Dziewczynka z Polski wygrała konkurs dziecięcej Eurowizji. Dziewczynka Roksana z ostatniej klasy gimnazjum. Do świadectwa dojrzałości – dorosłości – parę lat. Jak na dzisiejsze piosenki i to co się wykonuje jako takie (spróbowałby ktoś, to coś zanucić – ale trudno, stary jestem) to faktycznie profesjonalizm. Do tego komentarz – to większy sukces niż Edyty Górniak – ta wszak zdobyła jakąś nieco dalszą lokatę. O sukcesie Jej wykonania kpiny z Polskiego Hymnu lepiej nie mówić w kontekście rozumienia słów artyzm, sukces i szacunek dla symboli.

Zaraz potem wieczorem już pełna radość – Roksana będzie występowała w noc sylwestrową w Zakopanem – to wiadomość z samego źródła – Prezesa TVP.
Czy naprawdę nikomu do głowy nie przychodzi co to naprawdę oznacza i jakie jest to balansowanie na granicy prawa, a jeszcze ważniejsze – rozsądku? W imię czego? w imię kultu celebrytów, rewii mody, blichtru i cekinów w nosie?
Po pierwsze, mówimy o występie dziecka – bo tak ten konkurs jest zatytułowany. I faktycznie ta młoda osoba jest w wieku – wedle definicji prawnej, dziecięcym co dodatkowo potwierdza nazwa imprezy. Po drugie, wcześniej – czyli wieku jeszcze młodszym - były występy w podobnym wyścigu estradowym w Polskiej telewizji – a te z kolei musiały być poprzedzone ćwiczeniami w domu i obróbką profesjonalnych nauczycieli i wizażystów. Ten poziom występu estradowego, przy zapewne dużym talencie – musiał być osiągnięty godzinami, dniami a nawet latami wcześniejszej pracy. Nie zapominajmy o całym winogronie kreatorów, którzy muszą stać za aranżem, orkiestrą, światłem, orkiestrą kieckami i fryzjerstwem. Myślę tu tez na przykład o balerinach hodowanych pieczołowicie w przymusie katorżniczych ćwiczeń przez chore z ambicji mamusie. Kim trzeba być, by stręczyć dziecko machinie medialnej i rozrywkowej? Tym mamusiom, bo nie sądzę by tatusiom szybko to przychodzi do głowy, chyba wizja „sukcesu”, wypełnienia niespełnionych a wymuszanych popkulturą marzeń o sławie, choćby jakimś zaistnieniu, pochwalenia się wytresowaną progeniturą zasłoniła to, co nakazywałaby miłość do dziecka i rozsądek. Wszak dla każdego rodzice powinno być i jest najważniejsze spełnienie marzenia o zapewnieniu dziecku szczęśliwego dzieciństwa i rozwoju dziecka w jego człowieczeństwie a nie jako cyrkowej małpce. Przepraszam – dziś tresowanie małpek, fok, lwów, koni, kogutów i tak dalej podpada prawnie pod przestępstwo wedle eko- obrońców praw zwierząt. Dziecko to widać co innego. Mając nawet na względzie czasy i warunki oraz naturalne cechy takich osób jak Mozart czy Chopin cokolwiek by nie powiedzieć i im odebrano radość dzieciństwa co niewątpliwie odbijało się na ich życie codziennym i decyzjach dorosłego życia, Ich najprawdopodobniej ratowało jakoś to, że byli geniuszami i dla nich klawiatura i dźwięki były świetną zabawą i naturalnym środowiskiem To co można odbierać jako katorgę codziennych ćwiczeń musiało być w tych zupełnie wyjątkowych przypadkach nie przymusem a jakąś kształcącą zabawą. Popatrzmy jednak realistycznie i zx wiedzą - na losy dziecinnych gwiazd choćby kina – czy był to los radosny?
Mając to przed oczami należy wprost zapytać i o to jak Rzecznik Praw Dzieci wielce w mojej ocenia - nadmuchany stanowiskiem a niestety nie działaniem (patrz tragedie dzieci poddanych działaniom Jugentamtów), ma zamiar reagować na tą sytuację, w tym na ową propozycję nocnego występu na wielce prawdopodobnym mrozie przed też zapewne podchmieloną publiką. I to ma być sukces i coś dobrego?
W sumie - niby czynienie dobra a w istocie czynienie zła.