felek

To oczywiście dobrze – daje nadzieję – ale i skłania do głębokiej i zasadniczej refleksji. Zapowiedź ta pociąga za sobą dość oczywiste pytanie czy dzisiejszy stan organizacyjny tej sfery gospodarki (dziś nauka tak też może być traktowana) jest w stanie przyjąć te pieniądze w sposób efektywny.


Z tym jest ściśle związana kwestia konieczności oceny kto, na jakich warunkach i dla jakiego celu jest skłonny je przejąć, celowo przeznaczyć zużytkować i rozliczyć. I przed kim oraz na jakich zasadach co do meritum, owo rozliczenie miało nastąpić i nie tylko dla formalistyki administracyjnej.


Na tak wyrażone pytanie można domagać się odpowiedzi tylko od tych, którzy administracyjnie te pieniądze będą przejmowali. Wszak w obecnych ramach organizacyjnych to nie naukowcy, a urzędnicy te pieniądze przejmą i to oni będą je dystrybuowali i rozliczali. Na samym wstępie więc musimy zauważyć – że nie muszą to być wcale w całości pieniądze na naukę jako taką, dla naukowców. Część (jaka, to sprawa otwarta) może zostać pochłonięta przez ową administrację. Również tylko owa administracja będzie nie tylko znała a wręcz ustalała warunki kierowania tych pieniędzy, cele jakie będą stawianie i będzie znała detale sposobów ich rozliczenia. Dla ludzi – obywateli – a także samych naukowców - to w istocie wielka niewiadoma. Nawet dla wybrańców ludu – czyli Posłów i Senatorów sądzę, też. Z prostego powodu. Wysoce specjalistyczne, czasem na pozór zupełnie tajemnicze i wręcz niepotrzebne by się wydawało nikomu zagadnienia – w istocie są fundamentami rozwoju, a z kolei te, wyglądające atrakcyjnie bywają po prostu marketingowymi hasłami. Kto jak kto ale podobnych kwestiach urzędnik nie ma kompetencji by się orientować – może tylko stawiać zadania w swym przekonaniu właściwe. To stwierdziwszy, musimy wyraźnie sobie powiedzieć – uczciwość, rzetelność, po prostu poziom etyczny, w nauce tak jak i dla innych dziedzin, ale tej w szczególności, jest niezbędny. W ogóle w nauce, a na dodatek przy takim finansowaniu, postawy etyczne choć formalnie niemierzalne, stanowią wręcz wymóg techniczny, będąc jedynym gwarantem sukcesu również gospodarczego. Powiedzmy sobie bowiem – nie każda złotówka wydana na naukę zwraca się i procentuje, zwłaszcza w krótkim czasie. Niektóre badania przynoszą szybkie zyski, inne dają je w dłuższym okresie, część jest tylko pomocna dla poprzednich, a pozostałe są jednak czystą stratą. Przynajmniej na dziś i tylko z punktu widzenia czysto biznesowego. Jednakże per saldo – profity z tych niewielu – pokrywają wszelkie pozostałe straty, przez co ta dziedzina gospodarki choć można określić - wysokiego ryzyka, jest niezwykle opłacalnym kierunkiem inwestowania. W tym względzie nauki humanistyczne – choć fundamentalne dla wielu dziedzin państwowości – są w jeszcze trudniejszej sytuacji, Wymagają od decydenta myślenia strategicznego, rozumienia interesu narodowego i też odpowiedniego poziomu etyki i odpowiedzialności. Jeśli w ogóle tylko tak podchodzić do rzeczy, że nauka ma służyć państwu i obywatelom Są bowiem jeszcze ważniejsze zyski – te niematerialne co jednak dla dzisiejszych organizatorów nauki wydaje się być czymś zupełnie nieistotnym
A to kosztowny błąd. Świat o tym wie i pracując z myślą o swoich gospodarkach się rozwija i konkuruje.

W dzisiejszej organizacji nauki, stopień administracyjnego zawłaszczenia procesów awansowania i kierowania pieniędzy, (i to przy całej skromności ogólnych środków przeznaczanych budżetowo na naukę) daje podstawy do poważnych obaw. W wielu umysłach – ów proces przejęcia przez administrację rządową spraw organizacji, finansowania i promowania w nauce – jawi się jako coś naturalnego. Z hasłem przewodnim – kto płaci ten wymaga. Wszędzie może i tak – ale nie w nauce. Jest to bowiem jedyna dziedzina działalności człowieka, w której wykonawca zadań w istocie sam się programuje i .w swojej ścisłej grupie się z tego rozlicza. Etyczne zachowania i sposoby postępowania mają dodatkową wartość o wymiarze wpływającym na efektywność działania dla zleceniodawcy. Nakłada się też tu problem umiejętność właściwej i znów – rzetelnej wyceny wartości pozyskiwanej informacji. Tej, jej odbiorca, czyli zleceniodawca dziś – skoro jest jedynie administratorem - nawet nie musi wcale być świadomy i nie konicznie umie ją wliczyć do swych kalkulacji biznesowych lub strategicznych.
Nie moje pieniądze, w papierach wszystko gra, recenzje super – i wystarczy.

Onegdaj nauka była dziedziną, w której awans osobowy tworzący elitę, był wewnętrzną sprawą grupy zawodowej naukowców, a ta, w stosunku do odbiorcy rezultatów swej pracy musiała być uczciwa, bo inaczej by się kończyło finansowanie. W awansie była brana pod uwagę – tak jak było to możliwe, postawa etyczna. Sytuacja ta wymuszała też wysokie standardy jakościowe i jednak promowała dochowywanie zasad, co najmniej utrudniających dokonywanie awansów z innych powodów niż merytoryczne. To samo dotyczy organizacji życia akademickiego, w tym możliwości stawiania tamy dla zaniżania poziomu kształcenia Ten, w sposób naturalny, jest i - musi być odwrotnie proporcjonalny do ilości studiujących. Wszak podstawą jest relacja mistrz – uczeń a tego żaden „postęp” czy rozwój wiedzy nie zmienia a wręcz wymaga. Niezależność w badaniach – mając podstawowe znaczenie – jak każda forma niezależności dla satrapy stanowi w jego mniemaniu – zagrożenie. Dlatego wszelkie systemy totalitarne w tym i komuna dla swego podstawowego interesu – pierwsze co robiły, to podejmowały zdecydowaną akcję administracyjnego, ręcznie sterowanego, przejęcia wszystkich dziedzin życia akademickiego. Od całkowitego finansowego uzależnienia, poprzez likwidację eksterytorialność i niezależności uczelni, po faktyczne decyzje awansów na – zwłaszcza wyższe stopnie naukowe. Dla takiego systemu rządzenia, elita ma być mianowana a nie rzeczywista, usłużna i broń Boże nie niezawisła. Zepsucie wielowiekowo obowiązującej konstrukcji nauki, opartej o niezależność, w naszym przypadku po upływie co najmniej 60-ciu latach, dało już to, iż uważa się je za stan naturalny. Bez mrugnięcia okiem uznając to za koniczność – zrezygnowano na przykład z eksterytorialności AGH na rzecz Policji. Pod znakomitym hasłem – zwalczania narkotyków – które oczywiście jest koniecznością. Lecz dlaczego policja nie miałby każdorazowo otrzymywać zgody Rektora lub kogoś przezeń upoważnionego na wejście na teren Uczelni? Opanowywanie niezależności i zapędów do samostanowienia, zagwarantowano nawet, zaniechaniem procesu lustracyjnego. Pociąga to brak szans na naprawę sytuacji, na rzecz utrzymania realnych wpływów decyzyjnych kontynuatorów procesu eliminacji faktycznie niezależnej elity naukowej. I niezależność badań – kończy się restrykcjami, do eliminacji włącznie. Przykład prof. J. Rońdy jest w tym względzie wręcz modelowy. Wszyscy mają wiedzieć i wiedzą, że kłamał - za co został tylko lekko ukarany półroczną suspensą dydaktyczną. Prawda jest taka, że ani nie ma pewności, że kłamał za to jest pewne, że Jego wyniki pozostają bez oficjalnej i merytorycznej odpowiedzi i co też bardzo istotne, owa suspensa trwa cały czas kolejnymi odcinkami i sięga totalnego odcięcia od wszelkiego finansowania – co niebawem zaowocuje negatywną (też i wydawaną w trybie sądu kapturowego) oceną działalności naukowej naukowca o znakomitym dorobku. Śmiał użyć swej wiedzy w sposób niezależny. Ma szanse – może wyjechać. Przypomnę – takie coś już było tyle, że dziś odbywa się bez udziału służb. Wystarczą rozgrzani i usłużni przełożeni.
Jedyną jakąś pociechą jest dla nas to jak dla rządzących skończyła się poprzednia akcja eliminacji niezależnych w myśli i czynach. Zła wiadomość z casusu prof. J. Rońdy wynika dla wszystkich – dobry naukowiec, może jak Pan Kluska zająć się hodowlą baranów – jeśli się uprze być dalej w Polsce. Ta ma nie być dla takich jak On.
To bardzo poważne ostrzeżenie dziwnie zbieżne, z oceną Sądu dającego wyrok w imieniu RP, że zniknięcie 135 tys. głosów wyborczych jest czymś normalnym.
W obliczu znacznych środków możliwych do przejęcia, uznaniowość i jakość wszelkich wielce szlachetnych w deklaracjach konkursów grantowych, budzi największe obawy – zwłaszcza – z racji owego ręcznego sterowania.
W rzeczywistości – dobrze się zastanawiając – to w nim, tym ręcznym sterowaniu zza biurka ministerialnego, uzurpacji ministerialnych, tkwi główny hamulec rozwoju nauki, a też i obaw co do szans na racjonalne i efektywne wykorzystanie pieniędzy. Mało tego – nawet przy najlepszej nawet woli dystrybuujących środki – administracyjna kontrola nie jest w stanie w nauce (z jej natury, przy pogorszonej kondycji etycznej środowiska) uniknąć jawnych lub ukrytych procesów korupcyjnych i dojść do rzetelnej niezależnej a dopuszczającej nowatorstwo wykraczające ponad rutynę, oceny przedkładanych wyników. Dyskusja ad meritum – w ramach wzajemnych uzależnień – ponad pozorowaną lub schodzącą do poziomu ataków personalnych (dziel i rządź) - dla wygody działania administracji – jest przecież praktycznie niemożliwa. Jej zainicjowanie w innej konwencji jak tylko w formie wymiany ciosów w walce o przychylność donatora rozdającego nie swoje pieniądze – byłoby przecież wręcz samobójcze
Najkrócej rzecz ująłem – choć poszczególne fragmenty tego, co napisałem, można by było rozwijać. Wyrażam tylko bardzo poważne obawy co do skutków przyjęcia tych bardzo potrzebnych środków przed dobrze przemyślaną, konsekwentnie przeprowadzoną reformą. Ta nie może dotyczyć nie tyle tylko organizacji nauki, co zasadniczej sprawy jej traktowania i eliminacji autorytetów mianowanych.
Ta ostatnia sprawa choć jest kluczowa – jest najtrudniejsza. Z zupełne podstawowego powodu. Autorytet naukowy jest budowany jakością i otoczeniem uczniów, zaś ukształtowana elita kontynuuje się i odtwarza tylko drogą swoistego samoodtwarzania się. W nauce jako w dziedzinie dochodzenia do prawdy – nie ma innej naturalnej możliwości. Wszelka miczurinowska ingerencja – a tą władze obecnym systemie praktykują musi się gorzko skończyć Jak łyżka dziegciu zepsuje beczkę miodu, tak fałszywy, nieetyczny „autorytet”, pozbawiony na dodatek kontroli środowiska spolegliwego wobec ręki, która je karmi - wytwarza i rozprzestrzenia pseudoelitę.
Degeneruje elitę, stanowiąc w jej miejsce coś co czyni ją niezdolną do uczciwego działania jako czegoś racjonalnego i oczywistego. W tym stanie rzeczy działający uczciwie i posiadający poczucie odpowiedzialności za etos i służbę, są eliminowani, a środki mogą być tylko zmarnotrawione.

Czy naprawa jest możliwa?
Stosunek obecnych władz do postulatów środowiska – jeśli takowe się objawiają – a się objawiają – napawa niestety pesymizmem zwłaszcza gdy mówimy o tak krótkim czasie.
Koronnym dowodem na to co piszę, są kariery Polskich naukowców – w różnym wieku i w różnych specjalnościach na całym świecie. Te warto by było zebrać by rządzący zobaczyli co tracą dla Polski w swym głębokim przekonaniu że wystarczą hasła „innowacyjność” „wdrożenia” „postęp” no i „o Polskiego Nobla”
Otóż - nie wystarczą, a ilość nie przechodzi w jakość. Ukrywa tylko bezrobocie – generując w ciągu tych 5-ciu lat jego zwiększenie i exodus.
Pytanie należy więc postawić wprost.
Pieniądze dla nauki dla konkretnych efektów czy dla swojaków wiedzących, iż papier sprawozdań raportów i kratek w zestawieniach przyjmie wszystko.