Notice: Undefined offset: 1177 in /home/krakgi/domains/krakowska.biz/public_html/libraries/src/Access/Access.php on line 608

Notice: Trying to get property 'rules' of non-object in /home/krakgi/domains/krakowska.biz/public_html/libraries/src/Access/Access.php on line 608

Notice: Undefined offset: 1177 in /home/krakgi/domains/krakowska.biz/public_html/libraries/src/Access/Access.php on line 613

Notice: Trying to get property 'rules' of non-object in /home/krakgi/domains/krakowska.biz/public_html/libraries/src/Access/Access.php on line 613

Demokracja to nie władza profesorów, artystów, celebrytów czy nawet senior managers. Nie jest to także władza żadnego środowiska – nawet jeśli uważa się za elitę mentalną, kulturową czy materialną. To także nie władza PiS-u, PO, PSL-u ani żadnej innej partii. To mechanizm polegający na trzech zasadach:

1. wolnym, powszechnym, tajnym i świadomym wyborze władzy samorządowej, ustawodawczej oraz głowy państwa przez ogół obywateli – przy czym każdy uprawniony, niezależnie od wieku, dochodów, pozycji społecznej, płci, wyznania czy wykształcenia musi mieć możliwość oddania głosu a każdy głos musi zostać równorzędnie uwzględniony 

2. możliwości sprawowania kontroli społeczeństwa nad wybranymi w wyborach reprezentantami – czyli dostęp  do prawdziwych informacji o ich działalności – aby wyborów dokonywać świadomie w oparciu o wiarygodną wiedzę np. o stanie państwa

3. równości głosu każdego przedstawiciela społeczeństwa w parlamencie oraz zatwierdzaniu decyzji większością głosów.  

Zamach na demokrację to blokada któregoś z tych praw obywatelskich: prawa do oddania głosu, prawa do wolnego wyboru, prawa do tajności głosowania, prawa dostępu do informacji o stanie państwa czy jednostki samorządowej przed oddaniem głosu, prawa do  kontroli społecznej nad władzą publiczną. Zatajenie przed społeczeństwem informacji o faktycznym stanie państwa lub narzucenie swoich decyzji przez mniejszość to takie samo złamanie zasad demokracji jak schowanie komukolwiek dowodu tożsamości. Koniec kropka - jeśli żadna z tych zasad nie została pogwałcona to o łamaniu demokracji nie ma mowy.

Podczas ośmiu lat rządów koalicji PO- PSL, zasady demokracji były łamane co najmniej pięciokrotnie, choć żaden Komitet Obrony Demokracji ani żadne inne grona światłych celebrytów łamania demokracji przez swoich nominatów nie dostrzegały.

  1. 16 maja 2009 roku - Minister Skarbu  Aleksander Grad publicznie ogłasza, że po wielu miesiącach poszukiwań i negocjacji udało się znaleźć inwestora który kupi stocznie w Gdyni i Szczecinie i będzie w nich nadal budował statki. Oczywiście nie każda nieprawdziwa czy naciągana informacja rządu o stanie jakiejś dziedziny gospodarki jest od razu łamaniem demokracji – problem w tym, że Grad podał tą, jak się później okazało, nieprawdziwą informację na trzy tygodnie przed wyborami do Parlamentu Europejskiego, które odbyły się 7 czerwca. Jak wiadomo informacja ta była aktualna mniej więcej do końca czerwca. Później trudno było już nawet ustalić kto właściwie jest tym tajemniczym inwestorem – czy United International Trust, czy też może Qatar Investment Authority , a może Stichting Particulier Fonds Greenrights – istotne natomiast że 7 czerwca wyborcy z Pomorza i Pomorza Zachodniego poszli głosować w wyborach do Europarlamentu  , ze świadomością że PO uratowała przemysł stoczniowy i ściągnęła do Polski nowego pracodawcę dla  kilkudziesięciu tysięcy stoczniowców. Wyborcy, przed podjęciem decyzji, zostali więc wprowadzeni w błąd, trudno zatem  mówić tu świadomym wyborze. O ile w przypadku Szczecina wynik wyborczy PO z 2007 roku nie odbiegał zasadniczo od wyników  z innych „sąsiadujących” wyborów powszechnych , to na Pomorzu, trzy tygodnie po ogłoszeniu wielkiego sukcesu uratowania stoczni w Gdyni, Platforma osiągnęła rekordowy rezultat 59,14% głosów – do którego zresztą nie zbliżyła się w żadnych powszechnych wyborach, ani wcześniej ani potem. (2007 :Gdańsk 54,62%; Gdynia 51,03% ; 2011: Gdańsk – 52,76%; Gdynia 48,53%; 2014 (kolejne wybory do PE) – Pomorze 47,69% )
  2. 07 kwietnia 2010 roku – premier Donald Tusk na grobach oficerów polskich w Katyniu dokonuje symbolicznego aktu pojednania narodów: polskiego i rosyjskiego. Mimo że premier państwa nie ma mandatu demokratycznego do reprezentowania narodu, a jedynie administracji państwa. Jedyne prawo do dokonywania aktów symbolicznych w imieniu narodu ma osoba wyłoniona przez ten naród na swojego reprezentanta, w powszechnych wyborach. Pierwszą osobą w państwie mającą do tego prawo jest Prezydent RP mający legitymację bezpośredniego wyboru przez ogół społeczeństwa. W ramach zastępstwa głowy państwa rękojmię tą posiadają także Marszałek Sejmu lub Marszałek Senatu – jako reprezentanci parlamentu również mającego legitymację powszechnego wyboru. Donald Tusk, dokonując jakichkolwiek symbolicznych gestów w imieniu narodu złamał podstawową zasadę demokracji jaką jest mandat bezpośredniego wyboru przez naród. Opinia Tuska na temat roli prezydenta w życiu państwa była zresztą dość powszechnie znana. Wypowiedzi że „prezydent nie jest mu do niczego potrzebny” czy że „nie jest zainteresowany żyrandolem” przeszły do historii. Mało kto dostrzegał jednak że marginalizacja roli prezydenta to jednocześnie marginalizacja pozycji jedynego urzędnika w państwie, który swoje stanowisko i pozycję w hierarchii władzy otrzymuje bezpośrednio z woli obywateli w drodze demokratycznych wyborów.
  3. 5 listopada 2012 roku  - spółka Gremi Grzegorza Hajdarowicza, będąca właścicielem wydawnictwa Presspublica, zwalnia z pracy szefostwo redakcji dziennika Rzeczpospolita oraz dziennikarza piszącego tekst pt: „Trotyl na wraku Tupolewa”. Pracę tracą:  redaktor naczelny Tomasz Wróblewski, jego zastępca Bartosz Marczuk, szef działu krajowego Mariusz Staniszewski oraz autor artykułu Cezary Gmyz – pomimo że, jak później odrzekł Sąd Apelacyjny, w artykule napisano prawdę. Był to po 1989 roku najbardziej sztandarowy przykład  usunięcia z pracy dziennikarza i całego szefostwa redakcji gazety za przekazanie społeczeństwu prawdy niewygodnej dla władzy państwa.  

     Nie każdy dziennikarz jest „kapłanem demokracji”. Szczególną pozycję i mandat demokratyczny w mediach posiadają jednak dziennikarze zajmujący się informowaniem społeczeństwa o bieżących wydarzeniach oraz stanie państwa. W mniejszym stopniu dotyczy to publicystyki choć zajmuje ona również ogromne ważne miejsce. Jednak właśnie funkcja gazety codziennej, informacyjnej, ma znaczenie kluczowe. Społeczeństwo może mieć odrębne zdanie na temat poszczególnych wydarzeń, może je inaczej interpretować i oceniać, ale musi o tych wydarzeniach wiedzieć i znać ich przebieg. Bez tej wiedzy trudno mówić później o świadomych wyborach w procesie demokratycznym. Przykład dziennika Rzeczpospolita, będącego do połowy października 2011 w rękach Skarbu Państwa oraz brytyjskiego Mecom`a jest wyjątkowy. Jako jedyna w Polsce codzienna gazeta informacyjna Rzeczpospolita nosiła w sobie obowiązek misji publicznej. Informującej o codziennych wydarzeniach w kraju oraz (na stronach żółtych i zielonych) o zmianach legislacyjnych oraz dynamice na giełdzie. Przejęcie 100% udziałów wydawcy Rzeczpospolitej przez firmę komercyjną, tą ustrojową misję informacyjną wobec społeczeństwa z gazety codziennej zdjęło. Dymisja rok później, szefostwa redakcji oraz autora artykułu o trotylu znalezionym na wraku TU-154 była sygnałem, że informacje sprzeczne z oficjalnymi komunikatami władzy przez łamy dziennika Rzeczpospolita nie przedostaną się już do społeczeństwa. Mimo że, jak orzekł 5 listopada 2015 roku Sąd Apelacyjny w Warszawie (równo trzy lata po wyrzuceniu dziennikarzy)  artykuł ten był rzetelny, zweryfikowany i prawdziwy.

  1.  16 listopada 2014 – Wybory Samorządowe – część dotycząca wyborów do Sejmików Wojewódzkich.  Ilość głosów nieważnych, w tej części wyborów, w wielu okręgach sięgała 20 – 25%, zdarzało się jednak, że wynosiła nawet do 40% wszystkich oddanych głosów. To bez znaczenia czy udowodniono komukolwiek celowe fałszowanie wyników ani czy błędy te wynikały z przyczyn zamierzonych czy też z wadliwości kart do głosowania. Istotne, że przy 25% procentach głosów nieważnych wynik, wyborów ustala mniejszość głosujących. Dla przykładu, jeśli głosuje 16 osób i 25% z nich, czyli 4 osoby oddadzą glos nieważny to o wyborze zdecyduje 7 głosów – a więc mniejszość głosujących. W sytuacji kiedy głos nieważny nie jest głosem „wstrzymania się” albo nie jest wiadome zamierzone unieważnienie go przez samego wyborcę, to nie można mówić o demokratycznej zasadzie większości głosów. Nawet parlamentarzyści od lat biorący udział w obserwowaniu wyborów z mandatu OBWE w innych państwach, przyznawali, że gdyby w kontrolowanych przez nich wyborach powszechnych w jakimkolwiek innym państwie, wystąpiła aż tak duża ilość błędów i usterek proceduralnych jakie miały miejsce w wyborach samorządowych 2014 roku w Polsce, to w raporcie musieliby zaznaczyć że wybory te nie były demokratyczne.

Każde wybory powszechne można zweryfikować poprzez powtórzenie głosowania. Zmienność kadencji spowodowała jednak w naturalny sposób, że niemal równo rok, po Wyborach Samorządowych, w tych samych okręgach wyborczych miały miejsce Wybory Parlamentarne 2015 roku, i  siłą rzeczy stały się one obrazem wiarygodności wyników wyborów samorządowych. Trzy, największe dotychczas partie polityczne uzyskały w skali kraju następujące wyniki: PiS: 2014 – 26,89%; 2015 – 37,58%; PO: 2014 – 26,29%; 2015 – 24,09%; PSL: 2014 – 28,88%; 2015 – 5,13%. Warte dostrzeżenia jest także porównanie wyników wyborów PSL w czterech województwach, w których w Wyborach Samorządowych 2014 roku partia ta odniosła zwycięstwo nad wszystkimi innymi partiami politycznymi; Województwo Lubelskie: 2014 – 32,43%; 2015 – 7,9%; Województwo Świętokrzyskie: 2014 – 46,26%; 2015 – 9,5%; Województwo Warmińsko – Mazurskie: 2014 – 37,09%; 2015 – 8,43%; Województwo Wielkopolskie: 2014 – 25,80%; 2015 – 6,7%. PSL było jednocześnie jedyną partią w Polsce która w ciągu roku rozdzielającego oba te akty wyborcze, nie musiała rywalizować z żadnym, nowopowstałym ugrupowaniem politycznym odwołującym się do swojego dotychczasowego elektoratu.

  1. 18 grudnia 2014 – zablokowanie bezpośredniej transmisji z przesłuchania prezydenta Bronisława Komorowskiego w sprawie tzw „afery marszałkowej”, przez cztery ogólnopolskie stacje telewizyjne: publiczną TVP Info, TVN24, Polsat NEWS oraz Superstację. Istotą sprawy nie jest tu nawet brak bezpośredniej transmisji w tego przesłuchania ( w przypadku prywatnych mediów komercyjnych to wyłącznie kwestia uczciwości wobec swoich telewidzów ), ale fakt, że mimo zgody sądu na transmitowanie rozprawy cztery stacje telewizyjne zastawiły salę sądową blokując dostęp innych mediów elektronicznych, po czym wyłączyły kamery. Doszło tym samym do uniemożliwienia bezpośredniego przekazu przez jakąkolwiek inną stację telewizyjną. Do telewidzów miały dotrzeć tylko te fragmenty przesłuchania, które nie budziły obaw co do wiarygodności i roli jaką ówczesny Marszałek Sejmu Bronisław Komorowski odgrywał w sprawie storpedowania prac Komisji Weryfikacyjnej do spraw likwidacji WSI. Do społeczeństwa nie miały prawa także dotrzeć informacje o tym że w sprawie która dotyczyła także bezpardonowej akcji niszczenia dziennikarza śledczego  Wojciecha Sumlińskiego za pomocą spreparowanych dowodów oraz  inwigilacji innych dziennikarzy, Prezydent RP nie pamiętał niemal niczego – łącznie z tym czy z kimś się kilkakrotnie spotykał a skończywszy na tym czy czytał raport o najwyższym znaczeniu państwowym. Nie pamiętał także kiedy powiadomił służby kontrwywiadowcze, że osoby podejrzewane o szpiegostwo na rzecz innego mocarstwa proponowały mu dostęp do dokumentu o najwyższej klauzuli tajności. Społeczeństwo miało tego nie wiedzieć. Co ciekawe, materiał w tego przesłuchania – nagrany przez dziennikarza TV Republika telefonem komórkowym na samym tylko portalu YouTube i to tylko w podstawowej wersji ma niemal ćwierć miliona odsłon. 

Dziś, w chwili, kiedy opinia publiczna jest targana sporem o kształt, pozycję i obsadę personalną mediów publicznych, sytuacja jaka miała miejsce z blokadą transmisji z przesłuchania w Pałacu Prezydenckim daje odpowiedź na pytanie o ich zadeptaną misję. Kwestia interpretacji,  oceny publicystycznej a nawet narracji dziennikarskiej ma drugorzędne znaczenie – podstawowym obowiązkiem mediów publicznych w demokratycznym państwie jest przekazywać informacje o tym co się dzieje w państwie. Nie da się uniknąć relacji między ekipą polityczną sprawującą aktualnie władzę a obsadą personalną publicznych mediów. To niemożliwe. Ale po ośmiu ostatnich  latach można bez wątpienia powiedzieć, że media publiczne blokowały przepływ większości informacji opisujących rzeczywistą sytuację państwa. To było ich podstawową patologią. To informacja jest podstawową funkcją mediów publicznych, a także ich demokratyczną legitymacją – bez niej trudno mówić o wolnym i świadomym wyborze podczas demokratycznego aktu wyborczego.    

Tekst ukazał się na Salon24 4 stycznia 2016r