Ależ chcą, chcą, tylko, że w bankach umieją liczyć. Oczywiście nie pani w okienku, nie „frontmeni” w rodzaju rzeczników prasowych, ale prawdziwi macherzy co to „wszystko fersztejen”. Uporządkujmy zatem fakty. 15 grudnia 2014 r. weszła w życie ustawa z 23 października 2014 r. o odwróconym kredycie hipotecznym. Ustawa (art. 4. ust. 1.) zawiera definicję umowy odwróconego kredytu hipotecznego.

Przez umowę odwróconego kredytu hipotecznego bank zobowiązuje się oddać do dyspozycji kredytobiorcy na czas nieoznaczony określoną sumę środków pieniężnych, których spłata nastąpi po śmierci kredytobiorcy, a kredytobiorca zobowiązuje się do ustanowienia zabezpieczenia spłaty tej sumy wraz z należnymi odsetkami oraz innymi kosztami. W dalszej części ustawyznajdziemy przepisy ograniczające odpowiedzialność kredytobiorcy wyłącznie do nieruchomości. W zasadzie to wszystko co musimy wiedzieć, by zacząć wyciągać poprawne wnioski.

W Stanach Zjednoczonych, gdzie ta instytucja jest najbardziej popularna przeciętna wypłata z tytułu odwróconej hipoteki nie przekracza 50% wartości nieruchomości. Można przyjąć, że u nas byłoby podobnie. To zaraz, zaraz, banki przewidują 50% spadek cen nieruchomości? Może nie do końca i nie w cenach nominalnych, ale realnych coś koło tego. Brzmi szokująco i nie do wiary. Rozbierzmy zatem stanowisko banków na czynniki pierwsze.

1. Banki przewidują spadek realnej wartości nieruchomości w okresie najbliższych kilku lat. Do tego wraz z ze spadkiem wartości będzie kurczył się rynek, więc coraz trudniej będzie upłynnić przejętą nieruchomość.

2. Banki potrzebowałyby finansowania dla wypłat odwróconych hipotek. W Polsce takich pieniędzy nie ma, bowiem rząd potrzebuje każdej ilości pieniędzy jakie może z rynku pożyczyć na „wieczne nieoddanie”. O ile Prezio Belka nie zdecydowałby się na jawny dodruk pieniądza (cichaczem już od dawna drukuje, ale równie dyskretnie pożycza rządowi) takie pieniądze nie pojawią się. Myślę, że do druku jest bardzo daleko, gdyż to zmasakrowałoby złotówkę. Lepiej pożyczać za granicą i wymieniać na złotówki co zmniejsza przy okazji presję na złotego. Oczywiście do czasu. Co prawda banki mogłyby pożyczać za granicą, ale tacy głupi to oni nie są, żeby pożyczać drożejące dewizy i kupować za nie taniejące nieruchomości. Przecież to specjalność tubylczych Irokezów.

3. Banki zarobiły w ubiegłym roku w sumie ok. 18 mld złotych, po co bawić się w ryzykowne, długoterminowe inwestycje o minimalnym potencjale, jak można zarabiać na kredytach konsumpcyjnych, ratalnych i kartach kredytowych.

4. Emeryci mają jednak póki co emerytury starczające na życie na minimalnym poziomie, jak zostaną dociśnięci malejącymi świadczeniami z ZUS, a minister Arłukowicz zacznie odnosić spektakularne sukcesy w zwalczaniu zjawiska długowieczności emerytów, zgodzą się na odwrócona hipotekę na poziomie 30% wartości nieruchomości i oprocentowaną prawie na 10%,. Wtedy to będzie opłacalna dla banków impreza.

Można oczywiście poczytać pana Wielgo, czy Samcika. Ja jednak nie lekceważyłbym tak jasnego i czytelnego ostrzeżenia jakim bez wątpienia jest zignorowanie odwróconej hipoteki przez absolutnie wszystkie banki działające w Polsce. Można poszukiwać analogii z pewnymi gryzoniami opuszczającymi tonący okręt.

Tekst ukazał się na: upadlosckonsumencka–pk 23 marca 2015r