Przypadająca dzisiaj szósta rocznica katastrofy smoleńskiej jest zarazem pierwszą, jaką obchodzimy w państwie, które możemy nazwać polskim, bez potrzeby ujmowania tego przymiotnika w cudzysłów. Obecny Rząd i Prezydent starają się, by nasz kraj wreszcie przestał być „karczmą zajezdną”, wydaną na pastwę zagranicznych (zwłaszcza niemieckich) banków i koncernów, bezlitośnie drenowaną przez inne państwa z zasobów (w tym tego najcenniejszego - czyli młodych ludzi w wieku produkcyjnym) i zamieszkałą przez tania siłę roboczą, na której skrajna lewica będzie przeprowadzać swoje chore eksperymenty, mające na celu wyhodowanie "nowego człowieka" (a właściwe starego "człowieka sowieckiego" w wersji uzupełnionej i poprawionej).

Poprzez swą pracę obecna ekipa kontynuuje dzieło rządu Jana Olszewskiego, a przede wszystkim - wypełnia testament polskich patriotów poległych pod Smoleńskiem 10 kwietnia 2010 r. Tak właśnie – poległych, bo każdy, komu zależy dziś na zmianie Polski na lepsze staje się – chce tego, czy nie – żołnierzem w wojnie ze światową rewolucją, która pragnie zamienić Polaków (i inne narody zresztą też) w mieszkańców nowoczesnego kołchozu, pracowicie budujących „nowy wspaniały świat”, dopóki wszystko, jak zwykle, nie zawali się z hukiem. Jeżeli wiec ktoś "ma już dość tego Smoleńska" – o co nietrudno po latach obróbki medialnej – , to niech postara się zrozumieć, że w tym obrosłym mitami i ciężkim od emocji słowie „Smoleńsk” chodzi również o niego i o jego rodzinę. Chodzi o godne życie dla milionów Polaków, którzy we własnym państwie chcieliby się stać wreszcie gospodarzami. 

Dla mnie słowo „Smoleńsk", wypowiadane dzisiaj to również symbol triumfu Dobra nad Złem. To z jednej strony zwycięstwo, jakie pragnienie poznania prawdy odniosło nad podłością małych ludzi, pragnących uniknąć odpowiedzialności za własne grzechy, a odwieczne prawo do godnego upamiętnienia zmarłych nad bezdusznością tych, którzy pamięć o ofiarach chcieli pogrzebać wraz z nimi. Z drugiej – to zwycięstwo, jakie siły, chcące zmienić Polskę na lepsze, odniosły nad tymi, którzy za stołek sprzedaliby ojca i matkę, o Ojczyźnie nie wspominając. Ci drudzy nie mogą zresztą tego przeboleć i – niczym ich mentalni przodkowie, których podpisy widnieją pod aktem konfederacji targowickiej – łaszą się teraz do obcych potęg, żebrząc o wsparcie. Tak – Tragedia Smoleńska, to nie tylko łzy i niewyobrażalna rozpacz rodzin ofiar, to także zdarzenie, mające wymiar polityczny i nie tylko nie ma w tym nic złego, ale też nie sposób od tego uciec. W Smoleńsku zginęli wszak ludzie – z Prezydentem Lechem Kaczyńskim na czele – , którym zależało na silnej, zasobnej i suwerennej Polsce (tego celu nie da sie osiągnąć inaczej, niż na drodze politycznej), a ich brak sprawił, że na osiem lat nasz kraj znowu stał się żerowiskiem dla sił zewnętrznych i wewnętrznych, traktujących nasz kraj i nas samych, jako bezlitośnie eksploatowane źródło dochodu. To ci, którzy chcą, by Polska nadal była kolonią, a oni nadal mogli wysługiwać się obcym i czerpać z tego zyski, najgłośniej krzyczą, żeby sprawy tragedii „nie wykorzystać dla celów politycznych” i chcą uczynić z katastrofy smoleńskiej  prywatną sprawę bliskich ofiar. Czynią tak bynajmniej nie z szacunku dla osób, które zginęły 10 kwietnia, ani nie przez wzgląd na ból rodzin, ale dla własnej korzyści. 

Jak zwykle przed kolejną rocznica tragedii odezwali się kustosze z muzeum narodowej amnezji, którzy nie chcą, by ludzie pamiętali, jak było naprawdę, a zamiast tego proponują wersję zdarzeń, która im najbardziej odpowiada. Nie ma tam miejsca na prawdę o  zorkiestrowanej nagonce na Prezydenta Kaczyńskiego i jego środowisko polityczne, której przewodził osobnik z Biłgoraja, pupil tych, którym „nie jest wszystko jedno”. Zamiast tego mamy wizję Lecha Kaczyńskiego-„budowniczego III RP”. Nie dowiemy się też o skandalicznych zaniedbaniach w prowadzeniu śledztwa w sprawie katastrofy, które przypominało szukanie dowodów na poparcie z góry przyjętej tezy, ale za to po raz kolejny możemy poczytać o puszkach i parówkach (Janusz Wojciechowski słusznie zauważył, że jakoś nikt nie śmieje się z jabłka Newtona, które symbolizuje działanie siły grawitacji). Zresztą, kiedy czyta się rocznicowe teksty tych, którym „nie jest wszystko jedno”, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że autorzy nie piszą o katastrofie smoleńskiej, ale o sobie samych. I nie tyle pragną wyrazić współczucie dla rodzin, które 10 kwietnia straciły bliskich, ile chcą, by współczuć im  – jedna z dziennikarek głównego nurtu żaliła się np., że ludzie piszą jej na Twitterze, iż nie ma prawa zabierać głosu ws. Tragedii Smoleńskiej. Cóż, może takie głosy by się nie podnosiły, gdyby nie to ciągłe „ciszej nad tymi trumnami”, które można było usłyszeć z ust takich właśnie dziennikarek i dziennikarzy, ilekroć padało słowo Smoleńsk.

Tymczasem, mimo zmasowanej ofensywy medialnej i politycznej, Tragedii Smoleńskiej nie udało się zamilczeć i nie udało się zrobić z niej „wypadku komunikacyjnego”. Pamięć o ofiarach trwa i można się spodziewać, że już niedługo zostanie godnie uhonorowana pomnikiem na Krakowskim Przedmieściu, w miejscu spontanicznie wybranym przed ludność Warszawy, która właśnie tam zaczęła się gromadzić i palić znicze na wieść o tragedii. Taki monument, choć ważny i potrzebny, to jednak nie wszystko. Prawdziwym uhonorowaniem polskich patriotów poległych pod Smoleńskim będzie bowiem uczynienie Polski krajem silnym, zasobnym i prawdziwie suwerennym, czyli takim, o jakim Oni marzyli. Wówczas, pomnikiem ofiar tragedii nie będzie tylko monument w Warszawie, ale będzie nim cała Polska. 

Tekst ukazał się na Salon24 10 kwietnia 2016r