Oczywiście, że wyrażanie sprzeciwu wobec 447 może być ważne. Tylko może – bo na razie bezpośrednim celem pozostaje bodaj tylko organizacja polskiej narodowej samoobrony i uświadomienie rodakom skali i wagi problemu, nie zaś realne zablokowanie, powstrzymanie, czy choćby zmniejszenie roszczeń żydowskich. Nawet zresztą i w tym ograniczonym zakresie – czy wyrażający zauważyli jednak, że (niestety) reszta tak zwanej opinii publicznej znowu została czymś innym?

Budować arkę przed potopem?


Gdy przez Warszawę przeszła wielotysięczna demonstracja, głównie zwolenników Konfederacji i AgroUnii sprzeciwiająca się Act 447 i jego oczywistym, a negatywnym dla Polaków skutkom – Polakom podsuwano nachalnie lansowany internetowy filmik o „pedofilii w Kościele, który w swym zadaniu odwracania uwagi publicznej dziwnie jakoś przypasował głównym aktorom (pożal się Boże) polityki III RP. Czemu zaś niemożliwa jest głównonurtowa dyskusja o Act 447? Nie, nie tylko dlatego, że wszyscy główni pracują dla NICH. I nawet nie ponieważ nikt ze stałych dyskutantów nie ma na ten temat niczego do powiedzenia, w końcu zawsze coś mają. Chodzi o to, że przecież w żadnej tak zwanej poważnej dyskusji nie mogą paść jednocześnie słowa "roszczenia" i "żydowskie". Taki zwrot mechanicznie oznacza „antysemityzm” i po prostu nie może być użyty w środowisku osób odpowiednio predestynowanych do zajmowania się Polską. Nie po to utrwalano to przez 30 lat, żeby teraz tak o, siąść i omawiać, już może bez przesady!

Ostrzegający przed idącymi w setki miliardów dolarów żądaniami żydowskimi są więc niczym Noe w ostatnich godzinach przed pierwszym deszczem. Tak długo wołający o coraz bliższej tragedii, że aż zachrypnięty – a w dodatku pozbawiony niemal wiarygodności, no bo przecież ciągle jeszcze nie pada, świrze jeden ty, meteopato i wodofobie!

Grabież trwa od lat


Nawet zresztą w środowisku, w którym udało się wzbudzić czujność w tej sprawie – praca uświadamiająca właściwie dopiero się zaczyna. Słuszny protest przeciw Act 447 trafia wszak również do osób wcześniej nie świadomych, nie zajmujących się zagadnieniem roszczeń żydowskich i reprywatyzacji w Polsce. W niektórych wypowiedziach w tej sprawie wyraźnie widoczne jest przeświadczenie, że jest to sprawa po pierwsze nowa, a po drugie zaczynana od zera, na zasadzie zero-jedynkowej, dać/nie dać. Trudno nie zauważyć, że w ten sposób, zwłaszcza młodzieży - umykają niemal całe lata 90-te, a więc okres przeprowadzanego na ogromną skalę przekazywania majątków, zwłaszcza państwowych - w ręce Związku Gmin Żydowskich oraz prawdziwych bądź urojonych spadkobierców dawnych właścicieli - Żydów. Obecny spór o tak zwane mienie bezspadkowe - nie może więc być widziany bez kontekstu także tamtego wielkiego przeniesienia własności z rąk polskich - w obce, niekoniecznie uprawnione. Kiedy więc czytamy i słyszymy ostrzeżenia "Przyjdą i zabiorą kamienice!" - to są one o dobre dwadzieścia parę lat spóźnione. ONI już je zabrali. Teraz jeszcze dopłacimy IM na meble. I parędziesiąt/kilkaset (oby tylko...) miliardów dolarów na inne drobiazgi.

Dlaczego teraz


Oczywiście, sam akt prawny, o którym mowa – jest tyleż lakoniczny i odwołujący się do innych, wcześniej już poczynionych ustaleń, a nawet pewnie zobowiązań, że związane z nim zagrożenie tym łatwiej może być do czasu zbywane i zagadywane przez rządzących. Czytajmy jednak literalnie:  "To require reporting on acts of certain foreign countries on Holocaust era assets and related issues (...) The term ``wrongfully seized or transferred'' includes confiscations, expropriations, nationalizations, forced sales or transfers, and sales or transfers under duress during the Holocaust era or the period of Communist rule of a covered country.(...) 3) in the case of heirless property, the provision of property or compensation to assist needy Holocaust survivors, to support Holocaust education, and for other purposes; (...) It is the sense of Congress that after the submission of the report described in subsection (b), the Secretary of State should continue to report to Congress on Holocaust era assets and related issues in a manner that is consistent with the manner in which the Department of State reported on such matters before the date of the enactment of the Act 1". Jak więc widać – istotą Act 447 jest podniesienie kwestii roszczeń do tak zwanego mienia bezspadkowego, określonego bardzo szeroko, które to roszczenia mają zostać zaspokojone na rzecz jeszcze ogólniej zarysowanej aktywności „na rzecz uratowanych z holocaustu”. Na razie mamy do czynienia z tworzeniem raportu na ten temat, a następnie działania prowadzić będzie Sekretariat Stanu USA w zgodzie z zaleceniami Kongresu – i to jest faktycznie jeszcze moment, żeby protestować, następnymi krokami amerykańskimi będzie bowiem już przedstawienie konkretnego rachunku i wezwanie do jego uiszczenia przez Polskę. A wówczas będzie jeszcze później niż teraz.

Decyzje już zapadły


Rzecz jasna, nie miejmy złudzeń. Nie ma żadnych szans na zatrzymanie roszczeń żydowsko-amerykańskich w obecnej sytuacji geopolitycznej Polski. Pozbawiwszy się jakiegokolwiek pola manewru międzynarodowego, jednostronnie i bezalternatywnie uzależniona od Stanów Zjednoczonych – Polska jest po prostu skazana na przyjęcie dyktatu Act 447 w pełnej świadomości, że przyjdą kolejne ustawy i rozkazy, a rząd w Warszawie posłusznie je wykona, czegokolwiek by dziś nie opowiadali jego przedstawiciele. Tak, jak było ze zmianą ustawy o IPN, tak jak przy każdym przypadku rugania przez polityków amerykańskich czy izraelskich – kierownictwo III RP subiektywnie i obiektywnie po prostu nie ma innego wyjścia. Po pierwsze – bo nie potrafiliby sobie nawet takowego wyobrazić. Po drugie – bo przecież po to są, nic im złego nie przydarza, od początku taką politykę chcieli realizować. A po trzecie – bo w sytuacji bez wyboru postawili w praktyce całe państwo i naród, nie mają się więc nawet jak odwołać do ogółu zbyt długo okłamywanych Polaków, ich własnych wyborców nie wyłączając.

Zwróćmy także uwagę na jeszcze jedną niedawną wiadomość. Skoro prezydent Duda został wezw... zaproszony do Białego Domu - oznaczać to może tylko jedno. PiS już musiało coś Amerykanom obiecać, do czegoś się w imieniu Polski zobowiązać, a nam zostaje czekać na ogłoszenie wyroku.

To znaczy, zapewne - sumy...

Małe urobki, ale…


Jak to więc, skoro wszystko stracone, to po co w ogóle występować? Ha, no choćby, by poszerzać bazę tych, co lepiej późno niż wcale zaczynają rozumieć w jaką kabałę została wpakowana III Rzeczpospolita z nami wszystkimi na pokładzie. Jakimś niewielkim pocieszeniem jest przebijanie się ze złą nowiną nawet do kręgów najfanatyczniej dotąd zaczadzanych kłamstwami PiS-u, jak choćby Kluby Gazety Polskiej itp. Mimo wszystkich zaszłości warto orać na tym gruncie, także i dlatego, że rządzący zadufali się w swojej wierze w trwały zakup zupełnie nowego elektoratu, co może ułatwić całkowite zrzucenie im maski patriotyzmu, w której wciąż jeszcze okazyjnie paradują. Zachować jednak przy wszelkich takich operacjach należy szczególną ostrożność, by leczenie innych nie zakończyło się u leczących zakażeniem typowym gapizmem (łowieniem agentów, Smoleńskiem i chorobą na Ruska itd.). Zdarzały się już wszak przypadki, że miast przejąć rząd dusz na centroprawicy i zarazić jej wyborców endecką szkołą myślenia - sami eksperymentatorzy zarażali się centroprawdzikowścią, przekazaną następnie także i maszerującym dziś neo-endekom.

Porzucić Zachód


Są to jednak detale techniczne, w końcu, gdy Polskę chcą grabić nie rozdrabniajmy się na mikropolityczne szczególiki. Sęk w tym jednak, że mogą one okazać się istotne, gdy jednak komuś przyjdzie zadać do głowy jedynie ważne i możliwe obecnie pytanie: no dobrze, ale jak się obronić?!

Wówczas równie jedyna możliwa odpowiedź brzmieć może PORZUCIĆ ZACHÓD. To zależność od niego pociąga za sobą automatycznie powolność wobec żądań żydowskich, są to naczynia nierozerwalnie połączone. Nie można być częścią świata zachodniego takiego, jakim jest teraz (a inny nie będzie), a jednocześnie mówić: „ale poza tym jesteśmy suwerenni i aha, nie uznajemy tych całych kłamstw przemysłu holocaustu”. Powiedzmy to otwartym tekstem – albo/albo: albo zapłacimy Żydom ile zażądają, a Amerykanom ile dopiszą za swój dyktat, albo zaciśniemy zęby i poniesiemy koszty zerwania więzi polityczno-gospodarczych z Zachodem, stając tak jak się da na własnych nogach i szukając partnerów (i tylko partnerów) poza Zachodu zasięgiem: w Chinach, w Rosji, w ostatnich ośrodkach geopolitycznej niezależności w rodzaju Białorusi czy Iranu. Dopiero z takich pozycji i zniósłszy nacisk, pozbywszy się instrumentów, którymi zawsze w obrębie świata zachodniego można nas szantażować – można rozmawiać nawet i z „Izraelem” i innymi, a przede wszystkim się przed nimi obronić.

Oczywiście, z pewnością nie jest to program dla przeciętnego odbiorcy, jego odtruwanie musi być stopniowe i dużo łagodniejsze. Czy jednak nawet ci wszyscy idący dziś w marszu przeciw Act 477 byliby gotowi na tak trudną drogę? Muszą sobie sami odpowiedzieć – czy tylko protestują, chcą budować poparcie, szukać platformy uświadomienia, rozumiejąc jednak, że to bój skazany na heroiczną klęskę, moralne zwycięstwo i medialne zmanipulowanie – czy pójdą NAPRAWDĘ przeciw światu, w którym zawsze Polska będzie płacić cudze rachunki, wiedząc, że będzie bolało, a zrozumienia nie okażą nawet niektórzy dzisiejsi przypadkowi współprotestujący. Albo-albo. Nie ma taniego wyboru. Tym razem musi boleć.

Konrad Rękas
Konserwatyzm.pl

 

https://www.congress.gov/bill/115th-congress/senate-bill/447/text?fbclid=IwAR12_q2D0-lN2v_YMvHoCKODEguV81MDWlEiqUzO4zbvX9z3bdszzY73e4Q

Tekst ukazał się na Salon24.pl w dniu 12 maja 2019r

  •  
  •