Analogia dotyczy mechanizmów zarządzania w korporacji i w Kościele.
Różnica leży w zasadach a tekst próbuje pokazać fatalne skutki zacierania różnicy czy raczej niepamięci o zasadach.  Można zapytać – co mnie obchodzi zarządzanie w Kościele – to sprawa hierarchii a to przecież od niej te sprawy zależą. Niby faktycznie – nie moja to sprawa, lecz skoro analogii i różnicy, o których będzie mowa chyba się nie zauważa – a sądząc po faktach tak jest – to wskazanie na nie, powinno mnie zajmować. Choć Kościół ma strukturę hierarchiczną, to jednak moją rolą jako człowieka związanego z Kościołem – jest przynajmniej pokazanie problemu, który zauważam.

To o tyle może być istotne, że Kościół jako wspólnota wiary i hierarchii i wiernych jest dziś atakowany na wiele sposobów. Milczenie nie byłoby właściwe..
Kościół - wspólnota ludzi wiary - oprócz tego, co go wiąże czyli kult, wiara, jej dogmaty i zasady - jest jednak też swego rodzaju organizacją. Dobrowolną i społeczną, lecz też realnie zarządzanym organizmem gospodarczym.
Zarządzanie. Gospodarowanie.
Nie da się od tego odejść i udawać, że obok zasadniczej misji Kościoła ten element go nie dotyczy.
Z natury i od zawsze Kościół w tym aspekcie był i jest zarządzany efektywnie połączeniem – mówiąc dzisiejszym językiem - mieszanki systemu demokratycznego (stosowanym tam gdzie trzeba i do granic gdy ma to sens) z systemem opartym o ścisłe przestrzeganie roli hierarchii czyli na wręcz jednoosobowym podejmowaniem decyzji. Miałem okazję to zaobserwować uczestnicząc w pewnej wspólnocie działającej przy jednym z kościołów franciszkańskich. Warto przypomnieć, że Reguła tej rodziny zakonów trwa od początku XIII w i jak widać się sprawdza. W tej Regule tam gdzie demokracja – tam ona bezwzględnie obowiązuje, tyle, że pod skrzydłami działania Ducha Świętego – co wcale nie jest abstrakcją. A potem już działa autokracja i to taka do spodu. Działają śluby posłuszeństwa. Ogólnie w relacjach i to nie tylko w kolejności hierarchii – z czym w życiu świeckim się nie spotyka.
Dziś mamy powszechne kwestionowanie norm co wywiera wpływ na myślenie i podejście do tych spraw też i w Kościele. Na dodatek ma on do czynienia z szczególnie agresywną antypropagandą lewactwa. Jakże łatwo w tych warunkach przychodzi pomylić autokrację z jednoosobowym podejmowaniem decyzji. A to nie to samo. Mówiąc najkrócej - autokracja niszczy świadome choć jednoosobowe podejmowanie decyzji – takie powiązane z troskliwym i uważnym słyszeniem różnych niezależnych informacji.
Dziś w aktualnym otoczeniu celowo i z zimną krwią wzbudzanej wręcz nienawiści do wszystkiego co wiara niesie, dobre zarządzanie we wspólnociw ma dużą wagę. Wiara po prostu przeszkadza w wielu interesach. Jak za Nerona. Nic to nowego. Ta postawa jako jedyna rzecz programowa jest nawet wprost deklarowana. Po dziesięcioleciach prania mózgów owe deklaracje bywają nawet przyjmowane jako coś właściwego. Pomocne są opowieści o nie tyle rozdziale Kościoła od Państwa co pod tym hasłem zapędzanie wiary do kruchty i wmawianie ludziom jak to wiara niszczy wolność. Wolność a dowolność – to ważne rozróżnienie wskazywane właśnie przez Dekalog. Ludzie podobne wywody łykają, choć to demoluje podstawy więzi społecznych czyli jak dobrze się zastanowić – Państwa. Nie tyle Kościoła – bo jak ktoś wierzy i samodzielnie myśli to na takie plewy się nie nabiera. Kościół trwa 2000 lat i takie ataki tylko podnoszą jakość wiary,
I tak naprawdę o tu o interesy chodzi. By przejmować – po co niszczyć – skoro można nie bombardować a wystarczy usunąć podstawy stabilności i mieć nie ruiny materialne a tylko duchowe gotowe do przebudowy – na tworzenie nowego człowieka. Stary to postulat każdej kolejnej rewolucji. .
I o to chodzi – każdy rozumny a nie zaślepiony to widzi.
Obecne warunki w tym wszystkim stawiają Kościół wobec całkiem nowej wręcz - pokusy. Mówię tu o uważaniu za właściwe i skuteczne stosowanie w praktyce zasad używanych w zarządzaniu korporacjami. W końcu korporacje dają sobie na rynku radę, co wydaje się być dobrym rezultatem zarządzania twardą, właściwie jedną, ręką z żelaznym przestrzeganiem kolejności w hierarchii. Z pozoru – podobna struktura działa w Kościele
Należy zwrócić uwagę na fundamentalną różnicę i pamiętanie o niej ma wielkie znaczenie. W korporacji – demokracja jest zastąpiona silną drabiną hierarchii. Korporacja i Kościół pod względem czysto organizacyjnym pozornie mogą się wydawać zbliżone. Różnica jest jedna i oczywista, której wielu nawet i z hierarchów, sądząc po czynach - może nie zauważa, może nie docenia ale na pewno nie bierze pod uwagę. Różnica polega na tym, ze w Kościele są pilnowane i obowiązują zasady – w skrócie – Dekalogu. Czy zawsze wykonywane? Niestety nie koniecznie, ale te zasady są wzorcem a ich lekceważenie jest naganne i potępiane.
W korporacji zasadą jest brak zasad - innych poza jedną - wilczym prawem silniejszego, sprytniejszego.
Wyrażę więc przekonanie, że dla tego powodu ciągoty do stosowania pozornie skutecznych metod zarządzania korporacyjnego przynosi w Kościele zatrute owoce.
By nie być gołosłownym.
W korporacji nie jest potrzebna dobra komunikacja pomiędzy szczeblami hierarchii, wystarczy tylko przepływ informacji i w tej strukturze jest niezbędne utrzymanie dystansu – bez zbytniej fraternizacji – ta może przecież zagrozić utrzymaniu ważności nawet niepoważnych i niekompetentnych a stojących wyżej. Ci niżej stojący muszą znać swoje miejsce bez dyskusji i bez względu na dolegliwości swego położenia. Szacunek dla szefa jest wymuszony i bezwzględnie egzekwowany. .Zauważmy tu - przepływ informacji (też i donosicielstwo i kopanie dołków) a komunikacja to co innego. Z punktu widzenia zarządzających model korporacyjny jest pozornie atrakcyjnym układem. Niemniej sprawdza się gdy wszyscy wiedzą, że brak zasad jest obowiązującą zasadą. W nim pojęcia fair play, realna życzliwość, autentyczny szacunek, podporządkowanie się z wyboru – to oznaki słabości. Taki ktoś jest do natychmiastowego zadziobania.
W Kościele czyli w świecie, w którym deklarowanym fundamentem jest owszem – posłuszeństwo ale w pokorze, nie z przymusu, życzliwość czyli miłość i szacunek, chęć współpracy a nie rywalizacji – odejście od tych postaw - nie mówię właśnie, że go nie ma – jeśli się jednak pojawi - niszczy wiarygodność czyli rujnuje. I tu – i tu - mamy władztwo szefa – lecz ten ma mieć zupełnie inne oparcie w podwładnych. W korporacji owszem szef sam decyduje – nie musi szukać zrozumienia – w Kościele każdy stojący w hierarchii musi albo inaczej – powinien, patrzeć na podwładnego z uwzględnieniem tego co ten przeżywa, co myśli. Jeśli ma być skuteczny musi mieć autentyczny i możliwie powszechny autorytet. Zdziwię może porównaniem, ale to działa na przykład też w nauce – w obrębie grup badawczych skupiających się wokół osoby autentycznego lidera naukowego. Nie koniecznie omnibusa – bo takich dziś być nie może, ze względu na obszerność wiedzy – ale człowieka z głową, myślą i autorytetem. Może być sobie szef formalny, ale bez własnej swej myśli i autorytetu u ludzi którzy się wokół niego dobrowolnie skupili – nic nie zdziała. Tego dzisiejszy system zarządzania nauką nie widzi jako fundamentów – bo jest zdemolowany przez komunę i zabetonowany w tym stanie przez tak zwaną ponad miarę górnolotnie Konstytucję dla Nauki
W tym zakresie widzę rodzaj paraleli.
Proboszcz tylko z poparciem lokalnej kamaryli – choćby był z dowolnych powodów – wysoko oceniany przez wyżej stojących w hierarchii, gotuje sobie nieciekawy los - a jego przełożony, który w tym się nie orientuje, pomaga tylko w niszczeniu wspólnoty. W kościele to wierni są tymi, na których opiera się wikary i proboszcz. Wierni głosują jak się to mówi – nogami.
Brak rozeznania w tym zakresie próbuję wskazać jako jeden z fundamentalnych problemów.
Mogę wymieniać proboszczów ogólnie – księży – którzy realizowali dobre i naprawdę znaczące rzeczy dla kościoła lokalnego i wspólnoty bez nacisku w pozyskiwaniu środków i też takich, którzy imając się wręcz niegodnych prawie technik nacisku – nic tylko nic na tym nie zyskali a wiele stracili nawet z tego nie zdając sobie sprawy. Żadna tajemnica dlaczego tak było i jest. Kluczem jest osobisty autorytet, szacunek dla parafian i konsekwentna wiarygodność oraz jawność działań. Krótko – nawiązanie i utrzymanie dobrych kontaktów nie tyle z wybraną grupą klakierską a ogółem członków kościoła, w kościele jest podstawą, która w korporacji jest zagrożeniem samodzierżawia na której ta się opiera. .
I to jest różnica, której lekceważenie fatalnie skutkuje.
Zmiany cywilizacyjne – oczywiście odciągają ludzi od kościoła w imię fałszywie rozumianej wolności, nowoczesności czy jak tam nie nazywać wszystkie izmy. Zauważmy jednak, że wszystkiego tego co się dzieje nie da się przypisać tylko temu jednemu. Wciąż działa leninowska zasada – to wróg sam przynieść sznur na którym go powiesimy. I w wielu dziedzinach a ochoczo – przynosi.
Dziś czerwone ma nieco inne kolory. Od różowego poprzez tęczę po zielony – a właściwe zarządzanie może się mu skutecznie przeciwstawiać

 

Dr inż. Feliks Stalony-Dobrzański
Kraków 05.10.2021 r