- Czas potrzebny na przeczytanie tego tekstu to około 5 minut.
Zacznę od przypomnienia dokumentowanego dopiero po, co najmniej, 60 latach, autentycznego i należy uznać, ważnego jako przestroga dla pokoleń, fragmentu życiorysu jednego z najznakomitszych polskich uczonych i równocześnie polskiego patrioty czasów współczesnych – prof. Jana Czochralskiego.
Droga życiowa i naukowa, a także działalność dla budowy odradzającej się po zaborach Polski to wielowątkowa, czasem wręcz można powiedzieć – sensacyjna opowieść. Wyjątkowo dobrze udokumentowana monografią dr Tomaszewskiego [P. E. Tomaszewski „Powrót - Rzecz o Janie Czochralskim” (Oficyna Wydawnicza ATUT, Wrocław 2012)].
Zanim przystąpię do samej sprawy zasygnalizowanej tytułem mojego wystąpienia chcę przypomnieć ów fragment życiorysu Profesora J. Czochralskiego pokazującego nie tylko Jego kręgosłup, ale i hańbę środowiska naukowego, dla którego ów kręgosłup okazał się mniej ważny od aktualnej spolegliwości wobec władzy, własnej kariery w „nowych czasach” i w obawy podjęcia bezkompromisowej obrony prawdy.
Dziś, na naszych oczach, podobny przypadek się powtarza przy podobnym milczeniu środowiska, a to już jest świadectwo stanu środowiska i motywów działania osób, które zarządzają życiem akademickim.
Wielkie zasługi naukowe i patriotyzm, a w tym i prawdopodobna przedwojenna współpraca wywiadowcza na rzecz Polski z pola dyscypliny naukowej, którą uprawiał, spowodowały ściągnięcie Go do Polski dla pracy na rzecz spraw obronnych Rzeczpospolitej. W czasie wojny Niemcy uznali Go za „swojego” (historia kariery naukowej, żona Niemka). To dało Profesorowi szanse prowadzenia pod okupacją Niemiecką Zakładu Metali (pokreślmy jednego z ośmiu z innych dziedzin w Politechnice Warszawskiej a nie jedynego jak czasem się mówi) gdzie pod bokiem okupanta nie tylko zapewniał lewe dokumenty i ratował ludzi, ale i prowadził produkcję broni dla AK. Po wojnie UB z nie ukrywajmy pomocą „życzliwych” a usłużnych, oskarżyło Profesora o kolaborację. Człowiek, który mógł zaświadczyć o braku takowej – już w tym czasie była w łapach bezpieki za.. współpracę z AK
Profesor mógł broniąc się, tegoż wsypać – czyli de facto – skazać – podając też tajne informacje z czasów przedwojennych oraz wskazując następnych ludzi AK – lub milczeć.
Wtedy bezpieka nie była jeszcze na tyle silna by mogła sobie pozwolić na jak to oni ładnie nazywali, eliminację, osoby o międzynarodowej sławie. Przypomnijmy, że nawet Niemcy – po akcji Sonderaktion Krakau – kilku profesorów zamordowali warunkami przetrzymywania, ale pozostałych – wypuścili, Komuniści zdecydowali się na otwartą walkę z kościołem dopiero w parę lat później.
W uzupełnieniu warto wiedzieć, iż bez odkryć i patentów prof. J.Czochralskiego nie byłoby produkcji mikroelektroniki na wielką, masową skalę – a to są telewizja, komórki, łączność, komputery, układy sterowania, satelity itd. To konieczne dopowiedzenie – bo w Polsce – Jego nazwisko przez zawiść i komunę zostało wymazane na te właśnie ponad 60 lat, gdyż dopiero w 2011 r Senat PW odwołał anatemę nałożoną na Profesora przez tenże Senat w latach 40 tych. Pod dyktando UB- cji. Jego umysł został dla Polski stracony.
Profesor będąc u szczytu swych możliwości pracy twórczej – wybrał niebyt, a wcale nie wiedział czy nie wybiera katowni. Wyżej cenił honor niż rolę donosiciela na ludzi, z którymi współdziałał przed wojną i w czasie wojny oraz dostarczenie okupantowi sowieckiemu swej wiedzy i rezultatów przemyśleń.
Zamiast pracy naukowej dla Polski, w swojej firmie produkował przeróżne specyfiki kosmetyczne, a zmarł niebawem na zawał. Pochowany jako inżynier chemik.
Komunie nigdy nie wystarcza śmierć – jej musi towarzyszyć poniżenie.
Teraz mogę dopiero pokazać swe zdanie, co do którego nabrałem pewności po decyzji Rektora AGH o dalszym, już dokonanym po raz trzeci, zawieszeniu Prof. Jacka Rońdy w jego prawach i obowiązkach dydaktycznych
Świat zewnętrzny wie tylko tyle. Prof. J.Rońda kłamał. Najpierw w programie TV powiedział, iż od swojego informatora w Federacji Rosyjskiej coś wie – ale nie powie skąd, a potem w drugim programie oświadczył, że za pierwszym razem blefował.
Pomijając wszystko godzi się zauważyć, ze zarówno wtedy, gdyby to była prawda jak i wtedy, gdy to prawdą by nie było – owo zdarzenie w żaden sposób nie unieważnia ani dorobku naukowego ani też rozważań i badań Profesora oraz ich wyników, co uczyniono – jednym ruchem medialnej obróbki i nagłośnienia tych dwóch tych rzeczywiście mających miejsce wypowiedzi.
Media, a za nimi opinia publiczna i co zdumiewa – Pan Rektor wiedzą – kłamał.
Wyobraźmy sobie jednak przez chwilę, że jednak nie kłamał.
By to udowodnić – musiałby ujawnić swojego informatora. Ten jest w putinowskiej Rosji. Profesor oczyścił by się – ale czy tamten człowiek nie znalazł by się tam gdzie Politkowska, Litwinienko w najlepszym razie nie obudził się w roli Chodorkowskiego?
Fundamentalnym „grzechem” Prof. J.Rońdy w tym stanie rzeczy było oczywiście powiedzenie czegokolwiek ludziom, o których dziecko wie, że nie są dziennikarzami a raczej nowoczesnymi funkcjonariuszami propagandy. Przecież samo podanie, jako już rozwiązanej i pewniej, jedynie słusznej wersji przebiegu tego rodzaju katastrofy w parę godzin i potwierdzenie w parę miesięcy – wystarczy za wszelkie dowody. Takie katastrofy są najpierw badane na podstawie nie kopii, a oryginałów i z dostępem do szczątków zabezpieczonych w miejscu katastrofy, i przez całe zespoły a nie oceniane po „przekopaniu na głębokość 1 metra całego terenu katastrofy w parę godzin po zdarzeniu i bez dostępu do szczątków. Samo wejście do Biura Prezydenta bez oficjalnej wiadomości o Jego śmierci ma też swoją wymowę. Nie wiem czy nie dlatego najlepiej zorientowany człowiek w tej sprawie jako kandydat na Prezydenta jest spełnieniem najczarniejszego ze snów obozu przerażonych których jedynym programem politycznym staje się „byle nie PiS w realnej władzy”
Pan dr Lasek i służby informacyjne, też i z wynikami prof. J,Rońdy, nie podjęły innej dyskusji prócz tej ad persona – co dziwnie dopiero przycichło po mianowaniu pewnego, ponoć nic nie znaczącego profesora z peryferyjnego uniwersytetu w Stanach (to ze jednego z większych i znaczących – nie istotne dla przekazu medialnego) na doradcę Prezydenta USA.
Ot - i przykrość.
Ktoś powie – a cóż takiego się stało Profesorowi J.Rońdzie. Nic. Na pół roku ma luz
Tyle, że bez możliwości rzetelnej obrony, w atmosferze nagonki, zdarza się to po raz trzeci, a za chwilę przyjdzie negatywna ocena pracy dydaktycznej i przy ręcznym grantowym rozdawnictwie pieniędzy na naukę - zawodowe wykończenie zawodowe człowieka.
Czy uczciwie – przyznając całą naiwność Profesora w kontakcie z ludźmi, z którymi nie wolno rozmawiać inaczej jak z jakimś gatunkiem oficerów śledczych, bez używania swobody dyskusji naukowej, bez stosowania prostych dydaktycznie przykładów o charakterze paraleli itp. – nie można powiedzieć, że Profesor milczy tak, jak musiał onegdaj uczciwie to zrobić Prof. J,Czochralski?
By było jasne, nie zestawiam dokonań, a zestawiam sytuacje.
I to pytanie zadaję Państwu, milczącemu środowisku dziennikarskiemu i naukowemu i oczywiście działającemu w dość zagadkowy jak dla mnie sposób J M. Rektorowi
Dziś „hańba” Prof. J. Czochralskiego obciąża hańbą kilka znaczących dziś, a uznanych za wielkie, autorytety.
Poczekamy parę lat, może krócej, może dłużej, ale motywy, uzasadnienia i styl działania wobec prof. J, Rońdy obciążą też i tych, którzy działają – bo „oczywiście” prof. J. Rońda kłamał, a na skutek tego, wyniki z Jego badań można zlekceważyć.
A nie da się.
Do nich trzeba się odnieść i nie w grze towarzysko- medialno- plotkarsko- służbowej.
Dr inż. Feliks Stalony – Dobrzański Kraków 10.02.2015
AKO Kraków