Dziś już trudno mieć wątpliwości: niedzielny wiec Donalda Tuska okazał się klęską. Mizerna frekwencja, zła atmosfera, nieudane przemówienie, agresywny przekaz. Lider PO wydał wojnę, i przegrał ją - przynajmniej pierwszą bitwę. Tusk chciał być złośliwy, i zwołał wiec w tym samym czasie, w którym w warszawskiej katedrze modlono się i wspominano ofiary katastrofy smoleńskiej. Tylko ta zbieżność tłumaczy wybór tak późnej pory. Może liczył na jakąś otwartą konfrontację? Może nie wiedział, że marsze smoleńskie skończyły się już dawno, po 196 miesiącach? W każdym razie popełnił błąd, i zwołał ludzi w ciemność.

Zmrok zapadł szybko, i ciężki jesienny mrok przytłoczył wszystko. Tusk zorganizował imprezę w stylu prawicy w najcięższych latach opozycyjnych. Prawicy to jednak nie szkodziło, bo walczyła wówczas o przetrwanie. Tusk chciał zaś porwać - bądź przestraszyć - zwykłych Polaków. Zamiast tego wysłał sygnał, że na Placu Zamkowym dzieje się coś bardzo dziwnego. Wraz z Tuskiem ze sceny przemawiała menażeria III RP - od Owsiaka po Lempart. To nie pomogło, ale zaszkodziło, przypominając wszystkich, że to jest to samo, co zawsze. Gdyby Jerzy Owsiak miał moc obalania rządu, PiS już dawno by nie rządził. Równie dobrze na Placu Zamkowym mógłby przemawiać Mateusz Kijowski.
Obok Tuska nie stanęli inni liderzy opozycji. To ważny sygnał. Z jednej strony Tusk głosi, że wali się świat, że nadchodzi Polexit, ale inni politycy nie przychodzą, de facto mówiąc: nie, to jednak ściema, PR-owa zagrywka, kolejna sztuczka. Absencja Czarzastego, Kosiniaka-Kamysza czy Hołowni - podyktowana logiką gry o swój kawałek podłogi - podminowała dramatyzm całej sytuacji. Wyszła groteska. Tusk wygłosił bardzo słabe przemówienie, a do tego nie potrafił poradzić sobie z kontrmanifestacją Roberta Bąkiewicza. Poległ w tym momencie: był bardzo zdenerwowany, widać było, że marzy, by już skończyć. Cale jego nadzieje w tym momencie runęły. Tusk oparł swój przekaz na polexitowym kłamstwie. Platforma krzyczy o rzekomo grożącym nam rozstaniu z Unią, ale Polacy wiedzą, że to bajka, że to po prostu fake news.
Tusk potwierdził, że jeśli polityk wyjeżdża na dłużej, to traci kontakt ze społeczeństwem. Lider PO sprawia wrażenie, że wyszedł z zamrażarki. Teoretycznie wie, że minęło 7 lat od chwili gdy opuścił urząd premiera, ale tylko teoretycznie. Realnie odwołuje się do dawnych diagnoz, technik, metod, sztuczek, haseł. A one już nie działają. Za parę, paręnaście dni klęska Tuska będzie jeszcze bardziej oczywista, niż obecnie. Teraz swoim starym zwyczajem wszedł do szafy i czeka. Kto wie, czy to nie jest początek końca? Sam niedawno mówił, że dwóch Donaldów w polityce, to za dużo, czyżby po odejściu Trumpa przyszła teraz kolej na niego? Dziś można już nawet postawić tezę, że były premier nie utrzyma się na stanowisku lidera opozycji i że to kto inny poprowadzi Platformę do wyborów. Tylko co na to jego niemieccy sponsorzy, których tak srogo zawiedzie?

 Tekst ukazał się na Salon24.pl 12 października 2021r