Notice: Undefined offset: 1177 in /home/krakgi/domains/krakowska.biz/public_html/libraries/src/Access/Access.php on line 608

Notice: Trying to get property 'rules' of non-object in /home/krakgi/domains/krakowska.biz/public_html/libraries/src/Access/Access.php on line 608

Notice: Undefined offset: 1177 in /home/krakgi/domains/krakowska.biz/public_html/libraries/src/Access/Access.php on line 613

Notice: Trying to get property 'rules' of non-object in /home/krakgi/domains/krakowska.biz/public_html/libraries/src/Access/Access.php on line 613

A zatem stało się. Prawo i Sprawiedliwość wygrało wybory. Znów, tak jak w 2005 roku, skończyła się demokracja i zaczęła dyktatura. A nawet bardziej, bo tym razem z większością parlamentarną. Znowu wszyscy odczuwają duszną atmosferę podsłuchów (podsłuchy były co prawda masowo stosowane jeszcze przez rząd poprzedni, ale atmosferę wszyscy odczuwają dopiero teraz). Jarosław Kaczyński, który wcześniej, ogarnięty smoleńskim szaleństwem, prowadził nas do wojny z Rosją, teraz stał się poplecznikiem Władimira Putina.

Cała Europa pochyliła się z troską nad nieszczęsną Polską, w szczególności zaś Niemcy. Dobrze, że tym razem nie pomagają im w tym ich tradycyjni partnerzy znad Newy i Wołgi...
    Polską wersją osławionej ustawy o pełnomocnictwach, która daje Oberprezesowi PiS władzę absolutną, okazały się nowelizacje ustaw o Trybunale Konstytucyjnym i mediach publicznych (ta druga jest niby tymczasowa, ale wspomniana ustawa Reichstagu z 1933 roku też miała obowiązywać tylko 4 lata...) Co jest w nich tak niezwykłego? 
    Ano właśnie w tym sęk, że w zasadzie nic. PiS robi generalnie to samo, co wszystkie poprzednie rządy, czyli podporządkowuje sobie Trybunał Konstytucyjny i media publiczne. No może robi to trochę mniej finezyjnie (bardziej siermiężnie - i tym samym mniej obłudnie). Nie podoba się? Mnie nie, ale co poradzić. Taki mamy klimat. Znaczy się, takie mamy prawo. PiS nie miał właściwie żadnego wyboru. Gdyby nie zareagował na zmiany w Trybunale Konstytucyjnym, wprowadzone przez poprzednią ekipę w czerwcu ubiegłego roku, również nomen omen przez ten sam Trybunał uznane za niezgodne z konstytucją (gdzie pan wtedy był, panie Verhofstadt?), to zwyczajnie nie posiadłby zdolności skutecznego rządzenia. I potem byłoby to co zawsze: chcieliśmy tak bardzo, ale ci i tamci przeszkadzali... Wydaje się, że Jarosław Kaczyński rozumie, że jeśli chce czegokolwiek dokonać, a nie po prostu "sprawować urząd", to ma na to teraz ostatnią szansę. I dlatego działa zdecydowanie. 
    A opozycja? Dla niej demokracja skończyła się właściwie po wyborach prezydenckich w maju 2015. Zaraz po nich, w czerwcu, w sposób, jak już wspomniano, niekonstytucyjny wybrano pięciu nowych sędziów TK i wprowadzono poprawki do ustawy, między innymi rozdział pt. „Postępowanie w sprawie stwierdzenia przeszkody w sprawowaniu urzędu przez prezydenta RP”. Znamienne, prawda? Wydaje się, że PO liczyła na to, że PiS-owi, którego wygrana stawała się coraz bardziej oczywista, nie uda się zdobyć większości parlamentarnej. I w taki czy inny sposób uda się ich wykończyć. Precedens przecież już był.
    Tradycyjna polska instytucja, zwana potocznie TKM, została przewartościowana z "Teraz, kur..., my!" na "Tylko, kur..., my!". Tyle że się, kur..., nie udało.
    A jak się nie udało, to trzeba było poprosić o pomoc zagranicę. To wszakże również znakomita polska tradycja i to dużo starsza.
    I tutaj sprawa wygląda już dużo poważniej.
                                                Międzymorskie domino
    Jeden z członków debaty nt. sytuacji w Polsce, która odbyła się 19 stycznia w Parlamencie Europejskim, powiedział, że boi się efektu domina. Miał zapewne na myśli to, że inne państwa, w ślad za Polską, zaczną po kolei zagrażać swoim własnym demokracjom. Wydaje się, że nasi zachodni partnerzy faktycznie mogą się obawiać takiego efektu. Nie chodzi jednak o żadną demokrację. Chodzi - jak zwykle - o interesy.
    Europa Środkowo-Wschodnia od przeszło trzystu lat nie posiada własnej podmiotowości politycznej i jest areną zmagań ościennych mocarstw. Dziś nie ma już Austro-Węgier, zaś Turcja nie jest tak silna jak dawniej i zajęta sytuacją za swoimi południowymi granicami, w związku z tym nasz region znajduje się obecnie w strefie wpływu już tylko Niemiec i Rosji, z pomniejszym wkładem niespecjalnie zainteresowanych tą częścią świata Amerykanów. Czy możliwym jest, aby państwa położone miedzy Bałtykiem, Adriatykiem i Morzem Czarnym wyzwoliły się z tej zależności? 
    Sytuacja międzynarodowa wydaje się wbrew pozorom dość dobra. Rosja po roku 1991 znacząco osłabła i straciła sporą część swojej strefy wpływów. Później trochę okrzepła, ale daleko jej do dawnej potęgi. Po Rewolucji Majdanu odpłynęła od niej najbardziej dla niej newralgiczna Ukraina, którą teraz może Kreml jedynie destabilizować. Aneksja Krymu i wojna w Donbasie wbiły ponadto klin pomiędzy Moskwę a państwa zachodnie, z Berlinem na czele (ku ich rozpaczy, zwłaszcza tego ostatniego - ciekawe, ile kieliszków wychylono w Pentagonie za "Rosyjską Wiosnę"?) i Putin zmuszony był zaangażować się w wojnę syryjską, by zmusić Zachód do dogadania się z nim. Wyjątkowo niskie ceny ropy i kurs rubla raczej mu w tym nie pomogą. 
    Sytuacja naszych zachodnich sąsiadów też nie jest ciekawa. Unia Europejska co i rusz wstrząsana jest nowymi kryzysami: kryzys zadłużenia w strefie Euro (po spektakularnym przykładzie Grecji być może przyjdzie kolej na Włochy i Hiszpanię?), ewentualność wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii, problem z imigrantami, który zagraża samej strefie Schengen, a teraz jeszcze dochodzi kwestia tradycyjnie niesfornej Polski. Za niedługo być może "kryzys polski" zostanie przyćmiony przez jakiś kolejny, niewykluczone, że znowu z udziałem syryjskich absztyfikantów nadreńskich dam.
    Polska do tej pory była słabym i nieliczącym się na arenie międzynarodowej państwem, Eldoradem dla zachodnich korporacji i banków (o ile zakład, że ustawa o podatku bankowym frasuje naszych partnerów o wiele bardziej niż stan wolności słowa w Polsce?) i dostarczycielem taniej siły roboczej na Zachód. Płynęła w tak zwanym "głównym nurcie" wytyczanym przez liczących się graczy. Cała ta histeria, którą obecnie obserwujemy, dowodzi, że Polska postanowiła się zerwać ze smyczy. A przynajmniej ją poluzować.
    Nie bez kozery Kaczyński odbył niedawno kilkugodzinną rozmowę z Wiktorem Orbanem. Sedno polityki węgierskiego premiera polega na zachowaniu jak największej niezależności od struktur zachodnich, równocześnie w tych strukturach pozostając. Można to osiągać różnymi sposobami (na przykład niemiłymi dla nas konszachtami z Rosją, jak robił to lider Fideszu). Jednym z nich jest budowanie na różnych płaszczyznach sojuszów z innymi krajami regionu. Na obecnym etapie nie chodzi tu wprost o budowę zmitologizowanego Międzymorza (w sensie jakiejś konfederacji, która marzyła się Marszałkowi), ale raczej ekonomicznej integracji i współpracy politycznej w kluczowych kwestiach (np. energetycznej), co pozwoliłoby naszym krajom wyrwać się z obecnego marazmu i gospodarczo rozwijać. Z czasem poprawa nastąpiłaby w innych sferach, w prawie, administracji, militariach, powstałyby nowe elity, dla których to niezależność, a nie unijne synekury, byłaby wartością nadrządną...
    Widzieliśmy nieraz, jak często były atakowane za taką politykę Węgry. A Polska jest od Węgier trzy razy większa. Gdyby i jej udało się jakkolwiek wydobyć z półkolonialnej zapaści, promieniowałoby to na inne kraje regionu, które skądinąd półgębkiem wydają się to potwierdzać. Jeśli wierzyć autorowi tego artykułu http://www.bialykruk.pl/wydarzenie/prezydent-chorwacji-chcialabym-aby-polska-byla-liderem-europa-murem-za-polska/56990dfc4d3f7b9018633151 , prezydent Chorwacji powiedziała o tym wprost.
    Do tego projektu chętnie podłączyłyby się państwa skandynawskie, którym dominacja niemiecko-rosyjska też się nie uśmiecha. Warto zauważyć, że Szwecja też była swego czasu regionalnym mocarstwem (co Polacy boleśnie odczuli na własnej skórze), ale po upadku Rzeczypospolitej i tym samym wzmocnieniu się Niemiec i Rosji, Szwedzi swoją mocarstwową pozycję utracili i nigdy jej już nie odzyskali. Nie bez kozery Partnerstwo Wschodnie to projekt właśnie polsko-szwedzki.
    Można też liczyć na pomoc innych swiatowych graczy, którym akurat się to opłaca. Niekoniecznie muszą to być Amerykanie, ci bowiem realnej pomocy udzielają z reguły wtedy, kiedy jest to w ich żywotnym interesie. Pomimo iż Stratfor coś tam niedawno wspominał o Międzymorzu, to jednak nie wydaje się, aby Europa Środkowo-Wschodnia była dla USA porównywalnie ważna, jak Japonia, Zachodnie Niemcy czy Izrael. A za dozbrajanie polegające na skupie rupieci z ichnich składów złomu lepiej podziękować.
    Od kilku lat zainteresowanie naszym regionem przejawiają natomiast Chiny, co związane jest z ich wielkim projektem - Nowym Jedwabnym Szlakiem, w którym Polska, ze względu na geografię, ma zajmować kluczową pozycję. Prezydent Duda odbył w listopadzie wizytę w Kraju Środka, co zaowocowało między innymi kontraktem między bankiem BGK a największym chińskim bankiem ICBC. Zaprosił też do Polski prezydenta Xi Jinpinga.
                                    Znać swoje miejsce w szeregu
    To wszystko nie może się oczywiście podobać tym, którzy czerpali polityczne i ekonomiczne profity z uległości Rzeczypospolitej. Dlatego starają się jej pokazać jej miejsce w szeregu. I dlatego rzucają w jej kierunku oskarżeniami. O to, co akurat jest pod ręką.
    Kiedy Ukraińcy postanowili wyrwać się z objęć Moskwy, natychmiast z bratniego narodu zostali przemianowani na faszystów, którzy wysyłają na Donbas ekspedycje karne, by te krzyżowały tam niemowlęta na oczach matek. Polska jest w Unii Europejskiej i nie musi walczyć o swoją pozycję zbrojnie, więc i oskarżenia są bardziej wyważone: zagrożenie dla demokracji, praworządności, wolności mediów, etc. Jedynie przewodniczący PE Martin Szulz pozwolił sobie na słowa o "znamionach zamachu stanu" (co za kraj nam się trafił, że legalnie wybrana władza musi dokonywać zamachu stanu!). Ale schemat jest ten sam. Dopóki wasal jest posłuszny, może liczyć na pochwały od seniora. Ale kiedy postanowi przestać być wasalem, senior stara się pokazać mu jego miejsce w szeregu. 
    Pytanie, kto lepiej ocenił siły obu stron. 

Tekst ukazał się na Salon24 22 stycznia 2016r