Tak zwany „skandal w liczeniu głosów” dla uważnego obserwatora nie jest żadnym „skandalem” lecz kolejną odsłoną stosowanej w IIIRP psychomanipulacyjnej metody zarządzania kryzysami. Techniki psychomanipulacji są nauczane w zasadzie na wszystkich szkoleniach sprzedażowych - przynajmniej lemingi pracujące w korporacjach powinny bez trudu rozpoznać, że są manipulowani. Nie robią tego, to znaczy, że albo są nieinteligentni, albo źle przeszkoleni.

Najpowszechniej używaną przez rządzącą klikę jest technika manipulacji nazywana “drzwiami w twarz”. Nazwa pochodzi z czasów, gdy posługiwali się nią domokrążcy na amerykańskim Dzikim Zachodzie. Polega ona na tym, że na początek żądamy od kontrahenta czegoś, co jest nie do przyjęcia – domokrążcy oferowali do sprzedaży farmerowi cały zestaw 20 tomów encyklopedii za całe $100. Ten oczywiście nie przyjmował tego, bo po pierwsze gdzie miał postawić 20 tomów w swojej małej farmerskiej chatynce, a po drugie $100 to była jakaś astronomiczna kwota. Odmowa była zdecydowana. I wtedy obwoźny księgarz proponował to, co tak naprawdę chciał sprzedać - czyli małą książeczkę o przygodach Jesse Jamesa za centów 10. Zasada kontrastu powoduje, że na tle poprzednich $100 za encyklopedię, te 10 centów za książeczkę były do przyjęcia. I klienci kupowali. I kupują do dzisiaj – bo „zasada kontrastu” jest stosowana w handlu na każdym kroku.

Opisana tu technika manipulacji jest stosowana bez przerwy w zarządzaniu państwem. Tak było z podwyżką VAT: najpierw powiedziano, że trzeba podnieść VAT do 30% z 22% czyli o 8%. Zrobił się wrzask i lament. Społeczeństwo stanowczo odrzuciło to. Wtedy pokazano, że “tylko” o 1%. Ulga - ludzie to przyjęli i nie było buntów, wszyscy się cieszymy, że tylko tyle. Zasada kontrastu spowodowała, że ten jeden procent był do przyjęcia.

Toczyły się rozmowy na temat umowy gazowej. Histeria propagandowa rozkręcana przez reżimowe media zbudowała atmosferę grozy - nie będzie czym ogrzać domów (a przecież gros zużycia gazu to przemysł chemiczny – Puławy, Police, Tarnów). Obywatele zaczęli się bać. Trochę to potrwało i w pewnym momencie ogłoszono, że osiągnięto wielki sukces - podpisano umowę, która zabezpiecza Polaków przed chłodem. Hurra! Będzie ciepło! Po co zadawać pytania o szczegóły tej umowy. Wielkie zagrożenie odsunięte, a zrobiono to dzięki kilku “nieistotnym” zapisom w umowie – ot, czas trwania umowy, ot cena najwyższa w Europie, ot unieważnienie należności Gazpromu dla Polski za opłaty tranzytowe.

Spójrzmy teraz  na sekwencję zdarzeń od momentu zakończenia niedzielnych wyborów samorządowych:

1.    Exit poll daje Prawu i Sprawiedliwości 4 procent przewagi nad Platformą O.

2.    Premier Kopacz uznaje przegraną i mówi, że należy się cieszyć, że tylko 3%. Inne jej słowa w tym samym przemówieniu zamieniają porażkę w ciężką klęskę wizerunkową, na co zwrócił uwagę Matka Kurka – ale to jest już zupełnie inna sprawa.

3.    Następuje chaos z liczeniem głosów, którego należało się spodziewać po wcześniejszych próbach obciążeniowych (kwestia informatyzacji procesu wyborczego to temat na osobny tekst)

4.    Media i lud, który demokratycznie wybierał swoich przedstawicieli niecierpliwie czeka na wyniki, irytacja rośnie. Sprzeczne informacje powodują, że w miarę upływu czasu i razem z kolejnymi komunikatami, i działaniami PKW rośnie napięcie związane z obawami o prawidłowość liczenia głosów (po stronie zwolenników PiS) i irytacja na stan instytucji państwowych (u lemingów i całej reszty) oraz obawa, że wybory trzeba będzie unieważnić i powtórzyć.

5.    W końcu we wtorek rano nadchodzi informacja, że „system działa”.

Zgadnij kotku jaki będzie wynik, jaka będzie różnica? 1-2% przewagi dla PiS, a może wygra PO? Przecież słowa Kopacz o trzech procentach to po prostu jawna instrukcja!

Śledząc operację psychomanipulacyjną możemy się domyślać, iż chodziło o to, żeby – jeśli wybory były fałszowane – w powodzi sprzecznych informacji zbudować taki nastrój u wyborców, aby się cieszyli, że w ogóle te głosy policzono i nie trzeba powtarzać wyborów. I faktyczna przewaga mogła być np. 8% na rzecz PiS, ale w ogólnym zarządzonym chaosie uda się fałszerzom tę przewagę zmniejszyć. Żeby PiS się cieszył, i nie żądał powtórki wyborów, bo wtedy jest groźba, że lemingi się zmobilizują i można przegrać.

Powstaje tylko pytanie - czy rząd, który jako stałe narzędzie komunikowania się z rządzonymi używa metod psychomanipulacji ma jeszcze legitymację demokratyczną. Ustrój jest wtedy demokratyczny, gdy rządzeni mają wpływ na rządzących, wpływ wynikający z wolnego wyboru. Wolny wybór znika wtedy, gdy pojawia się psychomanipulacja.

I jeszcze jedno – ta hipoteza interpretująca przyczyny chaosu z liczeniem głosów nie tłumaczy wszystkich przypadków fałszerstw wyborczych. Ponieważ IIIRP jest luźną federacją różnopoziomowych sitw to może się w ostatecznym rachunku okazać, że końcowy wynik wyborów jest zbiegiem kilku czynników – fałszerstw dokonywanych na poziomie lokalnych sitw, ogólnego chaosu do jakiego doprowadzono organizm państwowy w ciągu lat rządów tusków i świadomie generowanego chaosu na poziomie PKW, żeby do końca zamącić obraz.

I na tym tle widać, jak ważne jest wprowadzenie sprawnego i szybkiego społecznego monitoringu wyborów.

I oczywiście – najwyższe władze PiS powinny zażądać aby karty do głosowania nie zostały zniszczone, jak po wszystkich wyborach, lecz zostały zarchiwizowane. Bo te karty wyborcze to po prostu dowód w sprawie.

Gdyby w ciągu 5 godzin znany był wynik społecznego monitoringu sytuacja politycznie wyglądałaby jakościowo zupełnie inaczej.

 

Tekst ukazał się na S24, 18 listopada 2014r