Znałem Go, lecz nie w sensie znajomości i relacji osobistych, choć było wiele sytuacji, w których miałem z Nim kontakt – tak, że jakoś kojarzył mnie jako osobę znajomą. Lecz takich znajomych twarzy– z racji swego charakteru i tego, że był osobą powszechniej znaną – miał On wiele. I tyle – tak więc mogę co najwyżej powiedzieć – znałem Pana Bożka i wielokroć miałem okazję słuchać Jego występów muzyczno-wokalnych. To jednak grubo za mało by napisać cokolwiek na kształt osobistego wspomnienia.

Oprócz jednego – żal i zaduma. Zmarł nietuzinkowy człowiek – to pewne.
Wraz jednak z wiadomością o śmierci – zdałem sobie sprawę, iż oto odszedł człowiek – oryginał, postać charakterystyczna i tylko sobie właściwa. Człowiek nie dający się włożyć w ramy układności i uśrednienia. Sformatowania. Dziś nawet – wobec przemożnie panującego wymogu nie wychylania się ze swą indywidualnością – bywa – takie osoby jak Pan Bożyk są szufladkowane mianem dziwak. Jednak w stosunku do źródłowego znaczenia określenia, owa nazwa jest ogólnie tak niewłaściwa i krzywdząca, że wręcz nabiera konotacji zbliżonej do nobilitacji, uznania oryginalności i indywidualności człowieka. Zdajmy sobie sprawę, że indywidualność i oryginalność każdego człowieka w jego uczestnictwie w życiu społecznym – w istocie są ostatnimi już dziś punktami oporu wobec wsadzania wszystkich w jedne buty tzw normalności – które zaczyna oznaczać ni mniej ni więcej tylko posłuszeństwo politycznej poprawności.
Zdałem sobie sprawę – ilu w trakcie mojego życia zniknęło – takich właśnie dziwaków – indywidualistów – z każdej dziedziny - i jak dalece nie są On zastępowani. Zauważmy jak dzisiejsze tzw. normy – niszczą takich ludzi, którzy w istocie są solą życia, pokazują inne niż obiegowe wartości, które są ważne i to im warto się tak naprawdę poświęcić. Pan Bożek był podporządkowany i tak Go parę razy widziałem – świadectwu patriotyzmu – takiego bez demonstracji a będącego potrzebą własnego serca i oczywiście - muzyce. Jego muzyce. Nie w ogóle muzyce – tylko tej, którą On lubił. Tak to odbierałem. I w tym to właśnie Jego niepowtarzalność robiła wrażenie i zapadała w pamięć. Nie był typowy – stąd – bywało ludzie nawykli do sztampy i wzorców ekranowych, wdrożeni do odbioru wszystkiego przez pryzmat dostosowania się do zrównania - widzieli w nim właśnie dziwaka. Dziwak a człowiek autentyczny, mało podatny na zewnętrzne recenzje to co innego.
Na pewno można powiedzieć Krakowowi ubyła wyjątkowa postać.
Dziś Kraków zamieniany z ośrodka wartości autentycznych i ważnych nawet w skali kultury europejskiej, w pub Europy i enklawę qusi – kultury takim się staje właśnie poprzez wduszenie w ramy i narzucenie warunków w których zanika postać oryginałów. Popatrzmy – dziś – ilu z Nich zostało. Czy dziś miałby rację bytu na przykład Pan Jan Kaczara nie mówiąc o licznych postaciach z Uczelni, który żaden by się dziś nie utrzymał się wobec fali przeróżnych ataków za rzekome przewiny wobec poprawności. Katalog zarzutów nawet wymyślanych na potrzeby unieważnienia takiego kogoś odchylającego się od sztampy jest spory i dowolny. Doświadcza tego bardzo boleśnie a znosi z godnością prof. Jacek Rońda. Oryginalność i upór przy swej opinii są tępione systemowo – a ludzie zdają się nie widzieć absurdów zarzutów wobec osób zachowujących się i myślących niekonwencjonalnie. W uczelni – takie coś jest natychmiast kontrolowane przez pisane i niepisane przepisy odnoszące się do rzeczy, które wcześniej były domeną wolności. Czyli mówimy o zniewoleniu.
I Pan J. Bożyk, i pamięć o Nim uzmysławiają w jaką nowoczesną w istocie Dulszczyznę poprawności i układności oraz wiecznej usłużności – właśnie komu i na czyje potrzeby – nad tym warto się zastanowić
Ta refleksja pozostaje po Panu J. Bożyku
Muzyku – to pewne – kim jeszcze – niech inni opowiadają.

 

Fsd
Kraków 18.02.19