Przed referendum akcesyjnym do UE w 2003 roku mocno angażowałem się, by Polacy powiedzieli „Nie”. Nie miałem wtedy żadnych złudzeń co do tego, że Europa z Polski nie zrezygnuje i szybko odbędzie się kolejne referendum, a w międzyczasie zostaną znacznie poprawione nasze warunki przystąpienia do Unii. Wszystkie moje argumenty i ostrzeżenia czym UE jest, w pełni się sprawdziły, a dzisiaj negatywy przerosły nawet moją wyobraźnię, hamowaną wtedy nakazem, by nie przesadzić z krytyką.

Po liście pasterskim polskich biskupów, odczytanym we wszystkich kościołach na dwa tygodnie przed referendum, nie miałem jednak żadnych złudzeń, jaki będzie wynik głosowania. Sam to referendum zbojkotowałem, bo nieosiągnięcie frekwencji uznałem za jedyną szansę. Potem szybko pogodziłem się z decyzją narodu, a dalej z uwagą śledziłem wszystkie zmagania z brukselską pasożytniczą biurokracją wspomaganą przez wewnętrznych wrogów Polski. Wreszcie nie tylko się pogodziłem, ale przyznałem rację tym, którzy podjęli walkę i jakimś cudem potrafili uruchomić proces rosnącej podmiotowości Polski w UE.
Temu wzrastającemu znaczeniu Polski na arenie międzynarodowej towarzyszy także powolne budzenie się narodów europejskich do generalnego sprzeciwu wobec działań i zaniedbań europejskich przywódców, którzy wtłaczają Europę w kryzysy dotykające wszystkich najważniejszych dziedzin życia, a zwłaszcza w głęboki kryzys cywilizacyjny odbierający Europie jej tożsamość. Ma więc Polska jakąś szczególną rolę do odegrania w ratowaniu Europy i w ocalenie siebie samej, dlatego niezwykłą wagę mają przyszłoroczne wybory do Parlamentu Europejskiego. Wybory te nie cieszyły się dotychczas żadną poważną frekwencją, ale w maju 2019 musi być inaczej, musi wystąpić powszechna mobilizacja Polek i Polaków do udziału w tych wyborach, bo stawka jest wysoka.
Kiedy myślę o sposobie, w jaki można by zmobilizować elektorat, to sięgnę do starej i mądrej zasady, że warto czasem uczyć się od przeciwnika, którego często można pokonać jego własną bronią. Otóż, od wielu lat przeciwnik stosuje niezmiennie taktykę straszenia PiS-em, a zwłaszcza wzbudzania niechęci, czy nawet nienawiści do kilku wybranych polityków, szczególnie do Jarosława Kaczyńskiego. Zdawałoby się, że to taktyka samobójcza, ale praktyka pokazuje, że wcale tak nie jest. Iluż sam spotkałem ludzi, którzy nigdy nie potrafią przedstawić argumentów dla swoich wyborów politycznych, a jedynie przyznają: „A wiesz, jakoś nie lubię tego Kaczyńskiego, Macierewicza, Ziobry.. etc.” To jest taktyka niegodna, jeśli opiera się na fałszu, na irracjonalnym budzeniu nienawiści, na sztucznym obrzydzaniu postaci, które w istocie są całkowitym przeciwieństwem kreowanych sylwetek. Bardzo drastycznie doświadczyliśmy tego w przypadku postaci ś.p. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
Całkiem inaczej ta taktyka wygląda, gdy ukazujemy prawdziwe fakty i rzeczywiste zachowania przeciwników politycznych, które zwykle są ukrywane, przemilczane, zagłuszane, przesłaniane, czy rozmydlane całkowicie naiwnymi i niepoważnymi tłumaczeniami. W przypadku wyborów euro-posłów mamy cały arsenał faktów, które trzeba pokazać i przypomnieć zachowania Róży Thun, Janusza Lewandowskiego, Michała Boniego, czy Julii Pitery zdecydowanie kompromitujące ich jako reprezentantów Polski. Należy przygotować całą serię klipów wyborczych pokazujących najważniejsze wystąpienia i działania posłów totalnej opozycji w PE, w których występowali najmocniej jak mogli przeciw Polsce. Dokumenty tej najbardziej oczywistej zdrady interesów Polski muszą zamykać się w konkluzji, którą będzie wezwanie do wyborców: „W wyborach do Parlamentu Europejskiego wszyscy jesteśmy dzisiaj anty-POKO. Nie możemy dopuścić, by ludzie tak jawnie występujący przeciw Polsce, jak Thun, Lewandowski, Boni, czy Pitera i politycy z nimi związani, ponownie umocowali się w PE, by kontynuować takie działania. Musimy wesprzeć prawdziwie polskich polityków, którzy wspomogą ocalenie Polski i  tym samym umożliwią wydobycie  Europy z kryzysu, w jakim się znalazła. Musimy ich wesprzeć, by zablokować miejsca dla zdrajców.”
Jednocześnie listy proponowanych kandydatów na posłów PE muszą być szczególnie starannie przygotowane. Należy zrezygnować z ludzi, którzy już byli euro-posłami, ale dotychczas niczym istotnym się nie wykazali. Kandydatami powinni być ludzie, którzy znają języki obce, bo bezpośrednia interakcja z euro-posłami innych narodowości może być w następnej kadencji szczególnie ważna. Nie wolno się wzdragać przed kampanią negatywną, gdy polega ona na przypominaniu prawdziwych faktów, zwłaszcza takich, które muszą budzić powszechne oburzenie i najgorsze historyczne skojarzenia.
Te wybory trzeba tak wygrać, jak wygraliśmy wybory do senatu w 1989 roku.

Tekst ukazał się na Salon24.pl w dniu 16 grudnia 2018r