Notice: Undefined offset: 1177 in /home/krakgi/domains/krakowska.biz/public_html/libraries/src/Access/Access.php on line 608

Notice: Trying to get property 'rules' of non-object in /home/krakgi/domains/krakowska.biz/public_html/libraries/src/Access/Access.php on line 608

Notice: Undefined offset: 1177 in /home/krakgi/domains/krakowska.biz/public_html/libraries/src/Access/Access.php on line 613

Notice: Trying to get property 'rules' of non-object in /home/krakgi/domains/krakowska.biz/public_html/libraries/src/Access/Access.php on line 613

Zapewne nikt nie da się nabrać na rzekome zgorszenie mediów okołorządowych tym procederem. Bowiem blokowanie publiczności dostępu do informacji publicznej, czyli do danych o stanie instytucji publicznych, które ta publiczność utrzymuje, jest jedną z najstarszych tradycji rządów Platformy Nie Wiedzieć Czemu Zwanej Obywatelską.

W zasadzie to już klasyka blisko ośmioletnich rządów PO. Dlatego zgorszenie cenzuralnymi praktykami premier Ewy Kopacz musi być symulowane. Nie ma co ukrywać – jedyna inna możliwość to zbiorowa amnezja w kwestii analogicznych wybryków byłego prezydenta Komorowskiego i jeszcze bardziej byłego premiera Tuska, a przecież czerscy codziennie wyśpiewują peany o ich rzekomych zasługach, więc to nie pamięć im szwankuje.

Ministerstwo Skarbu próbowało utajnić raport NIK z kontroli w świnoujskim gazoporcie, ale się nie udało. Natomiast Ewa Kopacz z powodzeniem utajniła raport z kontroli w ZUS. Różnica pomiędzy praktykami Kopacz, a dwojgiem wyżej wymienionych strażników dostępu do informacji publicznej tkwi w nieistotnych niuansach. Pani premier ma naturę – oględnie mówiąc – nieskomplikowaną, więc wyrafinowanie nie jest jej żywiołem. Tłumaczenie jest zatem również niewyszukaną kalką z procederu poprzedników. Według władzy utajnienie raportów z kontroli jest spowodowane nieustającą troską o dane osobowe obywateli. Ochrona tych danych stała się dla rządu PO-PSL najpierwszym i najniezbędniejszym prawem człowieka, a także najpilniej strzeżonym przez ten rząd dobrem obywatela.

Do tego stopnia strzeżonym, że nie chcą nawet słyszeć o publikacji raportu z zatarciem nazwisk oraz innych szczegółów mogących ujawnić czyjeś dane. Zgroza trzęsie premier Kopacz, że jakaś Stonoga albo inny obwieś mogliby zidentyfikować niewinnego obywatela, choćby z kontekstu opisywanych w raporcie czynności. Tak się kobiecina przejęła prawami człowieka. Dlatego raport o stanie ZUS nigdy przenigdy nie może być podany do wiadomości publicznej, żeby nie skrzywdzić człowieka prostego, ani nawet muchy.** Taka natura szefowej rządu, więc dopóki urzęduje w Alejach Ujazdowskich, dopóty nie dowiemy się, co oni zmajstrowali przy tym ZUS-ie. Możemy się tylko domyślać, że jeśli premier rządu utajnia raport o sytuacji w instytucji przez siebie nadzorowanej, to mamy do czynienia ze złodziejstwem, korupcją lub nieudolnością na najwyższym szczeblu państwowym.

Po byłym prezydencie Komorowskim i jeszcze bardziej byłym premierze Tusku, Ewa Kopacz to już trzecia ekstremalnie wrażliwa osoba na czele naszego państwa. Jeśli tak dalej pójdzie, to Polska ponownie zostanie okrzyknięta sumieniem narodów. Bronisław Komorowski zasłynął w swoim czasie heroiczną obroną dostępu do ekspertyz, którymi rzekomo posłużył się przy podpisywaniu ustawy o OFE. Komorowski nie ugiął się wtedy nawet przed wyrokami sądowymi, do tego stopnia ukochał prawo człowieka do ochrony danych osobowych. Najdobitniej motywację Komorowskiego do zablokowania tej informacji ujął wówczas prawnik kancelarii prezydenta, który – zapewne bezwiednie - trafił w sedno problemu:

Próba następczego rekonstruowania toku rozumowania głowy państwa byłaby z góry skazana na niepowodzenie.

Swoją drogą, czy to nie jest boskie podsumowanie formatu byłego prezydenta Komorowskiego?

Wcześniej Donald Tusk barykadował swoją kancelarię, żeby nie wypłynął z niej raport minister Julii Pitery na temat rzekomego łamania prawa przez CBA. Pitera nosiła bardzo szumny tytuł Pełnomocnika Rządu ds. Opracowania Programu Zapobiegania Nieprawidłowościom w Instytucjach Publicznych, co ani trochę nie przeszkodziło jej przez wiele miesięcy blokować udostępnienie swojego raportu opinii publicznej. A gdy go już udostępniła, to rozległ się huczny śmiech na sali, gdyż raport niczego nie udowadniał i był zbiorem informacji znanych już wcześniej z gazet. Totalna kompromitacja z porcją dorsza w tle.

Jednak na dobre Tusk rozwinął skrzydła w dziedzinie ograniczania dostępu do informacji publicznej dopiero przy okazji afery hazardowej, sprokurowanej przez jego rząd. Wtedy to wymyślił zupełnie fantastyczną instytucję tarczy antykorupcyjnej. Był to prawdziwie amerykański wynalazek, bo jako żywo kojarzył się z amerykańską tarczą antyrakietową, co brzmiało po prostu imponująco.

Jak wszyscy dzisiaj wiemy, na dumnym brzmieniu się także skończyło, ale w międzyczasie Tusk bohatersko stanął w obronie dostępu do swego wynalazku. Szczególnie krwi mu napsuła opozycja oraz organizacje pozarządowe, które tak zachwyciły się innowacyjnością Tuska, że zapragnęły upublicznić ze wszech miar pożyteczną instytucję tarczy antykorupcyjnej. Wiadomo bowiem, że nie po to jest światło, aby pod korcem stało, jak mówi Pismo. Ale lekko nie było, obywatelski premier zasłonił się tajemnicą i publiczności znowu przyszło ciągać się po sądach i trybunałach.

Kiedy wreszcie prawda o rzekomej tarczy wyszła na jaw, to z wrażenia zatkało nawet media okołotuskowe. Ba, co tam media! Samego Donalda Tuska o mało cholera nie zadławiła, kiedy musiał przyznać, że jego tarcza antykorupcyjna istniała jedynie na papierze, a i to był tylko świstek zawierający luźne dywagacje koleżków premiera, czynione prawdopodobnie przy winie i cygarach. Obciach był potworny, ale media rządowe karnie zwarły szeregi i zamilkły jak na komendę, bo co tu było gadać, gdy ich faworyt okazał się błaznem robiącym cyrk z instytucji państwa, a jego tarcza piarowskim przekrętem?

Obecny proceder premier Kopacz dowodzi, że ta tradycja jest wciąż żywa w Platformie Nie Wiedzieć Czemu Zwanej Obywatelską. Bowiem według polityków z tej partii, publiczność nie ma prawa znać dokumentów publicznych, do których ma obywatelskie prawo i które sporządzono za publiczne pieniądze. Publiczność ma schować swoją publiczną mordę w kubeł i słuchać radia. Rzecz jasna, radia publicznego.

Tekst ukazał się na portalu wPolityce 17 sierpnia 2015r