Czytałem list Michnika i tego drugiego dziennikarza do Papieża i nie wierzyłem w to, co czytałem. Nie mogło do mnie dotrzeć, że panowie ci mieli czelność, szczególnie, ze miał czelność Michnik, którego stosunek do kościoła katolickiego jest powszechnie znany. Przecież już w młodości Adam Michnik chciał tworzyć nowe, polskie społeczeństwo, demontując te kościelne prawdy wiary, które mu nie pasowały. Ot, taki zewnętrzny demiurg, wkładający swoje szybkie łapki do kościoła i przemeblowujący go pod swoje potrzeby, pod potrzeby nowego, wspaniałego, lewackiego człowieka.

Tak by zrobił, gdyby mu dali.

Nie dali, a Michnik stworzył Wyborczą i obstawił się swoimi, podobnymi doń demiurgami, gotowymi mącić w kruchcie i mieszać na plebanii. Prowadzona przez lata, zajadła antykościelna retoryka przyniosła taki skutek, że wyrosła na niej, jak na jakimś szemranym nawozie, rzesza libertyńskich antyklerykałów, wtórujących Michnikowi w jego walce z kościołem, o przepraszam… - w próbach jego reformowania. Oczywiście ów wykwit antykatolickich, różowych roślin to zasługa nie tylko Wyborczej. Działali tu także inni (inni szatani byli tam czynni). Od „faktów i Mitów” poprzez „Nie” Urbana, a na Newsweeku redaktora Tomasza kończąc. Ale Wyborcza była tu busolą i głównym sygnałowym nagonki.

No właśnie i ktoś tak zaangażowany w próbę przekształcenia kościoła katolickiego w kościół ludowy, waży się i ma czelność pisać do papieża. Czyni to niczym rasowy diabeł z powiedzenia, który to ubrał się w ornat i  na mszę ogonem dzwoni. Fachowo manipulując słowem, cichaczem, staje po tej samej stronie co papież Franciszek, prawie go poklepuje i trąca ramieniem i wskazując swoim długim nosem, sugeruje: „zobacz Franciszku, stoimy po jednej stronie barykady, obaj chcemy coś zmienić w kościele, obaj chcemy aby było lepiej”. Jak rasowy manipulator wchodzi w buty chrześcijanina, którym de facto nie jest i nigdy nie był, bo jest albo nieochrzczonym, albo niepraktykującym, czyli albo nigdy do kościoła nie wszedł, albo wyszedł z niego na dobre. Jednak Michnikowi wystarczy napisać, że chrześcijaninem się czuje i to, w jego mniemaniu, wystarczy, aby nabyć praw, do oceniania i stygmatyzacji.

Jako tło do wyrażania swoich  skrywanych za dialektyką antykościelnych poglądów posłużył mu nieszczęsny ksiądz Lemański, co to najpierw kłamliwie posądził swojego biskupa o niestosowne zachowania, a potem stworzył własną ewangelię „świętego In vitro”, w której furdą było  nauczanie kościoła. To i wiele innych poczynań Lemańskiego, uczyniło z niego coś na kształt księdza patrioty z lat pięćdziesiątych zeszłego wieku, którego poklepywała władza i media, a odsuwali się odeń wierni. Jednak dla Michnika, ksiądz patriota był w sam raz, aby się za nim ująć.

Tak więc powód do napisania listu był i odpowiedni język też się się znalazł. I było by wszystko dobrze gdyby nie  intencja. Czego bowiem chce Michnik z kolegą, czego żąda podnosząc na nogi, umazanego brudem wewnętrznego chaosu, Lemańskiego? Sprawiedliwości chce, czy nowych zasad, nowego ateistycznego katechizmu dla nieochrzczonych albo niepraktykujących?  A może chce Michnik nowego kościoła, dla takich jak on, w którym bez żenady i bez wstydu siedząc w kościelnych ławach i popalając papierosa, będzie mógł z Urbanem, zastanawiać się głośno czy stan wojenny był potrzebny czy nie, a potem, po wyjściu, razem odwiozą na miasto Monikę Olejnik?! 

Tekst ukazał się na Salonie 24 w dniu 6 kwietnia 2015r