- Czas potrzebny na przeczytanie tego tekstu to około 5 minut.
Masowy przymusowy pobór naprawi w Polsce demografię, służbę zdrowia, życie rodzinne, bezpieczeństwo energetyczne, braki mieszkań, budżet i statystyki wypadków drogowych.
Masowy przymusowy pobór jest panaceum na wszystkie nasze polskie problemy:
1. Powołajmy na ćwiczenia wszystkich alimenciarzy. Jest ich mniej więcej 200 tysięcy, państwo za ćwiczenia płaci rekompensatę i żołd, w sam raz by od razu potrącić to na poczet zaległych alimentów.
2. W ramach równości powołajmy do wojska wszystkie „osoby obywatelskie płci wszelakich” w wieku 19-29. Podobnie jak w Izraelu „osoby z macicami” będą zwolnione (w bieżącym roku!!) jeśli akurat będą w ciąży. Parę lat i dziura demograficzna będzie zakopana. W Izraelu chyba w takich sytuacjach wymagany jest ślub.
3. Żeby nie demoralizować Polaków, zamiast dawać łapówkę lekarzowi by zwolnił z wojska, będą oficjalne stawki (licytacja?) i po wpłaceniu odpowiedniej kwoty na MON otrzyma się kategorię B na rok. Podobne rozwiązanie proponował MSW Ukrainy, by za 5tyś dolarów pozwolić mężczyznom wyjechać za granicę mimo wojny. Ludzie na JDG będą mogli odetchnąć (ale nie odpisać tego od dochodu!).
4. Powołajmy na ćwiczenia wszystkich niechętnych wojsku delikwentów płci obojga i w ramach propozycji nie do odrzucenia dostają możliwość służby zastępczej w szpitalach jako pielęgniarze i pielęgniarki, na wypadek jakby wrócił covid.
5. Tych co nie mają w danej chwili kategorii A lub nie potrafią na wojskowej strzelnicy trafić do tarczy z urzędu pozbawiamy prawa jazdy (do następnej kwalifikacji wojskowej). Jak ktoś nie ma koordynacji oko-ręka to niech w domu siedzi, a nie stwarza zagrożenie na drodze.
6. Pobór koncentrujemy w dużych ośrodkach miejskich a wyludniające się wsie i małe miasteczka omijamy, żeby młodzi wybierali Polskę powiatową.
I tak oto jedną ustawą można naprawić w Polsce: demografię, służbę zdrowia, życie rodzinne, budżet wojskowy, korki na drogach i głód mieszkań w miastach. Zbyt pięknie by było prawdziwe? Tak. I właśnie tak należy traktować wszystkie wizje tego, że wystarczy przywrócić pobór ochotniczy, a jak ochotników braknie to przymusowy, by stworzyć w Polsce sprawną trzystutysięczną armię. Niby każdy z wymienionych przeze mnie punktów pozornie nie jest bez sensu, ale gdzieś w głębi duszy czujemy, że nic z tego by nie było, tylko katastrofa albo po prostu masowa emigracja wszystkiego co się rusza. Co prawda są tacy profesorowie i ministrowie, którym wydaje się, że to się może udać, wystarczy tylko wprowadzić do szkół więcej mówienia o patriotyzmie, obowiązkach i Janie Pawle II, ale przez grzeczność ich nie wymienię.
Bo tak przedstawiony pobór jest zwykłą branką i zamiast tworzyć wojsko o wysokim morale, składające się z obywateli przekonanych, że bronią ojczyzny w swoim interesie, tworzy bandę ludzi z jednej strony zbyt nieogarniętych by się wymigać, a z drugiej strony krnąbrnych i niechętnych służbie. Zastosowanie ma tu post-rosyjska „doktryna przekątnej”, by wysyłać do jednostek z dala od domu (ze Szczecina w Bieszczady). Tak łatwiej używać wojska do tłumienia protestów i mieć pewność, że mieszkańcy nie będą pomagać dezerterom. Tyle, że jest to bez sensu, bo zmienia to Polskę w państwo jawnie walczące ze swoimi własnymi obywatelami, a nam Polakom takie państwo niepotrzebne. A kto ma bronić państwa niepotrzebnego obywatelom? Chyba urzędnicy i inni otrzymujący pensję z budżetu, bo skoro ich prywatny dobrobyt zależy od istnienia Polski, to niech się o nią biją.
Dlatego powinniśmy, zamiast armii okupacyjnej stworzonej z krajowców, budować armię obywateli przekonanych, że służąc w wojsku i broniąc ojczyzny służą sobie. Czyli czerpać z najlepszych wzorców, z jednej strony Szwajcarii czy Finlandii, gdzie armia uczy się bronić swojego kraju i powiatu. A z drugiej strony z wzorca izraelskiego, czyli armii powszechniej (mężczyzn i kobiet), nastawionej na skuteczność i wyniki. Bo jak opowiadali mi moi koledzy z Izraela, to po pierwsze ich armia jest oparta o zasadę solidarności „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”. A po drugie jest bardzo wyspecjalizowana i ci bardziej ogarnięci detonują zdalnie za pomocą wirusów komputerowych irańskie wirówki, a ci mniej ogarnięci chodzą na spacery po terytoriach okupowanych i komunikują się z czworonogiem przez walkie-talkie. A niektórym starszym kapralom marzy się zmuszanie nerdów do biegania w maskach gazowych aż wykitują. I co najważniejsze powinniśmy przyswoić sobie lekcję z Ukrainy, że największym beneficjentem silnej armii są właściciele nieruchomości. Bo ci co chcieli uciec z zaatakowanego kraju to uciekli, ale swoich mariupolskich mieszkań, bahmuckich daczy czy chersońskich segmentów nie mogli zabrać na plecy i zostali dziś z dosłownymi dziurami w ziemi. Zresztą historycznie ta triada występuje razem: obywatel decyduje o losie kraju, bo jest gotów przelać za niego krew i dlatego ma prawo nabywać posiadać ziemię na własność.
Co to oznacza w praktyce? Że sama powszechna służba wojskowa to za mało, potrzebny jest jeszcze progresywny podatek od nieruchomości, by ci co mają dużo więcej mieszkań na wynajem musieli dołożyć do kolektywnego wysiłku obronnego nie tylko swoją parę rąk, ale i pieniądze na kolejne pary rąk do noszenia karabinów. Bo tak naprawdę armia broni ich nieruchomości, jak im się nie podoba, niech spróbują np. wywieźć działkę nad jeziorem do Hiszpanii albo kawalerkę na trzecim piętrze na Wilanowie do Berlina.
Po drugie skoncentrowanie powszechnej służby wojskowej na mężczyznach jest archaizmem z czasów, gdy z jednej strony 100% żołnierzy operowało tylko siłą fizyczną, a z drugiej strony kobiety nie miały praw politycznych. Prawa obywatelskie idą zawsze z obowiązkami i z punktu widzenia rekrutacji przez wojsko informatyków czy kierowców nie ma znaczenia co taki żołnierz nosi w spodniach. A reszta niezainteresowanego kontyngentu może się wykupić z jednej strony służbą zastępczą, z drugiej strony tradycyjną rolą żony i matki. Oczywiście nie ma tu mowy o jakiś koedukacyjnych barakach ze Starship Troopers, ale skoro Izrael ma już dosyć dobrze rozpracowane co kobiety mogą robić w armii to można się od nich uczyć. A jak jakaś dziewczyna chce biegać z karabinem i zdaje testy sprawnościowe, to takie oddziały amazonek też się nam przydadzą.
Przy czym oczywistym jest, że nie jesteśmy w stanie brać całych nowych roczników na nawet trzymiesięczne przeszkolenie. Ale już jesteśmy w stanie brać na tygodniowe ćwiczenia, gdzie poza jakimś podstawowym BHP obsługi broni, pierwszej pomocy oraz nauce przeżycia bez smartfona i mamy, będziemy mogli lepiej zweryfikować ich realną kondycję fizyczną i nastawienie do armii, a następnie tym rokującym złożyć odpowiednie propozycje. Plus systematycznie szkolić zaległe roczniki. Bo nie oszukujmy się, armia jest przede wszystkim dla chłopaków z klasy średniawej i ludowej. Wojsko może zaoferować biednemu maturzyście z małego miasteczka, że mu podczas rocznego nieobowiązkowego poboru zapewni kurs na prawo jazdy i to nie tylko kategorii B ale i C. Służba wojskowa też płaci więcej niż przysłowiowy kołchoz-januszex i daje lepszą perspektywę przyszłej kariery. Armia też może mu po 5 latach służby zaoferować nieoprocentowany kredyt na mieszkanie w nowych osiedlach wojskowych, budowanych dookoła wielkich metropolii na terenach należących do Agencji Mienia Wojskowego. Przecież podwarszawskie Legionowo, ze świetnym dojazdem do stolicy, jest właśnie takim pokoszarowym miastem. Armia zawsze miała najwierniejszych żołnierzy w tych, którym oferowała awans społeczny. Tak było za kaisera, za II RP i tak może być za III RP.
Ostatnim brakującym elementem tej układanki jest przykład idący z góry. Jeśli Zjednoczona Prawica chce budować silną armię, niech Naczelnik zarządzi, że kto nie służył w wojsku i czyje dzieci w wieku okołopoborowym (18-39) nie zgłosiły się na ćwiczenia, dla takich ludzi nie ma miejsca na listach wyborczych. Nawet nasza prezydentówna Kinga mogłaby się zgłosić, w końcu wojsko szuka prawników:) Jeśli służba w wojsku ma być traktowana poważnie, tak też muszą ją potraktować politycy. I jest to taka sama szansa dla rządu jak i opozycji.
•Tekst ukazał sie 12 grudnia 2022 na Salon24.pl