednostki Klubu nie poddające się ogólnemu trendowi, pozbawiane dostępu do finansowania grantowego po porostu zanikały. Między innymi do tego był potrzebny np. zapis o możliwości podjęcia wspomnianej samodzielnej działalności gospodarczej jednostek Klubu, wprowadzony w trakcie bodaj IV tego Walnego Zjazdu. Spowodowało to – poprzez powiązanie decyzji grantowych a więc finansowania z decyzjami administracyjnymi utratę niezależności i powagi Klubu jako całości. Poszczególne ogniwa Klubu mogły już używać jego marki a ich głos nie musiał być wcale oparty o solidne podstawy i nie musiał być jednolity w skali Klubu. Ci którzy mieli takie możliwości i skłonności – mogli czerpać równocześnie z imienia Klubu i kasy grantowej, która przecież nie płynęła bezwarunkowo. Właściwy wydźwięk grantu być wszak musi. Tak działa administracja. Najdobitniej to ujął prof. M. Klieber jako ówczesny szef PAN - gdy wybito mu chyba z głowy organizację konferencji dla współdziałania polskich naukowców w sprawie katastrofy Smoleńskiej mówiąc wprost – kto płaci ten wymaga. Potrzeba więcej mówić w sprawie niezależności – tu Nauki?
To tak – ręczna niejako dystrybucja środków wpływa na pozycje ośrodków czy danego NGO. Gorzej – bo w dziedzinie Nauka - również i nadawanie tytułów – a więc i wpis do formalnej elity – nie pozostawał (i nie pozostaje) poza wpływami nacisków administracyjnych. Czy trzeba lepszego dowodu niż sprawa dr hab. A. Zybertowicza? Dorobek – liczy się? myśl – liczy się? A może tylko niepoprawność i poprawność przekonań.
Póki więc ten mechanizm uzależnienia formalnie niezależnej działalności od administracji i to nie tyle najwyższego ale nawet tylko średniego a jednak decyzyjnego szczebla, nie zostanie systemowo zlikwidowany – o rzetelnej i niezależnej roli organizacji NGO, o dobrym funkcjonowaniu Nauki - należy zapomnieć. Sposób na naprawę oczywiście jest – i jest on znany od czasu powołania Uniwersytetu w Bolonii czy Jagiellońskiego. Zauważmy - stan jaki jest – widać, mimo tego, że w rzeczywistości mamy dowody wysokiej jakości konkretnych członków kadry naukowej – w Polsce czasem spychanych na margines czy istnienia i aktywności grup inicjatyw obywatelskich - czasem z godnym podziwu i uznania poziomem wiedzy, świadomości i energii w sprawach środowiska. To nawet nie są formalnie organizacje NGO. Mówię tu o ludziach dobrze przygotowanych i zajmujących się społecznie ogólnymi i też konkretnymi sprawami. Niezależny wynik myśli i niezależna informacja każdej władzy są niezbędne do dobrego zarządzania. Królowie to wiedzieli, ale już nie wie władza cały czas dbająca tylko o poparcie sondażowe, od niego uzależniona, a nie dbająca tak bardzo o prawdę. Ważniejsze staje się pytanie jak ma być i co pomyśli Poprawność – nawet nie koniecznie Ci na górze. W kreacji umownej rzeczywistości niezbędne są zarówno zależni dostarczyciele informacji jak i agenci wpływu na opinię publiczną. Ot – i cała tajemnica konduity i Nauki i organizacji o nazwie NGO w tym tez tych z przedrostkiem eko. Często wobec tych postaw - osoby ze struktury władzy, którzy z tych spraw zdają sobie nawet sprawę, choć formalne są nawet na szczytach władzy– z racji systemu są bezsilni – bo właśnie ten system – jak myśl Lenina - jest wieczny – i u nas od 1945 r – żywy. Widzimy to i w Sądach i w Nauce i w administracji i w sterowaniu organizacjami – formalnie NGO. Te na dodatek, źródła finansowania mają przeróżne i nie koniecznie państwowe, polskie pochodzenie. Niezależność – to jakaś była na początku – a dziś? Niezależność rzeczywista - to postawa samobójcza.
Wracając do nurtu opowieści o Klubie.
Lista nazwisk ludzi aktywnych w Klubie w okresie jego startu byłaby długa jako, że w tym czasie do stanu wojennego dołączały osoby, które były świadome tego co się wokół dzieje i kojarzące stan rzeczy z bezwzględną antropopresją wynikającą też z polityki i sposobu prowadzenia gospodarki. Nie wolno pominąć osób prof. M. Gumińskiej, prof. S. Juchnowicza – honorowego Prezesa PKE, którzy byli osobami wielce znaczącymi w życiu Klubu, kładąc cały czas zasługi dla jego funkcjonowania. Ważną też była i jest postać prof. Z. Witkowskiego Znaczącymi dla organizacyjnego życia Klubu były również okresowo takie osoby jak np. J. Mikuła a szczególnie – i to jako co należy z całą mocą podkreślić - noszący największe ciężary kontynuacji już bardzo trudnego okresu istnienia Klubu, wieloletni Prezes Zarządu Okręgu Małopolska – Adam Markowski. Niestety Jego działalność zbiegła się gwałtownym wzrostem daleko idącej rezerwy władz i społeczeństwa do organizacji NGO zajmujących się ochroną środowisko. Jeszcze w 1981 pojawił się Z. Fura późniejszy Prezes Okręgu Małopolska – dziś na powrót aktywny w Klubie. Wspomnę też, że jako wręcz efemeryda, ale w swym czasie jako osoba potem znacząca w strukturze władzy, zgłosił się do działalności klubowej już wymieniony K.Goerlich – późniejszy –v-ce Prezydent Miasta. Jego niewątpliwą zasługą w tej funkcji było uruchomienie programu likwidacji lokalnych kotłowni, pieców a także inicjatywa rozpoczęcia monitoringu jakości powietrza.
Zauważmy tylko jak często możemy przeczytać – ekolodzy żądają, blokują, wymagają itd. Jakoś nigdy temu nie towarzyszy komentarz - kim są owi ekolodzy. Często okazuje się, że to może być nawet grupa paru osób bez wiedzy i doświadczenia w sprawach kształtowania relacji pomiędzy potrzebami człowieka a wymogami zachowania warunków dla ochrony środowiska i zasobów czy energii . Zastanówmy się czy można uznać podobną sytuację za właściwą i korzystną dla ochrony środowiska? Dobitny dowód mamy w postaci tego co dzieje się z Puszczą Białowieską – po wymuszeniu przerwania koniecznych działań ratunkowych i brak reakcji na gigantyczne awarie systemu ściekowego Warszawy.
Jak widać potrzebna jest ze strony władz i opinii publicznej analiza charakteru każdej organizacji typu NGO, jej przemyślenia, zrozumienia i stosownego traktowania ich wysiłków. Dopiero z tego może wynikać stosunku do pracy każdej z tych organizacji. Zadania, które im można i należy powierzać sięgają czasem tematów trudno dostępnych dla administracji. Mówa o realnej i merytorycznej a nie propagandowej współpracy z organizacjami niezależnymi. Tu przykładem godnym analizy jest np. sprawa lokalizacji spalarni śmieci – przepraszam – Zakładu Termicznego Przekształcania Odpadów – w tym pytań skrzętnie pominiętych w trakcie tzw konsultacji społecznych.
Z podobnych myśli można wyprowadzać też istotę sensu działania każdej organizacji proekologicznej. Jak wygląda dziś liczba eko-NGO – nie mam pojęcia – jednak jestem pewien, że wcale ilość nie przechodzi w jakość. Sądzę, że wręcz odwrotnie, właśnie dla braku solidnych i rzeczowych podstaw merytorycznych. Krzykliwość i reakcje na sygnał nadany z centrali poprawności i kierowania aktualnymi hasłami – może tresują zwłaszcza młodych entuzjastów jak psa Pawłowa – lecz wcale nie robią dobrze dla skuteczności działania.
To czysty lobbing i socjotechnika.
Z tego też można i należy wyciągnąć wnioski dla odbudowy znaczenia Klubu. Dziś dla rządzących nie ma rozróżnienia pomiędzy Klubem a grupą zielonych przykuwających się do drzew.
Z tego modnego dziś hasła a właściwie haseł z przedrostkiem eko zrobiono sobie znakomite narzędzie do realizacji leninowskiej zasady, że to wróg ma przynieść sznur, na którym się go powiesi. Zasada ta działa dziś i w innych dziedzinach – wystarczy się zastanowić nad manipulacjami i wpływami w sprawach i ideologii i w lobbingu oraz ogólnie – nad grą rynkową w gospodarce.
To co zostało powiedziane a jest jakimś pokłosiem 40 tu lat działalności w PKE jak należy sądzić, wyjaśnia dlaczego dziś tak naprawdę, argumenty merytoryczne NGO dla rządzących mają marginalne znaczenie, a ważna jest tylko rola medialna tych organizacji. Wygląda na to, że jedyną szansą dla takich organizacji niezależnych jak PKE jest docieranie do opinii publicznej z rzetelną informacją i argumentacją.
Bo już tylko opinia publiczna – tworzy nacisk wyborczy.
Dziś głosy rozsądku o rozważenie i wyważenie wszystkich i ujmowanych całościowo argumentów w sprawie nazwania jakiejkolwiek technologii czy produktu przyjaznymi dla środowiska – z przyczyn czysto politycznych i biznesowych są eliminowane. Rolą niezależnych organizacji działających na polu współdziałania gospodarki i ochrony środowiska jest przełamywanie tych tabu tworzonych z powodów ideowych biznesowych i politycznych.
I to ostatnie postawił bym jako wniosek – naukę dla następców entuzjazmu założycieli Polskiego Klubu Ekologicznego.
To już 40 lat i trzeba zaczynać od nowa – od wyciągania na światło dzienne nie tylko informacji i argumentacji, ale też skutków ich pomijania lub manipulowania.