felekTematem ostatnich dni stały się dywagacje nad przypadkiem red Piotra Kraśki. Kilkuletnia jazda bez posiadania uprawnień – znaczne zarobki – unikanie płacenia podatków. Kolejność powodów do zajmowania się sprawą jest w zasadzie obojętna. Liczy się faktyczna kumulacja bezkarności, wręcz tolerowanych kpin z prawa demonstrowana przez pieszczocha salonów III RP – o ile wiem z niezłym rodowodem, zresztą właściwym dla tych sfer. To taka nowa świecka tradycja pielęgnowania pozycji nie tyle zdobytej pracą co nadanej po linii i na bazie. Od dziadka zaczynając, co należy chyba już do tradycji rodowej nowej elyty. Przynależność do elyty – w jej ciągłości - daje najwyraźniej u wielu jej uczestników - poczucie bycie kimś stojącym ponad prawem.

Malo takich przypadków? Pan Kraśko ani pierwszy ani niestety chyba ostatni. To istotny element – bo jak mówi niezłomna reguła Neumanna– swojaków kryjemy do upadu. Pierwsze co się więc narzuca, że oto pieszczoch z jakiś powodów – jak wcześniej red Tomasz Lis – najwyraźniej stracił status nietykalnego, Bo przecież nie przewiny wobec prawa tu się zbytnio liczą a poparcie salonu III RP. Nikt przecież poważnie nie może dowodzić, że Urząd Skarbowy, co to każdego przysłowiowego Kowalskiego ściga za prawie nic w stosunku do tych wieloletnich dokonań pana redaktora – nic a nic o stanie rzeczy nie wiedział. Również trudno przypuścić by nikt nie miał pojęcia, że gość jeździ bez prawka. Mało takich nawet zabójców? Raczej można powiedzieć - farciarz – jemu się upiekło – wypadku nie spowodował. Gdzie mu do innych wielkich, choćby tym, co to z promilami po pachy, albo do tego któremu starsza pani wtargnęła pod koła na pasach z nieustaloną prędkością. A zarobki? Owszem kłują w oczy. ale dziś nie ma powodów by z tego robić zarzut – widać dla zatrudniającego tyle była warta Jego praca – i już to raczej powinno być chwalbą za kompetencje
Kompetencje czyli profesjonalizm.
Właśnie to ostatnie każe zastanowić się nad sprawą nie tyle w kontekście kantów i czynów niegodnych solidnego obywatela (choć status mentora dla opinii publicznej zobowiązywałby tu do prostej solidności) a też pochylić się nad pytaniem cóż to za zasługi dawały w tym towarzystwie ową bezkarność i wysoką cenę za usługi.
Odpowiedzi dostarcza w tym zakresie bardzo konkretny przykład roli jaką pełnił ten pan jako redaktor – mentor ważnego medium-centrum wpływu na opinię publiczną. Owa odpowiedź mówi nie ile, ale za co, pan redaktor brał kasę. Inne informacje to tylko materiał dla tabloidów, lecz opinia publiczna powinna się w końcu orientować w źródłach. Bo kanciarzy i piratów dostatek, ale ludzi od takiej roboty nie jest dużo, za to ich rola i skutki działania powinny być wskazane. Dla dobra nie tyle jednej czy drugiej partii a dla zdrowia życia publicznego. Wnioski zwłaszcza wyborcze – nich każdy już sam wyciągnie. Nawet człek zauroczony tym gatunkiem światowości, postępowości, antypisismu itd. Tak tylko dla własnego interesu – czyli dla oparcia życia publicznego o rzetelne porównanie argumentów.
         Rola takich figur jest warta rozważenia właśnie dla własnego interesu.
W tym konkretnym przypadku który pokażę czy raczej przypomnę mówmy o roli tego pana jako cyngla uruchamiającego strzał do konkretnego człowieka, najwyraźniej zidentyfikowanego jako wróg. Chodzi o strzał nie koniecznie dla fizycznej - jak to mówią na wojnie o zabiciu - eliminacji. Dziś na razie wystarczy prawie równa jej śmierć cywilna – a to inna sprawa. Cyngiel tylko miał zadanie uruchomić odstrzał Taki dobrze płatny wykonawca jakiejś części planu. I za sprawne prowadzenie takich operacji należy się kasa tak jak za udokumentowaną pokoleniowo wierność.
        Sięgnijmy do przykładu.
Mówimy o czasie osiągania dna kpin z elementarnych uczuć szacunku dla wartości podstawowych i rozkręcania do wysokich obrotów, tego co dziś delikatnie i dyplomatycznie z szacunkiem dla języka polskiego nazywa się przemysłem pogardy. Przyznajmy, dziś już stukają od spodu swym zachowaniem w Brukseli – oby tylko. To był czas po katastrofie – dziś wiemy już z najwyższą możliwą i udokumentowaną dozą pewności dowodowej – zamachu Smoleńskim. Pamiętamy ówczesne i trwające do dziś przeczące rozumowi i sercu sceny i „fakty” oficjalnej wersji braci – dziś się okazuje jakich – z Rosji. Pan redaktor zaprosił do studia prof. Jacka Rońdę jako cel jeden z wielu, ale za to można powiedzieć idealny. Dlaczego idealny? To proste – konieczny do odstrzału poprzez okrycie spotwarzeniem - przy nawale medialnej - bez szans na jakiekolwiek sprostowania i dowodzenie racji. Gość ma być uziemiony, starty do niebytu. To ewidentny cel - a pierwsze i najważniejsze zadanie – pchnąć lawinę. Wykonanie dla wprawnego w takich klockach banalne. Fachowiec wie jak na przesłuchaniu, wykorzystać cechy niczego złego się nie spodziewającego przesłuchiwanego, Szkoła przekazywana z pokolenia na pokolenie przydaje się dla przygotowania dobrej techniki realizacji, w tym przypadku rozmowy i celności strzału, Przydały się tu takie wcześniej chyba rozpoznane cechy interlokutora jak jego osadzenie w zachodnich standardach akademickich czyli ufność w prawo do swobodnej wymiany argumentów i wręcz skłonność dobrego dydaktyka do rutynowego używania prostych analogii ze świata natury przemawiających nawet do laika w sprawach o złożonej materii (np. parówki, które pod wpływem ciśnienia od wewnątrz nigdy nie pękną inaczej jak tylko wzdłuż osi ich kształtu walca).Także spontaniczność reakcji – i swoboda wypowiedzi to duże ułatwienia techniczne dla snajpera – można łatwo złapać za słowa. Zasadnicze powody wytypowania do odstrzału – to kompetencja używana niepoprawnie, bo w zaangażowaniu merytorycznym i organizacyjnym w pracach nad niezależnym wyjaśnianiem katastrofy Smoleńskiej. Czyniła ona z Profesora groźne ogniwo w sprawie demaskowania kłamstwa. Eliminacja zagrożenia - to cel, a technika realizacji, aż się już sama prosiła. Profesor po latach życia w naturalnym na zachodzie, środowisku nauki dążącej do prawdy udokumentowanej w starciu argumentów oraz swobodzie wymiany poglądów opartych o konkretne dowody wyniki i myśli. Tak więc niestety nie przychodziło Mu nawet do głowy to, co jasno, głośno i publicznie, a bez ogródek powiedział wyjaśniając odstąpienie od elementarnej powinności naukowca - Prof. M. Kleiber jako szef Olimpu Nauki – czyli PAN – brutalnym zdaniem cyt. kto płaci ten wymaga. W dzisiejszej nauce, a nawet zwłaszcza też dziś, po kontynuacji obyczajów rodem z komuny utrwalonych gowinową dla zmyłki zwaną konstytucją dla nauki – to standard i łajdacka oczywistość.
        Podejmując więc rozmowę na antenie z red P. Kraśką, pan prof. J.Rońda chyba naiwnie sądził, że ma szanse podać opinii publicznej informacje wynikające ze swojej wiedzy Nie myślał, że nastawia się na celownik i to był Jego kosztowny błąd. Zresztą, któż zabity przez snajpera - profesjonalistę spodziewa się śmierci?
Ten wywiad – odpowiednio obśmiany i powykrzywiany w swych treściach uruchomił lawinę. Skalę ciężkiej choroby nauki, jej ludzi i braku szans na transmisję rzetelnej informacji pokazuje to, że nawet JM Rektor macierzystej Uczelni Profesora - AGH – poważnie i mocą swego urzędu, podjął bardzo szeroko zakrojone kroki podkreślmy - administracyjne – na podstawie – uwaga – licznych SMS ów krytycznych wobec ukazywanego wydźwięku owego wywiadu. Nawet nie treści znanych z autopsji a z tego hasełka „tak się mówi” . Ta motywacja nie jest żartem, jest zapisana nawet w zeznaniach składanych przed Sądem. Stanowi wystarczającą kompromitacją decydenta uległego presji a nie biorącego za swoja powinność urzędu opieranie się o rzetelną wiedzę w odwołaniu się do społecznego obowiązku nauki. To decydowanie – bo SMS- y byłoby nie do wiary gdyby nie było faktem, Rzekome – same akademickie bezeceństwa profesora stały się podstawą dla dalszych kroków. Wyeliminowanie profesora J. Rońdy z życia akademickiego, odebranie Mu nie tylko dydaktyki i nie na pól roku (a tak to wie opinia publiczna) a na lata, aż do wymuszonego przejścia w stan spoczynku, odebranie rozpoczętych prac dyplomowych i przewodów, nagła utrata wszelkich zdolności do aplikowania o finansowanie badań – to kolejne ciosy zabójstwa dobrego imienia i szans na pracę z wykorzystaniem swej wiedzy Zabójstwo życia cywilnego ale ze szkodą społeczną dużych rozmiarów. Na to paragrafów jakoś niema. Za to mózgu i myślenia jeszcze to postsowieckie towarzystwo nie zaaresztowało. Cały dorobek, pozycja w nauce, nawet światowej, wieloletnie doświadczenie w pracy dla poważnego producenta samolotów, wiedza w zakresie termodynamiki i teorii oraz doświadczenie w sprawach wybuchów – stały się nagle unieważnione i zbędne. To są skutki, do dziś obowiązującego, ręcznego sterowania finansowaniem nauki i oparcia awansów na możliwości zewnętrznej ingerencji w proces nominacji w nauce. A na to jak i na odejście od oparcia nauki na liderach myśli i wiedzy, jakoś do dziś nikt nie zwraca uwagi i co gorsza nie wyprowadza z tego stosownych wniosków.
Pan Kraśko jak widać tylko i aż pociągnął za cyngiel jako właśnie wysoko ceniony snajper medialny. I za tą rolę najwyraźniej miał gwarancję bezkarności wobec otoczenia specjalnych kast – medialnej, sądowej i naukowej.
Tak więc rzecz uogólniając - proponuję nie skupiać się na kantach podatkowych – bo takich może nawet na zbliżonym poziomie jest jak sądzę na tyle dużo, że i tu nie obędzie się bez wielkiej pralni innej niż prawna czyli właściwych organów. Dla opinii publicznej wydaje się być tylko ważna informacja – ten gość – oszukiwał na rympał i uchodziło mu to na sucho.
Ilu też obwiesi jeździ dziś bez prawa jazdy, tak, jakby ćpun latał luzem po ulicy z narzędziem zbrodni. Normalny człowiek nożem ukroi chleb lub wędlinę ale człek nieodpowiedzialny nawet zabije.
          Mając na uwadze przykład prof. Jacka Rońdy, idąc do uzmysłowienia sobie skuteczności metod aspołecznego działania konsorcjum kast (tu mediów, nauki i sądów) patrzmy też i na inne wybuchy wszelakich sensacji nie tylko przez pryzmat ich objawów przyciągających uwagę tłumów, a oglądajmy je z próbami zrozumienia mechanizmów je powodujących. Taka pierwsza z brzegu np. afera Amber-Gold do dziś jest też świadectwem bezkarności patologii – a nie tylko aferą jakiś cwaniaków co to Kolumnę Zygmunta by sprzedali z Dzwonem Zygmunt w pakiecie, choć takich w obecnej polityce i to w każdej opcji przez nich zwanej polityczną można znaleźć. I to też warto zauważyć bo za działalność takich cwaniaków płacą zwykli, uczciwi ludzie. A partie – też sporo tracą biorąc działalność cwaniaków za ich skuteczność. Ale to już inna bajka. Czy pan red Kraśko był skuteczny w wykonywaniu swych zadań? W danym momencie zapewne tak. Lecz ludzie, wyborcy, w końcu zauważyli kto ich robi na szaro i nie mieli pretensji do niego a do zleceniodawców. Pan Kraśko ma na rękach odpowiedzialność za zniszczenie człowieka, który mógł jeszcze sporo dobrego zrobić.
Tak więc to dla własnego dobra trzeba samemu rozpoznawać takie figury i ich animatorów wraz z rzeczywistymi ich celami. To niezbędny koszt, wysiłek korzystania z demokracji, którą chcą zniszczyć nawet pięknym haslem praworządność wprowadzanym w życie z łamaniem prawa czego też bywa że się nie widzi.
Dziś hasła wcale nie muszą nosić treści.

Dr inż. Feliks Stalony-Dobrzański