Opinia publiczna jest już chyba zmęczona i .. znieczulona ciągłą burzą i kolejnymi nawałnicami w sprawie Domu im. J. Piłsudskiego. Każdy będzie w końcu skłonny powiedzieć – dość już tego. I chyba o to chodzi. Bez oglądania się na myśl założycielską, historię i fakty to musi się przeciąć. Taka konkluzja się narzuca. Jednostronne tylko naświetlanie problemu, w tym zobojętnieniu i irytacji, narzuca akceptację sugerowanego nim rozwiązania. Bez chwili zastanowienia, z automatu – ów jeden punkt widzenia na rzeczywiście już dziś bolesną sprawę, przyjmuje się powszechnie.

Łykają to już nawet Ci, którzy do rzeczowej analizy są obligowani zawodowo – a więc i politycy i dziennikarze a także nawet – o dziwo – historycy. I tak np. brak prostej, zawodowej, rzetelności dziennikarskiej opierającej się o spojrzenie na każdy problem z wielu punktów widzenia, z odrzuceniem bezkrytycznego przyjmowania informacji podawanych na tacy jako gotowce, daje efekt siły nacisku medialnego. Podobnie – za tym idą decyzje polityczne. Politycy wiedzą to, co im podaje się do wierzenia. Poznanie z autopsji ? Wszak to strata czasu bo sprawa jest wszak jasna. Pewne to? I tak dziennikarz, ogólnie media a też i politycy są używani instrumentalnie przez posiadających stosowne środki nacisku i monopolu informacyjnego. Stanowi to wprost poparcie dla wszelkich manipulacji. Świadome czy nie – mniej to istotne.
Dlatego też ten tekst kieruję głównie do tych grup, choć i opinia publiczna może w końcu przynajmniej zastanowi się nad jego treścią i weźmie ją pod swoja własną rozwagę.
Oczywiście - oczekiwanie wielostronnej analizy każdej sprawy prowadzonej na podstawie źródłowych - a nie powielaczowych - informacji nie eliminuje prawa do zupełnie subiektywnej oceny danej kwestii. To jest z kolei istotną cechą i prawem każdego w tym i dziennikarza, felietonisty czy komentatora. Jednak rzecz oparta o jednostronną i tylko tą powszechnie kolportowaną wersję osądu – w oczach odbiorcy, wcześniej czy później kompromituje – dowodząc – iż mamy do czynienia z materiałami pisanymi czy decyzjami podejmowanymi w amoku politycznej poprawności. Bierność umysłowa odbiorcy informacji też nie może dobrze owocować.
Podkreślam, w tym tekście nie chcę się zabierać za rozsądzenie konfliktu w sprawie Domu im J. Piłsudskiego – bo to tak jest ta sytuacja nazywana. Wskazuję tylko na konieczność wzięcia pod uwagę w tej sprawie pytań, problemów i okoliczności, nad którymi żaden z dotychczasowych relacjonujących ten problem i nawet decydentów jakoś nawet się nie pochylił.
A szkoda.
Ostatnio - mamy dramatyczny tytuł (Dz.P. 7.08.19 artykuł red M. Banasika) – Walka o Dom Piłsudskiego wciąż trwa, Gmach sypie się od środka. Wcześniej w tym samym stylu były liczne artykuły, i to nie tylko w Dz. Polskim. Nawet w Gazecie Polskiej.
Walka? To kogo z kim, na czym polega dramatyzm – co to znaczy ruina i na czym ona polega, skąd się wzięła. Są to pytania nad którymi warto się pochylić.
Może by jednak zauważyć, że sprawa się zaczęła, gdy to wyrokiem Sądu (jeszcze przełom lat 80/90- tych!) Dom zwrócono w użytkowanie Związkowi Legionistów Polskich jako prawnie i decyzjami ministerialnymi ustanowionemu właścicielowi. Czyli ZLP, z jeszcze żyjącymi i rządzącymi Zawiązkiem oryginalnymi Legionistami. Do budynku nikt się nie włamywał. Mało tego – wszyscy Oni byli w tym Związku i w tym Domu - Ich siedzibie. - do końca Ich dni. Biologia jest jaka jest, a i z tego onegdaj robiono argument za tezą, że Związku Legionistów to już nie ma bo Legioniści poumierali. Tyle, że po tym wyroku Sądu i decyzji zwrotowej reakcja ówczesnego Wojewody wyraźnej opcji lewicowej - prof. J. Majchrowskiego – poszła natychmiast w kierunku podważania i wyroku i statusu Związku. Przy dysproporcji środków finansowych, a więc i dostępu do obsługi prawnej i medialnej – dziś już nikt się nie połapie w meandrach przebiegu w tym i historii sądowej całej sprawy. Warto jednak chyba też mieć na oku, że całe i nie tylko Warszawskie prywatyzacje i reprywatyzacje – zawsze miały oparcie w stosownych wyrokach. Czy w tej sprawie Domu ktoś prześledził te ścieżki? Żadnemu dziennikarzowi nie przyszło do głowy o to zapytać. Wziął ktoś pod uwagę i zdaje sobie z tego sprawę, że konkretna akceleracja działań nastąpiła dokładnie z datą – to warto zauważyć – gdy minął czas, na który miasto udostępniło i to o wiele większy zresztą teren pod budowę dużego przedsięwzięcia – z którego obecny Dom im J. Piłsudskiego jest tylko realizacją pierwszej części. To, że podejmując przed wojną Uchwałę Rada Miasta Krakowa nie przewidziała II Wojny i Komuny – nie ma jakoby znaczenia. Zresztą, pod władaniem komuny, po drodze, cały ów teren, został rozparcelowany na innych właścicieli. Akcja usuwania ZLP z tego Domu – cały czas jest prowadzona środkami dostępnymi władzy i jej atrybutów. Klasyka czyścicieli kamienic. Odcięcie dochodów ze sklepu i parkingu – podcięła ostatecznie i to już od wielu lat podstawy bytowe. Zaniedbanie? Czyje w takim razie i czym spowodowane – może o to się w końcu zapytać. Jakimi siłami i jakimi środkami miało następować owo dbanie? Było jakie było możliwe i to wielkim poświęceniem ludzi wciąż otaczanych fetorem medialnym. Czy Ich bronię? Nie – Ich czyny Ich bronią, ja tylko wskazuję na fakty.
Związek Legionistów Polskich jest jakoby samozwańczy. I ten epitet się powtarza jak mantra. To dlaczego – skoro ten Związek jest jakiś taki samozwańczy – to jakoś wszyscy po kolei, póki żyli, do ostatniego, oryginalni Legioniści – nie opuszczali tego Związku dziś nazywanego samozwańczym. Zastanowił się którykolwiek z dziennikarzy lub jakiś polityk, nad tylko tymi dwoma pytaniami – skąd ta determinacja by ten Związek unieważnić i usunąć i dlaczego Legioniści nie opuścili tego Związku i nie przenieśli się do tego drugiego bytu wykreowanego jako „Związek Legionistów i Ich Rodzin” - jakoby „prawego”. Brak odpowiedzi na ten problem – bez względu jak się dziś sprawy potoczą – będzie wyrzutem na zawsze, właśnie dla jednostronności czyli braku rozwagi. I w osądach i w czynach. Skoro ten pierwszy byt ZLP, miałby być samozwańczym – to też trzeba zapytać jak powstał i skąd się wziął ten drugi dziś jakoby bardziej „prawdziwy”. Obecny Komendant ZLP – warto podkreślić i rozważyć – jest pierwszym po śmierci ostatniego oryginalnego Legionisty. Sprawy Domu trwały wcześniej gdy jeszcze Związkiem zawiadowali Legioniści. Walka z Domem nie zaczęła się od pojawienia się w swej roli obecnego Komendanta a rzecz cały czas kieruje się personalnie. Warto to zauważyć. W tej sprawie gdyby się pochylić nad dokumentami - dużo można wyczytać choćby z Uchwały ówczesnego kierownictwa Związku (nie jednej osoby!) podpisanej przez Legionistów i ówczesnego Komendanta ZLP mjr.S. Migdała a podanej jako Jego oświadczenie (Związek był wtedy zdelegalizowany) – a pochodzącej jeszcze z lat 80 tych. Dotyczy ona w istocie też wyjaśnienia zalążka, powodu, powstania drugiego bytu. Dziś w tej sprawie używa się argumentu, że wtedy leciwych Panów Legionistów opanowała już jajeczniczka w głowach. W takim razie popatrzmy na dzisiejszych Powstańców Warszawskich – to dziś są równolatkowie Legionistów z tych lat 80 tych. Obecnym Powstańcom – czego jak czego, ale trzeźwości umysłu oraz umiłowania dobra, prawości i Ojczyzny, można tylko pozazdrościć. Legioniści mieli w sobie żar pamięci odzyskania Polski, a Powstańcy mają za sobą i formację lat II RP i świadomość co to znaczy zniewolenie i to pod butem dwóch kolejno totalitaryzmów a drugi z nich do dziś ma swych wyznawców.
To może o tym też warto porozmawiać.
Jakoś nikomu nie wpada na myśl, że lewakom – i sama myśl niepodległościowa i taka kubatura w tej lokalizacji, przeznaczona na jej kultywowanie, a nie na jakiś bank, hotel, biurowiec – w ostateczności jakieś muli-kulti – nie są miłe. Wszak przez całą komunę – w tym Domu – były biura projektów, urzędy – a o Piłsudskim czy Legionach – któż mówił – entuzjaści - Związek był wszak zdelegalizowany. I oto nieprzewidzianie stała się rzecz dla lewaków straszna – Legioniści, idea Marszałka – czyli Związek powrócił i to do tego Domu, swojego domu. Powtarzam stało się to – w wykonaniu wyroku Sądu i do Domu nie włamywano się. Został on przejęty wyrabowany z wyposażenia – a to w miarę lat, współpracy i pomocy ludzi dobrej woli zostało jakoś uzupełnione. Nie komfort to, ale już coś. Dodajmy tu ważną dla lewactwa, doradczą w skutecznym działaniu, starą leninowską zasadę, iż to burżuje sami przyniosą sznur, na którym się ich powiesi. I tak otrzymujemy wyjaśnienie dlaczego owo dążenie do likwidacji lub przynajmniej przemiany (w wieżę Babel – tzw. niepodległościowców) Domu im. J. Piłsudskiego – jest realizowane we współpracy ludzi, którzy są autentycznie entuzjastami sprawy niepodległościowej. Technika – dziel i rządź i tym osiągaj cele, działa. Tyle, że na dodatek narzucana narracja niejednemu odpowiada i o tym, co tu piszę, chyba nie myślą. Dlaczego? Bo wszak właśnie „wszyscy wiedzą” jak jest. Nawet Wielcy. Bez zastanowienia się. Naprawdę mogą być ci wszyscy pewni, że nie skaczą tak jak im lewactwo gra? Czym gra? Do sterowania tzw. NGO – władza ma spore możliwości, a koszty ponosi wręcz symboliczne. Po tzw. zielonych to widać. Obiegowy osąd i politpoprawność cuda może zdziałać.
Zarządzanie konfliktem, najlepiej kreowanym – to bardzo skuteczna technika.
Czy od tej strony ktoś się temu przyjrzał?
To w takim razie zastanowimy się nad techniką załatwiania sprawy - o co tu może chodzić .
Dom w ruinie. Tak – w pewnym sensie nie można zaprzeczać – dziś są potrzebne spore wysiłki i pieniądze by ten Dom ożywić. Musi jednak w tym miejscu paść pytanie – kto i jak odebrał podstawy finansowe działania Domu co zaowocowało brakiem dostaw ciepła przez parę lat i ograniczeniem możliwości porządnej opieki nad zbiorami Muzeum, kto wydał wszelkie zezwolenia na budowę apartamentowca z jakąś tam częścią biurową o wielkości (a więc i bardzo głębokich wykopach w terenie starorzecza) przygniatającej dom i w stylu, który powinien być wyrzutem sumienia Konserwatora. Uzmysłowić może warto, że ten nowo wybudowany apartamentowiec stoi w odległości dosłownie (to nie przenośnia a fakt do sprawdzenia) - paru metrów od głównego wejścia do Domu im Piłsudskiego. Czyli wykopy pod to gmaszysko bezpośrednio zagroziły substancji budowlanej Domu. Tak – jeśli ruina i zaniedbania – to zastanówmy się nad starym powiedzeniem o krzyku winowajcy – łapać winowajcę
Jak mówię, nie uzurpuję sobie prawa do rozsądzania – daję tylko pod rozwagę to, co w amoku powtarzania jak za panią matką jednego ciągu oceny sytuacji – nie jest brane pod uwagę. I nie jest poprawne politycznie. Jak samodzielne myślenie to skutecznie eliminuje politpoprawność i interes polityczny.
To może postawmy pod rozwagę to właśnie całkiem prawdopodobne przypuszczenie.
Oto decyzja Sądu o przywróceniu Domu Związkowi – zniweczyła potencjalne zamiary realizacji marzeń lewactwa o przejęciu lub likwidacji tego miejsca. Reakcja i upór człowieka lewicy, który był wtedy i jest nadal przy realnej a nie nominalnej władzy, staje się zrozumiała i widać jest prowadzona konsekwentnie i to z udziałem wspomnianej już leninowskiej zasady. To niepodległościowcy mogą przynieść na tacy sznur – jeśli nie likwidację (katastrofa budowlana – rozbiórka, parking – winny – Uzurpator!) to co najmniej przetworzenie Domu w Wieżę Babel, w której w jednym pokoju będą pamiętający o Legionach i Powstaniu Warszawskim, o AK - a w innym będą dzieci i wnukowie Berlingowców, innych wojskowych ludzi honoru i wręcz oprawców tych pierwszych.
I niech sobie łby pourywają, a ręce będą wolne do budowy nowego typu Patriotyzmu. Co on oznacza już widzimy po naszych euroPOsłach. Warto więc się zastanowić
By było jasne – w tym tekście zająłem się tylko rzetelnością obowiązującej medialnie relacji i postawiłem problemy, nad którymi w amoku narzuconej narracji – nikt jakoś się nie zastanawia. Ba, nawet najpoważniejsi i chcę wierzyć dobrej woli nie przyjmują do wiadomości, że możliwe jest inne spojrzenie na problem a dziś prawdziwe jest to jedno – polipoprawne. I z tego wynikają Ich konkretne decyzje. Zgodne z zamiarami mówiąc wprost – lewicy. I tak działają dziś nawet Ci którzy – i chwała Im za to – usiłują sytuację na swój sposób ratować.
Tyle, że jak dziś fakty pokazują, za mową i intencjami nie idą czyny.
Tak – są ważniejsze sprawy. Na pewno?
Myślę tu o projekcie – też warto pomyśleć dlaczego idącym opornie o opuszczeniu pola mało sensownych sporów i oddziaływań z katalogu czyścicili kamienic. W każdym razie – proponuję zastanowienie się nad pokazanymi tu a skrzętnie omijanymi pytaniami. To w odpowiedziach na nie, mamy receptę na uratowanie tego co dziś w świadomości Polaków działa już tylko jako mityczny symbol „Oleandry” Nawet adres nieruchomości jest inny, obok mamy kolos apartamentowca a na zapleczu Instytut Kultury Wschodu z popiersiem Konfucjusza.
Na Marszałka J. Piłsudskiego w tym miejscu miejsca jakoś nie ma .
O Rydzu Śmigłym – nie mówiąc. Przecież „wszyscy wiedzą”, że to zdrajca.
Na pewno?