Każde życie można podsumować datami, wydarzeniami, osiągnięciami, funkcjami. Jednak te formalne informacje są w istocie – zwłaszcza w perspektywie czasowej - puste. Wyparowują z pamięci. Nie niosą wiedzy o tym człowieku, który odszedł. Nie wynika z nich też dlaczego, oraz na ile, otoczenie będzie odczuwało jego nieobecność i co tak naprawdę po sobie trwałego pozostawił.

Na pogrzebie prof. Adama Guły zadałem sobie to właśnie pytanie – choć i przemawiający nad grobem wymieniali listę osiągnięć. Najważniejsze chyba powiedział syn i – młody współpracownik. Odszedł dobry, ważny dla Nich człowiek – nie profesor – a Ojciec i w zasadzie starszy kolega, był po prostu życzliwym, pracowitym i prawym człowiekiem. Niby proste. Ale dziś wcale nie takie banalne.    

Dziś panuje przekonanie, że układność i przeciętność są premiowane. Pasja bywa brana za rodzaj odchylenia – popularnie ujmując – fijoła. Oryginałów jakby już brak – niedobitki są zamianowane dziwakami. Nietypowość nie jest w cenie, choć w istocie stanowi sól rozwoju.   To właśnie pasja i autentyczność zainteresowań daje pamięć i ślad po dokonaniach człowieka i je w ogóle powoduje. Postać dla mnie – nie tyle Profesora, co po prostu Adama, jest dobrym przykładem.

Niejeden wielki w hierarchii i swym samopoczuciu, chciałby takiej oceny doczekać.  

Formalna droga zawodowa – od fizyka i to zajmującego się cząstkami elementarnymi – po Kierownika Katedry Zrównoważonego Rozwoju Energetycznego na Wydziale Energetyki i Paliw AGH – pozornie, wydaje się mało spójna.

Dla obserwatora z zewnątrz – to jakieś odległe dziedziny.

Do suchej informacji o drodze naukowej dodać więc trzeba pewne jak się wydaje konieczne spoiwo. Nie jest ono powszechnie znane, choć najbliżsi i dłużej znający Profesora znali je, jako coś oczywistego, a wydobył je prowadzący uroczystość O. Rufin Maryjka z Zakonu oo. Reformatów.

W roku 1980 – a wtedy to właśnie na początkowej fali, jak mieliśmy wtedy nadzieję, zmieniającej Polskę do naszych wyobrażeń, Solidarności, odbyło się właśnie na Sali amfiteatralnej u fizyków spotkanie założycielskie Polskiego Klubu Ekologicznego. To był jego zalążek, z którego rozwinęła się niebawem struktura ogólnopolska. W tym miejscu koniecznie, zwłaszcza młodym, trzeba wyjaśnić. Nie zakładaliśmy Klubu zielonych entuzjastów od tak zwanych akcji bezpośrednich. Ani nam to było w głowach, a gdy takowe ruchy potem pączkowały – wiedzieliśmy, że to tylko reklamówka i zawrót głowy, dla nas coś obcego. Akademia Górniczo – Hutnicza jest największą w Polsce uczelnią techniczną o profilu, którym swymi wydziałami czyli wiedzą, obejmuje wszystkie dziedziny przemysłu ciężkiego. W skrócie – o wszystkim co degraduje środowisko na skutek działalności gospodarczej człowieka – gdzie jak gdzie – ale właśnie tu, pomimo lawiny propagandy sukcesu, była zlokalizowana i skoncentrowana, szczegółowa wiedza jak jest w rzeczywistości. Wiedza kojarzona z różnych punktów widzenia to była ówczesna siła takiej organizacji. Byliśmy też świadomi – a paleta specjalności dawała w tym zakresie konkretnej wiedzy – że 1/ tylko technika jest w stanie naprawić to co wcześniej zepsuła (to słowa prof. W.Goetla) i 2/ nie można zaniechać działalności gospodarczej a tylko należy ją tak realizować, by nie szkodzić środowisku i 3/ zniszczenie środowiska jest niszczeniem podstaw życia a więc i wszelkiej działalności człowieka.

Opracowania i konkretna wiedza leżała już wtedy w szufladach (bo nawet jeszcze nie komputerach – tak, tak, drogie dzieci, niegdyś nie było komputerów i laptopów a ludzie się wypowiadali mówiąc z głowy, a nie w odwołaniu do zasobów Wikipedii) W ciągu tego rocznego festiwalu wolności i nadziei – zorganizowaliśmy – bodaj 11 Forów dyskusyjnych których tematy są o dziwo do dziś aktualne. Smog, Woda, Quo Vadis Cracovie czyli rzecz o strategii, uzdrowiska itd.

Dla A. Guły wielość problematyki i konkret – to było ciekawe. Charakter nie pozwolił Mu stać z boku. Wiedział już, że można wyznaczyć i rozpocząć nowy sposób podejścia do tak ważnej sprawy jak ochrona środowiska nie tyle poprzez rekcję na skutki a wpływanie na przyczyny.

Po ogłoszeniu stanu wojennego – gdy nadzieje wydawało się – padły, znaczna cześć ludzi Solidarności – jak wszędzie – znalazła swój azyl i nadzieję w kościele. Przy kościele św. Kazimierza Królewicza oo. Reformatów powstała grupa złożona w dużej części z ludzi PKE – Wspólnota Ekologów. W   1983 roku odbyła się piesza pielgrzymka całej grupy do Rzymu – do Ojca Świętego przez Asyż – jako, że właśnie Jan Paweł II przywołał św. Franciszka jako patrona ekologów. Zainteresowanie postacią św. Franciszka było więc naturalne – w szukaniu odpowiedzi na pytanie gdzie są podstawy, na których można się oprzeć. W trakcie tej pielgrzymki Adam Guła został Bratem Franciszkańskiego Zakonu Świeckich. Fascynacja postacią św. Franciszka była – jak dziś widzę prostą konsekwencją natury i wiary Adama. Kto Go znał, mógł nawet nie wiedzieć, iż jest człowiekiem wierzącym. Wiara była dla Niego stanem naturalnym, z którym by się obnosił, daleko Mu było do jakiejkolwiek formy dewocji. Wtedy też chyba docenił, że choć św. Franciszek bywa traktowany jak rodzaj somnambulika, z opowieści o braciach w przyrodzie, posłusznych gołąbkach, wilku z Gubio to jednak – na tamte czasy musiał On być skutecznym organizatorem życia sporej wspólnoty, potrafiącym pokonać Kurię i przekonać Papieża odnośnie nowej i to dość obrazoburczej, by nie rzec niewygodnej reguły założycielskiej nowego zakonu.

Właśnie ta kolejność – życzliwość dla ludzi, nie wchodzenie w głupie dyskusje z maluczkimi (czego osobiście byłem wielokrotnie w ciągu tych ponad 30- tu lat świadkiem), ciężka praca i ciekawość czyli chęć dociekania prawdy, czyli i umiejętność pozyskiwania informacji i ocen wraz z osobistymi doświadczeniami w praktycznych działaniach społecznych owocowały pozyskiwaniem pozycji zawodowej. Dziś Ci, którzy z różnych przyczyn robili Mu po prostu świństwa, dziś wylewają łzy. W moim odczuciu powinni zapłakać, że nie potrafili podjąć z Nim niegdyś uczciwej współpracy. Bo pomimo wszystko tyle zrobił tyle dokonał.

Działalność grupy wspólnotowej przy Kościele oo. Reformatów pod dobrą opieką duszpasterską o. Rufina, to między innymi zorganizowanie w sumie pięciu sympozjów o wspólnym cyklu Ekologia, Ekonomia, Etyka. Zapisy referatów, wystąpień panelowych i dyskusji zostały spisane z taśmy i są dokumentem tamtego myślenia o sprawach oparcia relacji pomiędzy elementami tej triady. To były w tym czasie ważne spotkania z uczestnictwem wielu ciekawych osób w tym i tych, które potem stały się decydentami. Mało kto wie – ale to w czasie tych konferencji, w dyskusjach miedzy prof. M.Gumińską, S.Kozłowskim – późniejszym Ministrem Ochrony Środowiska, na temat – wtedy nazywanym tak ekorozwojem, wypracowywano postulaty, które polska delegacja NGO na Szczyt Ziemi w Rio de Janeiro w 1992 r zaprezentowała jako nasz wkład w koncepcję rozwoju zrównoważonego, a ten stał się ogólnym, obowiązującym fundamentem obecnych zasad prawa.

Dogłębne zrozumienie konieczności stosowania się do tych powiązań doktór, docent a w końcu profesor Adam Guła umiał stosować w praktyce. Stąd – ciężką pracą, umiejętnością rozmowy z ludźmi, otwartością na wiedzę – przekształcił swoje doświadczenia z pracy społecznej w wyspecjalizowaną i dziś bardzo potrzebną dziedzinę wiedzy i praktyki.

I sądzę, iż to jest jego najważniejszy dorobek zawodowy – a świadectwa Jego uczciwości sposobu podejścia do otoczenia i tak górują nad tymi wszystkimi realizacjami, uczestnictwem w ciałach, kolejnymi pomysłami – choć te są też ważne.

Pożegnaliśmy naprawdę nietuzinkowego człowieka, z czego sobie w pełni zdałem sprawę gdy dotarło do mnie że już sobie nie pogadamy.

I nigdy o niczym.

Będę odczuwał Jego nieobecność. Razem powoływaliśmy Klub do życia i razem go rozwiązywaliśmy. Może nasz sposób myślenia o środowisku przełożonym przez prof. Adama Gułę na życie zawodowe ktoś zauważy, doceni i podejmie.

Wygląda na to że ma następców. To też jest Jego sukces.