W niektórych antypisowskich mediach pojawiły się niedawno plotki o tym, że PiS rezerwuje na maj 2022 roku billboardy reklamowe w całej Polsce. Miałoby to sugerować, że obóz rządzący szykuje się do ewentualnych przyspieszonych wyborów. Nie wiem, jaką korzyść z tych przyspieszonych wyborów mógłby mieć w obecnej sytuacji pandemiczno-gospodarczej PiS. Domyślam się natomiast, jaki – mniej więcej – plan kroi się w głowach opozycji. W tej chwili Komisja Europejska – bez jasnych traktatowych podstaw – blokuje wypłatę pieniędzy dla Polski w ramach Krajowego Planu Odbudowy i ciągle nie wiadomo kiedy je wypłaci. Niewykluczone więc, że te środki są wstrzymywane głównie po to, aby zaostrzyć kryzys i ułatwić opozycji przejęcie rządów w Polsce.

Byłaby to realizacja zapowiedzianej już w Unii strategii „zagłodzenia” Polski. W podobny sposób zmieniano już zresztą w niedalekiej przeszłości rządy w Grecji i we Włoszech.
A zatem idzie o to, aby wywrócić obecny rząd dzięki wywołanemu przez pandemię kryzysowi. Polacy mają wreszcie zrozumieć, że jedynie zmiana władzy uchroni ich przed drożyzną i ubóstwem. Bo Komisja Europejska udzieli nam pomocy dopiero wtedy, gdy do władzy w Warszawie wrócą jej zaufani ludzie. Taka wymuszona „demokracja” i zarazem nauczka dla Polaków na przyszłość.
Plan ten ma jednak wiele słabych stron. Przede wszystkim nie da się przewidzieć dalszego rozwoju wydarzeń. Rząd spod znaku PO zapewne nie byłby w stanie wydać miliardów z KPO zgodnie z realnymi potrzebami ogółu Polaków. Doświadczenia z niedalekiej przeszłości wskazują raczej, że obecna opozycja realizowałaby interesy swoich mocodawców z Brukseli, wspierała obcy biznes i trwoniła krocie na ideologiczne projekty. Statystyczny Polak pewnie dostałby z tych miliardów euro najwyżej kilka centów. W rezultacie szybko pojawiłoby się niezadowolenie, zwłaszcza że obecny kryzys może jeszcze długo potrwać. Skutkiem tego niezadowolenia byłby nie tylko dość szybki spadek poparcia dla nowej „platformerskiej” władzy, ale również dla stojącej za tą władzą biurokratycznej machiny unijnej. Mogłoby to na dalszą metę doprowadzić do silnego osłabienia nastrojów prounijnych w Polsce.
Wydaje się więc, że próba przejęcia władzy w Polsce na fali kryzysu może skończyć się łabędzim śpiewem antypisowskiej opozycji. A całkiem otwarte zaangażowanie Unii w walkę polityczną w Polsce to strategiczny błąd Brukseli. Bo miejsce tak znienawidzonego tam PiS może w przyszłości zająć jedynie silnie eurosceptyczna prawica.

 Chyba że chodzi o coś zupełnie innego. O to, aby naprawić „błąd” z 2004 roku i wyrzucić wreszcie za unijną burtę wschodnich przybłędów. Byłoby jednak ironią losu, gdyby nieświadomym wykonawcą takiego planu miała okazać się antypisowska opozycja. Zbyt głupia, aby pojąć do czego może doprowadzić jej obecna polityka.

 Tekst ukazał się na portalu wPolityce 31 grudnia 2021r